„Mama przez 18 lat ukrywała, kto jest moim ojcem. Było jej wstyd, że jestem owocem romansu z... księdzem”

Dziewczyna, której ojcem jest ksiądz fot. Adobe Stock, lunamarina
„Miałam nadzieję, że będzie odprawiał mój ukochany tatuś. No i wkroczył on. Dostojny, w bogato zdobionej, liturgicznej szacie… Stanął przed wiernymi, rozłożył ręce, a ja poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Ten sam nos, podbródek, oprawa oczu. To naprawdę był mój ojciec. Na sto procent”.
/ 26.10.2021 12:29
Dziewczyna, której ojcem jest ksiądz fot. Adobe Stock, lunamarina

Nigdy nie widziałam swojego ojca. Przez pierwsze lata swojego życia nawet nie miałam pojęcia, że ktoś taki istnieje. Przyzwyczaiłam się do tego, że nasza rodzina składa się z dwóch osób: mamy i mnie. Wydawało mi się, że to normalne.

Pierwsze wątpliwości pojawiły się, gdy poszłam do podstawówki. To właśnie tam zorientowałam się, że większość dzieci oprócz mamy ma także ojca. Z wypiekami na twarzy opowiadały na przerwach
o wspólnych zabawach z tatą, wyprawach do wesołego miasteczka, do zoo. Zazdrościłam im. Zastanawiałam się, gdzie jest mój tatuś i dlaczego nigdzie mnie ze sobą nie zabiera.

Zaczęłam wypytywać o to mamę. Odpowiedziała, że ja też miałam tatusia, ale on poszedł do Bozi. Byłam wtedy bardzo mała i dlatego go nie pamiętam. Przez kilka lat takie wyjaśnienie mi wystarczało. Akurat wtedy umarł ojciec mojej koleżanki z ławki. Zrozumiałam, że to się zdarza.

Ale im byłam starsza, tym coraz wyraźniej widziałam, że w tych opowieściach mamy jest za dużo nieścisłości. Dlaczego mam takie samo nazwisko jak mama i jej rodzice? Dlaczego w domu nie ma żadnych zdjęć taty, pamiątek po nim? Moja koleżanka często zwierzała mi się, że gdy bardzo tęskni za ojcem, to zamyka się w pokoju i ogląda album z rodzinnymi fotografiami. Z czasów, gdy ojciec jeszcze żył. A u nas nie było nawet najmniejszego zdjęcia. No i skoro tata umarł, to gdzie jest pochowany? W Święto Zmarłych odwiedzałyśmy groby babci, dziadka, cioci. A taty nie. Znowu zasypałam mamę pytaniami. Wykręcała się, próbowała mnie zbyć. Wreszcie usłyszałam, że ojciec może i żyje, ale nikt nie wie, gdzie jest. Bo pewnego dnia wyszedł z domu i więcej nie wrócił.

– Zniszczyłam wszystkie pamiątki po nim. Nie chciał się ze mną ożenić. Zostawił nas, zniknął. Nie zasługuje na to, by o nim myśleć i go wspominać – powiedziała zdenerwowana.

Nie drążyłam dłużej tematu, bo widziałam, że ta rozmowa jest dla niej bardzo trudna. Nawet domyślałam się dlaczego. Mama wychowała się na wsi. A wiadomo, jak tam traktują panny z dzieckiem. Wytykają palcami, obrażają, wyzywają od takich i owakich. Pomyślałam, że pewnie bała się, że ludzie wezmą ją na języki, więc już na początku ciąży uciekła do miasta… Na kilka lat znowu więc dałam spokój z pytaniami. Stwierdziłam, że skoro ojciec okazał się takim łachudrą, naraził mamę na takie przykrości, to faktycznie nie ma co zaprzątać sobie nim głowy.

Ojciec nieznany? To niemożliwe

Temat powrócił niedługo po moich osiemnastych urodzinach. Postanowiłam wyrobić sobie dowód osobisty. Poszłam do urzędu po akt urodzenia. Na pierwszy rzut oka dokument wyglądał jak inne. Brakowało w nim tylko jednego: imienia i nazwiska ojca. Zamiast tego był wpis: „nieznany”. Nie wierzyłam własnym oczom. Jak to, nieznany? Przecież był! Ludzie nie rozmnażają się przez pączkowanie!

Co z tego, że nie chciał się żenić, że nie chciał być ojcem. Ale mnie spłodził! I powinno to być zapisane w papierach! Nie rozumiałam, dlaczego mama ani jej rodzice nie doprowadzili do tego, by przyznał się do ojcostwa. Przecież wtedy musiałby nam pomagać, płacić alimenty…

Dlaczego mama z tego  zrezygnowała? To wszystko wydawało mi się takie dziwne. Dziadków nie mogłam o to zapytać, bo już nie żyli. Pozostawała więc mama. Ale ona tak się denerwowała na samo wspomnienie o ojcu. Nie chciałam sprawiać jej przykrości. Powstrzymywałam się od pytań przez kilka dni. Ale sprawa nie dawała mi spokoju. Wreszcie nie wytrzymałam. Wieczorem poszłam do niej do kuchni. Przygotowywała kolację.

– Mamo, dlaczego po moich narodzinach nie podałaś nazwiska ojca? – położyłam przed nią dokument.

– Dziecko, dlaczego ciągle mnie męczysz, wracasz do tego tematu? Nie wystarczy ci to, co już wiesz? – zapytała z wyrzutem w głosie.

– No właśnie nie… Chyba mam prawo wiedzieć, kim był facet, który mnie spłodził – odparłam.
Przez chwilę milczała. Jakby zbierała myśli. Potem spojrzała mi prosto w oczy.

– Ode mnie się tego nie dowiesz. Nigdy! Nie pytaj mnie więcej, bo i tak ci nie odpowiem. Zapomnij o ojcu! Uwierz mi, to dobrze, że nie ma tu jego nazwiska! – powiedziała, wskazując na dokument.

Nie pomogły moje prośby, naciski, błagania. Milczała. Czułam, że kryje się za tym jakaś mroczna tajemnica. Obdzwoniłam wszystkich krewnych. Wiedzieli tyle co ja. Zaczęłam więc przeszukiwać rzeczy mamy. Wiem, że nie powinnam, ale to było silniejsze ode mnie. Zresztą uznałam, że mam prawo. Skoro sama nie chciała powiedzieć…

Za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się, dlaczego ukrywa tożsamość ojca. Wyobraźnia podpowiadała mi najróżniejsze rozwiązania: że została zgwałcona, jestem córką mordercy, albo że mama miała romans z jakimś żonatym, znanym politykiem. I by go chronić przed kompromitacją, zgodziła się zachować ciążę w tajemnicy.

Zajrzałam wszędzie. W każdą teczkę z dokumentami, każdą szufladę. Miałam nadzieję, że trafię na jakiś ślad. Dokument z więzienia, zdjęcie mężczyzny wycięte z gazety, miłosny list, Ale niczego nie znalazłam. Powoli zaczęłam się już godzić z myślą, że nigdy nie dowiem się, kim był mój ojciec. I wtedy przyjechała do nas ciotka Iwona…

Dla wyjaśnienia – Iwona nie jest moją prawdziwą ciotką, tylko przyszywaną. To najlepsza przyjaciółka mamy. Od dzieciństwa. Choć ona została na wsi, a mama wyjechała, nigdy nie straciły kontaktu. Często rozmawiają ze sobą przez telefon, piszą mejle. A jak Iwona chce trochę odetchnąć miejskim powietrzem, poszaleć po sklepach, to zawsze zatrzymuje się u nas.

Tak było i tym razem. Ciotka przyjechała kupić sobie kreację na ślub córki. Przez cały dzień biegałyśmy z nią po sklepach. Marudziła, przebierała, ale wreszcie wybrała sukienkę. Do domu dotarłyśmy dopiero po dziesiątej wieczorem. Szybko zjadłam kolację i powiedziałam, że idę spać, bo następnego dnia mam klasówkę z matmy. I muszę być przytomna.

– Idź, idź, kochanie. A my sobie tu jeszcze z Iwonką chwilkę pogadamy – powiedziała mama.

– Że też jeszcze macie na to siłę – pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Ja myślałam tylko o tym, by wreszcie wyprostować nogi. Zamknęłam się w swoim pokoju. Powtórzyłam szybciutko matmę, zgasiłam światło i przyłożyłam głowę do poduszki. I wtedy przypomniałam sobie, że zostawiłam w kieszeni kurtki komórkę. Cicho wyszłam do przedpokoju. Drzwi do kuchni były uchylone.

– Słuchaj, Julita zadaje coraz więcej pytań na temat ojca. Nie wiem już, co mam mówić. Boję się, że któregoś dnia odkryje prawdę – dobiegł mnie głos mamy.

– No co ty. Nic nie mów! Milcz jak dotychczas, bo złamiesz jej serce! – ciotka aż podniosła głos.

Przystanęłam. Wstrzymałam oddech, żeby nie zorientowały się, że stoję za drzwiami i wszystko słyszę.

– Tak, masz rację… Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby się dowiedziała… Taki wstyd, taka hańba… Nie mogłabym jej w oczy spojrzeć. O Boże, jaka ja byłam głupia. Jeden błąd i tyle cierpienia, strachu, obaw – jęknęła mama.

– To nie twoja wina, tylko jego! Świętoszek piep...ny. Wiesz, że dziekanem już został? Tylu dziewczynom w głowie zawrócił. Ty przez niego ze wsi musiałaś uciekać, a on karierę robi. Najpierw probostwo, teraz dziekanat. Ludzie mówią, że może nawet biskupem zostanie. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Cała nadzieja w tym, że może chociaż na tamtym dostanie, co mu się należy – westchnęła ciotka.

Nogi się pode mną ugięły

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Moja matka miała romans z księdzem? I ja jestem owocem tego romansu? Nie mieściło mi się to w głowie. Wróciłam do pokoju, padłam na łóżko i się rozpłakałam. Pomyślałam, że już chyba wolałabym być córką mordercy…

W nocy nie zmrużyłam oka. Czułam się oszukana i zraniona. Byłam wściekła na mamę. Zastanawiałam się, jak ona mogła to zrobić? Puszczać się z księdzem? Przecież to niemoralne, wbrew zasadom. Chciałam nawet pobiec do niej i wykrzyczeć jej to w twarz. Ale się powstrzymałam. No bo, co by mi to dało? Nic! Tylko awantura by wybuchła. Bo matka z ciotką wszystkiemu by zaprzeczyły i jeszcze na mnie nawrzeszczały, że podsłuchuję i głupoty opowiadam. Koniec końców doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jak w tajemnicy przed wszystkimi wybiorę się na wieś i obejrzę sobie tego księdza. Nie, nie zamierzałam z nim rozmawiać. Chciałam po prostu zobaczyć, jak wygląda.

Pojechałam raniutko, w najbliższą niedzielę. Mamie powiedziałam, że wybieram się z koleżanką na działkę. Pogoda była piękna, więc uwierzyła. Szczęśliwie ciotka ciągle u nas siedziała, więc nie musiałam się martwić, że spotkam ją gdzieś w okolicy.

Autobus zatrzymał się tuż przed kościołem. Ludzie akurat szli na mszę. Wmieszałam się w tłum. Usiadłam w ostatniej ławce za filarem i czekałam. Miałam nadzieję, że będzie odprawiał mój ukochany tatuś. Bałam się tylko, że go nie poznam. Ale pomyślałam, że jak będę miała wątpliwości, to zapytam grzecznie kogoś, czy to jest ksiądz dziekan.

Rozbłysły światła przy ołtarzu, zadzwoniły dzwonki, otworzyły się drzwi do zakrystii. No i wkroczył on! Dostojny, w bogato zdobionej, liturgicznej szacie… Stanął przed wiernymi, rozłożył ręce,
a ja poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Ten sam nos, podbródek, oprawa oczu…To naprawdę był mój ojciec. Na sto procent!

Nie słuchałam mszy. Wstawałam, klękałam dla porządku, jak wszyscy, ale myślami byłam gdzie indziej. Zastanawiałam się, czy mama kochała tego mężczyznę, czy sądziła, że on zrzuci dla niej sutannę? Na pewno tak, bo jakoś wierzyć mi się nie chciało, że zdecydowała się na ten romans dla rozrywki. No i jak powinnam się teraz zachować… Wrócić do domu, czy może jednak podejść do niego po mszy? Tylko po co? Żeby mnie przegonił, wszystkiego się wyparł? Nie byłam pewna, czy jestem gotowa na takie emocje…

Z zamyślenia wyrwał mnie nagle donośny głos. Oprzytomniałam. Zaskoczona rozejrzałam się wokół siebie. Oczy wszystkich zgromadzonych skierowane były w stronę ambony. Stał na niej mój tatuś i ciskał gromy! O matko! Jak on się darł na tych biednych ludzi. Że grzeszą, w luźnych związkach żyją, dzieci nieślubne rodzą, przykazania łamią… Ale zapłacą za to, bo pan Bóg to widzi i ich srogo ukaże… Moralizował, pouczał, a ja czułam, jak wzbiera we mnie coraz większa złość. Zastanawiałam się, jak on w ogóle śmie mówić w ten sposób. Przecież sam złamał wszystkie zasady! Przez niego moja mama musiała uciekać, tyle się nacierpiała! Pomyślałam, że takiemu parszywemu obłudnikowi należy się porządna lekcja.

Zaczaiłam się na niego przed plebanią. Gdy mnie zobaczył, omal się nie przewrócił. Chyba od razu się domyślił, kim jestem, bo tylko ślepy nie zauważyłby podobieństwa.

– Dzień dobry, tatusiu. A może niech będzie pochwalony? – szepnęłam.
Zrobił się blady jak ściana.

– Cicho! Nie tutaj! – syknął i zaciągnął mnie za budynek.

– Czyżby tatuś się czegoś obawiał? – udałam zdziwienie.

– Jaki tatuś? O co pani chodzi? Przecież jestem kapłanem… To jakieś oszczerstwa, atak na kościół… – zaczął grzmieć.

– Odpuść sobie, nie jesteś na ambonie. I ty, i ja wiemy, jaka jest prawda! Skrzywdziłeś moją mamę, mnie i czas najwyższy, żebyś teraz za to zapłacił. Bo jak nie, to gorzko tego pożałujesz – przerwałam mu.

– Nic mi nie zrobisz. Ludzie nie uwierzą, staną w mojej obronie. Twoja matka to zrozumiała i wyjechała – nadął się.

– Kiedyś nie było badań DNA. Ale teraz są… Ciekawe, co będzie, jak zobaczą wyniki… No i są jeszcze media! Uwielbiają takie historie… Staniesz się sławny! – uśmiechnęłam się złośliwie.

Teraz zrobił się czerwony jak burak.

– Czego chcesz? – wydusił.

– Studiować. Na bardzo dobrej uczelni. Jestem mądra, zdolna… Tylko nie stać mnie na to, by dalej się uczyć. Pomyślałam, że chętnie rozwiążesz ten problem. Ojcu powinno zależeć na wykształceniu córki – uśmiechałam się dalej.

– To szantaż! – ryknął.

– Tak, ale usprawiedliwiony. Do tej pory to mama mnie utrzymywała. Czas najwyższy, żebyś się dołożył – odparłam.

– Muszę się zastanowić. Dam ci odpowiedź za kilka dni – warknął.

– Tylko nie za długo – powiedziałam, zapisując mu na kartce swój numer telefonu.

Gdy odchodziłam, czułam na plecach jego nienawistny wzrok. Dostałam, co chciałam. Po maturze mogę iść na studia i nie martwić się o czesne. Jedna z fundacji przyzna mi bardzo wysokie stypendium. Pod pewnymi warunkami… Kochany tatuś chciał się zabezpieczyć. Musiałam podpisać u adwokata zobowiązanie, że w zamian za to nigdy nie wyjawię, kto jest moim ojcem. Zgodziłam się chętnie. Mnie też nie zależy, by ktoś o tym wiedział. Taki tatuś to przecież nie powód do dumy…

Czytaj także:
„Wszyscy wiedzieli, że mąż się nade mną znęca. Nikt mi nie pomógł. Teść był dumny z syna, że trzyma mnie krótko”
„Mąż i szwagierka zwalili na mnie cały obowiązek opiekowania się ich matką. Było im tak wygodnie”
„Starszy brat był dumą taty, a ja porażką. Nawet, gdy nakryłem Krystiana z moją ukochaną, ojciec miał go za bohatera”

Redakcja poleca

REKLAMA