„Mamy nie było stać na wychowanie mojej siostry, więc oddała ją do adopcji, żeby Ewa miała szansę na lepsze życie”

Narzeczony zostawił mnie w ciąży fot. Adobe Stock, motortion
„Kiedy poznałam losy mojej rodziny, mama stała się dla mnie bohaterką. Była katoliczką i nie stosowała innej antykoncepcji niż kalendarzyk. Ponadto, łapała się na czułe słówka, więc najpierw zbałamucił ją jeden facet, a potem drugi. Zaszła więc w dwie ciąże. Mnie dała radę wychować, ale zdecydowała, że na moją siostrę nie może już sobie pozwolić”.
/ 16.02.2023 17:15
Narzeczony zostawił mnie w ciąży fot. Adobe Stock, motortion

Miałam siedem lat, gdy pewnego wieczora mama wzięła mnie na kolana i powiedziała, że będę miała braciszka albo siostrzyczkę.

– Wolę siostrzyczkę – zdecydowałam.

Jeśli tak chcesz, to będzie siostrzyczka – odparła mama, jakoś tak smutno.

Chociaż mieszkałyśmy same, bez ojca, zawsze wydawało mi się, że jest nam dobrze i przytulnie w naszym mieszkanku. Nie miałam najmniejszego pojęcia, jak wiele wysiłku kosztowało mamę stworzenie owych pozorów normalności. Dopiero gdy dorosłam, babcia opowiedziała mi o tamtych czasach, o tym, że nie zawsze było różowo, dostatnio i radośnie.

Mama była bohaterką

– Anielka nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn… Twój ojciec porzucił ją, ledwo zaszła w ciążę. Z jednym dzieckiem jeszcze jakoś dawała sobie radę. Pensja pielęgniarki ledwie starczyła na rachunki. Ale pewnego dnia okazało się, że na świat szykuje się drugie. A jego tatuś też zniknął.

Mama podjęła decyzję, żeby oddać noworodka do adopcji… Dziś, gdy sama mam tyle lat co ona i urodziłam dwójkę, wiem, co musiała przeżywać. Nieraz zastanawiałam się, co ja bym zrobiła na jej miejscu, i jak ja zniosłabym myśl, że muszę rozstać się ze swoim maleństwem. Myślę, że walczyłabym, aby zatrzymać dziecko.

Ale kiedy zarabia się niewiele... – podsumowała z ciężkim westchnieniem babcia – to czasami i biedy nie starczy, żeby okryć zziębnięte stopy.

Kiedy poznałam losy mojej rodziny, mama stała się dla mnie bohaterką. Była katoliczką i nie stosowała innej antykoncepcji niż kalendarzyk małżeński. Wiadomo jednak, jak bardzo jest to metoda niepewna, nic więc dziwnego, że zaliczyła dwie wpadki. Tak więc któregoś dnia mama wróciła ze szpitala z noworodkiem w beciku.

– Miałaś ją zostawić – powiedziała łagodnym tonem babcia.

Nie mogłam – mama rozpłakała się.

Gdy się uspokoiła, dodała, że wyprosiła, aby mała została z nią dwa tygodnie, zanim odda ją do adopcji. Na prośbę mamy jeden ze znajomych zrobił zdjęcie noworodkowi w dwóch kopiach. Kiedy w końcu przyszły do nas dwie kobiety po dziecko, matka zachowała jedno zdjęcie, żeby mieć po córce chociaż tę pamiątkę. Nie wiedziałyśmy, gdzie ani do kogo zabrano niemowlaka. Takie informacje były utajnione. Pamiętam, że mama długo płakała, a babcia, która u nas wtedy zamieszkała, zajmowała się nami obiema. Ale czas leczy rany i osusza łzy. W naszym domu, jak wspomniałam, choć nie było bogato, to zawsze panowała miłość.

Miałam zatem szczęśliwe dzieciństwo…

Pewnego dnia fotografia siostrzyczki, która dotąd stała w ramce na komódce, powędrowała do albumu rodzinnego, a ten został schowany na najniższej półce kredensu. Mijały lata, skończyłam gimnazjum i podobnie jak mama poszłam do szkoły pielęgniarskiej. Od dziecka miałam potrzebę pomagania innym. I kochałam starszych ludzi – zapewne z powodu mojej cudownej babci. Więc kiedy przyszło mi wybierać miejsce pracy po skończeniu szkoły, zatrudniłam się w państwowym domu opieki dla starych ludzi, gdzie pewnego dnia miała trafić także moja babcia. Często w nocy budził mnie jej kaszel. Wstawałam wówczas i szłam do jej pokoju. I zazwyczaj za każdym razem mówiłyśmy o tym samym.

– Trzeba było nie wstawać – burczała babcia. – Nic mi nie będzie. Na pewno jeszcze długo nie umrę.

– Na pewno? – przekomarzałam się.

– Zanim nie uścisnę twojej siostry, nie zamierzam wynosić się z tego świata.

– Świetnie. Zrobię więc wszystko, żebyś jej nigdy nie spotkała.

– Nic z tego. Na każdego kiedyś przychodzi pora, więc lepiej nie igrać z losem i uważnie rozglądać się dokoła.

Czasami żartowałam:

A co, jeśli ona wyrosła na jakiegoś groźnego przestępcę?

– Nie opowiadaj takich głupstw – obruszała się babcia. – Twoja mama to dobra i porządna kobieta. Dwa razy dała się zbałamucić, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.

– A może mieszka za granicą?

– Na pewno nie.

– Skąd wiesz?

– Mam przeczucie, i tyle.

Jak już wspomniałam, po skończeniu szkoły pielęgniarskiej zaczęłam pracować w domu starców: „Pogodna jesień”. Kiedyś, gdy opowiadałam babci o jej przyszłym lokum, to zamiast „Pogodnej jesieni” powiedziałam „Pogodnych jeleni”. Babcia wybuchnęła głośnym śmiechem i stwierdziła, że wreszcie ktoś znalazł właściwą nazwę dla polskich emerytów… W domu starców lekarz miał mnóstwo pacjentów z mniej lub bardziej poważnymi chorobami. A czasem z nieco urojonymi. Kiedy ludzie przestają być aktywni zawodowo, zostaje im tylko myślenie o własnym zdrowiu. Wtedy wielu wsłuchuje się w bicie serca i z niepokojem odnotowuje w nim jakieś szmery. Potem okazuje się na przykład, że owe szmery tworzyły szeleszczące kartki książki zostawionej na parapecie otwartego okna.

Najwięcej pracy dla pielęgniarek było w nocy

W tym domu opieki było wielu pensjonariuszy i na dziennej zmianie pracowały trzy pielęgniarki, lecz na nocnej jedna. Raz w miesiącu każdej wypadał tydzień nocnych dyżurów, a nocami było dużo pracy. Cóż, mrok w wielu wywoływał obawy, które trzeba było wyciszać. Kilka lat później pojawiła się tu także moja babcia. Jej pielęgniarką została Ewa – dziewczyna, którą przyjęto do pracy pół roku wcześniej, tuż po tym, jak skończyła szkołę pielęgniarską. Lubiłam ją – była miła, wesoła, szybko przypadła staruszkom do serca. Ale mojej babci przypadła wyjątkowo, jakby nadawały na tych samych falach. Aż czasami byłam nieco zazdrosna, gdy obserwowałam ich relację.

Tak ze sobą ćwierkacie – powiedziałam pewnego dnia do Ewy – że aż mnie zazdrość bierze.

– Nigdy nie miałam babci – westchnęła głośno. – Umarła przed moim narodzeniem, więc teraz muszę sobie to odbić – puściła do mnie oko.

Pewnego dnia – jakieś cztery miesiące później – weszłam do pokoju babci i zobaczyłam, jak obie przeglądały nasz rodzinny album. Dosiadłam się na chwilę. To był najstarszy album ze zdjęciami rodzinnymi. Babcia opowiadała Ewie o naszym życiu, gdy ta przełożyła kartę i krzyknęła zdziwiona.

– Skąd tu się wzięło moje zdjęcie? Spojrzałam – to było zdjęcie mojej siostrzyczki – tej oddanej do adopcji.

– Jak to twoje? – zdziwiła się babcia.

Takie samo jest u moich rodziców. Tata powiedział mi, że zostało zrobione zaraz po tym, jak się urodziłam.

Obie z babcią spojrzałyśmy na siebie całkowicie zaskoczone.

– A kiedy się urodziłaś? – babcia spytała ostrożnie.

14 lipca 1990 roku.

Poczułam, jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej.

Babcia poczerwieniała

Spytałam:

– Czy masz na plecach, nad prawą łopatką, znamię, takie w kształcie…

– Półksiężyca – dopowiedziała Ewa.

Znowu spojrzałyśmy na siebie z babcią. Widziałam, że staruszka jest bardzo wzruszona – w oczach już kręciły się jej łzy, oddychała szybko, nie była w stanie wydusić ani słowa.

– To zdjęcie mojej siostry, którą mama musiała oddać do adopcji – odezwałam się ostrożnie. – Jej znajomy zrobił ci zdjęcie i wywołał w dwóch kopiach. Mama jedno oddała rodzinie adopcyjnej, a drugie sobie zostawiła.

Ewa była w szoku. Patrzyła na zdjęcia, na nas szeroko otwartymi oczyma. Nagle wstała i wybiegła z pokoju.

– Może iść za nią? – spytałam babci.

– Powinniśmy zostawić ją samą.

Wróciła kilkanaście minut później i powiedziała, że zadzwoniła do swojej mamy, która nigdy nie ukrywała, że Ewa była adoptowała. Kobieta potwierdziła, że ta fotografia została zrobiona w domu jej naturalnej mamy. Ewa okazała się być moją rodzoną siostrą! Kiedy przyprowadziłam ją do mojej – a raczej do naszej mamy – wszystkie trzy długo płakałyśmy nad utraconym czasem, tuląc się do siebie mocno. Dwa tygodnie później umarła nasza babcia. Odeszła cicho, we śnie, z uśmiechem na ustach. Doczekała się spotkania ze swoją drugą wnuczką… I kiedy dziś o tym wszystkim myślę, zadaję sobie pytanie: co to było – przypadek, zbieg okoliczności czy może… siła wyższa. Nie wiem.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA