„Mama symulowała chorobę, żeby odciąć mnie od ludzi. Żądała całodobowej opieki, więc nie miałam czasu na miłość”

zaborcza matka i uległa córka fot. Adobe Stock, JackF
„Nie lubiła, kiedy przyprowadzałam koleżanki, więc przestały mnie odwiedzać. Ja też nie chodziłam do nich po lekcjach, bo prosiła, żebym od razu wracała. Zazdrościłam im, kiedy zaczęły chodzić na randki. Raz wspomniałam mamie, że Izka ma chłopaka – spojrzała na mnie, jakbym wyrządziła jej krzywdę. Zrozumiałam, że tego tematu nie należy poruszać”.
/ 19.08.2022 11:15
zaborcza matka i uległa córka fot. Adobe Stock, JackF

Kiedy wstałam rano, zobaczyłam strugi deszczu zalewające szyby okien w sypialni. Niech to licho! Już od paru lat jest tak, że kiedy trzeba iść na cmentarz w święto zmarłych, jest brzydka pogoda. A to deszcz, a to wiatr lub przejmujące zimno. Mieszkam w małej miejscowości i w tym dniu trzeba się przyzwoicie ubrać, bo jest się oglądanym przez miejscowych, ale i takich, co tu zaglądają raz do roku albo rzadziej, żeby zapalić świeczkę. Potem mają o czym rozmawiać w jesienne nudne wieczory.

Wiedziałam, że znajdę się w centrum zainteresowania, bo zostałam zupełnie sama po śmierci mamy i wszyscy będą ciekawi, czy sobie jakoś radzę. Jeszcze rok temu, tuż po pogrzebie, znajomi pytali, czy mi w czymś pomóc, ale z czasem zostałam sama w wielkim domu i pies z kulawą nogą do mnie nie zaglądał. Powoli przyzwyczajałam się do ciszy panującej w domu. Dobrze, że chodziłam do pracy, bo inaczej chyba oszalałabym z samotności. Miałam za to dużo czasu na przemyślenia.

Pierwszy raz poczułam smak wolności

Jak to się stało, że jestem sama? Na to pytanie powinna mi odpowiedzieć moja mama, której już nie ma, a to ona była główną przyczyną mojej samotności. Od kiedy pamiętam, mieszkałyśmy razem. Ojca nawet nie znałam, bo zginął w wypadku, kiedy byłam malutka. Mama starała się, żebym nie odczuła jego braku. Skupiała na mnie całą uwagę, poświęciła się dla mnie. Kiedyś ją zapytałam, czy nie chciałaby sobie z kimś ułożyć życia, ale tylko machnęła ręką i powiedziała, że przecież jest nam ze sobą najlepiej, kiedy nikt się nie wtrąca i nie próbuje kierować naszym życiem.

Rzeczywiście nie było nikogo, kto by chciał się wtrącać, ale też nie utrzymywałyśmy z nikim z rodziny bliskich kontaktów. Czasami wpadał wujek, jej brat. Mieszkał dość daleko, więc jego wizyty nie były częste, a potem stały się sporadyczne. Kiedy skończyłam podstawówkę, dla mamy było oczywiste, że wybiorę się do technikum, żeby pracować później jak ona w księgowości. Widziałam, jak czasami przynosi obliczenia do domu, bo mówiła, że nie wyrabia się w pracy. Z każdym rokiem szarzała i przygarbiała się, więc wizja takiej pracy nie budziła we mnie zachwytu.

Mama nie lubiła, kiedy przyprowadzałam do domu koleżanki, a one to wyczuwały, więc przestały mnie odwiedzać. Ja też nie chodziłam do nich po lekcjach, bo mama prosiła, żebym od razu wracała. Bardzo im zazdrościłam, kiedy zaczęły chodzić na randki. Raz wspomniałam mamie, że Izka ma chłopaka – spojrzała na mnie tak, jakbym wyrządziła jej osobistą krzywdę. Zrozumiałam, że tego tematu nie należy poruszać.

Kiedy spoglądałam w lustro, widziałam całkiem ładną, choć niezbyt fajnie ubraną dziewczynę. Nie miałam sumienia upominać się o nowe ubrania, bo mama ciągle podkreślała, jak ciężko pracuje, żebyśmy jakoś wiązały koniec z końcem. Koleżanki znały moją sytuację i mi współczuły. Czasami namawiały mnie, żebym się zbuntowała i zaczęła normalnie żyć. No i nadszedł taki moment.

Już w technikum się zorientowałam, że praca w księgowości to nie moja bajka. Chciałam pójść na studia, a po nich uczyć w szkole. Koleżanki, kiedy im pomagałam, mówiły, że tak tłumaczę, że od razu wszystko im wchodzi do głowy.

– Mamo, chcę studiować matematykę – powiedziałam któregoś wieczoru.

Nawet nie była na mnie zła, tylko raczej przerażona moim pomysłem. Nie było mowy, żebym wybrała studia dzienne, bo musiałabym wyjechać z miasteczka, a to w ogóle nie wchodziło w grę. Mama czuła się źle, często narzekała na różne dolegliwości. Wtedy powtarzała, jak to dobrze mieć dziecko, bo jest podporą na stare lata. Wstyd się przyznać, ale wyjazd do Krakowa, żeby złożyć papiery na uczelni, był moim pierwszym samodzielnym wyrwaniem się z domu. Mój Boże, jak zachwyciłam się miastem, tysiącami ludzi podążającymi w różnych kierunkach lub siedzącymi w kawiarniach przy Rynku.

Chyba wtedy po raz pierwszy poczułam smak wolności. I już nie chciałam z niej rezygnować. Na studia dostałam się bez problemu. Po powrocie do domu postanowiłam uzupełnić moją garderobę o kilka ubrań, w których nie będę się wyróżniać na zajęciach. Zaczęłam pracę w hipermarkecie, żeby opłacać sobie studia. Mamie się to nie podobało. Chyba czuła, że od teraz wszystko się zmienia i nie była na to gotowa. Udawałam, że nie widzę jej niezadowolenia, a głośno nie wyrażała opinii. A ja odżyłam, jakbym się obudziła z wieloletniego snu.

Nawet do pracy frunęłam jak na skrzydłach. Lubiłam rozmowy z ludźmi, dobrze się czułam jako pracownik i jako studentka. Zjazdy nie były męczące, nauka sprawiała mi przyjemność. Zaczęłam się spotykać podczas weekendów i przerw w wykładach z koleżankami i kolegami. Już mi nie brakowało tematów do rozmów. Za to w domu rozmawiało nam się coraz gorzej, bo mamy nie interesowało moje studiowanie. Było mi przykro, ale oczywiście nie poruszałam tego tematu…

Nie akceptowała mojego chłopaka

Któregoś razu moją uwagę przyciągnął chłopak, który stał wyraźnie przygnębiony na korytarzu przy bibliotece, do której zmierzałam.

Taki przystojny chłopak, a taki smutny? – zareagowałam spontanicznie.

Po chwili zarumieniłam się zadziwiona swoją odwagą, a on spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

– Sebastian – powiedział, wyciągając rękę.

– Julka. To czym się tak martwisz? – brnęłam odważnie.

Opowiedział, że zawalił egzamin z całek. Ja lubiłam te zajęcia i całkiem nieźle mi szło.

– Masz farta – powiedziałam. – Jestem z tego niezła, a ponoć świetnie tłumaczę. To jak? Wchodzisz?

Od tego spotkania spędzaliśmy ze sobą sporo czasu. Nie przestaliśmy, gdy zaliczył egzamin. Dobrze nam się rozmawiało, razem spędzaliśmy każdą wolną chwilę. Po raz pierwszy miałam chłopaka i byłam zakochana!

Było mi smutno, gdy wyjeżdżaliśmy do naszych domów, niecierpliwie oczekując na kolejny zjazd. Sporo wiedział o moim życiu, bo otworzyłam się przed nim. Nie pochodził z Krakowa, mieszkał w sąsiednim mieście. Dosłownie wisieliśmy na telefonach. Mama zauważyła, że ciągle rozmawiam. Nawet nie zapytała. Pokazałam jej zdjęcie Sebastiana. Nie skomentowała. Było mi przykro, bo zależało mi na jej akceptacji. Za to zaczęła coraz bardziej skarżyć się na swoje zdrowie. Martwiłam się o nią. Lekarz wysłał ją do szpitala na unormowanie ciśnienia. Odwiedzałam ją każdego dnia, ale mamie się nie poprawiało.

Ciągle była smutna. Lekarze zaczęli podejrzewać depresję, a ja uświadomiłam sobie, że tak bardzo się nie zmieniła, bo ona nigdy nie przejawiała radości. Nawet gdy przynosiłam piątkę ze szkoły. Nie cieszyła się, gdy zaliczałam kolejne sesje egzaminacyjne. Właściwie nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się śmiała.

Kiedy któregoś dnia zakończyłam pracę, zobaczyłam czekającego na mnie Sebastiana. Powiedział, że przyjechał mnie wyrwać z tego smutku. Jego rodzice zaprosili mnie do siebie, bo miał urodziny. Zrobiło mi się głupio, bo w tym wszystkim zupełnie o tym zapomniałam. Uspokoił mnie, mówiąc, że to ja będę dla niego najlepszym prezentem. Musiałam powiadomić mamę, że dzisiaj nie przyjdę.

Sebastian podwiózł mnie do szpitala i wszedł ze mną na górę. Trochę obawiałam się reakcji mamy. Przedstawił się i wręczył piękne kwiaty, które kupił po drodze. Powiedziała tylko, że przeprasza, ale źle się czuje. Sytuacja zrobiła się niezręczna. Szybko opuściliśmy szpital. Przepraszałam za mamę.

– Jak człowiek źle się czuje, to nie ma ochoty na poznawanie nowych ludzi. To ja wybrałem zły moment – tłumaczył ją Sebastian.

Nie przypuszczałam, że tak będę się denerwowała przed wizytą w jego domu. Niepotrzebnie się martwiłam, jego rodzice powitali mnie serdecznie. Okazało się, że oboje już od dawna naciskali na syna, żeby mnie przedstawił. Świetnie się dogadywał ze swoimi rodzicami. Mama uczyła w szkole, tata miał warsztat samochodowy. Mnie nie wypytywali o nic, za co byłam wdzięczna. W domu panował miły, spokojny nastrój. Stół zastawiono pysznymi potrawami.

Śmiali się i żartowali. Ta domowa atmosfera była dla mnie czymś, czego nie znałam. Czułam ich akceptację, a Sebastian otaczał mnie taką czułością, że czułam się zawstydzona. Jednak czułość w tym domu była najwyraźniej na porządku dziennym, bo jego tata również przytulał żonę. Czas mijał szybko i późnym wieczorem Sebastian odwiózł mnie do domu. Byłam mu wdzięczna za ten miły wieczór.

Czy zrobiła to wszystko świadomie?

Niestety, następnego dnia mój świetny humor znikł. Mama na własne żądanie wypisała się ze szpitala, mówiąc lekarzowi, że w domu córka lepiej się nią zaopiekuje. Od tej pory nie miałam chwili wolnego. Sprzątałam, gotowałam, podawałam leki, pomagałam we wszystkim. Mama wciąż narzekała, że za późno wracam z pracy, nie mam dla niej czasu…

Mnie dręczyło to, że nie miałam czasu dla Sebastiana. Ale chyba właśnie taki plan miała moja mama. Kiedy chciał się spotkać, zarzucała mu egoizm i brak zrozumienia dla chorego człowieka. Byłam wykończona tą sytuacją i zrozumiałam, że nie mogę niczego obiecać ukochanemu, bo nie ma możliwości na jakakolwiek realizację wspólnych planów życiowych. Kiedy przestałam się z nim spotykać, mama odzyskała równowagę. Ja przygasałam z dnia na dzień. Trzymała mnie w jako takim nastroju jedynie wymarzona praca w szkole, którą podjęłam tuż po studiach.

Mama zmarła po kilku latach. Czy świadomie doprowadziła do tego, że jestem tak przerażająco samotna? Deszcz płakał nad moim życiem. Krople spływały mi po twarzy… Nagle usłyszałam, jak ktoś rozkłada nade mną parasol. Poczułam dobrze mi znany zapach.

– Sebastian? – wyszeptałam zaskoczona.

Nie mogłem o tobie zapomnieć, kochanie. No popatrz, chyba dziurawy parasol – zaśmiał się, ocierając łzy z moich policzków.

Czytaj także:
„I ja, i siostra mamy swoje życie i nie mamy czasu zajmować się rodzicami. Ale żeby od razu pozbawiać nas rodzinnego domu?”
„Randka z Andżeliką była kompletną porażką. Gdy myślałem, że już wszystko stracone, kumpel przysłał mi na pomoc... drona”
„Myślałam, że córka chce mnie wykorzystać i postanowiłam popsuć jej szyki. Najadłam się wstydu i wyrzuciłam kasę w błoto”

Redakcja poleca

REKLAMA