– Kasia, podaj ten serwetnik. – Mama rzuciła krótko, jak zawsze zorganizowana i władcza. – I weź się w końcu ogarnij. Twoi goście przyjdą, a ty wyglądasz, jakbyś spała do południa.
– Mamo, wystarczy. Dam sobie radę. – Uśmiechnęłam się wymuszenie, choć wewnętrznie gotowałam się z irytacji.
Od kiedy Mateusz – mój były – przestał być częścią naszego życia, mama jakby nie mogła odpuścić porównań.
„Mateusz zawsze pomagał przy stole”, „Mateusz to prawdziwy dżentelmen, nigdy nie podnosił głosu”.
A ja? Nie miałam dość sił na tłumaczenie, że Mateusz to zamknięty rozdział, a z Łukaszem czuję się sobą, nawet jeśli czasami jego impulsywność jest trudna do zniesienia. W końcu każdy związek wymaga pracy, prawda?
Święta spędzamy u moich rodziców, głównie dlatego, że tata zawsze stara się łagodzić napięcia, a mama… no cóż, przynajmniej nad stołem czuwa perfekcyjna pani domu. Łukasz zgodził się przyjść, chociaż wiedziałam, że wcale mu to nie w smak. W jego oczach widziałam napięcie za każdym razem, gdy padało imię Mateusza. Miał rację, że moja mama go faworyzowała, ale nie miałam siły ani ochoty na kolejne wojny.
– Na pewno wszystko będzie dobrze – mówiłam sama do siebie, próbując uwierzyć w te słowa.
Dzwonek rozbrzmiał w całym domu
Spojrzałam na zegar – było jeszcze kilka minut przed osiemnastą. Łukasz wyprostował się jak struna, siedząc na kanapie w salonie. Wiedziałam, że od dawna czuł się w tym domu jak na minowym polu.
– Kochanie, pomożesz mi otworzyć? – rzuciłam, siląc się na neutralny ton, choć czułam napięcie w każdej komórce ciała. Łukasz odchrząknął i ruszył w stronę przedpokoju.
Drzwi otworzył tata, uśmiechając się uprzejmie, ale trochę zbyt sztywno. Mateusz stanął w progu z naręczem kwiatów i butelką wina. Jak zawsze nienagannie ubrany, z tym swoim spokojnym, wyważonym uśmiechem, który doprowadzał Łukasza do szału.
– Mateusz! – Mama wybiegła z kuchni, cała w skowronkach. Przywitała go, jakby był synem marnotrawnym, który w końcu wrócił do domu.
– Dobry wieczór, pani Anno. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam – rzucił grzecznie, wręczając jej kwiaty.
– Ależ skąd, Mateusz, ty tu zawsze jesteś mile widziany – odparła mama, przesadnie serdecznie, jakby celowo chciała zaakcentować te słowa w obecności Łukasza.
Łukasz stał obok mnie, zaciskając zęby
Wiedziałam, że nic nie powie – jeszcze nie. Był zbyt dumny, żeby od razu wywoływać burzę, ale widziałam, jak jego ręce zaciskają się w pięści.
– Cześć, Kasiu. – Mateusz spojrzał na mnie, lekko przechylając głowę. Jego spojrzenie było równie spokojne, co reszta postawy..
– Cześć, Mateusz – odpowiedziałam chłodno. – Miło, że mogłeś przyjść.
– No to już siadajcie do stołu, wszyscy! – Mama klasnęła w dłonie, przejmując kontrolę nad sytuacją, jak to miała w zwyczaju.
Usiedliśmy, a ja z miejsca poczułam, jak atmosfera robi się gęsta. Łukasz usadowił się naprzeciw Mateusza i, choć próbował udawać obojętność, co jakiś czas zerkał na niego spode łba. Tata próbował rozluźnić rozmowę opowieściami o nowościach z ogródka, ale mama szybko wtrąciła się, kierując rozmowę na stare, dobre wspomnienia.
– A pamiętasz, Mateusz, jak pomagałeś mi w zeszłym roku z tymi makowcami? – zagadnęła, posyłając mu ciepły uśmiech.
– Oczywiście, pani Anno. Mam nadzieję, że w tym roku wyszły równie smaczne – odpowiedział, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem.
Łukasz parsknął cicho, na co wszyscy zwrócili się w jego stronę.
– Coś zabawnego? – zapytała mama, unosząc brew.
– Nic, proszę się mną nie przejmować – odparł Łukasz z wymuszoną lekkością. Ale jego ton zdradzał, że napięcie sięgnęło zenitu.
Próbowałam ratować sytuację, zmieniając temat.
– To może przejdziemy do opłatka? – zaproponowałam, ale nikt mnie nie usłyszał.
Podano kolejne danie – karpia. Tata próbował rozluźnić atmosferę, rzucając kilka żartów, jednak nikt nie miał ochoty się śmiać. Łukasz trzymał sztućce w taki sposób, jakby planował ich użyć w zupełnie innych celach, niż jedzenie ryby. Mama za to – w swoim żywiole – zaczęła snuć wspomnienia z poprzednich świąt, kiedy Mateusz jeszcze był częścią naszej rodziny.
– Pamiętacie, jak Mateusz pomógł mi wtedy ubrać choinkę? A jak jeszcze zrobił te przepiękne pierniczki? Naprawdę, to były jedne z najpiękniejszych Wigilii w naszym domu. – Mama uśmiechnęła się z rozrzewnieniem, zupełnie ignorując, jak bardzo wbija tym szpilę w Łukasza.
– Mamo, naprawdę... – zaczęłam, ale Mateusz uniósł dłoń w uspokajającym geście.
– To były miłe czasy, pani Anno. Cieszę się, że mogłem wtedy pomóc – odpowiedział uprzejmie.
Łukasz nie wytrzymał
– Tak, na pewno były „przepiękne”. Ale z całym szacunkiem, może przestańmy się bawić w sentymenty, bo to się robi trochę niesmaczne. – Jego głos był niski i kontrolowany, ale czułam, że to już ostatni moment, zanim straci nad sobą panowanie.
– Łukaszu, co ty sugerujesz? – zapytała mama, mrużąc oczy. – To, że Mateusz był zawsze mile widziany w tym domu, nie znaczy, że...
– Nie, proszę się nie przejmować, pani Anno – przerwał jej Mateusz. – Łukasz chyba nie czuje się swobodnie w moim towarzystwie. Rozumiem to.
– A ty czujesz się świetnie, prawda? Jak ryba w wodzie – odparł Łukasz złośliwie. – Ale spokojnie, nie musisz się starać, żeby pokazać, jaki to z ciebie ideał. Naprawdę, wszyscy wiemy, że jesteś „idealnym zięciem”.
– Łukasz! – zawołałam, wpatrując się w niego zszokowana.
Mateusz uniósł brew, zaskoczony.
– Jeśli masz coś do powiedzenia, Łukaszu, to śmiało. Lepiej chyba wyjaśnić pewne sprawy wprost, prawda?
Łukasz rzucił widelcem na talerz.
– Chętnie. Bo wygląda na to, że wszyscy tu zapomnieli, że nie ma cię w tym domu już od dawna. I że twoje miejsce, Mateusz, jest gdzie indziej, a nie tutaj – rzucił z wściekłością.
Wszyscy zamarliśmy
Tata spojrzał na mamę z niemą prośbą o interwencję, ale mama była zbyt oszołomiona, żeby coś powiedzieć.
– Dość – powiedziałam w końcu, unosząc głos. – Nie róbcie z tego cyrku! To Wigilia, na litość boską. Jeśli macie się kłócić, to chociaż nie przy stole.
– Mam dość tego teatru. Przychodzisz tu, a wszyscy rzucają ci się w ramiona, jakbyś był bohaterem. „Mateusz, najlepszy chłopak na świecie”. A ja? Ja to pewnie tylko intruz.
– Łukasz, przestań! – wybuchłam, ale było już za późno. Jego słowa zawisły w powietrzu, a mama spojrzała na niego z mieszaniną oburzenia i zakłopotania. – To nie jest w porządku.
– Nie? A to, co ona robi, jest w porządku? – Łukasz wskazał ręką na mamę. – Zaprasza twojego eks, dosłownie upychając go między barszcz a karpia, i liczy, że będę siedział cicho?
– Ja… ja tylko pomyślałam, że Mateusz nie powinien być sam w święta… – zaczęła mama, ale Łukasz przerwał jej natychmiast.
– Świetny pomysł! Bo przecież nikt inny się nie liczy, prawda? Pani Anno, proszę mi powiedzieć: co takiego zrobiłem, że od pierwszego dnia jestem tutaj na straconej pozycji?
– Co ty mówisz? Przecież tu chodzi tylko o jedną Wigilię, o jeden wieczór. Czy naprawdę warto robić takie dramaty?
– To nie jest o „jeden wieczór”, Kasia! – wybuchnął Łukasz. – To całe wasze życie, wasze reguły, które wpychacie mi do gardła, choćbym się dusił.
– To twoje życie, Łukaszu, i twoja decyzja – rzuciła mama chłodno, jakby celowo chciała dolać oliwy do ognia.
Nie mogłam już tego słuchać
Zerwałam się z miejsca i wybiegłam na podjazd, chcąc choć na chwilę wyrwać się z tej toksycznej atmosfery. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Próbowałam się uspokoić, łapiąc głębokie oddechy, ale za chwilę usłyszałam trzask drzwi. Łukasz wyszedł za mną.
– Kasia, ja już nie mogę – powiedział, podchodząc bliżej. – Próbowałem, naprawdę próbowałem, ale to jest za dużo. Oni mnie nie akceptują. I chyba nigdy nie zaakceptują.
– To nieprawda – odparłam, choć sama nie byłam tego do końca pewna.
– Wiesz, że to prawda – powiedział cicho, ale stanowczo. – Twoja matka nigdy nie zaakceptuje nikogo poza Mateuszem. A ty? Ty nigdy nie staniesz po mojej stronie.
– Jak możesz tak mówić? – rzuciłam, czując narastającą frustrację. – Cały czas próbuję godzić was wszystkich, ale ty tylko się złościsz. Nie widzisz, jak to wygląda?
– Wiem jedno, Kasia – powiedział Łukasz z goryczą. – Jeśli muszę walczyć o swoje miejsce w twoim życiu, to może nigdy go nie miałem.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, odwrócił się i ruszył w stronę samochodu. Chciałam go zatrzymać, ale moje nogi jakby wrosły w ziemię. Stałam, patrząc, jak odjeżdża, a moje myśli kotłowały się chaotycznie.
Za mną, w drzwiach domu, stanęła mama. Jej spojrzenie mówiło więcej niż słowa: „A nie mówiłam?”. Łukasz wrócił dopiero późnym wieczorem. Usłyszałam szelest żwiru pod kołami samochodu i pospiesznie wybiegłam przed dom. Zabrałam go do altany w ogrodzie, gdzie wreszcie mogliśmy porozmawiać bez świadków. Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższą chwilę, a ja nie wiedziałam, jak zacząć.
– Nigdy nie stajesz po mojej stronie. Nigdy. Zawsze, kiedy twoja mama wbija mi szpilę, ty milczysz. A kiedy ja próbuję się bronić, to ja jestem tym złym.
– Może dlatego, że twoje „bronienie się” wygląda jak atak – odparłam ostro.
– A twoje milczenie wygląda jak zgoda – rzucił.
Te słowa mnie zabolały
Następnego dnia świąteczny gwar ucichł. Wszyscy byli już zmęczeni wczorajszymi wydarzeniami. Łukasz wstał wcześnie i pojechał na spacer po okolicznych polach. Nie nalegałam, żeby został – potrzebowaliśmy chwili, by ochłonąć. Mama siedziała w kuchni z filiżanką herbaty, obierając jabłka. W tle cicho grało radio, a w powietrzu unosił się zapach goździków i cynamonu. Zebrałam się na odwagę.
Usiadłam przy stole, chwytając filiżankę herbaty, której nawet nie zamierzałam pić. Próbowałam zebrać myśli, ale one uciekały we wszystkich kierunkach.
– Chodzi o Łukasza – zaczęłam. – O to, jak go traktujesz.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała z uniesionymi brwiami, choć wiedziałam, że doskonale rozumiała, do czego zmierzam.
– Chcę powiedzieć, że to, co robisz, niszczy mój związek. Nie wiem, czy robisz to świadomie, ale nieustannie go oceniasz. Porównujesz go do Mateusza. A ja… Ja już tego nie mogę znieść.
Mama odłożyła nóż na deskę z cichym stuknięciem.
Jej oczy były chłodne
– Kasia, czy ty słyszysz, co mówisz? Mateusz był dla ciebie idealny. Wszyscy to widzieli. A Łukasz? Przepraszam, ale on tylko robi problemy.
– On nie robi problemów, mamo. On się po prostu broni. Bo ty nigdy nie dałaś mu szansy – czułam, jak wewnętrznie narasta we mnie bunt, którego nigdy wcześniej nie miałam odwagi wyrazić. – Mamo, to moje życie. I mój wybór. A jeśli go nie zaakceptujesz, to... po prostu mnie stracisz.
– Stracę cię? – Jej głos się załamał. – Przecież wszystko, co robię, jest dla ciebie. Całe moje życie poświęciłam, żebyś była szczęśliwa.
– Mateusz był twoim ulubieńcem, mamo, nie moim – przerwałam jej, choć moje słowa były jak nóż w sercu. – Nie wrócę do przeszłości, bo ty tego chcesz. A jeśli Łukasz nie jest dla ciebie wystarczająco dobry, to trudno. Dla mnie jest.
Kiedy wróciłam do pokoju, czułam się pusta, ale jednocześnie lżejsza. Położyłam się obok ukochanego, który niedawno wrócił z wypadu. Pogłaskałam go po policzku. Chciałam dodać Łukaszowi otuchy.
– Rozmawiałam z mamą – powiedziałam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
– I co? – zapytał ostrożnie.
– Powiedziałam jej, że jeśli nie zaakceptuje moich wyborów, to straci mnie. Powiedziałam jej, że ty jesteś moim wyborem. – Spojrzałam mu prosto w oczy, chcąc, żeby wiedział, że mówiłam poważnie.
Łukasz przez chwilę patrzył na mnie, a potem odetchnął głęboko.
– Dziękuję, Kasia. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałem.
Objął mnie, a ja poczułam, jak napięcie opuszcza moje ciało. Nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by moje życie było wiecznym placem bitwy między rodziną a związkiem. W końcu to był mój świat, moje wybory. I moja miłość.
Kaśka, 29 lat
Czytaj także:
„Siostra zażyczyła sobie dla dzieci prezenty za fortunę, a moim kupiła najtańszą tandetę. Nie pozwolę się tak traktować”
„Rodzice próbowali przejąć kontrolę nad moim życiem. Chcieli wiedzieć, z czym jem kanapki i z kim chodzę do łóżka”
„Troska siostrzenicy skończyła się tak szybko, jak tylko złożyłam podpis na testamencie. Wykorzystała mnie i oszukała”