Pluję sobie w brodę, że zajrzałem na ten portal randkowy. Miałem przecież wszystko: kochającą rodzinę, świetną pracę, dom, oszczędności na koncie. W zasadzie powinienem być szczęśliwy, ale nie byłem. Coraz częściej dopadała mnie nuda. Każdy mój dzień wyglądał tak samo. Firma, dom, żona, dzieci. W lecie wspólne wakacje w ciepłych krajach, w zimie narty w Alpach, raz na jakiś czas wypady na działkę na Mazury. I tak od piętnastu lat. Potrzebowałem odmiany, dreszczyku emocji. A co facetowi najszybciej podnosi ciśnienie? Nowa znajomość z interesującą kobietą.
No to zalogowałem się na stronie dla samotnych serc. W informacjach o sobie napisałem, że zostałem porzucony i zraniony, poszukuję ciepłej i czułej kobiety, która pomoże mi odzyskać wiarę w prawdziwą miłość. No dobra, może nakłamałem, ale co miałem napisać? Że jestem żonaty, dzieciaty i chcę się tylko zabawić? Przecież wtedy odezwałyby się do mnie tylko panienki lekkich obyczajów lub studentki szukające sponsorów. A na takich znajomościach absolutnie mi nie zależało.
Nieźle mnie nabrała! Dałem jej do słuchu
Karolina była chyba dziesiątą dziewczyną, z którą zacząłem czatować. Od razu mi się spodobała. Wesoła, otwarta, inteligentna. Mogłem z nią pogadać o wszystkim. Po kilku dniach poprosiłem, żeby przysłała mi kilka swoich zdjęć. Wnętrze wnętrzem, ale przecież jestem facetem, wzrokowcem, więc wygląd kobiety też ma dla mnie znaczenie.
Krygowała się, mówiła, że może później, bo źle wychodzi na zdjęciach, ale w końcu uległa. Przysłała cztery, na których była w czerwonej, obcisłej sukience i szpilkach. Gdy zobaczyłem te fotki, omal nie padłem z wrażenia. Burza blond włosów, duży biust, wcięcie w pasie, płaski brzuch, ślicznie zaokrąglone biodra, a do tego zgrabne, długie nogi. Słowem – ideał. Nie rozumiałam, dlaczego tak długo zwlekała, by mi się zaprezentować.
Od razu chciałem się z nią umówić w realu. Ale odmówiła.
„Może jeszcze trochę pogadamy, lepiej się poznamy” – pisała. Zwodziła mnie tak dobry miesiąc, ale nie rezygnowałem. „Pewnie to tylko taka gra, nie chce uchodzić za łatwą” – myślałem. Gadałem więc z nią codziennie, bajerowałem i cierpliwie czekałem na zaproszenie. Ta chwila musiała w końcu nastąpić.
W naszych rozmowach nieraz dawała mi do zrozumienia, jak bardzo się jej podobam. Ewidentnie miała nadzieję, że nasza internetowa znajomość przerodzi się w coś poważnego i trwałego. Z góry wiedziałem że nie, bo nie zamierzałem zostawiać żony, ale nie wyprowadzałem jej z błędu. Dalej grałem rolę samotnego i porzuconego, poszukującego miłości. Nie uważałem, że robię coś złego. Przecież jak myśliwy chce upolować zwierzynę, to ima się wszelkich sposobów, by ją podejść.
Dwa tygodnie temu moja cierpliwość została nagrodzona. Karolina wreszcie się ze mną umówiła. I to nie na mieście, ale u siebie w domu. Zaprosiła mnie na kolację. Byłem wniebowzięty. Agacie powiedziałem, że muszę zostać dłużej w pracy i pojechałem na randkę.
Pędziłem jak na skrzydłach. Po drodze wyobrażałam sobie, jak obejmuję Karolinę w szczuplutkiej talii, całuję ją namiętnie i w końcu lądujemy w łóżku. Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco tu i tam. Gdy stanąłem przed drzwiami jej mieszkania i nacisnąłem dzwonek, byłem właściwie gotowy do akcji.
Otworzyła prawie od razu. Spojrzałem na nią i… wszystko mi opadło. Była w tej samej, czerwonej sukience co na zdjęciach. I tylko to się zgadzało. Reszta nie! Może nie będę się wdawał w szczegóły, bo na samo wspomnienie robi mi się słabo. Powiem tylko, że zamiast pięknej, idealnie zbudowanej kobiety, w progu stała niezbyt urodziwa, podstarzała baba o dość dużych gabarytach!
Tak mnie zapowietrzyło, że nie mogłem się nawet ruszyć.
– Co tak stoisz jak słup soli?! Wejdź… Kolacja jest już prawie gotowa – uśmiechnęła się.
– Nie… Dziękuję… Raczej nie skorzystam. Właściwie to chciałem tylko powiedzieć, że nie mogę zostać. Coś pilnego mi wypadło – zacząłem tłumaczyć, gdy już ochłonąłem.
– Chyba żartujesz! Przecież to ma być nasz pierwszy wspólny wieczór. Tak długo czekaliśmy – namawiała.
Wezbrała we mnie złość.
– To ty żartujesz! Wybacz moja droga, ale nie takiego widoku się spodziewałem. Nie jesteś, że tak powiem, w moim typie – wysyczałem przez zęby, a potem odwróciłem się na pięcie i sobie poszedłem.
Policjanci chyba mi nie wierzyli. Żona też...
No dobra, może nie byłem zbyt miły… Ale tak się na nią wkurzyłem, że zapomniałem o kulturze. Nie mogłem zrozumieć, jak mogła, mnie tak nabrać, podesłać lipne zdjęcia. Przecież gdybym znał prawdę, nigdy bym się z nią nie umówił!
Jeszcze tego samego wieczoru wywaliłem ją z grona swoich znajomych na portalu randkowym. Nie zamierzałem się do niej więcej odzywać. Chciałem jak najszybciej wymazać ją z pamięci. Karolina nie pozwoliła jednak o sobie zapomnieć. Usłyszałem o niej już następnego ranka. Od policjantów. Jadłem sobie spokojnie śniadanie, a oni wparowali do mieszkania jak do siebie. Jeden zapytał, czy ją znam. Oczywiście zaprzeczyłem. Żona stała obok, więc nie mogłem powiedzieć prawdy.
– W takim razie proszę się ubrać. Pojedzie pan z nami – powiedział.
– Ale o co chodzi? Co ja zrobiłem? – zdenerwowałem się.
– Wkrótce się pan dowie.
– Ale ja wolę teraz, zaraz – upierałem się. – Mam prawo wiedzieć!
– Na pewno pan tego chce? – spojrzał wymownie w stronę Agaty.
– Oczywiście. Nie mam przed żoną żadnych tajemnic. A poza tym, cokolwiek mi chcecie zarzucić, jestem niewinny– zapewniłem.
– Jest pan podejrzany o gwałt – wypalił.
– Co?! Przecież to bzdura! – nie mogłem uwierzyć własnym uszom.
– Wyjaśnimy sobie wszystko na komendzie – odparł spokojnie policjant, zakuwając mnie w kajdanki.
Gdy wychodziłem, spojrzałem na Agatę. Miała taki wzrok, jakby chciała mnie zabić. Krzyczałem, że jestem niewinny, i że to jakaś pomyłka, ale chyba mi nie uwierzyła.
Policjanci maglowali mnie chyba ze trzy godziny. Na zmianę pytali, czy znam Karolinę, gdzie byłem wczoraj, co robiłem i tak dalej… Powiedziałem im wszystko jak na spowiedzi. Jak to od kilku tygodni rozmawiałem z nią na czacie, jak przysłała mi swoje podrasowane zdjęcia i zaprosiła mnie na kolację.
– Ale nawet progu mieszkania nie przekroczyłem. Gdy ją tylko zobaczyłem, to natychmiast dałem nogę! – zapewniłem gorąco.
– Doprawdy? Pani Karolina twierdzi co innego. Podobno wszedł pan do mieszkania i od razu się na nią rzucił – świdrowali mnie wzrokiem.
– Panowie, dajcie spokój… Widzieliście, jak ona wygląda? No właśnie! Chyba musiałbym być ślepy albo pijany! – oburzyłem się.
– Czyli pan zaprzecza, że takie zdarzenie miało miejsce?
– Oczywiście! Czy mogę już iść? I tak jestem mocno spóźniony do pracy. Szef się na mnie wścieknie – podniosłem się z krzesła.
– Proszę siadać! Na razie zostaje pan zatrzymany. Do wyjaśnienia sprawy – usłyszałem.
– Że co? Nie, to nie może być prawda. Ja chyba śnię – klapnąłem zrezygnowany na siedzenie.
Agata dorwała mojego laptopa. To koniec…
Dopiero gdy kwadrans później zamknęły się za mną ciężkie metalowe drzwi aresztu, zrozumiałem, że to jednak nie sen. Przesiedziałem na dołku do następnego dnia. A potem wreszcie mnie wypuścili.
Policjanci jeszcze raz wzięli w obroty Karolinę i ta w końcu przyznała, że żadnego gwałtu nie było. Wymyśliła go sobie, żeby się na mnie zemścić. Bo źle ją potraktowałem, zraniłem jej uczucia, zdeptałem godność. Wyobrażacie to sobie?!
Skoro była niezadowolona z mojego zachowania, mogła mi nawrzucać albo napluć w twarz. Ale lecieć od razu na policję i zgłaszać gwałt?
– Mam nadzieję, że ta wariatka zapłaci za swoje fantazje – powiedziałem do policjanta.
– Owszem, pani Karolina odpowie za fałszywe oskarżenia i wprowadzanie organów ścigania w błąd.
– No i świetnie – mruknąłem.
Po wyjściu z aresztu pojechałem od razu do domu. Nie spodziewałem się żadnych kłopotów. Przecież byłem niewinny! Myślałem, że żona przywita mnie z otwartymi ramionami. Przytuli, pocieszy… Przecież doba spędzona w areszcie, to było naprawdę traumatyczne przeżycie.
Niestety, spotkała mnie przykra niespodzianka. Zamiast radosnego powitania zastałem spakowane walizki. Okazało się, że gdy ja siedziałem na dołku, Agata dorwała mojego laptopa. No i poczytała sobie to i tamto. Nawet nie próbowałem zaprzeczać, bo i tak nic by to nie dało. Od tamtej pory mieszkam u kumpla. Codziennie dzwonię do żony, błagam o wybaczenie. Ale ona jest nieugięta. Twierdzi, że jestem bydlakiem bez serca, zdrajcą, oszustem. Grozi rozwodem. A wszystko przez tę cholerną babę z internetu!
Czytaj także:
„Uzależniłam się od poprawiania urody, ale nie mam już kasy na operacje. Tonę w długach, a nadal się sobie nie podobam”
„Kochałem Agę jak nigdy nikogo, a ona zdradziła mnie z jakimś gachem. Nie miałem wyjścia, musiałem wymierzyć jej karę…”
„Postanowiłem zrobić córce niespodziankę i odwiedzić ją w Londynie. Na miejscu przeżyłem szok. Miała... malutkie dziecko"