„Starszy brat był dumą taty, a ja porażką. Nawet, gdy nakryłem Krystiana z moją ukochaną, ojciec miał go za bohatera”

Mężczyzna, który zawiódł się na rodzinie fot. Adobe Stock, Fernando
„Poczułem, że mam dość. Cały świat mi się zawalił. Anka, kobieta, którą kochałem jak wariat, której zamierzałem się oświadczyć, zdradziła mnie z moim bratem. A on, mój idol, ten twardziel i siłacz, okazał się zwykłym gnojem. Nielojalnym, zdradzieckim gnojem”.
/ 22.10.2021 19:03
Mężczyzna, który zawiódł się na rodzinie fot. Adobe Stock, Fernando

Ojciec uważał, że nie jestem prawdziwym facetem – takim, co potrafi w zęby dać, wypić morze wódki, walnąć pięścią w stół i baby do głosu nie dopuścić. Nie to co mój starszy brat macho, któremu do pięt nie dorastałem. Marzyłem, żeby stać się taki jak Krystian. Długo był moim idolem. Nie bał się niczego ani nikogo. Nawet chłopaków większych od siebie. Pamiętam z dzieciństwa, jak rzucił się na dwóch chuliganów, którzy się nas czepiali – był od nich mniejszy, ale dostał jakiejś furii, młócił pięściami na oślep, choć jednak dosyć metodycznie. Oberwał parę razy, lecz zawsze się podnosił. Jak wańka-wstańka. Aż odstąpili, a on został na placu boju. Urodzony zwycięzca. Ojciec był zachwycony takim synem, mną zaś wiecznie zawiedziony. Nie potrafiłem i nie lubiłem się bić.

Miałem z tego powodu kompleksy, póki nie dotarło do mnie, że konfliktów wcale nie trzeba rozwiązywać pięściami. Rosłem, obserwowałem i odkrywałem, że można inaczej – a to akurat potrafiłem. Dawałem sobie radę, również odpuszczając. W życiu czasem lepiej zrobić krok w tył, uznać własny brak racji. Nadal marzyło mi się, by zasłużyć na ojcowską pochwałę, na poklepanie po plecach, na dostąpienie owego tajnego męskiego porozumienia… Ale czego bym nie zrobił, on widział we mnie mięczaka.

Na wieść o moich zwycięstwach, odniesionych drogą ustępstw czy negocjacji, wzruszał ramionami albo kiwał głową z politowaniem. Taki chłop to nie chłop. Ciekawe, kto będzie u niego w domu spodnie nosił?

Nie umiałem go do siebie przekonać, jakbym był podrzutkiem. Dobrze się uczyłem. Nie rozrabiałem. Wybrałem trudne studia, po których miałem zapewnioną przyszłość i stabilizację materialną. Ale to się dla ojca nie liczyło. Ważny był on, Krystian, ukochany syn i godny dziedzic jego genów, który potrafił wszystko załatwić, jeśli nie po dobroci, to siłą. Na dokładkę dziewczyny na niego leciały, jakby im czegoś zadał – łobuzy mają w sobie niepojęty dla mnie wabik na kobiety.

A ja? Zawsze w cieniu Krystiana

Pod każdym względem. On potrafił pannę uwieść, bojler zamontować i auto naprawić. Dom też pewnie umiałby wybudować. Ja natomiast byłem mocny jedynie w gębie, a z tego nic nie wynika. Dla ojca świat jakby stanął w miejscu i świadomość, że w czasach komórek i internetu większość rzeczy załatwia się „na gębę”, do niego nie docierała. Trudno. W relacjach z nim osiągnąłem etap łagodnej rezygnacji. Ciągle jeszcze chciałem zasłużyć na jego uznanie, ale pogodziłem się z myślą, że to nigdy nie nastąpi. Bo nie jestem w stanie zmienić się w mięśniaka ze smykałką do hydrauliki. Nawet już nie chciałem.

Gdy dorosłem, mój podszyty zazdrością podziw wobec Krystiania był już chyba bardziej nawykiem niż dawnym chłopięcym uwielbieniem. Jednak nadal otaczał go w moich oczach mit wspaniałego starszego brata, który wszystko potrafi, zawsze sobie poradzi, a w razie potrzeby i mnie tyłek uratuje. Niczym król lew kroczył dumnie przez mikrokosmos naszego miasteczka, świadomy swojej przewagi i siły, a wokół kłębiły się dziewczyny, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. I jakoś nie zniechęcało ich, że ewentualne królewska łaska potrwa krótko, bo wierny ani długodystansowy w związkach nie był.

Ze mną było inaczej. Kiedy poznałem Anię, to jakby strzelił we mnie grom z jasnego nieba. Zakochałem się do szaleństwa, była słońcem na moim niebie. Śliczna, mądra, zabawna i promienna – kiedy się śmiała, wszystko jej wtórowało.

Spotykaliśmy się już od dłuższego czasu, gdy doszedłem do wniosku, że pora przedstawić ją rodzinie. Umówiłem się z mamą na niedzielny obiad i przyjechaliśmy do rodziców na oficjalną wizytę. Nie mogę powiedzieć, było naprawdę miło. Krystian nie szpanował i nie dokuczał mi za bardzo, a ojciec starał się powściągnąć swoje komentarze. Tylko mama była bardziej milcząca niż zwykle, jakby coś przeczuwała…

Takie ciche kobiety jak ona, stanowiące tło dla swoich mężczyzn, a zrazem ich kotwicę, mają jakiś wewnątrz radar. Nie potrafię ująć tego lepiej. Po prostu wiedzą i już. No więc mama była miła, ale przyglądała się Ani z takim lekko zasmuconym skupieniem, co zauważyłem, lecz nie wziąłem do siebie. W końcu mogła mieć swoje powody – życie niesie ze sobą różne kłopoty. Poza tym wreszcie czułem się wygrany i może nawet lepszy od brata: oto ja pierwszy przyprowadziłem do domu dziewczynę, z którą chciałem się ożenić. Jakkolwiek byłem zapatrzony w Krystiana, to jednak duch rywalizacji się nad nami unosił.

Okazałem się ufnym idiotą

Ania zaczęła pojawiać się u nas regularnie, a ja wyobrażałem sobie, jakie to będzie fajne, gdy się już pobierzemy. Pewnie dlatego nie zauważyłem, że coś się święci. Niemożliwe, żeby nie było wcześniej żadnych symptomów.  Do głowy mi nie przyszło, że ukochane i podziwiane osoby wbiją mi nóż w plecy. Mogli mieć mnie za mięczaka, ale wierzyłem, że kto jak kto, ale ojciec i Krystian wiedzą, czym jest męska lojalność.

Moja rodzina i Ania byli mi najbliżsi – myślałem naiwnie, że to działa w dwie strony. Nadeszła okrągła rocznica ślubu moich rodziców i z tej okazji odbyła się huczna impreza. Dom był przepełniony gośćmi, muzyką, śmiechem, wrzawą – iście świąteczna atmosfera. Wszyscy znakomicie się bawili. Jesień w tym roku rozpieszczała pogodą, dni były słoneczne, a wieczory nie chłodne, więc w ogrodzie pod drzewami ustawiliśmy stoły, a na tarasie urządziliśmy parkiet do tańców. Trzeba przyznać, że pomysł sprawdził się rewelacyjnie.

Kiedy zapadł wieczór, goście wcale nie zamierzali się rozejść, czy choćby schronić w domu. We trzech z ojcem i bratem na szybko zorganizowaliśmy oświetlenie – a że i do tego Krystian miał smykałkę, więc wkrótce zarówno parkiet, jak i stoły rozświetliły dziesiątki kolorowych żarówek, porozwieszanych na drzewach. Gdy rozbłysły, goście aż zaczęli wiwatować, tak im się to rozwiązanie spodobało. Zajęty zabawianiem cioć i wujków, nie zwróciłem uwagi, że Ania gdzieś zniknęła. Właściwie zwróciłem, ale pomyślałem, że pewnie ktoś porwał ją do tańca. Niech się dziewczyna bawi. Nie jestem jej właścicielem ani strażnikiem.

W pewnym momencie mama wysłała mnie z brudnymi naczyniami do domu. Akurat ktoś opowiedział dobry dowcip, więc szedłem, zaśmiewając się do rozpuku, na zewnątrz huczała muzyka. Kiedy przechodziłem przez korytarz, zauważyłem, że spod drzwi pokoju Krystiana sączy się przytłumione światło. Nacisnąłem łokciem klamkę, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zajrzałem i zobaczyłem brata z jakąś panną. Nawet na przyjęciu rodziców nie wziął na wstrzymanie. A potem ona uniosła głowę…

Cały świat nagle zwolnił i ucichł. Były tylko jej wielkie, przerażone oczy ponad ramieniem Krystiana i przestrzeń między nami. Naczynia wypadły mi z rąk.

Ania. Moja Ania. W łóżku z moim bratem

Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Na dźwięk tłukących się talerzy Krystian podskoczył, obrócił się i zobaczył mnie w drzwiach. Zdążył jeszcze podciągnąć spodnie, nim ruszyłem w jego stronę. Wściekłość zalewała mi oczy, odbierała rozsądek. Anka odskoczyła w róg pokoju, a ja młóciłem pięściami na oślep. Chciałem tylko jednego: zabić go. Złapałem stojącą nieopodal lampę i tłukłem Krystiania, gdzie popadnie, a on nie pozostawał mi dłużny. Wylądowaliśmy na podłodze. Nie czułem uderzeń, ani swoich, ani jego. Adrenalina zrobiła swoje.

Nie wiem, ile to wszystko trwało i jak by się skończyło, gdyby goście się nie zorientowali. W pewnym momencie poczułem, że ktoś mnie odciąga. Czterech krzepkich gości, dwóch kuzynów i dwóch sąsiadów, trzymało nas obu – jego dyszącego ciężko i mnie, wyrywającego się ze wszystkich sił. Unieruchomiony zacząłem wrzeszczeć, wyzywać go od najgorszych i wtedy nastąpiło najstraszniejsze. Ojciec kazał mi się zamknąć, a Krystian wytarł grzbietem dłoni krew lejącą mu się z nosa i powiedział:

– Podziękuj mi. To była przysługa. Gdyby cię naprawdę kochała, nie dałaby się bzyknąć. Lepiej, że dowiedziałeś się teraz.

Poczułem, że mam dość. Cały świat mi się zawalił. Anka, kobieta, którą kochałem jak wariat, której zamierzałem się oświadczyć, zdradziła mnie z moim bratem. A on, mój idol, ten twardziel i siłacz, okazał się zwykłym gnojem. Nielojalnym, zdradzieckim gnojem, który nie umie utrzymać kutasa w spodniach. Prawdziwy facet tak się nie zachowuje, nie poniża innych, nie uwodzi dziewczyny własnego brata! To chore! Podłe! Rozpłakałem się jak dziecko i miałem gdzieś, że przy licznych świadkach.

Anki nawet nie szukałem, zresztą na jej miejscu też bym zniknął. Kiedy odrobinę ochłonąłem, pobiegłem do siebie, wyszarpnąłem z szafy plecak i zacząłem wrzucać do niego rzeczy, jak leci. Chciałem zabrać ze sobą jak najwięcej. Czego nie spakuję, przepadnie. Więc jeśli na czymś mi szczególnie zależało, musiałem o tym pamiętać i zadbać, żeby się zmieściło. Spakuje się i opuszczę ten dom raz na zawsze. Nigdy już tu nie wrócę, choćby na chwilę. Nie zamierzam więcej spotkać tych ludzi, rozmawiać z nimi, patrzeć na nich, a tym bardziej starać się ich zadowolić czy zdobyć ich uznanie. Miarka się przebrała.

Stali się dla mnie niegodni mojego szacunku

Straciłem rodzinę, ukochaną, ale wreszcie ujrzałem sprawy we właściwym świetle. Król był nagi!
Mój brat – z gołym tyłkiem, leżący na mojej dziewczynie – pokazał, kim jest naprawdę. Egocentrycznym, chamskim bucem, którego stać na najgorszą podłość, byle sobie dogodzić, wygrać rywalizację, pokazać swoją wyższość, odebrać mi najcenniejszą rzecz, choć i tak nie zamierzał jej zatrzymać. Bo to nie tak, że się zakochał w Ance czy coś. Już nie był bohaterem, obrońcą, siłaczem, tylko zwykłą świnią.

A ojciec tak go wychwalał, stawiał mi za wzór. Ładny mi wzór! Zdrajca, podlec i manipulant, nieuznający żadnych świętości, niemający żadnych zasad. Oto, kim jest, kiedy zdejmie się z niego pozłotko, ale to mnie ojciec kazał się uspokoić i nie robić afery z powodu jednej panny. Paradne!

Nawet mama się nie popisała, nie stanęła po mojej stronie… Wiedziała albo przynajmniej czuła, że na coś się zanosi. Ale mnie nie ostrzegła, nie spróbowała zapobiec temu upokorzeniu, które naznaczy mnie na całe życie – bo nie wiem, czy jeszcze kiedyś komuś zaufam, skoro tak okrutnie zawiedli mnie najbliżsi – po prostu stała z boku i patrzyła, jak wali się moje życie.

Wreszcie ja, ślepy idiota. Pomyślałem, że to prawdziwa ironia losu. Oto jeden, jedyny raz w życiu zachowałem się jak mężczyzna, którego chciał widzieć we mnie ojciec. Nie bawiłem się w negocjacje, tylko rozwiązałem problem siłą. W sumie dobrze, że mnie ludzie powstrzymali, bo zatłukłbym gnoja i na długie lata trafił do więzienia. Nikt nie miałby z tego pożytku. A tak, będą sobie dalej żyli w swoim małym, zgniłym świecie, ale już beze mnie.

I w końcu Anka. Jak mogłem tak się pomylić?! Marzyłem, żeby u jej boku znaleźć inny świat, różny od tego, jaki miałem w domu, z innymi wartościami. A co znalazłem? Takie samo bagno. Kobietę, która tylko udawała, że podoba jej się ktoś wrażliwy, a tak naprawdę imponowały jej chamstwo i siła. Jak całej reszcie tych durnych lasek.

Szedłem ciemnymi, cichymi ulicami, nie zastanawiając się, dokąd zmierzam. Gnała mnie złość, rozczarowanie i ból. Przystanąłem na przystanku autobusowym i tępo zagapiłem się w rozkład jazdy, jakby mógł mi podpowiedzieć, co mam teraz ze sobą zrobić. Nawet nie zauważyłem, że tuż za moimi plecami zatrzymał się samochód.

– Tomek?

Przede mną stała Ola, córka znajomych rodziców. Była na tym cholernym przyjęciu. Widziała, słyszała… Taka niepozorna, młodsza od nas, na którą nie zwracaliśmy uwagi. Teraz nie chciałem na nią patrzeć. Było mi wstyd za to wszystko, czego stała się świadkiem.

– Wsiadaj – rzuciła.

– Nie trzeba – odburknąłem.

– Wsiadaj. Najbliższy autobus dokądkolwiek jedzie za cztery godziny. O ile w ogóle masz plan, dokąd właściwie chcesz jechać. Prześpij się u mnie, mam wolną kanapę. A rano pomyślisz, co dalej robić ze swoim życiem. Bo rozumiem, że masz o czym myśleć.

Wsiadłem. Rzeczywiście miała rację. W dodatku zaczęło padać.

Czytaj także:
„Wyszłam za mąż za żigolaka. Zajmowałam się jego dziećmi, a on na >>delegacjach<< zdradzał mnie z tabunem kobiet”
„Moja córka rozbiła rodzinę. Związała się ze starszym o 20 lat szefem, który ma trójkę dzieci”
„Był mężczyzną mojego życia, a odszedł do seminarium, by zostać księdzem. Już nie wiem, co to miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA