Bez wątpienia w naszym domu ojciec był postacią drugoplanową. Jeśli nawet kiedykolwiek próbował sięgnąć po władzę, musiał ponieść sromotną porażkę, zanim zacząłem cokolwiek kapować. Za mojej pamięci w stadzie dominowała mama, która nie tolerowała niesubordynacji zarówno u dzieci, jak i partnera. Jeśli chciało się coś załatwić, to tylko z nią; tata był od zarabiania pieniędzy i huśtania na kolanie.
Kiedy dorośliśmy, kolana ojca straciły na atrakcyjności i właściwie przestaliśmy się interesować ich właścicielem. A on nie walczył o uwagę: wracał z pracy, znikał w swoim warsztacie i coś tam sobie majstrował. Co? Nikogo to nie interesowało. Dla nastolatków najważniejsze sprawy rozgrywały się poza domem, a mamę satysfakcjonował taki stan rzeczy.
Kiedy oboje z siostrą opuściliśmy rodzinne gniazdo, prawie straciliśmy kontakt z ojcem. Telefon odbierała mama, a podczas nielicznych odwiedzin tata niewiele mówił. Owszem, cieszył się na nasz widok, zjadał wspólny obiad, słuchał nowinek, czasem o coś pytał, ale trudno mu było walczyć o uwagę, więc po jakimś czasie znikał w warsztacie. Mówiąc szczerze, byłem przekonany, że jest mu z tym dobrze – nie każdy chce być duszą towarzystwa. Tylko brat ojca, czyli wujek, nie zgadzał się z moim punktem widzenia.
– Wasza matka go stłamsiła – powiedział kiedyś po wypiciu paru piw. – Jesteście z siostrą gówniarze, więc niewiele wiecie na ten temat, ale uwierzcie mi na słowo: kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. Lubił wspólne wypady za miasto, miał głowę pełną pomysłów i wszystkie chciał realizować. Był ciekaw świata, żądny kontaktów z ludźmi, ale to się zaczęło zmieniać z czasem. Niestety, ty, Łukasz, okazałeś się chorowitym dzieciakiem, matka musiała odłożyć aspiracje i zrezygnować z kariery. Nie mam pojęcia, czy obwiniała Jurka o ten stan rzeczy, czy po prostu jej niespożyta energia nie znajdowała ujścia i wyładowywała ją na nim… Tak było.
– A mnie się nie wydaje, by był nieszczęśliwy – upierałem się. – Widziałaś, Dorota, by się chociaż raz postawił?
– Może za bardzo kocha naszą matkę – westchnęła siostra.
Romantyczne kocopoły. Jakby chciał, to by zmienił swoje życie. Mówiąc szczerze, kiedy miałem kilkanaście lat, trochę ojcem pogardzałem za bierność i taką dupowatość – mężczyzna powinien być bardziej stanowczy. Potem moje odczucia złagodniały, ale nigdy nie nawiązaliśmy głębszych relacji. Liczyłem na to, że zdążymy to jeszcze nadrobić, ale w dniu swoich sześćdziesiątych urodzin… ojciec zniknął. Nie wrócił z pracy do domu, a jak się później okazało, nawet nie dotarł do firmy.
Naprawdę myślisz, że znalazł sobie młodszą?
Mama była przerażona.
– Zamordowali go! – łkała przez telefon. – I co ja teraz sama pocznę na stare lata?
– Hej, spokojnie, mamuśka – próbowałem podejść rzeczowo do tematu. – Dopóki nie znaleziono ciała, prawdopodobnie żyje. Poczekaj, zaraz do ciebie przyjadę.
Kiedy się zjawiłem, zapadał wieczór. Ojca wciąż nie było, a mama była strzępkiem nerwów. Obdzwoniła już okoliczne szpitale i wszystkich, którzy mogli coś wiedzieć, ale nikt ojca nie widział przez cały dzień.
– Dzwonimy na policję – zarządziłem.
– Już dzwoniłam. Stwierdzili, że na oficjalne uznanie ojca za zaginionego jest stanowczo za wcześnie. Co robić, Łukasz, co robić?
– Rozejrzyjmy się po mieszkaniu – zaproponowałem. – Może znajdziemy jakąś wskazówkę. A co z samochodem, też zniknął?
Mama skinęła głową, wycierając mokre od łez oczy. Zaproponowałem, by sprawdziła taty garderobę, a ja rozejrzę się w warsztacie. Poszła do sypialni, ja ruszyłem do sutereny. Rzadko tam bywałem, bo nigdy nie pociągało mnie majsterkowanie, a ojciec nie nalegał, by mnie czegoś nauczyć, dlatego zdziwił mnie widok jego królestwa.
Przede wszystkim, panował w nim idealny porządek. Wszystkie narzędzia wisiały na specjalnie dla nich skonstruowanych zawieszkach, w plastikowych pudełeczkach leżały posegregowane gwoździki i śrubki. Wióry były podmiecione, na stołach czysto jak w lokalu gastronomicznym. Nietrudno było zauważyć kartkę z krótkim tekstem leżącą na blacie. Poznałem charakterystyczne pismo ojca. Tekst nie był długi, ale też tata nie był przecież gadułą.
„Wyjechałem i raczej nie wrócę. Pieniądze będę przesyłał na konto, choć może zdarzyć się poślizg, szczególnie w pierwszym okresie. Jurek” – przeczytałem.
– Znalazł inną – załkała mama, kiedy pokazałem jej list. – Wiedziałam!
– Naprawdę? – byłem w szoku. – Od kiedy wiedziałaś?!
– Jezu! Chłopaku! – mama pokręciła z dezaprobatą głową. – Tak się tylko mówi. Gdybym wiedziała, zrobiłabym taki bal, że odechciałoby mu się tej młódki.
– Skąd wiesz, że odszedł do młodszej? – drążyłem zaintrygowany.
– A do jakiej miał odejść, cymbale? – krzyknęła ze złością i rozpłakała się. – Sam też pewnie masz młodszą na boku, co? Mężczyźni to świnie.
Wzruszyłem ramionami. Tworzyliśmy z moją Mariolą dobry związek od dziesięciu prawie lat i nie miałem ochoty na żadne skoki w bok, ale co się będę tłumaczył kobiecie, która była w głębokiej rozpaczy po utracie towarzysza życia…
Nie pamiętam, żeby tata kiedyś się śmiał
Płakała chyba ze dwa dni. Oczywiście, robiła przerwy na posiłek czy ulubiony serial, ale zaraz potem łapała chusteczkę i wycierała zaczerwienione oczy. Zawsze uwielbiała melodramaty i miałem wrażenie, że w jakimś sensie spełnia się, odgrywając rolę ofiary męskich chuci. Mimo to staraliśmy się z siostrą bywać u niej, żeby mogła się pozbierać i wyżalić. Sami byliśmy zszokowani zniknięciem ojca i potrzebowaliśmy swojego towarzystwa i rozmów, których był głównym tematem.
Nie zostawił śladów, które mogłyby nas zaprowadzić do miejsca jego nowego pobytu. Nie wiedzieliśmy o żadnych znajomych, u których mógłby pomieszkiwać. Jeśli chodzi o ewentualny romans, zdania były podzielone. Dorota z mamą uważały, że znalazł nową babę, ja, że niekoniecznie… Nie miałem jednak pomysłu, gdzie mógłby się podziewać.
– Wróci – stwierdziła mama po odbyciu miesięcznej żałoby. – Żadna z nim dłużej nie wytrzyma, i wróci z podkulonym ogonem. Bóg mi świadkiem, drzwi zastanie zamknięte. Mam swój honor!
Jednak ojciec nie wrócił ani po miesiącu, ani po pół roku. Regularnie wpłacał mamie na konto pewną sumę. Raz mniejszą, raz większą, ale na tyle dużą, by starczyło jej na spokojne życie. Chyba wszyscy zaczynaliśmy przyzwyczajać się do tej dziwnej sytuacji. Ojciec, bez wątpienia, nie chciał zdradzić miejsca swojego pobytu, a nam też nie udało się go namierzyć.
Kilkanaście miesięcy później siostra przysłała mi na telefon zdjęcie jakichś ludzi siedzących przy ognisku. Roześmiane twarze, gitary, piwo, ot, impreza na łonie natury. Zdjęcie miało intrygujący opis: „Poznajesz?”. Bardzo się starałem, ale nie udało mi się rozpoznać żadnej z uwiecznionych osób i w końcu zadzwoniłem do Doroty, by spytać o co chodzi.
– Jak to, nie poznajesz? – zdziwiła się. – To przecież nasz staruszek!
– Na zdjęciu, które mi przysłałaś? – upewniłem się. – Przecież tam są młodzi ludzie.
– Przyjrzyj się. Facet z brodą na drugim planie – tłumaczyła przejęta. – Opierający się o pień drzewa. To on, wydaje mi się, że miał nawet taką koszulę.
Powiększyłem zdjęcie i przypatrywałem się niewyraźnej postaci mężczyzny z siwą brodą. To miałby być nasz ojciec?
– Dobra, jest może w podobnym wieku – przyznałem. – Na tym kończą się podobieństwa, Dorota. Poza tym facet szczerzy zęby w uśmiechu, jakby wypalił dobrego jointa… Widziałaś kiedykolwiek, by nasz tata się śmiał albo jarał skręty?
Stwierdziła, że tak, kiedyś widziała, jak tata się śmiał i jest prawie pewna, że to on. Nalegała, bym ruszył tyłek i odnalazł starego hipisa ze zdjęcia.
– Ja nie mam prawa jazdy – dodała. – Ale chcę jechać z tobą.
– To powiedz, gdzie dokładnie mielibyśmy jechać? – spytałem.
Okazało się, że córka jej znajomych pracowała w gospodarstwie ekologicznym gdzieś w Karkonoszach i tam zrobiła to zdjęcie.
Jurek? Zapomniałem, że tak ma na imię…
– To jest jakaś komuna czy coś w tym stylu – opowiadała siostra. – Jakby wioska zamieszkana przez wszelkiej maści odmieńców.
– I nasz ojciec między nimi? – skrzywiłem się z niesmakiem. – Już to widzę. Gra na bębnach i uprawia marihuanę. Boki zrywać.
– Nie kpij – przerwała. – To nasz jedyny trop i mam przeczucie, że dobry.
Tydzień później ruszyliśmy w pościg za uciekinierem. Dorota miała adres i przeczucie, ja coraz większe wątpliwości. No bo nawet jeśli facet ze zdjęcia okazałby się naszym staruszkiem, to co powinniśmy zrobić? Siłą zaciągnąć go do samochodu i przywieźć do domu?
– Nie zastanawiałam się nad tym – stwierdziła siostra, kiedy jej to uzmysłowiłem. – Chyba chciałabym mu spojrzeć w oczy, tylko tyle… Albo nie! Chcę jeszcze zobaczyć kobietę, dla której zostawił rodzinę. Tak, chciałabym ich zobaczyć razem, spojrzeć mu w twarz i powiedzieć… Cholera, muszę to przemyśleć, daj mi chwilę – zażądała.
A ja? Nawet nie wiedziałem, czy chcę się z nim spotkać. Odkryłem w sobie jakiś żal do ojca. Jak mógł tak po prostu dać nogę? A skoro on nie chce nas więcej oglądać, to po jakiego diabła się narzucać?
– Jakiś ty dziecinny, Łukasz – siostra pokiwała z politowaniem głową. – Świat nie kręci się dookoła ciebie, pomyślałeś, jak się czuje mama? Przysięgał przed ołtarzem, że nie opuści jej aż do śmierci, i co? Na starość znalazł inną i w nosie ma przysięgi. Nawet nie miał odwagi powiedzieć jej tego prosto w twarz. Tak, wiem już, co mu powiem. Każę wrócić do domu i spojrzeć w oczy kobiety, którą poślubił. Cholerny cykor.
Zirytowała mnie stwierdzeniem, że jestem dziecinny. Wzruszyłem ze złością ramionami i przestałem się odzywać. Jakimś cudem prawie bez problemów udało nam się odnaleźć gospodarstwo ekologiczne, w którym pracowała autorka zdjęcia. Wziąłem fotkę ze sobą i ruszyłem w stronę domostwa.
– Pan do kogo? – usłyszałem głos spod mijanego samochodu.
Umazana smarem twarz mężczyzny w moim, mniej więcej, wieku pojawiła się w okolicach przedniego koła. Kucnąłem obok, wyciągnąłem zdjęcie i, wskazując palcem brodacza, spytałem:
– Szukam tego staruszka. Zna go pan?
Na twarzy mężczyzny wykwitł uśmiech.
– Jasne – skinął głową. – To Jurek, mieszka u Soni, ale nie wiem, czy go zastaniecie dzisiaj. To chałupa pod samym lasem. Jak chcecie, zawołam kogoś, by pokazał wam drogę.
Nie czekając na odpowiedź, krzyknął w stronę stodoły:
– Maciek! Maciek!
Z ciemnego wnętrza wyszedł długowłosy chłopak i ruszył w naszym kierunku.
– Zaprowadzisz państwa do Soni? – spytał mężczyzna. – Przyjechali do Jurka, ale nie mam pewności, czy przypadkiem nie wyjechał.
– Jest w domu – stwierdził chłopak. – Dopiero w przyszłym tygodniu jedziemy kończyć ten projekt pod Warszawą. Mają państwo samochód? To dobrze, podjedziemy kawałek.
Kto to ta cała Sonia? Jego... żona?
Bez zbędnego certolenia wpakował się na tylne siedzenie.
– Maciek jestem – podał dłoń Dorocie.
– Znacie się z Jurkiem?
Siostrze szczęka opadła ze zdumienia. Wszelkie zasady dobrego wychowania, którym hołdowała, zostały właśnie złamane. Długowłosy chłopak mógłby być wnukiem naszego ojca, a wyrażał się o nim jak o rówieśniku. To przekraczało jej pojmowanie świata i musiało minąć trochę czasu, by się uporała z problemem, więc podtrzymanie konwersacji spadło na mnie.
– Tak – przytaknąłem, siadając za kierownicą. – Znamy się od dawna. Można powiedzieć, od zawsze.
Chłopak wskazał palcem kierunek jazdy i rozparł się wygodnie na siedzeniu.
– Niesamowity facet, co nie? – powiedział. – Nie ma takiej rzeczy, której by nie zrobił, jak pragnę zdrowia. Teraz pracujemy razem przy konwektorze ciepła w willi takiego bogatego gościa. Super nam wychodzi, trochę kasy wpadnie, a poza tym sporo się mogę od Jurka nauczyć. Chciałbym mieć takiego starego.
Tym razem to mnie szczęka opadła. Słuchałem opowieści o jakimś supermenie, a nie o zahukanym, cichym człowieczku pomieszkującym w naszym domu.
– O, ten wielki budynek na zboczu – chłopak stuknął mnie w ramię. – Tu skręcaj.
Posłusznie wykonałem manewr i zmieniłem bieg na niższy, bo piaskowa droga ostro pięła się pod górę.
– A ta kobieta, z którą mieszka… eee…Jurek – spytałem o coś, co nie dawało mi spokoju. – To kto? Żona?
Chłopak roześmiał się na cały głos.
– Zwariowałeś, stary? – powiedział.– Sonia mogłaby być jego wnuczką, pomijając fakt, że ma już męża, tyle że na wózku inwalidzkim. Razem prowadzą pensjonat, ale że kaleka nie za wiele może zrobić, większość obowiązków spoczywa na Soni. Dlatego Jurek z nimi zamieszkał i w miarę możliwości pomaga przy remontach i innych męskich zajęciach. Tu się zatrzymaj, nie dasz rady wjechać tym samochodem. Resztę drogi musicie pokonać pieszo, ja spadam, bo mam robotę.
Chłopak był strasznym gadułą i przekazywał mnóstwo informacji w bardzo krótkim czasie, więc musiałem sobie wszystko poukładać w głowie.
– Czekaj – odezwała się Dorota. – A jakim cudem… ehm, jakim cudem Jurek trafił do tego pensjonatu? Przecież to koniec świata – dodała, machając ręką.
– Jak trafił? – chłopak był w siódmym niebie, kiedy mógł gadać. – Jakieś dwa lata temu podjął się budowy pieca chlebowego. Sonia dała ogłoszenie i zgłosił się jako jedyny wykonawca. Potem zajął się centralnym ogrzewaniem, bo hydraulik spartolił robotę i połowa kaloryferów była zimna, no a potem Sonia zaproponowała mu robotę na stałe. I został. Dużo u nich nie zarobi, ale często ma propozycje ciekawych projektów i wtedy zabiera mnie ze sobą.
– Tak jak teraz? – dopytywała Dorota. – Teraz też gdzieś razem jedziecie?
Nie pamiętam, by z nami tak dobrze się bawił
Chłopak skinął głową i otworzył drzwi.
– Świetny projekt – powiedział, wysiadając. – Dom wykorzystujący energię solarną.
Dorota zrobiła zdumioną minę, ale ja wiedziałem, w czym rzecz.
– Fotowoltaika – mruknąłem z podziwem. – Nie miałem pojęcia, że i na tym się zna.
– To też, ale projekt jest bardziej rozbudowany i obejmuje na przykład magazynowanie ciepła słonecznego i rozprowadzanie go po pomieszczeniach. Naprawdę fajna sprawa. No nic, muszę lecieć. O patrzcie, Jurek właśnie wyszedł przed dom z dzieciakami. To dzieci Soni, ale uwielbiają go… Zresztą ja też, ale wiecie, jaki jest Jurek, no nie? To na razie. Zobaczymy się pewnie wieczorem.
Zatrzasnął drzwi, klepnął dłonią w dach samochodu i poszedł sobie, zostawiając nas w totalnym osłupieniu. Gapiliśmy się na naszego ojca, który baraszkował z obcymi dzieciakami w wysokiej po kolana trawie. Z siwą brodą wyglądał jak święty mikołaj, ale to na pewno był on. Poczułem ukłucie żalu, bo nie pamiętałem, by z nami tak dobrze się bawił. Nie pamiętałem, by tak beztrosko się śmiał. Dorota, mimo obietnic, jak to się rozmówi ze starym zbereźnikiem, siedziała jak słup soli, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
Żadne z nas nie kwapiło się do wyjścia z samochodu. Z masochistyczną przyjemnością chłonęliśmy obraz szczęśliwej „rodziny”.
– Wiedziałaś, że ojciec potrafi budować piece? – spytałem tylko po to, by przerwać niezręczne milczenie.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Wiele rzeczy o nim nie wiedzieliśmy, Łukasz – powiedziała, nie odrywając wzroku od roześmianego ojca. – I nie sądzę, by to był najlepszy moment, aby go o to wypytywać. Jeżeli o mnie chodzi, widziałam i słyszałam już wystarczająco dużo.
Spojrzałem na nią zdziwiony.
– Mogę wrócić do domu, wiesz? Muszę sobie to wszystko poukładać, zanim zdecyduję się na ponowne spotkanie. A może on sam zdecyduje się z nami spotkać? Musimy chyba dać mu czas.
Skinąłem głową na znak, że w pełni się zgadzam, zapaliłem silnik i zacząłem manewr zawracania na wąskiej drodze.
– A co z mamą? – spytałem, spoglądając we wsteczne lusterko, by jeszcze raz zobaczyć postać taty.
Dorota wzruszyła ramionami.
– To chyba oczywiste, że nic jej nie powiemy – stwierdziła gładko. – Wygląda na to, że nic nie wiemy o naszych starych, więc nie ma sensu mieszać się w ich relacje.
Rzadko bywała stanowcza, ale wyglądało, że tym razem jest inaczej, a ja nie miałem żadnych kontrargumentów. Niektóre sprawy potrzebują czasu, a niektórych lepiej w ogóle nie tykać… Nie miałem pewności, do której kategorii należy akurat ta, ale poddałem się woli siostry.
Czytaj także:
„Ojciec wyszedł z domu i przepadł jak kamień w wodę. Postawiłam całą rodzinę na nogi, bo staruszkowi zachciało się amorów”
„Ojciec odszedł, gdy miałam 3 lata. Po 27 latach przypomniał sobie o nas. Jest ciężko chory i błaga o wybaczenie”
„Narzeczony wyszedł po słoik ogórków i przepadł jak kamień w wodę. Porzucił mnie, bo znudziła mu się wizja małżeństwa”