„Mama miała paranoje i nago uciekała z domu. Nie dałam rady i oddałam ją do domu opieki. Rodzina zrobiła ze mnie potwora”

Kobieta, która nie ma już siły fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Mama miała Alzheimera, była agresywna, biegała nago po domu i ulicy, miewała paranoje. Tylko ja z mężem i dziećmi się nią zajmowaliśmy. Oni wiedzieli najlepiej z czym wiąże się opieka nad chorą matką. Rodzina wieszała na mnie psy, ale musiałam ją oddać, nie dałam rady sama jej pomóc"
/ 25.08.2021 14:11
Kobieta, która nie ma już siły fot. Adobe Stock, Africa Studio

Może nie zadręczałabym się tak wyrzutami sumienia, gdyby rodzeństwo okazało mi więcej zrozumienia, lecz najstarszy z naszej trójki, Adam, obraził się, gdy tylko zasugerowałam państwową instytucję, jakby nie znał sytuacji finansowej mojej rodziny. Halina, najmłodsza z nas , swoim zwyczajem rzuciła: „Rób, jak chcesz”. Tyle że zanim minęła godzina, cała rodzina wiedziała o „postępku” jej wyrodnej siostry.

– Rodzice wszystko ci oddali, a ty… – ciocia Henia, siostra mamy, nie kryła oburzenia. – Nie wiesz, że w naszej rodzinie, to dzieci opiekują się rodzicami, nie państwo?!

– Zawsze byłaś skupiona wyłącznie na sobie, ale nie spodziewałam się, że możesz być aż tak okrutna. Ze mną też postąpisz w ten sposób, gdy się rozchoruję? – teściowa dorzuciła swoje trzy grosze, chociaż przestała do nas przyjeżdżać po tym, jak moja mama kompletnie naga przemaszerowała przez pokój w porze kolacji.

Zrujnowany dom to niby takie wielkie bogactwo?

Tylko przyjaciele i sąsiedzi stanęli po mojej stronie. „Mojej”, bo męża nikt nie odsądzał od czci i wiary. Ja byłam córką i kobietą, więc powinnam się poświęcić, a skoro nie chciałam, to zostałam egoistką bez serca, która podstępem przejęła majątek rodziców, a teraz pozbywa się ich, jak zużytych mebli.

Rodzina wieszała na mnie psy, zapominając, że gdybym wspólnie z mężem i dwójką nastolatków nie wyprowadziła się z bloków w sąsiedniej miejscowości, to zapewne już wtedy mama i tata trafiliby do ośrodka opiekuńczego, a nasz rodzinny dom popadłby w ruinę. My jednak rzuciliśmy wszystko i zajęliśmy się rodzicami.

Za pieniądze ze sprzedaży mieszkania wymieniliśmy przeciekających dach, okna, uszczelniliśmy pękające ściany oraz przyłączyliśmy dom do miejskiej sieci gazowniczej, przed czym wzbraniał się mój schorowany tata.

Na długo przed śmiercią cierpiał na demencję. Mylił daty, nie rozpoznawał miejsc ani ludzi. Panicznie bał się gazu i wszystkiego, co kojarzyło mu się z ogniem czy wybuchami. Moja biedna mama nie potrafiła odnaleźć się nowej sytuacji, przyzwyczajona, że to ojciec wiedzie prym w ich związku.

Przed psychicznym załamaniem uratowała ją dopiero nasza przeprowadzka, bo to na mnie spadła całkowita odpowiedzialność za los rodziców. Mama podziwiała moją siłę, dziękowała mi za to, a ja tylko uśmiechałam się gorzko, bo nie miałam innego wyjścia.

Moje rodzeństwo z ulgą pozbyło się niechcianego balastu, nie protestując, kiedy w zamian za dożywotnią opiekę przejmowałam spadek po rodzicach. I Adam, i Halina zdawali sobie sprawę z tego, że musieliby dokładać się do utrzymania rodziców, gdybym odmówiła. Z biegiem lat zapomnieli, z jakich wybawiałam ich kłopotów, i coraz częściej pozwalali sobie na uszczypliwości, sugerując, że wzbogaciłam się dzięki ich dobrej woli.

Pewnie puszczałabym ich uwagi mimo uszu, ale ani mój mąż, ani tym bardziej dzieci nie zamierzały siedzieć cicho. Przeprowadzka, długotrwały remont i pomoc w opiece nad dziadkami wywróciła do góry nogami ich życie. Syn i córka musieli porzucić wieloletnich przyjaciół, dojeżdżać do szkoły i na dodatkowe zajęcia, czekać w deszczu, śniegu czy upale na autobus powrotny, jeśli ja lub mąż nie mogliśmy ich odebrać.

Nie dosypiali z powodu ataków taty i na równi z nami trwali przy nim, gdy powoli od nas odchodził. Dlatego tak bardzo bolały ich niesprawiedliwe uwagi wujka i cioci, i dlatego też bez wahania poprali moją decyzję oddania babci do domu opieki. Oni jedni wiedzieli, z czym muszę się mierzyć, gdy moja mama zaczęła cierpieć na alzheimera.

W ciągu sześciu lat choroba dokonała straszliwych spustoszeń w jej ciele i umyśle

Z cichej, wyważonej w swoich sądach opiekunki ogniska domowego niemal z dnia na dzień stała się najpierw zagubioną dziewczynką, potem wulgarną furiatką, nieprzebierającą w słowach, gdy posądzała nas o kradzieże czy chęć zabicia jej, żeby na koniec zmienić się w ekshibicjonistkę.

Zdruzgotana musiałam kilka razy dziennie przyglądać się, jak mama biega nago po mieszkaniu. Jeśli jej nie upilnowałam, wybiegała na ulicę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jej zachowanie jest spowodowane zmianami w mózgu, ale po kilku latach życia w ciągłym napięciu i ja traciłam poczucie rzeczywistości. Zdarzało mi się, że podniosłam na mamę głos, raz o mało jej nie spoliczkowałam.

– Jestem wstrętnym człowiekiem – wypłakiwałam się potem mężowi.

– Nieprawda, po prostu jesteś przemęczona – pocieszał mnie.

Przez długi czas pracowałam zawodowo na równi z mężem, więc kiedy dzieci wyjechały na studia, musieliśmy zacząć przywiązywać mamę w ciągu dnia do łóżka. Krzyczała wtedy, że ją bijemy, a mnie serce pękało z rozpaczy. Raz uwolniła się i uciekła na komisariat, ale kiedy tam już dotarła, nie była w stanie przypomnieć sobie swojego nazwiska.

Szczęśliwie jeden z policjantów okazał się moim kolegą z podstawówki i zadzwonił do mnie. Po tym incydencie zatrudniliśmy do mamy opiekunkę. Niestety, żadna z tych kobiet nie zagrzała u nas miejsca na dłużej .

– Potrzebujecie państwo silnego mężczyzny – stwierdziła ostatnia, pani grubo po 50.

Dodam, że wtedy już mama musiała nosić pieluchy dla dorosłych, które bardzo często zrywała z siebie wraz z ubraniem.

To wszystko sprawiło, że podjęłam decyzję o rezygnacji z pracy. Początkowo wzięłam jedynie trzymiesięczny urlop bezpłatny, w nadziei, że gdy pobędę trochę z mamą, to zapanuję nad sytuacją, ale w trakcie przestałam się łudzić.

Coś we mnie pękło, gdy Ola chciała przerwać studia

Mąż zawsze mnie wspierał, jednak odkąd stał się głównym żywicielem rodziny (mama ma bardzo niską emeryturę, a dodatek pielęgnacyjny, który pobieram, nie starcza nawet na pieluchy), musiał pracować za nas dwoje. Wracał do domu późno, potwornie zmęczony, więc nie miałam serca obciążać go swoimi problemami. Patrząc jednak na nasze życie, coraz częściej zastanawiałam się na jak długo jeszcze starczy nam sił?

– Mamo jesteście z tatą potwornie wyczerpani – oceniła podczas jednej z wizyt córka.

Była na trzecim roku psychologii i chyba wiedziała, co mówi. Nakłoniła mnie na wizytę u psychologa w państwowej przychodni, a ten już w połowie spotkania ocenił, że cierpię na depresję i skierował mnie do psychiatry.

– Potrzebuje pani potężnej dawki lekarstw i odpoczynku, a gdy już pani się wyśpi, możemy pomyśleć o terapii – zawyrokował ten.

Roześmiałam się tylko, bo sen był dla mnie równie abstrakcyjnym pojęciem jak terapia. Powiedziałam więc córce, że oprócz lekarstw na nic więcej się nie zgodzę.

Nawet nie przyszło mi do głowy, że opinia specjalisty tak nią wstrząśnie. Wpadłam w panikę, kiedy tydzień później Ola oznajmiła mi, że zawiesza na rok wymarzone studia, żeby pomóc mi przy babci. Może inna, jakaś bardziej skupiona na sobie matka ucieszyłaby się z takiego obrotu sprawy, ale mną wstrząsnęło poświęcenie córki. Przypomniałam sobie siebie, jak zrezygnowałam z ulubionej pracy i tracę resztki kontaktu ze światem…

– Nie, Oluś! Ty musisz żyć! Wszyscy musimy na nowo zacząć żyć! – powiedziałam.

To wtedy podjęłam decyzję o oddaniu mamy. Zrobiłabym dla niej wszystko, ale czułam, że jako rodzina doszliśmy do ściany. Nie było i nie jest mi łatwo.

Odwiedzam ją kilka razy w tygodniu, czasami przez chwilę na nowo jest moją mamą, lecz z reguły żyje w swoim świecie, którego nikt nie rozumie. Mogłabym opowiadać w formie anegdoty, jakie pokazy nagości urządza moja mama, czy jak nachalna potrafić być wobec mężczyzn, lecz nie jest mi do śmiechu.

Również z powodu zachowania mojej bezdusznej rodziny. Mama jest w zakładzie od trzech miesięcy, a w tym czasie nikt nie pofatygował się do niej oprócz nas – mnie, męża i moich dzieci. O, przepraszam, raz odwiedziła ją moja młodsza siostra, ale zdruzgotana tym, co zobaczyła, stanowczo odmówiła dalszych spotkań.

Nikt z mojej rodziny nie pyta, z czego opłacam pobyt mamy, bo przecież nawet w państwowych ośrodkach nie jest on darmowy. Rodzina uważa, że skoro odziedziczyłam majątek w postaci zrujnowanego domu, to stać mnie na wszystko. Trudno pogodzić się z ich bezdusznością, jednak ich postawa sprawia, że tym bardziej jestem wdzięczna dzieciom i mężowi. Oni trwają przy mnie bez względu na to, ile musieli poświęcić dla moich rodziców

Czytaj także:
„Mąż uważa, że prostytutki należy izolować od społeczeństwa. Nie wie o mojej paskudnej tajemnicy”
„Zostawiłam Konrada, bo traktował mnie jak towar. Był ze mną tylko dlatego, bo wiedział, że go nie zdradzę”
„Ja zaharowuję się na śmierć, byleby syn miał wszystko, czego zapragnie, a ten smarkacz kradnie. Przynosi mi wstyd"

Redakcja poleca

REKLAMA