„Mamy z synem tajemnicę, którą od 3 lat ukrywamy przed jego bratem. Boję się, co będzie, gdy ujrzy światło dzienne”

matka z synem fot. iStock by Getty Images,Cavan Images
„– Chyba pomyślimy z Karoliną o wspólnym mieszkaniu – oznajmił. – No to przyprowadziłbym ją na obiad, co, mama? A kiedy przyjeżdża nasz naukowiec? Też powinien ją poznać, bo on pewnie ciągle sam, nieudacznik jeden, nie?”.
/ 04.09.2023 11:15
matka z synem fot. iStock by Getty Images,Cavan Images

Marek jest starszy od Krzysia o dwa lata. Zawsze był niespokojnym duchem. Bystry, ale leniwy. Nigdy nie chciał się uczyć i wiecznie przysparzał nam problemów. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy byłam wezwana do szkoły, bo coś przeskrobał. Z trudem zdawał do kolejnych klas, a po gimnazjum poszedł do zawodówki samochodowej. Wtedy właściwie zupełnie straciłam nad nim kontrolę. W tej szkole zazwyczaj lądowali chłopcy, którzy nigdzie indziej się nie dostali. Kilku zaledwie w jego klasie było takich, którzy faktycznie interesowali się samochodami. Niestety, Marek z nimi się nie zadawał. On wolał towarzystwo łobuzów i nieuków. Zaczął palić, pić. Uważał się za dorosłego, a ja zupełnie nie miałam na niego wpływu.

Mąż już wtedy nie żył. Zmarł po wypadku w pracy. Dostaliśmy odszkodowanie, dzieci miały rentę, co pozwoliło nam jako tako żyć. Ale brak ojcowskiej ręki na pewno przyczynił się do tego, że Marek zaczął się staczać.

Krzysiek był zupełnie inny. Cichy i spokojny. Mniej bystry od swojego brata, za to szalenie pracowity i ambitny. O ile Markowi na niczym nie zależało, Krzysiek zawsze chciał być we wszystkim najlepszy. Świetnie się uczył – chociaż kosztowało go to sporo wysiłku. W ogóle nie sprawiał kłopotów.

Robił co chciał, nikogo nie słuchał

Marek już w podstawówce zbuntował się i nie chciał chodzić do kościoła, tymczasem Krzyś był ministrantem. Jego w ogóle nie musiałam pilnować – zawsze pamiętał o lekcjach, o klasówkach, w niedzielę sam przypominał, że trzeba iść do kościoła, a w piątek pilnował postu.

Najbardziej martwiło mnie, że chłopcy kompletnie się nie dogadywali. To znaczy Krzyś starał się być miły dla brata, ale Marek dokuczał mu na każdym kroku. Im byli starsi, tym ten konflikt się nasilał. Każdy sukces młodszego był przez starszego krytykowany i wyszydzany. A gdy Marek przestał chodzić do kościoła, to ten temat stale powracał w docinkach. Z jakąś dziwną satysfakcją dokuczał bratu, gdy ten wybierał się na mszę albo uczył do sprawdzianu z religii.

Dobrze pamiętam pewną sytuację. Krzyś przygotowywał się do bierzmowania, podchodził do tego bardzo poważnie. Długo zastanawiał się, jakie imię powinien wybrać. Wreszcie zdecydował się na Karola, na cześć naszego papieża.

– Podziwiam go – tłumaczył mi. – Co prawda, święty Karol może jest mało znany, ale przecież nie o to chodzi, prawda?

– Tak – przytaknęłam.

– A na świadka kogo weźmiesz? Mateusza?

To jego najlepszy kolega z klasy, trzymali się razem jeszcze w podstawówce.

– Nie – pokręcił głową. – Chciałbym poprosić Marka. W końcu to mój brat.

Nie byłam przekonana, czy to dobry pomysł. Nawet chciałam porozmawiać o tym z młodszym synem, ale po jego minie widziałam, że doskonale zdaje sobie sprawę, jakie to ryzykowne posunięcie. Postanowiłam więc się nie wtrącać. „Kto wie, może Marek jednak doceni gest brata?” – łudziłam się.

Nie docenił. Kiedy z pokoju chłopców dobiegł mnie wybuch śmiechu, wiedziałam, że Krzysiek nie ma co liczyć na jego zrozumienie.

Z czasem chłopcy coraz bardziej oddalali się od siebie. A właściwie to Marek oddalał się od nas. Jeszcze nie skończył 18 lat, a już zdarzało mu się przyjść do domu po alkoholu. Nie krył się z papierosami, zgodził się jedynie wychodzić na balkon.

– Nie jesteś sam i musisz brać pod uwagę zdanie innych – nie wytrzymałam, gdy po powrocie do domu zastałam w dużym pokoju, w którym spałam, kłęby siwego dymu.

– Mecz był – powiedział beznamiętnie. – Kup mi telewizor do pokoju, to nie będę ci tu przesiadywał.

Myślałam, że mnie krew zaleje.

– Sam sobie kup. Mnie nie stać. A dopóki mieszkasz pod moim dachem i jesteś na moim utrzymaniu, musisz respektować pewne zasady. Jak chcesz żyć po swojemu, to na swoim.

Ostre to było i nawet się bałam, że się obrazi i wyprowadzi z domu. A to nie byłoby dobre. Taki kompletnie nieodpowiedzialny nastolatek prędzej czy później wpakowałby się w jakieś tarapaty. Albo, co gorsza, coś by mu się stało. Ale on, o dziwo, potulnie zgodził się ze mną. Wywietrzył pokój i od tej pory palił tylko na balkonie. Może dotarło do niego, że bez mojej pomocy nie dałby sobie rady? Próbowałam nawet wykorzystać tę chwilę i wymóc na nim inne rzeczy, ale to już było dla niego za dużo.

– Mama, nie szalej – powiedział. – Dobra, to twój pokój, tu nie palę, w swoim też nie, bo tam mieszka ten wychuchany goguś. Uszanuję to. Ale to, co robię, to moja sprawa. Chcę się napić, to piję. Nikt mnie na tym nie przyłapie, kłopotów mieć nie będziesz. Kumam bazę.

Martwiłam się o niego, ale co mogłam zrobić? Miałam się z nim pobić? Wszelkie zakazy i uwagi ignorował. Miałam tylko nadzieję, że skończy tę szkołę i przynajmniej zdobędzie jakiś zawód. I to nie najgorszy – mechanicy samochodowi są w końcu ciągle potrzebni i zdaje się, nieźle zarabiają. To akurat Marek chyba rozumiał, bo jakoś nie było problemów z jego nauką. Pod koniec szkoły wychowawczyni zaczęła go nawet chwalić!

Jeśli Marek się dowie, nie da mu żyć

Kiedy skończył szkołę i 18 lat, zaczął żyć jak przysłowiowy niebieski ptak. Nie szukał pracy i bawił się tylko, nie zważając na nic. Na szczęście, trwało to krótko. Bo chociaż próbował wyciągać ode mnie pieniądze, to szybko zrozumiał, że mu nie dam, bo zwyczajnie nie mam. Ponieważ już się nie uczył, wkrótce przestał dostawać też rentę.

Na szczęście, robotę znalazł dość prędko. Na początku większość pensji przepijał i wydawał na siebie. Ale tym razem ja postanowiłam być konsekwentna i przestałam kupować mu ciuchy, zażądałam też, żeby dokładał się do czynszu. Marudził, że się wyprowadzi, ale chyba sprawdził ceny wynajmu, bo położył uszy po sobie i od czasu do czasu dawał mi jakieś pieniądze. Miałam nadzieję, że wreszcie zmądrzał i wydoroślał.

Niestety, w ogóle nie przekładało się to na jego relacje z bratem. Dokuczał mu cały czas, znajdując w tym jakąś dziwną satysfakcję. Widziałam, że Krzysiek zwyczajnie się go boi. Chłopcy czasami się szturchali, jak to bracia, ale że Marek jest zdecydowanie silniejszy i bezwzględny, to zawsze on wychodził zwycięsko z tych porachunków.

Jednak chyba najbardziej bolały Krzyśka docinki i szyderstwa. Marek potrafił być naprawdę okrutny! Czasami zastanawiałam się, skąd to się wzięło? Może był zazdrosny o młodszego brata? Może był zły, że tamten się dobrze uczy? A może widział, że ja jednak w jakiś sposób faworyzuję Krzysia? No, bo faktycznie tak było.

To z młodszym synem mogłam porozmawiać na każdy temat, starszy w ogóle nie był skłonny do jakichkolwiek zwierzeń. Na młodszego mogłam też liczyć. A poza tym, Marek już dawno wyłączył się z życia rodzinnego. Nie chciał chodzić na żadne spotkania, urodziny… No więc siłą rzeczy, bardziej zżyta byłam z Krzysiem, to chyba naturalne! Był mi po prostu bliższy.

Nieraz próbowałam rozmawiać ze starszym synem, ale on był jakiś taki zacięty. Machnęłam więc ręką, licząc w duchu, że może z wiekiem dojrzeje? Tymczasem mieszkałam z dwoma synami, z których każdy miał inny charakter, temperament, zainteresowania. I musiałam znosić ich kłótnie, a raczej wyzwiska starszego miotane w kierunku młodszego. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść…

Pod koniec liceum Krzysiek poprosił mnie o rozmowę. Spodziewałam się, że chce iść na studia i podejrzewałam, że powie, że wyjeżdża. Ale to, co usłyszałam, całkiem mnie zaskoczyło.

Chciałbym iść do seminarium – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Wiem, że z jednej strony cię to ucieszy, z drugiej zmartwi. Bo mieć syna księdza to i powód do dumy, i smutek, bo wnuków ode mnie mieć nie będziesz.

Zszokował mnie. I swoim wyborem, i tym, co powiedział. Milczałam dłuższą chwilę, próbując poznać własne emocje i odczucia. Miał rację – z jednej strony byłam dumna, z drugiej zdawałam sobie sprawę, że zaraz stracę syna. Bo wstępując do seminarium, właściwie przestanie być mój.

– Nie bądź na mnie zła, mamo – poprosił, nie mogąc widocznie zinterpretować mojego milczenia.

– Nie jestem zła, po prostu nie spodziewałam się tego – powiedziałam zgodnie z prawdą. – To poważny wybór. Jesteś go pewien?

– Tak – przytaknął. – Tylko boję się, jak ty to odbierzesz. No i co powie na ten temat Marek!

W ogóle o tym nie pomyślałam. Nagle dotarło do mnie, że decyzja Krzyśka będzie dla brata nie do przyjęcia.

Kiedy mu o tym powiesz? – zapytałam ostrożnie.

– Właśnie nie wiem, czy w ogóle mu mówić – powiedział. – I tak muszę wyjechać z domu na studia. Pomyślałem, że go okłamię. Nie musi wiedzieć, co naprawdę będę studiować, zresztą, podejrzewam, że niespecjalnie go to będzie interesowało. Ale gdy pozna prawdę, nie da mi żyć.

Wiedziałam, że ma rację. Dla Marka będzie to kompletnie niezrozumiałe i jedyne, na co się zdobędzie, to kolejne drwiny, kpiny i szykany. Uprzykrzy życie bratu i mnie. Znałam dobrze starszego syna, widziałam, jak reaguje na każdą wzmiankę o kościele czy księżach. Informacja, że jego brat ma być jednym z nich, będzie dla niego jak płachta na byka. Nic dobrego z tego nie wyniknie.

Będzie musiał mu w końcu powiedzieć

– Ale przecież i tak kiedyś się dowie – powiedziałam. – Nie ukryjesz takiej tajemnicy do końca życia.

– Wiem – przytaknął. – Ale pomyślałem sobie, że może on się z czasem zmieni. Wiesz, już teraz jakby nieco wydoroślał. Pracuje, nawet odkłada pieniądze, zdaje się, że chce otworzyć własny warsztat. Tak naprawdę, teraz jedynym tematem, który powoduje u niego wybuch szału i złości, to właśnie temat kościoła. Ale może z czasem i to mu przejdzie?

– Tak myślisz? – zapytałam z powątpiewaniem. – Jakoś tego nie widzę.

– A jak kogoś pozna? – podsunął Krzyś. – Jak się zakocha i będzie chciał wziąć ślub? Wiesz, z miłości nawet zatwardziali ateiści zgadzają się na ślub kościelny – zachichotał.

– Może masz rację – nie byłam przekonana. – Oby tak było, synku.

Stanęło na tym, że poinformowaliśmy Marka, że brat wyjeżdża na studia. Nie zainteresował się, co zamierza studiować ani do jakiego miasta jedzie.

– Krzyżyk na drogę. Rozumiem, że cały pokój jest teraz dla mnie? – skomentował nowinę.

Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą. Zabolało mnie, że tak do tego podszedł, ale z drugiej strony, zwalniało nas to z kłamania i tłumaczenia.

Krzysiek jest teraz na trzecim roku. Przyjeżdża do nas na wakacje i święta, coraz częściej spędzamy je w trójkę. Marek jakby trochę się uspokoił. Chyba wreszcie dotarło do niego, że luzackie życie jest fajne na chwilę, bo ostatnio jakby więcej pracuje, rzadziej pije, mniej się bawi. Ostatnio wspomniał coś nawet o dziewczynie. Jeszcze jej nie poznałam, ale wiem, że ma na imię Iza. Sądząc z zachowania syna, ma na niego dobry wpływ. Może faktycznie wszystko się jakoś ułoży?

Kilka tygodni temu Marek nieoczekiwanie zainteresował się, co takiego właściwie studiuje jego brat. Kiedy mnie o to spytał, zgodnie z ustaleniem powiedziałam, że jakąś filologię.

– Wiesz synku, ja tak nie do końca to rozumiem – kłamałam, odwracając wzrok. – Mówił mi, ale dla mnie to zbyt skomplikowane.

Nie drążył, więc odetchnęłam z ulgą. Ale wiedziałam, że ten temat znowu powróci. Tym bardziej że Marek zapowiedział, że chciałby nam przedstawić swoją dziewczynę, Karolinę.

– Chyba pomyślimy o wspólnym mieszkaniu – oznajmił. – No to przyprowadziłbym ją na obiad, co, mama? A kiedy przyjeżdża nasz naukowiec? Też powinien ją poznać, bo on pewnie ciągle sam, nieudacznik jeden, nie?

Przytaknęłam, nie rozwijając tematu. Niby co miałam powiedzieć?

Krzyś planuje przyjechać do domu pod koniec wakacji, bo ma jakieś praktyki seminaryjne, czy coś w tym rodzaju. Zdaje się, że ma zostać lektorem. Nie bardzo się w tym orientuję, bo rzadko ze sobą rozmawiamy. Teraz jednak będę musiała do niego zadzwonić. Powinien się nastawić na rozmowę z bratem, na pytania, jakie może usłyszeć. Mam nadzieję, że da radę. Chyba czas, żeby powiedział prawdę? Przecież on, jako kleryk, kłamać nie powinien.

Boję się tego obiadu. Staram się myśleć, co smacznego ugotuję, jakie ciasto upiekę, i że na pewno będzie miło. Tylko jedno pytanie wciąż nie daje mi spokoju: Gdzie popełniłam błąd?

Czytaj także:
„Pękałam z dumy, że będę mieć syna księdza, a on się zakochał i rzucił seminarium. Upokorzył mnie przed sąsiadami"
„Syn był księdzem i zrzucił sutannę dla blond lali. Nie spiorę dorosłego chłopa, ale muszę mu wybić z głowy tę lafiryndę"
„Wstydzę się przed sąsiadkami i koleżankami, że mój syn chce iść do seminarium. Jeśli to zrobi, wyrzeknę się go”

Redakcja poleca

REKLAMA