„Mama miała udar w Wigilię 4 lata temu. Dzień po świętach zmarła, a tata od tamtej pory nie umie przejść żałoby”

kobieta, której matka dostała udaru w Wigilię fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„Od tamtej pory święta nie kojarzą mi się już z karpiem i choinką, a z nerwowym oczekiwaniem na wiadomości ze szpitala. A tata... co roku boi się rozpakować prezent, który wtedy przygotowała dla niego mama”.
/ 04.12.2021 22:13
kobieta, której matka dostała udaru w Wigilię fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

Rzuciłam ostatnie spojrzenie na stół: prezentował się pięknie. Odświętna porcelana lśniła w blasku świec, pachniały pierniczki i prawdziwy świerk. Zapachy Bożego Narodzenia, które pamiętałam jeszcze z dzieciństwa, a które po śmierci mamy starałam się zatrzymać w naszym domu.

Spojrzałam jeszcze raz na prezenty pod choinką – wszystkie były na swoim miejscu, nie brakowało chyba żadnego. I nagle poczułam mocniejsze uderzenie serca. Przez moment gapiłam się na niewielkie pudełeczko owinięte w czerwony papier w serduszka. Prezent dla taty, który leżał pod choinką już od czterech lat, a którego ojciec nigdy nie odważył się rozpakować. Smutno mi się zrobiło na duszy pomimo radosnego, świątecznego nastroju panującego w domu.

Bo tata wciąż nosił w swoim sercu żałobę

Nie potrafił się z nią uporać, choć minęło już tyle czasu. Przed czterema laty, w samą Wigilię – tuż przed kolacją, gdy wszystko już było gotowe – mama zasłabła. Tak naprawdę źle się czuła już wcześniej, od powrotu z Włoch, gdzie spędzili z tatą najwspanialsze dwa tygodnie życia. Mama powtarzała, że nigdy wcześniej nie czuła się tak szczęśliwa, a ten wyjazd był najlepszym pomysłem na świecie. Zupełnie jakby przeczuwała, że to ich ostatnie wspólne wakacje.

Tamta Wigilia zapisała się dokładnie w mojej pamięci. Nie zjedliśmy wtedy kolacji, połamaliśmy się tylko opłatkiem. Cały wieczór spędziłam z tatą w szpitalu, dokąd pogotowie zabrało mamę z rozpoznaniem udaru mózgu. Potem zmienił mnie mąż, bo musiałam wrócić do synka, rocznego wtedy Olka. Smutne to były święta – pełne lęku i niepokoju, ale też nadziei, że mama z tego wyjdzie.

Zawsze była przecież taka silna! Nie załamywały ją przeciwności losu… W ogóle nie dopuszczałam do siebie możliwości, że to wszystko skończy się inaczej. Ale los nie uśmiechnął się do niej ani do jej rodziny.

Mama zmarła dzień po świętach, nie odzyskawszy nawet przytomności. Dopiero po pogrzebie zauważyłam, że pod choinką wciąż leży jeden nierozpakowany prezent: niewielkie pudełko w serca. W naszej rodzinie panował zwyczaj, że nie dawaliśmy sobie na Gwiazdkę drogich prezentów, tylko drobiazgi, ale takie od serca. Czasem nawet sami je robiliśmy. Zwłaszcza mama obdarowywała wszystkich dziełami swoich rąk: haftowanymi serwetami, swetrami i szalikami, które robiła na drutach. Wtedy także dostałam od niej haftowany bieżnik na ławę.

Prezenty od mamy spakowałam do torby i schowałam na dno szafy. Nie wiedziałam, co mam z nimi zrobić, a taty nie chciałam pytać. Był zbyt przygnębiony. Na pudełeczku w serduszka widniało imię mojego ojca. Zrozumiałam, że to był ostatni prezent od mamy. A on go nie rozpakował. Kto wie, może nawet nie docierało do niego, że wciąż tam leży… Nie bardzo wiedziałam, jak mu o tym przypomnieć.

Po śmierci mamy całkiem się załamał

Był wciąż nieobecny duchem, zamyślony, milczący. Rozumiałam jego ból, bo i mnie serce pękało z żalu. Milczałam więc, aż przyszedł czas na rozebranie choinki, która zeschła już zupełnie. I wtedy poprosiłam tatę do salonu.

– Muszę tu posprzątać. Popatrz, jak drzewko się sypie – powiedziałam cicho. – Ale tam wciąż leży prezent dla ciebie…
– To od mamy – szepnął tata i szybko odwrócił wzrok, chyba po to, żebym nie dostrzegła jego łez. – Wiesz… Po prostu …nie mam odwagi go rozpakować.
– Nie chcesz zobaczyć, co tam jest? – spytałam, bo uważałam, że powinien.

Tata potrząsnął tylko głową i pospiesznie zabrał pudełko do swojego pokoju. Nie powiedział nam jednak, co w nim było. Nie pytaliśmy, skoro taka była jego wola. Jakże się zdumiałam, gdy rok później, układając prezenty pod choinką, zobaczyłam, że leży już tam pudełko w serduszka.

– Patrz – powiedziałam do męża. – To jest prezent od mamy z zeszłego roku…
– Rzeczywiście – zdumiał się Piotr.
– Dlaczego tata go nie rozpakuje?
– Nie wiem. Nie chcę go o to pytać.

Widziałam potem, jak tata położył pudełeczko na stole, obok swojego nakrycia. Leżało tam przez całą Wigilię – nie rozpakował go jednak i tym razem. Chociaż od śmierci mamy minął już rok, on wciąż był smutny, przygnębiony, milczący. Wiedziałam, że pomimo całej naszej serdeczności na co dzień – mieszkaliśmy przecież pod jednym dachem – tacie bardzo trudno się odnaleźć w świecie bez mamy, z którą żył przez czterdzieści lat.

Zamknął się w sobie, a nam trudno było do niego dotrzeć

Więc nie naciskaliśmy, żeby otworzył ten prezent, chociaż byliśmy bardzo ciekawi, co to takiego. Gdy nadeszły następne święta, wiedziałam już, że pod choinką zobaczę pudełko w serduszka. I nie myliłam się. I znów tata nie otworzył swojego prezentu. W kolejnym roku sytuacja się powtórzyła. Minęły już cztery lata od śmierci mamy i chyba nadszedł czas, aby tata wrócił wreszcie do życia.

Zwłaszcza że nasz synek, pięcioletni już urwis, upatrzył sobie dziadka na towarzysza swoich zabaw i nie odstępował go ani na krok. I czasem, gdy bawili się razem, widziałam uśmiech na twarzy taty, udawało mi się nawet usłyszeć jego śmiech. Tak, tata znowu się śmiał, ale tylko wtedy, gdy przebywał w towarzystwie małego Olka.

Serce mi podpowiadało, że ojciec nie zamknie swojej żałoby, dopóki nie otworzy tego prezentu od mamy. Jednak ja nie miałam odwagi tego na nim wymusić, tym bardziej Piotr. Więc wydawało się, że wszystko zostanie po dawnemu. Los jednak chciał inaczej. Po skończeniu kolacji zajęliśmy się rozpakowywaniem podarunków. Pierwszy oczywiście zrobił to Oleś, a okrzykom radości nie było końca. Nawet tata się rozruszał i zajął przymierzaniem pulowera od Piotra.

Długo stał przed lustrem w przedpokoju, przyglądając się sobie, a po jego minie poznałam, że sweter naprawdę mu się podoba. Mojemu mężowi było miło, bo targał dla niego ten sweter aż z Anglii.

– Bardzo dziękuję, już dawno nie miałem czegoś tak eleganckiego – powiedział tata, wchodząc do pokoju – i zamilkł.

Podążyłam za jego wzrokiem i… serce mi mocniej zabiło. Przy stole, na krześle zajmowanym przy kolacji przez tatę, siedział Olek i właśnie otwierał pudełko jak zwykle leżące przy jego nakryciu. Wcześniej zdarł opakowanie i teraz papier w serduszka poniewierał się na dywanie.

– Co ty wyprawiasz?! – krzyknął ojciec i w jednej chwili doskoczył do małego.

Chciał powstrzymać Olka, ale było już za późno. Nasz synek wyciągał właśnie z pudełka przepiękną, złocistą gwiazdę z artystycznego szkła. Widziałam, jak tata zastygł bez ruchu, wpatrzony w migoczące światłem, opalizujące szkło. W pokoju zapanowała cisza. Nawet Olek zrozumiał, że stało się coś ważnego, i przestraszony patrzył na dziadka.

– Ja chciałem tylko pomóc… – powiedział skruszonym głosem. – Żeby dziadek nie zapomniał rozpakować.
– Marysia kupiła ją w Murano, jak byliśmy na tych naszych ostatnich wakacjach we Włoszech. Zwiedzaliśmy wtedy muzeum szkła i bardzo mi się spodobała – wyszeptał tata. – Nie zdążyliśmy jej razem zawiesić na choince…– urwał, schował twarz w dłoniach i rozpłakał się.

Pierwszy raz od śmierci mamy widziałam, jak płacze

Nie uronił jednej łezki, gdy odeszła, ani potem, na jej pogrzebie. Dławił cały ten ból w sobie wtedy i przez te cztery lata. I dopiero teraz, na widok ostatniego prezentu od mamy, jego żal znalazł ujście we łzach. Widok był okropnie smutny…

– Powiedz, tato, dlaczego nie chciałeś go rozpakować? – spytałam, gdy się już trochę uspokoił i mógł mi odpowiedzieć.
– Bo mi się wydawało, że dokąd on będzie taki, jakim go zostawiła, to Jagoda wciąż będzie ze mną – westchnął.
– Tato, mama zawsze będzie z nami, w naszych sercach – odparłam, ściskając jego dłoń. – Ale życie płynie dalej. Czas, żebyś zakończył już swoją żałobę, zaczął się znowu śmiać – popatrzyłam na niego z czułością. – A wiem, że potrafisz. Słyszałam, jak się fajnie bawiliście z Olkiem.
– Właśnie, gdzie jest ten mały urwis? – tata rozejrzał się za wnukiem. – Bo mam do niego wielką prośbę. Chcę, żeby mi pomógł zawiesić tę gwiazdę…

Zadowoleni patrzyliśmy z Piotrem, jak wziął Olka na ręce, a ten z dumą zaczepił świetlistą gwiazdkę babci Marysi na czubku choinki. Widziałam uśmiech ojca, jego błyszczące radością oczy – zupełnie takie same jak oczy naszego synka. A więc mały chłopiec zrobił coś, na co my, dorośli, nie mieliśmy odwagi. Pomógł dziadkowi uporać się z jego bólem i żalem, przywrócił go życiu. I to był najpiękniejszy gwiazdkowy prezent dla wszystkich.

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA