„Martwię się o swoją córkę. Wypruwa sobie żyły dla niepełnosprawnego synka, ale całkiem zapomina przy tym o sobie”

matka, która martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk
„Ewa nie umie się zdecydować na poważny związek, bo dla Krzysia każda zmiana jest okropnie trudna. Już sam pomysł, żeby wprowadził się do nich ktoś nowy, jest ryzykowny. Wszystko jest mniej ważne od dziecka”.
/ 11.04.2022 06:58
matka, która martwi się o córkę fot. Adobe Stock, Anatoliy Karlyuk

Ewunia zaszła w ciążę, gdy miała zaledwie 18 lat. Oczywiście, to nie z tego powodu jestem z niej dumna. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam przerażona. Miałam nadzieję, że córka pójdzie na studia, osiągnie coś w życiu, że powiedzie jej się lepiej niż mnie. W dodatku ojciec tego dziecka nie należał do najdojrzalszych. Nie wyparł się ojcostwa, ale też nie docierało do niego, jak wielka jest to odpowiedzialność. Ewa to widziała i nie zdecydowała się na ślub.

– Mamo, wiem, że zrobiłam głupotę – powiedziała. – Ale nie usunę ciąży, bo w życiu bym sobie tego nie darowała. To przecież moje dziecko! Za Darka też nie chcę wyjść. Przynajmniej na razie. Nie zamierzam popełniać więcej błędów, ślub zawsze zdążę wziąć. Tylko… pomożesz?

No pewnie, że pomogłam! Więcej – tak naprawdę na początku głównie to ja się zajmowałam Krzysiem. Ewa i Darek zajęci byli uczeniem się do matury. Sama ich namawiałam, żeby nie przerywali nauki. Muszę przyznać, że i drudzy dziadkowie stanęli na wysokości zadania. Dzięki temu bez większego problemu dawaliśmy sobie radę.

Trochę było mi żal dzieciaka, bo rodziców widywał naprawdę rzadko. Zwłaszcza ojca – Darek wpadał tylko na chwilę, czasem wyszedł z małym na spacer. Miałam nadzieję, że po maturze wszystko się zmieni. Albo i nie – bo liczyłam, że Ewa mimo wszystko pójdzie na studia. Chociaż nie bardzo sobie wyobrażałam, jak wówczas damy sobie radę. Ewa jednak na studia nie poszła. Darek także nie – oboje zdecydowali się iść do pracy zaraz po skończeniu szkoły.

– Ważne, że mam maturę. Jak mi się odmieni, zdążę sobie jeszcze postudiować – tak Ewa odpierała moje namowy. – A teraz muszę cię przecież wspomóc finansowo. No i zająć się swoim dzieckiem.

Terapia jest ważna, ale swoje kosztuje

Prawdę mówiąc, to ostatnie akurat nie bardzo jej wychodziło. Po pracy była zmęczona, a w weekendy… No cóż, rozumiałam, że jest młoda i nie zabraniałam jej chodzić na imprezy. Tym bardziej że widziałam, jak się stara jednocześnie być dobrą mamą. Może czasem nieudolnie, ale naprawdę chciała! Przez cały ten czas była związana z Darkiem, jednak o ślubie nigdy nie wspominali. Zdaje się, że powoli znikała miłość, jaka ich łączyła, a zostało jedynie przywiązanie. No i wspólne dziecko.

Wszystko się zmieniło, kiedy Krzyś miał trzy lata. Poszedł do przedszkola i Ewa została wezwana na rozmowę do psychologa. Podejrzewałam, że tak będzie. Już wcześniej niepokoiło mnie zachowanie wnuka, bo moim zdaniem odbiegało od normy. Próbowałam wytłumaczyć to Ewie, lecz ona zbagatelizowała sprawę.

– Mamo, chyba przesadzasz – stwierdziła. – Mówi bardzo ładnie, chętnie się uczy. A że nie lubi dzieci i się złości? Przejdzie mu, jak podrośnie. Jest przyzwyczajony do tego, że ma wszystko, nie umie się dzielić. To typowe w jego wieku.

Niestety, okazało się, że moje obawy nie były całkiem bezpodstawne. Ewa wróciła z przedszkola roztrzęsiona.

– Mamo, pani psycholog mówi, że Krzyś ma chyba zespół Aspergera – powiedziała mi cała w nerwach. – Że to rodzaj autyzmu i musimy iść do poradni. Co to jest? Czy on jest chory?

Nie umiałam jej pomóc, sięgnęłyśmy więc do internetu po informacje. To, co wyczytałyśmy, przeraziło nas. Co z tego, że to jedna z lżejszych form autyzmu, że dzieci z aspergerem często są bardzo zdolne? Ale nie potrafią funkcjonować wśród ludzi! W dodatku muszą wciąż być na terapii.

– I co my zrobimy? – Ewa patrzyła na mnie autentycznie przerażona.

Nazajutrz umówiłyśmy się do poradni, a tam specjalista potwierdził podejrzenia pani psycholog z przedszkola.

– Niestety, to, co możemy państwu zaoferować jako poradnia, to tylko kropla w morzu potrzeb – uprzedził. – Dziecko powinno cały czas uczestniczyć w terapii. Zalecam integrację sensoryczną, ale trzeba długo czekać na wolne terminy. A dobrze by było zacząć z nim pracować od zaraz i robić to jak najczęściej. Mogą panie pokryć koszty takich zajęć?

Okazało się, że to kosztuje mnóstwo pieniędzy! Na pewno nie dałybyśmy rady opłacić takiej terapii. Ewa dowiedziała się, co może robić z dzieckiem sama, nauczyła też mnie kilku zabaw, które pomogą Krzysiowi. Ale to ciągle było mało! Psycholog z poradni powiedział, że czasem zgłaszają się do nich wolontariusze, studenci psychologii, którzy bezpłatnie pomagają takim rodzicom jak my.

– Dam znać, ale czy i kiedy się zgłoszą, nie wiem – rozłożył bezradnie ręce.

Od tamtego czasu moja córka bardzo się zmieniła. Już nie biegała na imprezy, każdą wolną chwilę spędzała z synkiem. Darek, niestety, nie. Nie wiem, czy przestraszył się odpowiedzialności, czy zwyczajnie wstydził się takiego dziecka, ale bywał u nas coraz rzadziej. Z Ewą też się nie spotykał – okazało się, że kogoś poznał. Córka nawet nie rozpaczała specjalnie z tego powodu.

– Między nami i tak się już wypaliło to, co było – tylko wzruszyła ramionami.

– Dobrze, że za niego nie wyszłam, teraz byłby tylko kłopot. Owszem, żal mi Krzysia, że ma takiego ojca, ale tego już nie zmienię. Na szczęście płaci na dziecko, więc przynajmniej mamy na część zajęć!

Któregoś dnia wyszła z domu w piątkowy poranek i po powrocie oznajmiła mi:

– Zapisałam się na studia. Na psychologię. Zaocznie, żeby nadal pracować. I chcę zrobić kurs integracji sensorycznej. Na razie dla rodziców, a jak skończę naukę, zrobię profesjonalny.

Boi się ze względu na Krzysia

Wtedy pomyślałam, że jestem z niej dumna. Nie poddała się, nie uciekła jak Darek, nie załamała się, jak ja kiedyś, gdy mąż mnie rzucił i zostałam z nią sama. Gdyby nie moja siostra, pewnie nie pozbierałabym się, nie wyszła z dołu rozpaczy. Choć i tak długo nie byłam taką mamą, jak powinnam. Tymczasem Ewa nie myślała o sobie i nie rozpaczała. Walczyła. Kończyła wszystkie kursy, jakie mogła, żeby tylko pomóc synkowi. Załatwiła też wolontariuszy! Znajomych ze studiów. Odkąd się dowiedzieli, o co chodzi, bywali u nas niemal codziennie.

Mimo wszystko nie było nam łatwo. Czasem dosłownie padałyśmy ze zmęczenia. Ja w ciągu dnia siedziałam z Krzysiem, po południu szłam sprzątać do biur. Ewa wracała w tym czasie do domu i zajmowała się dzieckiem. Co kilka dni musiała też jeździć z nim na terapię albo inne zajęcia. No i przecież do tego studiowała! Podziwiałam ją za upór i wytrzymałość.

Najtrudniej było zachować przy Krzysiu spokój i cierpliwość. On nie rozumiał, co się dzieje, nie wdział naszego zmęczenia i swoim zachowaniem nie ułatwiał nam życia. Bywało, że Ewa siadała do nauki dopiero o północy, bo Krzyś nie chciał się uspokoić albo nie mógł zasnąć. A ja nie mogłam jej zastąpić przy usypianiu – takie dzieci jak mój wnuk nie tolerują żadnych zmian. Czytać mu bajeczki na dobranoc mogła tylko mama!

Na każdym kroku potykałyśmy się o takie rzeczy. Autyzm odkrywał przed nami swoje kolejne twarze, wciąż zmuszając nas do szybkiego reagowania.

Dziś Krzyś ma już 8 lat. Chodzi do normalnej szkoły. Oczywiście, nauczyciele wiedzą o jego inności – jest tam pod opieką psychologa i pedagoga. Ale radzi sobie świetnie i wychowawczyni mówi, że nie ma z nim większych problemów. To zasługa Ewy. W tym roku ma obronę pracy magisterskiej. Jest jedną z najlepszych studentek na roku. Jej promotor zasugerował nawet, żeby została na uczelni i zajęła się pracą naukową.

– Nie wiem, co mam zrobić – wyznała mi ostatnio. – Z jednej strony, to duża nobilitacja. No i pewna praca. Oczywiście najchętniej siedziałabym w domu z Krzysiem i tylko jemu dawała to, czego się nauczyłam. Ale nie mogę, bo potrzebujemy pieniędzy. Więc skoro i tak mam pracować, to może to jest dobry pomysł? Chociaż z drugiej strony, chyba wolałabym się zająć dziećmi takimi jak on. To one mnie potrzebują, a nie uniwerek. Jednak może zostanę i zrobię doktorat?

Nie wiem, jaką Ewa podejmie decyzję, ale wiem, że będzie dobra. Bo moja córka to mądra dziewczyna. Martwię się tylko, że w tym ferworze walki o syna całkiem zapomina o sobie. Ciągle jest sama, chociaż kręci się koło niej kilku sensownych facetów. Tymczasem ona się boi – z powodu Krzysia.

– Przecież Igor wie, że masz dziecko, i wie, jakie ono jest – tłumaczyłam Ewie, gdy pojawił się kolejny kandydat na męża, przystojny magister prawa.

– Ale on nie mieszka z nim na stałe, nie wie, jak to jest… – kręciła głową Ewa.

– A wiesz, że dla Krzysia każda zmiana jest okropnie trudna. Już sam pomysł, żeby wprowadził się do nas ktoś nowy, jest ryzykowny. A jeżeli Igor się nie sprawdzi, a Krzyś zdąży go zaakceptować?

No cóż, to kolejna decyzja, jaką Ewa musi podjąć. Chociaż tym razem będę na nią napierać. Bo chyba czas, żeby moja córka pomyślała także o swoim szczęściu.

Czytaj także:
„5 lat temu siostrzenica oddała mi córkę, gdybym jej nie wzięła, zostawiłaby ją do domu dziecka. Teraz chce ją odzyskać”
„Rzuciłam fajnego faceta dla podrywacza, który już raz mnie zdradził. Jak ostatnia naiwna wierzyłam, że się zmienił”
„Kocham moją córkę, ale bycie matką Polką mnie męczy. Potrzebuję odpoczynku, tylko kto wtedy zajmie się dzieckiem?”

Redakcja poleca

REKLAMA