Kilka osób ze wsi, paru, wyraźnie to było widać, kolegów od kieliszka. No i my, ja z mężem oraz mama, która zdecydowała się w ostatniej chwili. Jednym słowem, na pogrzebie dziadka Ignacego tłumów nie było. Ja prawie go nie znałam. Mama nigdy nie chciała jeździć na wieś, a od śmierci babci Jadzi, czyli od dwunastu lat, nie pojechała tam ani razu.
– On tylko pił i bił. Nie masz pojęcia, ile razy spałam w stodole, bo bałam się wrócić do domu. Nigdy nie wiedzieliśmy, czy wróci trzeźwy, czy przeciwnie i będzie awantura.
Mama wyszła za mąż zaraz po maturze
Za pierwszego, który się trafił. I to był błąd. Mój ojciec też nie należał do ideałów, ale ona bardzo chciała uciec z domu. Rozwiodła się z ojcem, kiedy miałam sześć lat.
– Nie pozwolę, żebyś miała takie dzieciństwo jak ja – powtarzała, gdy pytałam, dlaczego tatuś już z nami nie mieszka; pamiętam te słowa do dziś.
Od tej pory byłyśmy z mamą we dwie. Nigdy nie miałam żadnych wujków. Było nam razem dobrze, tylko mama często była smutna. Do dziadków jeździłyśmy rzadko, prawie tego nie pamiętam. Nigdy nie spędzałam u nich ferii ani wakacji.
– Bałabym się tam ciebie zostawić – powiedziała mi kiedyś.
Nie podobało mi się u dziadków. Wszystko było stare, brudne i zniszczone, a dziadek często dziwnie się zachowywał – krzyczał, machał rękami, bełkotał… Jako dziecko nie rozumiałam, że był po prostu pijany. Było mi żal mamy, kiedy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się z domu, a ona została sama.
– Poszukałabyś sobie kogoś, mamuś – podpowiadałam jej. – Jesteś jeszcze młoda, nie musisz być sama.
– Nie muszę – patrzyła na mnie wtedy smutno. – Ale nie jest mi tak źle.
Śmierć dziadka wszystkich nas zaskoczyła. Nie był jeszcze taki stary i pomimo dużej ilości wypitego w życiu alkoholu, zdrowy.
Po pogrzebie wróciliśmy wszyscy do domu
Mama nie chciała jechać do swojego rodzinnego domu.
– Pojedziecie tam sami za kilka dni, dobrze? Z chałupy nikt nic nie ukradnie, tam nie ma co kraść.
Mama dawno zdecydowała, że natychmiast po uprawomocnieniu się spadku, sprzeda dom razem z niewielkim kawałkiem pola. Nawet nie brała pod uwagę, że mogłaby cokolwiek zatrzymać. Tydzień później znaleźliśmy się z Romkiem na wsi przed domem dziadka. Spodziewałam się, co mogę tam zastać, ale nie myślałam, że wszystko jest aż tak zapuszczone.
– Rany – jęknął Roman, wchodząc do ogrodu przez zwisającą na jednym zawiasie furtkę.
Większość ogrodu zarosły chwasty i pokrzywy. Tylko na rogu domu rósł ogromny, teraz bajecznie kolorowy, sumak. Przez brudne okno z pękniętą szybą widać było zwisające smętne coś, co pewnie imitowało firanki, lecz co trudno byłoby tak nazwać. Wewnątrz panował zaduch, wręcz smród i wszędzie był straszny bałagan. Roman jęknął po raz kolejny i szybko pootwierał wszystkie okna.
– Twój dziadek mieszkał w okropnych warunkach – powiedział tylko, a ja milczałam, bo niby co miałabym mu powiedzieć. – Musimy tu posprzątać – zdecydował mój mąż. – Jeśli będziemy to sprzedawać, to najpierw trzeba wyrzucić wszystkie śmieci. Poza tym, może są tu jakieś zdjęcia, pamiątki, które wypadałoby zabrać, jak myślisz? – spojrzał na mnie.
Wzruszyłam ramionami. W pobliskim markecie kupiliśmy grube worki na śmieci, rękawice, grabki i inne potrzebne rzeczy, po czym zabraliśmy się do sprzątania. Zgarnialiśmy do worków puste butelki, puszki po piwie, stare, powyszczerbiane naczynia i inne śmieci. W pokoju, w szufladzie kredensu znalazłam powrzucane luzem stare zdjęcia i dokumenty. Zgarnęłam wszystko, bo przecież mogło się tam zawieruszyć coś ważnego.
– Iza, zadecyduj, co mam z tym zrobić – zawołał mnie z sieni Roman.
Stał przed otwartą, ogromną szafą wypełnioną starymi paltami.
– Najlepiej od razu to wszystko wyrzuć – wstrząsnęłam się z obrzydzeniem. – Ja się do tego nawet nie dotknę, tam mogą być myszy. Albo nawet szczury – jęknęłam.
– Dobra, zrób jakąś herbatę, a ja zgarnę to do worków.
Poszłam do kuchni, którą posprzątaliśmy na samym początku. Z sieni dochodziły szurania i szelesty. Od czasu do czasu zerkałam na drzwi, bo naprawdę obawiałam się, że wypadnie stamtąd jakiś gryzoń. Jednak nic takiego nie nastąpiło, a po chwili w sieni zrobiło się cicho.
– Iza – usłyszałam dziwnie zmieniony głos Romka. – Iza, chodź tu.
– Sam chodź, nie idę, dopóki nie wyrzucisz całego tego syfu.
Wszedł do kuchni z dziwnym kłębem w rękach
– Po co to wleczesz? – zdenerwowałam się. – Wywal do ogrodu.
Jednak mój mąż podszedł bez słowa i położył przyniesione coś na stole. Już miałam na niego wrzasnąć, kiedy zauważyłam, że ma bardzo dziwny wyraz twarzy.
– Co to jest? – skrzywiłam się, nie kryjąc obrzydzenia.
– Zobacz – mruknął, rozwijając na stole stary, brudny i podarty kożuch. – Rozerwało mi się niechcący… – pokazał mi doszytą od środka kieszeń, częściowo rozdartą; w powietrzu wzniósł się obłoczek kurzu.
– Co to jest? – zapytałam, nie odrywając wzroku od kożucha dziadka.
Pod podszewką, równo pozwijane w ruloniki i umocowane w specjalnych kieszonkach leżały pieniądze, a ściślej mówiąc dolary.
– Co to jest? – powtórzyłam.
Romek wzruszył ramionami.
– Pieniądze, nie widzisz?
– Ale skąd one się wzięły?
– To już raczej ja ciebie powinienem pytać. W końcu to był twój dziadek.
– Ale przecież… – spojrzałam na całą tę biedę i brud, a potem znów na poukładane pieniądze; nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. – Uszczypnij mnie – szepnęłam przez ściśnięte gardło. – Bo wydaje mi się, że to sen.
Nie był to jednak sen, lecz najprawdziwsza prawda
W starym kożuchu dziadka znajdowało się, zaszyte pod podszewką, dziesięć tysięcy dolarów. Zgarnęliśmy pieniądze razem z kożuchem i zostawiając sprzątanie, wróciliśmy do domu.
– Skąd to macie? – wyjąkała mama, kiedy rozłożyliśmy znalezisko.
– Z kożucha dziadka. Powiedz, mamo, czy to jego?
Pokiwała głową w milczeniu. Siedziała przy stole i wpatrywała się w ruloniki dolarów. Wyglądała tak, jakby doznała jakiegoś szoku.
– Mamo – potrząsnęłam ją za ramię.
– Ale skąd, skąd to się tam wzięło, w tym kożuchu? – szepnęła.
– Tego to się już pewnie nigdy nie dowiemy – Romek skończył przygotowywać kawę i usiadł obok mnie. – Wygląda na to, że znaleźliśmy skarb, dziewczyny – powiedział ze śmiechem.
– Teraz powinna mama pojechać na wycieczkę albo do spa, albo gdzie tam mama chce.
– Boże – wyszeptała ona cichutko. – Nawet mój łańcuszek od Pierwszej Komunii wyniósł z domu na wódkę, a tu… – z oczu popłynęły jej łzy.
– Nie płacz, mamusiu – przytuliłam ją mocno. – Nie płacz – powtarzałam, gładząc ją po włosach.
Mama kilka dni chodziła jak otumaniona. Przeprowadziła dwie długie rozmowy telefoniczne ze swoim mieszkającym w Stanach kuzynem, któremu zawsze wszystko mówiła i który radził jej w każdej sprawie. My z Romkiem dokończyliśmy sprzątanie domu dziadka. Teraz już robiliśmy to dokładniej, sprawdzaliśmy, co wyrzucamy. Nic więcej wartościowego nie znaleźliśmy. W końcu mama oznajmiła:
– Bierzcie urlopy dzieci, jedziemy na wycieczkę do Toskanii!
– Ale mamo… – chciałam zaprotestować, lecz nie pozwoliła. – Zawsze chciałam zobaczyć Toskanię, a sama nie pojadę… – zawahała się chwilę i dokończyła: – Reszta pieniędzy jest wasza, ja ich nie chcę.
Tym sposobem dziadek, od którego nigdy nie dostałam nawet cukierka, zafundował nam wszystkim cudowną wycieczkę. Do pozostałych pieniędzy dołożyliśmy te ze sprzedaży wiejskiego domu oraz niewielką kwotę od teściów i wpłaciliśmy wkład własny na mieszkanie.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”