Julian zawsze mi się podobał. Pewnie dlatego, że byłam „nad wiek rozwiniętą”, jak mawiali rodzice i ich znajomi. A Julian zaliczał się właśnie do tych ostatnich. Był kolegą mojej matki z czasów studiów. Tuż po dyplomie wyjechał za granicę, ale po latach wrócił i założył w Polsce własny biznes. W ten sposób poznał mojego tatę, jednego ze swoich kontrahentów. Pewnego dnia zaprosił go na firmowy piknik, na który tata zabrał mamę. Wtedy okazało się, że mama i Julian znają się jeszcze z czasów młodości. Od tamtej pory stał się przyjacielem naszej rodziny.
Był inny niż reszta znajomych moich rodziców. Elegancki, zadbany, szczupły, a mnie zawsze podobali się starsi mężczyźni. Z rówieśnikami raczej się nie dogadywałam, byli tacy niedojrzali, nieporadni i śmieszni.
Julian pojawił się w moich snach…
Byłam z rodzicami na Warmii, w wynajętym pensjonacie, strasznie się nudziłam. Właśnie wtedy przyjechał, podobno przybity po niedawnym rozwodzie. Mnie tam na przybitego nie wyglądał, raczej przeciwnie. Tryskał energią i pomysłami. Od razu stwierdził, że musimy zrobić coś fajnego i zaczął organizować dla nas spływ kajakami. Mama z tatą wsiedli do jednej łódki, a my z Julianem do drugiej. Było cudownie. Ciągle pytał, czy na pewno nie jestem zmęczona, okrywał mnie kurtką, gdy drżałam z zimna. Oczarował mnie bez reszty. Czułam, że i ja nie jestem mu obojętna. „Może nawet zaproponował ten spływ, żeby być bliżej mnie?” – zaczęłam się zastanawiać.
Po powrocie do domu milion razy analizowałam każdy jego gest i spojrzenie, nabierałam coraz większego przekonania, że się nie mylę. Tak. Podobałam mu się. Od tamtej pory zaczęłam uważnie się przyglądać Julianowi. Czasem z tego powodu unosiłam się trzy centymetry nad ziemią, czasem jednak sięgałam dna rozpaczy. Bo dlaczego raz rozmawiał ze mną jak z partnerką, bawiąc się półsłówkami, a potem w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, choć starałam się z całych sił przyciągnąć jego wzrok, paradując w dżinsach nisko opuszczonych na biodrach?!
– W końcu przeziębisz sobie nerki i na stare lata będziesz cierpiała, zobaczysz – mówiła wtedy ostrzegawczo moja mama, upokarzając mnie do reszty.
Nie zliczę, ile wieczorów przez nią przepłakałam, bo Julianowi w końcu zawsze jakoś wybaczałam jego „oziębłość”. Tłumaczyłam sobie, że robi to specjalnie, żeby nie zdradzić się ze swoimi uczuciami. Miałam przecież dopiero 17 lat. Lecz także moja osiemnastka nie zmieniła naszych relacji. Julian wciąż był tylko ukochanym „wujkiem” i tak też się zachowywał. A ja zawsze starałam się być blisko niego, licząc na to, że w końcu zauważy, iż nie jest mi obojętny. Kilka razy nawet udało mi się zostać z nim sam na sam. Nic jednak się wtedy nie wydarzyło.
Zdałam maturę i dostałam się na studia
„Dobrze, teraz jestem już dorosła, więc dlaczego zwlekasz z wyznaniem mi swoich uczuć? Czego się nadal boisz?” – myślałam, patrząc na kochaną głowę Juliana lekko przyprószoną siwizną. Moim zdaniem ta siwizna dodawała mu szyku. Podobnie jak okulary w złotej oprawce, które zaczął nosić. Byłam przekonana, że wystarczy tylko jakieś drobne zdarzenie, aby nasza miłość wybuchła jak gejzer. I pewnego dnia moje błagania wreszcie zostały wysłuchane.
Stałam na przystanku w strugach deszczu. Miałam wprawdzie parasolkę, ale na nic mi się ona nie zdała przy ścianie wody, jaka tego dnia spadała na nasze miasteczko. Czekałam więc zrezygnowana na autobus, kiedy przy krawężniku zatrzymał się jakiś samochód. Wyjrzałam spod wiaty i zobaczyłam audi Juliana. Po chwili on sam wychylił się prze okno i zawołał do mnie:
– Wskakuj, bo się za chwilę zupełnie na tym deszczu rozpuścisz.
Oszołomiona ruszyłam w jego stronę. Ostrożnie wślizgnęłam się do środka, mocząc kosztowne, skórzane siedzenia.
– Nie przejmuj się – machnął lekceważąco ręką, widząc moje zmieszanie.
– W przyszłym tygodniu i tak miałem oddać samochód do czyszczenia. Możesz, więc kapać na tapicerkę, ile zechcesz…
W odpowiedzi tylko kichnęłam, a on przyjrzał mi się z niepokojem.
– Hej, ty faktycznie jesteś kompletnie mokra. Jeszcze mi tutaj grypy dostaniesz.
Znienacka skręcił gwałtownie i pomknął bocznymi uliczkami. Po chwili zrozumiałam, dokąd zmierza. W brzuchu poczułam dziwne łaskotki. „Wiezie mnie do swojego mieszkania” – jęknęłam w duszy zachwycona.
Gdy byliśmy już w środku, Julian podał mi cudownie miękki ręcznik oraz swój ciepły sweter.
– Przebierz się, tam jest łazienka – powiedział i spojrzał na mnie z troską.
Weszłam do niej oszołomiona. Oczami wyobraźni widziałam już siebie w wannie wypełnionej pachnącą pianą. Obok był Julian, który podawał mi kieliszek szampana. Nie zamknęłam drzwi na zasuwkę i czekałam. Ale on się nie pojawił.
Byłam naga i zakochana
„O ja głupia! Pewnie czeka na mnie w sypialni – pomyślałam w końcu, uspokojona. – Tam na pewno jest znacznie bardziej romantycznie niż w łazience. Świece, nastrojowa muzyka, poduszki”. Wyszłam z wanny owinięta jedynie w cudowny ręcznik Juliana. Boso, na paluszkach, cichutko wyszłam z łazienki. Julian stał przy oknie w sypialni i wpatrywał się w dal.
– Jestem… – powiedziałam.
Po czym pozwoliłam ręcznikowi, aby opadł na dywan. Byłam całkiem naga. Julian odwrócił się. Tak przerażonego i zdumionego mężczyzny w życiu nie widziałam. W dodatku w tej samej sekundzie rzucił głucho do słuchawki:
– Tak, zaraz ją przywiozę.
Zrozumiałam, że wcale nie czekał na mnie, tylko rozmawiał z kimś przez komórkę. Z którymś z moich rodziców.
– Ubierz się – rzucił, gdy się rozłączył.
Upokorzona pozwoliłam mu się odwieźć do domu, gdzie dostałam ochrzan od mojej matki. Powiedziała mi, że moje zachowanie wobec Juliana jest nie do przyjęcia i powinnam się opanować.
– Nie wiem, co ci chodzi po głowie, ale lepiej będzie, jak je zmienisz – usłyszałam. – Może ty świetnie się bawisz, ale Juliana twoje zachowanie stresuje.
„Zabawa? Ja go kocham” – chciałam jej wykrzyczeć, lecz upokorzenie odebrało mi mowę. Już wiedziałam, że rozmawiał z nią o mnie, ale czy powiedział jej wszystko? Przerażona zaczęłam płakać i uciekłam do swojego pokoju. Nie miałam sił słuchać tyrady matki.
Te słowa ostatecznie mnie dobiły
Po tej wpadce unikałam Juliana jak ognia, jednak miesiąc później przeżyłam kolejny szok. Moi rodzice bowiem postanowili się rozwieść, a matka zamierzała wyjść za mąż… właśnie za mojego ukochanego Juliana. Tamtego wieczoru poprosiła mnie do pokoju i opowiedziała o łączącym ich uczuciu. Byli parą jeszcze na studiach i chociaż potem ich drogi się rozeszły, to nigdy o sobie nie zapomnieli. Ich miłość wybuchła ponownie, kiedy się spotkali po latach, ale uznali, że najpierw powinnam dorosnąć, zanim mama zdecyduje się rozwieść z tatą.
– Julian jest bardzo odpowiedzialnym człowiekiem, nie chciał ci psuć dzieciństwa, córeczko. Ale teraz jesteś dorosła i jestem pewna, że zrozumiesz. Musisz przecież już wiedzieć, czym jest prawdziwa miłość – usłyszałam od matki.
„Musisz wiedzieć… Tak! Wiem! Doskonale zdaję sobie sprawę, co te słowa znaczą. Bo kochamy tego samego mężczyznę” – cisnęło mi się na usta, lecz milczałam niczym pokonana rywalka. Czy ja się kiedykolwiek podniosę po tym ciosie, który zadało mi dwoje najdroższych mi ludzi? Jeszcze tego nie wiem.
Czytaj także:
Sylwestrowa noc kojarzyła mi się tylko ze zdradą męża
Siostra mojego męża to straszna jędza
Przyłapałam najlepszą przyjaciółkę na zdradzie