„Mama zaszalała ze szwagrem, a ja jestem owocem tej zdrady. Odkryłam to po latach, gdy poznałam moją siostrę”

Córka, która się buntuje fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„Zakryłam twarz dłońmi. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami. Mój tata nie jest moim prawdziwym ojcem, tylko jego brat… To jakiś obłęd. Łzy płynęły mi po policzkach”.
/ 08.04.2023 13:15
Córka, która się buntuje fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Całe życie byłam rozpieszczana jako jedynaczka przez rodziców, dziadków też – może dlatego, że nie mieli innych wnucząt. Moja mama i ojciec też byli jedynakami, więc tak wyszło, że byłam jedynym dzieckiem w rodzinie.

Kiedy byłam mała, bardzo lubiłam oglądać stare albumy ze zdjęciami. Wydawały mi się takie magiczne. Dzisiaj robimy tysiące zdjęć aparatami cyfrowymi czy smartfonami i często nawet ich potem nie oglądamy. A dawniej te czarno-białe i kolorowe fotografie były robione z wielką uwagą i pietyzmem. Przy każdym zdjęciu pytałam mamę, kto na nim jest. Znałam więc już na pamięć prawie wszystkich bliższych i dalszych kuzynów i większość znajomych rodziców. Na jednym ze zdjęć był zaś bardzo ciekawy obrazek.

– Kto go namalował? – dopytywałam za każdym razem podczas oglądania albumów i zawsze dostawałam od mamy jakąś wykrętną odpowiedź, że to taki jeden
znajomy.

Obrazek mnie fascynował, bo sama lubiłam rysować. Nie wiem, po kim odziedziczyłam ten talent, bo ani moi rodzice, ani dziadkowie nie potrafili narysować kilku sensownie połączonych kresek. Chciałam iść do liceum plastycznego, ale rodzice byli zdecydowanie temu przeciwni. Krakowskim targiem stanęło na tym, że pójdę do liceum ogólnokształcącego, a popołudniami będę chodzić na lekcje rysunku. Szło mi coraz lepiej i w maturalnej klasie szkicowałam już całkiem profesjonalnie.

– Powinnaś zdawać na akademię sztuk pięknych – zachęcał mnie mój nauczyciel.

Coraz bardziej przywiązywałam się do tej myśli. Po maturze oświadczyłam więc rodzicom, że zdecydowałam się na studia na ASP. No cóż, nie byli zachwyceni. Najwyraźniej mieli nadzieję, że zdecyduję się na jakieś studia na miejscu, w Lublinie. Mój wyjazd do Warszawy był im najwyraźniej nie w smak.

Na studia dostałam się bez problemu i zamieszkałam w wymarzonym akademiku. Wszystko mnie tu zachwycało. I miasto, i ludzie, i zwariowani koledzy o artystycznych duszach i pustych kieszeniach, jak to studenci. Na drugim roku wydarzyło się coś dziwnego. Na tablicy ogłoszeń pojawiła się lista osób, które mają zaległe zaliczenia z podstaw grafiki warsztatowej. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam tam swoje imię i nazwisko.

– To jakieś nieporozumienie – próbowałam wyjaśnić pomyłkę w dziekanacie. – Ja to zaliczyłam w ubiegłym roku.

– Indeks – pani sekretarka wyciągnęła w moim kierunku upierścienioną rękę.
Sprawdziła coś szybko w komputerze, porównała z moim indeksem i wzruszyła ramionami.

– Żadne nieporozumienie – wyjaśniła. – To nie chodzi o panią. Na pierwszym roku jest dziewczyna, która też nazywa się Magda B..

Zaintrygowała mnie. Coś takiego!

Muszę ją koniecznie poznać. Okazja nadarzyła się dość szybko. Kiedy ją zobaczyłam, zaniemówiłam. Nie dość, że nazywa się tak jak ja, to jeszcze jest do mnie bardzo podobna. Ona też była zszokowana. Musiałyśmy pogadać.

– Skąd jesteś? – zapytałam swoją imienniczkę.

– Z Gdańska, a ty? – zrewanżowała się pytaniem.

– Ja z Lublina – odpowiedziałam.

Przegadałyśmy ze dwie godziny. Okazało się, że ona też jest jedynaczką. Jest o rok młodsza ode mnie, mieszka z rodzicami. Mama jest dziennikarką, tata znanym w gdańskim środowisku grafikiem. Zazdrościła mi dziadków, bo ci ze strony ojca umarli jeszcze przed jej urodzeniem, a rodzice mamy mieszkają od lat w Stanach.
Złapałyśmy ze sobą kontakt i z czasem się zaprzyjaźniłyśmy. Przed wakacjami Magda zaproponowała mi wspólny wypad na Mazury. Najpierw miałyśmy pojechać do niej do Gdańska, a potem jej tata miał nas odwieźć do Giżycka.

Moi rodzice niechętnie się zgodzili, wypytując szczegółowo o Magdę i jej rodzinę. Wtedy powiedziałam im, jak się poznałyśmy. Kiedy padło nazwisko Magdy, zapadła grobowa cisza. Potem oboje zgodnie zakazali mi tego wyjazdu. Na nic płacz i argumenty, że jestem dorosła i sama decyduję, z kim się przyjaźnię. Nic do nich nie docierało. Nie rozumiałam ich uporu. Nigdy nie byli tacy nieprzejednani.

A ja i tak tam pojadę…

Kiedy już mi przeszła złość, postanowiłam zadziałać fortelem. Pozornie zgodziłam się z ich zakazem i powiedziałam, że w takim razie jadę na plener malarski do Kętrzyna. Rodzice wyraźnie odetchnęli z ulgą. Tata nawet się zaofiarował, że mnie tam zawiezie. Potulnie się zgodziłam, co już kompletnie uśpiło ich czujność. Przez kilka dni zachodziłam w głowę, dlaczego tak zareagowali na moje plany wyjazdu z Magdą. Potem postanowiłam sobie nie zawracać tym głowy, mając nadzieję, że wszystko się kiedyś samo wyjaśni.

Tata odwiózł mnie do Kętrzyna. Na szczęście spędzała tam wakacje kilkuosobowa grupa z naszego wydziału. Kiedy ojciec ich zobaczył, wyraźnie się uspokoił. Pożegnał się ze mną, ale kątem oka widziałam, że patrzy, jak witam się z koleżankami i kolegami.

– Magda, a ty co tu robisz? – zdziwili się moim wylewnym powitaniem.

– Zaraz wam wszystko wytłumaczę – szepnęłam konspiracyjnie. – Niech tylko mój staruszek odjedzie.

Pokrótce objaśniłam im sytuację i powiedziałam, że muszę jak najszybciej dostać się do Gdańska.

– Magda, ty to masz fart – zaśmiał się Robert, kolega z mojej grupy. – Właśnie się tam wybieram. Podrzucić cię? – spytał.

– No jasne – ucieszyłam się. – Z nieba mi spadasz.

Mina mi zrzedła, kiedy okazało się, że Robert nie ma samochodu, a podróż do Gdańska mamy odbyć jego harleyem. Nigdy jeszcze nie jeździłam na żadnym motocyklu, a co dopiero na takim. Jednak nie miałam wyjścia, więc zrobiłam dobrą minę do złej gry. Wbrew moim obawom podróż okazała się fascynująca. Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się pod domem Magdy.

– Wow! – krzyknęła Magda, wywabiona z domu dźwiękiem podjeżdżającego motocykla. – Ty to masz fantazję. Chodź, mama czeka z obiadem – pociągnęła mnie w stronę ogrodu.

– Siadajcie, dziewczynki – zaprosiła nas do stołu sympatyczna mama Magdy.

– Tata musiał pilnie wyjechać na jakiś plener. Wróci wieczorem i jutro was odwiezie na Mazury.

Po obiedzie połaziłyśmy trochę po Gdańsku, wieczorem usiadłyśmy w pokoju Magdy. Gadałyśmy o wszystkim i o niczym. W końcu rozmowa zeszła na rodzinę i Magda pokazała mi starą zdjęcie.

– Tata mówił, że wszystkie rodzinne fotografie spaliły się w jakimś pożarze – wyjaśniła. – Nie wie, że to znalazłam. To moi dziadkowie – pokazała mi zdjęcie dwojga ludzi w średnim wieku. – Ale wolę mu nie mówić, bo ile razy go o nich zapytałam, robił się smutny i szybko zmieniał temat.

Kiedy wzięłam zdjęcie do ręki, świat mi zawirował przed oczami.

– Ale to nie są twoi dziadkowie – zaprotestowałam, patrząc na nią pytająco.

– Ale mówię ci, że są – zapewniła. – Kiedyś mama mi powiedziała, ale prosiła, żebym nigdy o tym nie rozmawiała z ojcem.

– Magda – powiedziałam – to są moi dziadkowie, rodzice mojego taty.

– Cześć, dziewczynki – w drzwiach ukazała się nagle uśmiechnięta twarz. – Już wróciłem. A co wy macie takie zasępione miny? – spytał.

– Tato – powiedziała kategorycznie Magda. – Musimy porozmawiać.

– Dobry wieczór panu – skłoniłam lekko głowę. – Jestem Magda B. – przedstawiłam się.

To jakaś kosmiczna pomyłka!

Nie wiem, czy mi się wydawało, czy tata Magdy faktycznie lekko pobladł. Wpatrywał się we mnie tak natarczywie, że aż poczułam się nieswojo.

– Kto to jest na tym zdjęciu? – wparowała między nas Magda.

– Skąd to masz?! – zdenerwował się pan B. – Nie chcę o tym rozmawiać.

– Nie ma pan wyboru – powiedziałam spokojnie. – Na tym zdjęciu są moi dziadkowie. Skąd pan ich zna?

– Przecież to są moi dziadkowie… – niemal płakała Magda.

Jej tata milczał, wyraźnie zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji.

– Musisz im powiedzieć – nawet nie zauważyliśmy, kiedy do pokoju weszła mama Magdy. – Nie ma sensu tego dłużej ukrywać – powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.

– To są moi rodzice – wyrzucił z siebie z determinacją. – I rodzice twojego taty
– dodał, patrząc na mnie. – Jestem twoim stryjem.

Tego się nie spodziewałam. To mój tata ma brata i nigdy o nim nie powiedział?! Zawsze mówił, że jest jedynakiem. Nie, to musi być jakaś szalona pomyłka.

– Ale dlaczego… – zaczęłam się jąkać.

– Poróżniliśmy się z Tadeuszem – powiedział. – Rodzice opowiedzieli się po jego stronie, ja opuściłem dom – w tej skrótowej relacji chciał zawrzeć wszystko i mieć to z głowy.

– O co się można tak pokłócić?! – krzyczała Magda.

– Nie chcę o tym mówić – powiedział smutno jej tata, spojrzał na mnie i wyszedł z pokoju.

– Mamo, o co tu chodzi? – dopytywała Magda.

– Nie wiem – rozłożyła bezradnie ręce. – Mnie też nigdy nie powiedział, co było powodem kompletnego zerwania z rodziną.

Tej nocy nie mogłam zasnąć

Odechciało mi się Mazur i żeglowania. Rano oznajmiłam, że wracam do Lublina. Muszę porozmawiać z moją rodziną i jakoś rozwikłać tę szaloną zagadkę. Po moim powrocie w domu rozpętało się istne piekło. Kiedy zapytałam o wujka Andrzeja, dziadkowie szybko wynieśli się do swego pokoju. Tata trzasnął drzwiami, rzucając tylko na odchodne:

– Nie chcę o nim słyszeć.

Na placu boju pozostała tylko mama. Postanowiłam nie dać jej uciec jak pozostałym.

– Mamo… – zaczęłam łagodnie. – Przecież prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Wolałabym ją usłyszeć od ciebie.

– Tak, wujek Andrzej jest bratem taty – zaczęła powoli i jakby z wysiłkiem. – Jest dwa lata starszy. Kiedy braliśmy ślub, był nawet naszym świadkiem. Dwa lata po ślubie zaczęło się coś w naszym małżeństwie psuć. Andrzej mnie tak skutecznie pocieszał, że zakochaliśmy się w sobie – mówiła, patrząc w podłogę. – Zaszłam w ciążę. Kiedy wszystko wyszło na jaw, rodzice kazali mu się spakować i wyjechać jak najdalej. Miał się więcej nie pokazywać. Tadeusz mi wybaczył zdradę pod jednym warunkiem – że nigdy się nie dowiesz, kto jest twoim ojcem. Dotrzymałam słowa. Myślałam, że to nigdy nie wyjdzie na jaw. Udawaliśmy, że Andrzeja nigdy nie było. Tak było wszystkim wygodnie, chociaż na pewno każdemu na swój sposób ciężko na sercu.

Zakryłam twarz dłońmi. W jednej chwili moje życie wywróciło się do góry nogami. Mój tata nie jest moim prawdziwym ojcem, tylko jego brat… To jakiś obłęd.
Łzy płynęły mi po policzkach. Mama przytuliła mnie i zaczęła uspokajać.
Kiedy tata wrócił, poprosiłam wszystkich o rozmowę. Dziadkowie milczeli, tata nerwowo chodził po pokoju.

– Mleko się rozlało – zaczęłam. – Nie ma co udawać, że nic się nie wydarzyło. Skoro już wszystko wiem, chyba czas zakopać topór wojenny. Babciu, dziadku – zaczęłam łagodnie – to przecież wasz syn. Może czas się z nim spotkać.

– Nie – powiedział twardo tata. – Nie oddam cię temu zdrajcy.

– Tato – wzięłam go za rękę. – Ja nie jestem rzeczą, którą można oddać lub nie. Ty i tylko ty jesteś moim tatą, a to, czego się dowiedziałam, nic nie zmienia. Chciałabym tylko – spojrzałam błagalnie w jego oczy – żebyście się pogodzili. Do Wielkanocy jeszcze kilka miesięcy. Zastanówcie się wszyscy, czy wspólna Wielkanoc nie byłaby dobrym pomysłem na pojednanie.

– A swoją drogą to zabawne – powiedziałam na końcu dla rozładowania atmosfery – że mam siostrę, która ma na imię tak samo jak ja…

Z Magdą spotkałyśmy się dopiero po dwóch tygodniach. Obie zgadzamy się co do tego, że nasza rodzina musi się jakoś ze sobą pogodzić. Obiecałyśmy sobie, że będziemy nad tym pracować. Na pewno nam się uda. W końcu jesteśmy siostrami!

Czytaj także:
„Moja mama za wszelką cenę próbuje zeswatać mnie z synem przyjaciółki. Nie rozumie, że to moje życie i moje wybory”
„Cieszyłam się, że mój facet i moja mama tak się lubią. Byłam w szoku, gdy dotarło do mnie, że się w sobie zakochali”
„Moja mama niczego nie wyrzuca, bo wszystko się może przydać. Tak zagraciła mieszkanie, że nie widać już skrawka podłogi”

Redakcja poleca

REKLAMA