Kiedy umarł tata, mama poświęciła się przede wszystkim wychowywaniu mnie i mojego brata. Jej życie praktycznie przestało istnieć. Chodziła do pracy, a potem wracała prosto do domu. Nigdy nie wychodziła ani wieczorami, ani w weekendy, nigdy z nikim się nie umawiała, nie spotykała. Nawet do domu nikogo nie zapraszała. Oprócz dziadków i ciotki Agaty właściwie nikt u nas nie bywał. Słyszałam, jak kiedyś ciotka mówiła do niej:
– Wyszłabyś gdzieś do ludzi, Paulinko, poznałabyś kogoś, zabawiła się, pośmiała. Młoda jeszcze jesteś, coś ci się od życia należy.
Mama tylko wzruszyła ramionami.
– Daj spokój, nie mam do tego głowy – odpowiedziała jej.
Cieszyłam się wtedy, że mama jest z nami. Nie chciałam, żeby poznała jakiegoś mężczyznę i zaczęła wychodzić wieczorami. Albo jeszcze gorzej – by on z nami zamieszkał. A już najstraszniejsze ze wszystkiego wydawało mi się, że mama mogłaby wyjść za mąż. Bałam się, że gdyby miała nowego męża, to i nowe dzieci. Może nas by już wtedy nie chciała? Straszyłam Witka, mojego brata, że jak mama wyjdzie za mąż, to odda nas do domu dziecka, bo będzie miała inne dzieci.
Witek był jeszcze mały i głupi. Pewnego dnia z płaczem poszedł do mamy i wymusił na niej obietnicę, że nigdy nas nie odda i nigdy nie wyjdzie za mąż. Tamtego dnia mama wieczorem przyszła do mojego pokoju.
– Weroniczko, czy ty naprawdę myślisz, że mogłabym przestać was kochać? – zapytała mnie.
– Nie wiem… – wykręciłam się, ale pamiętam, że zrobiło mi się wstyd.
– Głuptasku mój… – mama pogłaskała mnie po włosach – pamiętaj, że wy jesteście całym moim światem, jesteście dla mnie najważniejsi.
– A Gośki mama wyszła drugi raz za mąż i ona teraz ma okropnie, bo ten ojczym jest dla niej niedobry – wyrzuciłam z siebie to, co mnie dręczyło.
– Głuptasku – powtórzyła mama – ja nie zamierzam wychodzić za mąż.
I rzeczywiście nie zamierzała. Żyliśmy sobie spokojnie we trójkę. My z Witkiem byliśmy z tej sytuacji bardzo zadowoleni. Wtedy wydawało mi się, że mama też. Może zresztą i była, dopóki pozostawaliśmy dziećmi.
Mój brat zauważył, że jest samotna
Natomiast kiedy poszłam na studia, zauważyłam nagle, że w domu jest już inaczej. Owszem lubiłam sobie posiedzieć z mamą wieczorem i pogadać o różnych sprawach. Zawsze byłyśmy ze sobą związane i nic się w tej kwestii nie zmieniło, jednak miałam już swoje życie. Do kina, na basen czy na spacer wolałam chodzić z przyjaciółmi, nie z nią. Latem nie chciałam jechać z mamą nad morze. Pojechaliśmy całą paczką do Szwecji.
Witek zaczął chodzić do liceum i też przestał być synkiem mamusi. Oddalaliśmy się od domu, a mama zostawała w nim całkiem sama. Na trzecim roku studiów poznałam Andrzeja i bardzo się w nim zakochałam. Szybko wzięliśmy ślub, i kiedy broniłam pracę magisterską, sama byłam już matką kilkumiesięcznej dziewczynki. Rok później na świat przyszedł synek. Praca, mąż i dzieci pochłaniały cały mój czas, nie starczało go już na nic więcej.
Witek, wtedy już student drugiego roku, wyprowadził się do swojej dziewczyny. I to właśnie on częściej odwiedzał mamę niż ja. Pewnego dnia wpadł do mnie do pracy pomiędzy swoimi wykładami.
– Wera, kiedy ty byłaś ostatnio u mamy? – zapytał mnie od progu.
– Dawno – zmieszałam się trochę.
– Wiesz, jak to jest. Praca, dzieci…
Mój młodszy brat pokiwał głową, ale nie wydawał się zadowolony z mojej odpowiedzi.
– Wiem, wiem, ale mama chyba czuje się bardzo samotna.
– Witek, tylko co ja na to poradzę? – westchnęłam ciężko.
– Nie wiem, może postaraj się ją odwiedzać jakoś częściej – zaproponował mój brat. – Wydaje mi się, że trzeba jej wymyślić jakąś rozrywkę.
Wzruszyłam ramionami.
– Sam jej wymyślaj, ja nie mam na to czasu – zapowiedziałam mu.
Jednak kiedy raz i drugi odwiedziłam mamę w niedzielę, stwierdziłam, że brat ma rację. Zastałam ją w starym szlafroku, nieumalowaną, z nieumytymi włosami, a przede wszystkim jakąś taką smutną. Nawet kiedy się uśmiechała, to tylko ustami. W jej oczach nie było radości.
– Mamo, czy tobie coś dolega? – próbowałam ją podpytać, ale zaprzeczała, twierdząc, że wszystko jest w porządku, jest zdrowa, może tylko troszkę samotna.
– Musisz nas częściej odwiedzać – powiedziałam jej.
– Dziecko drogie – roześmiała się – niby kiedy, przecież was nigdy nie ma. Całe życie spędzacie w pracy.
Co miałam jej odpowiedzieć? Rzeczywiście dużo z Andrzejem pracowaliśmy. Dzieci spędzały popołudnia z nianią albo rodzicami męża.
– Nic na to nie poradzę, mamo. Takie dzisiaj czasy, że człowiek musi gonić za pracą… – westchnęłam, ale miałam wrażenie, że nie przekonałam mamy. – A może zapisałabyś się na jakiś aerobik albo jogę – spróbowałam jeszcze, ale mama tylko się wtedy zdenerwowała.
– A daj ty mi święty spokój – machnęła ręką i wyszła do kuchni.
A co jak ten facet zrobi jej krzywdę?
Nawet mi do głowy nie przyszło, jakie będą konsekwencje tej mojej propozycji. Przecież ja tylko tak sobie powiedziałam, wcale nie sądziłam, że mama naprawdę coś takiego zrobi. A jeśli już, to najwyżej zapisze się na jakieś mało wymagające ćwiczenia w gronie innych starszych pań.
Mama jednak całkowicie mnie zaskoczyła. Zapisała się do najnowocześniejszego studia w mieście. Chodziła na aerobik i coś jeszcze, czego nazwy sama nie mogłam zapamiętać. Po dwóch miesiącach nie poznałam własnej matki. Nie żeby się jakoś specjalnie zmieniła, ale schudła, ścięła i przefarbowała włosy, zaczęła się inaczej ubierać. I co najdziwniejsze – zupełnie inaczej zachowywać.
– To zupełnie nie pasuje do mamy! – tłumaczyłam mężowi. – Wygląda, jakby była moją siostrą!
– Czepiasz się – podsumował krótko. – Przecież sama chciałaś, żeby trochę o siebie zadbała.
„Ale nie, żeby robiła z siebie widowisko” – przebiegło mi przez głowę, ale nic już nie powiedziałam. Martwiłam się o nią. To chyba oczywiste!
Kiedy miesiąc później mama powiedziała, że jedzie na na długą, dwutygodniową wycieczkę do Hiszpanii, poczułam się tak zszokowana, że zdołałam tylko wydukać:
– Sama?
– No nie, nie sama – mama najwyraźniej nie miała ochoty mówić mi wszystkiego.
– No to z kim? Powinnam chyba wiedzieć – dodałam, kiedy uparcie milczała.
– Z przyjacielem – usłyszałam w końcu. – Daj spokój, Weronika – przerwała mi, kiedy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, chociaż sama nie wiedziałam co. – Daj spokój, dziecko. Poznam was, jak wrócimy, na razie jeszcze nie pora.
– Ale kto to jest, mamo? Gdzie ty go poznałaś? – usiłowałam się dowiedzieć, ale mi się nie udało.
– Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, córeczko – powiedziała mama, po czym pożegnała się i wyszła.
Nie podobało mi się to. Natychmiast zadzwoniłam do Witka. Niestety, nie znalazłam u niego wsparcia.
– Mamuśka wreszcie zaczyna się bawić. Super! – zaśmiał się.
– Co ty pleciesz, Witek? – oburzyłam się. – Zwariowałeś?!
– Przestań, siostra, nie spinaj się. Niech mama pożyje, pobawi się.
– Głupi jesteś! – ofuknęłam go.
– A jeśli ten facet zrobi jej krzywdę?!
– Sama jesteś głupia. Dlaczego od razu miałby robić jej krzywdę? – zdenerwował się, lecz zaraz złagodniał: – Zresztą, pójdę do niej dzisiaj i zorientuję się w sytuacji, okej?
– Ale ona nic ci nie powie – westchnęłam. – Mnie nie chciała, to i…
– Zobaczymy – przerwał mi. – A teraz daj mi spokój, bo jestem w pracy.
I po prostu się rozłączył!
Andrzej również nie chciał mnie zrozumieć. Uważał, że zupełnie niepotrzebnie się denerwuję.
– Pozwól matce żyć po swojemu – uciął krótko, a po chwili jeszcze mi dołożył: – Cały czas żyła dla was, jej się też coś od życia należy.
Wiedziałam, że jej się należy, jak najbardziej, ale bałam się o nią.
Nie słuchała mnie i pokłóciłyśmy się
I jak się okazało, miałam rację. Kiedy po powrocie z wycieczki mama zaprosiła nas wszystkich na niedzielny obiad, drzwi otworzył mi nie starszy pan, ale wysoki, przystojny mężczyzna, sporo młodszy od mojej mamy.
Byłam w takim szoku, że przez całą wizytę prawie się nie odzywałam. Andrzej z Witkiem zachowywali się, jakby wszystko było w porządku, rozmawiali, śmiali się, opowiadali sobie dowcipy. Wyglądało na to, że znaleźli wspólny język z Bartoszem, przyjacielem mamy. Moje dzieci też szybko dogadały się z nowym „wujkiem”, czy raczej „dziadkiem”. Kurczę blade, sama już nie wiedziałam, kim Bartosz miałby dla nich być. W chwili, gdy usłyszałam, że zamierzają razem zamieszkać, zupełnie mnie zatkało.
– Ależ mamo! – zdołałam jedynie wykrztusić, ale mina mamy zamknęła mi usta.
Nawet Witek był zaskoczony tą informacją, ale w przeciwieństwie do mnie, nie dał tego po sobie poznać.
– Andrzeju, musimy się zbierać, Karola ma jeszcze lekcje do odrobienia na jutro – powiedziałam nagle, chociaż nie była to prawda.
Córka już otwierała usta, żeby zaprotestować, ale nie pozwoliłam, patrząc na nią wymownie. Szybko zgarnęłam swoją rodzinkę i wyszliśmy. Dopiero wieczorem próbowałam zagadnąć Andrzeja.
– Musimy coś z tym zrobić, nie uważasz?
– Niby z czym? – udawał, że nie rozumie, o co chodzi.
– Przecież ten człowiek nie może się wprowadzić do mamy!
– Dlaczego?
– Andrzej, przestań udawać głupiego – zdenerwowałam się.
– Nie udaję głupiego – wzruszył ramionami mój mąż. – Po prostu uważam, że twoja mama jest dorosła, i to już od pewnego czasu – dodał z przekąsem. – Może robić, co chce, i co uważa za najlepsze dla siebie. Weronika, pozwól jej żyć po swojemu. Przecież nie zamierza wychodzić za mąż ani nic w tym stylu.
– Na razie – mruknęłam ze złością i poszłam do łazienki. – Ale nie wiadomo, co jej strzeli do głowy.
Nie potrafiłam jednak przejść nad tym do porządku dziennego. Następnego dnia umówiłam się z mamą na kawę. A właściwie próbowałam się umówić, bo okazało się, że mama nie ma czasu. To było coś nowego!
– Jak to nie masz czasu? – zdziwiłam się. – Przecież zawsze miałaś.
– Ale teraz nie mam – usłyszałam w odpowiedzi. – Mogę się z tobą spotkać w środę po południu.
Zgodziłam się, nie miałam innego wyjścia. Koniecznie chciałam przekonać mamę, że pomysł zamieszkania z Bartoszem nie jest dobry. Niestety, efekt tej rozmowy ani trochę mnie nie zadowolił. Pokłóciłyśmy się okropnie, mama się rozpłakała, a ja wybiegłam wściekła i zostawiłam ją płaczącą przy stoliku.
Pojechałam ich przeprosić
Było mi później strasznie głupio, ale nie chciałam jej przepraszać. Byłam przekonana, że mam rację. Zawzięłam się i postanowiłam milczeć. Tak minęło kilka tygodni. Od Witka dowiedziałam się, że Bartosz zamieszkał z mamą. Pomimo usilnych próśb, nie udało mi się namówić Witka, żeby porozmawiał z mamą, a właściwie, żeby przekonał ją do rozstania z Bartoszem. Mój brat nie chciał nawet o tym słyszeć.
– Odpuść siostra, naprawdę, daj żyć sobie i innym – powiedział.
– Witek, to nie może tak być. Przecież to nie jest partner dla naszej mamy. To jakiś smarkacz!
– Nie przesadzaj. Zresztą to matki decyzja – uciął. – Poza tym – dodał po chwili milczenia – matka jest z nim szczęśliwa, nie widzisz tego? A może wcale cię to nie interesuje?
Zaskoczył mnie tym, co powiedział. Mama jest szczęśliwa z Bartoszem? Nie widziałam tego, bo niby jak miałam widzieć, skoro nie spotykałam się z mamą. Ale gdyby się zastanowić, to coś w tym było. Już od dawna wyglądała dużo lepiej, dbała o siebie, wreszcie się uśmiechała.
Fakt, nie zastanawiałam się nad tym, czy mama jest szczęśliwa. Biłam się z myślami chyba ze dwa tygodnie. Kilka razy brałam za słuchawkę, żeby do niej zadzwonić, ale zaraz odkładałam z rezygnacją. Aż w końcu powiedziałam sobie „dość”. Kupiłam kwiatki, frezje, które mama lubiła najbardziej, i pojechałam do niej.
Drzwi otworzył mi Bartek. W pierwszej chwili miałam ochotę odwrócić się i uciec, ale Bartosz uśmiechnął się szeroko i zaprosił mnie do środka.
– Weronika, jak miło, że wpadłaś!
Weszłam do przedpokoju, zaciskając zęby. On mnie zapraszał do mieszkania mojej mamy! Aż mną zatrzęsło, ale przecież chciałam się pogodzić. Mama wyszła z łazienki.
– Wera, cudownie cię widzieć! – przytuliła mnie jak dawniej.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc bez słowa podałam jej kwiatki.
– Idźcie do pokoju, a ja zrobię kawę – Bartek odwrócił się w stronę kuchni, ale wtedy ja gwałtownym ruchem chwyciłam go za ramię.
– Zaczekaj. Ja właściwie przyszłam do was obojga. Chciałam… Chciałam was przeprosić – wyrzuciłam z siebie. – Jeśli jesteście razem szczęśliwi, to niech już będzie, jak chcecie. Nie będę się więcej o to czepiać…
– Córcia – mama uśmiechnęła się.
– To jeszcze nie wszystko – dodałam, odwracając się do Bartka. – Zapamiętaj sobie, jeśli skrzywdzisz moją mamę, to będziesz miał ze mną do czynienia. Jeszcze nie wiem, co ci zrobię, ale nie będzie to nic miłego.
Roześmiał się.
– Zrozumiałem i przyjąłem do wiadomości. A poza tym – dodał już w drzwiach kuchni – ja bardzo kocham twoją mamę i wiek nie ma tu nic do rzeczy, bo chyba głównie o to ci chodziło, prawda?
Od opisanych wydarzeń minęły już dwa lata. Mama z Bartoszem od roku są małżeństwem. Wygląda na to, że bardzo szczęśliwym. Zresztą muszę przyznać, że Bartek jest naprawdę fajnym facetem. Czasem kiedy się wygłupiamy, mówię na niego „tatusiu”, a moje dzieci „dziadku”. Widzę wtedy zdziwione spojrzenia nieznajomych. Cóż, rzeczywiście wygląda bardziej na mojego brata niż ojczyma.
Czytaj także:
„Po śmierci ojca mama znalazła nową miłość. Pękają nam serca, bo jest z nim szczęśliwsza niż z tatą”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"
„Moja 70-letnia mama zachowuje się jak smarkula. Wstyd mi za nią, gdy bije się w klubach o facetów i chodzi w bikini”