„Mam wątpliwości, czy kochanka nosi moje dziecko. Na pewno nie tylko mnie wskoczyła do łóżka już na pierwszej randce”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Dragana Gordic
„Ona się zabezpieczała, ja zrezygnowałem z gumek… I teraz powiedziała mi, że jest w ciąży! Poczułem się, jakby ktoś dał mi obuchem w łeb. Ogłuszony. Nie wiedziałem, co wyniknie z tej znajomości, nie zakładałem, że będzie to coś tylko na chwilę, ale też nie myślałem od razu o kupnie obrączek”.
/ 05.02.2023 18:30
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Dragana Gordic

Spotykałem się z Anetą dopiero od półtora miesiąca. Choć „spotykałem się” to też za dużo powiedziane. Poznaliśmy się na imprezie, wylądowaliśmy w łóżku, a potem… Lądowaliśmy w nim dość często, z rzadka gdzieś razem wychodząc, do kina czy knajpy.

Ona miała brać tabletki, ja zrezygnowałem z gumek… I teraz powiedziała mi, że jest w ciąży! Poczułem się, jakby ktoś dał mi obuchem w łeb. Ogłuszony. Nie wiedziałem, co wyniknie z tej znajomości, nie zakładałem, że będzie to coś tylko na chwilę, ale też nie myślałem od razu o kupnie obrączek.

Ginekolog potwierdził ciążę

Ja ciągle nie byłem pewien, czy to na pewno moje dziecko. Serio? Spotykałem się z wieloma kobietami i nigdy nie doszło do tego typu konsekwencji, nawet jeśli te spotkania trwały miesiącami. A tu nagle, po paru tygodniach, cyk i ciąża? Co niby teraz miałem zrobić? Miałem paść na kolana i się oświadczać? Dziewczynie, której nawet dobrze nie znałem? Czy obiecać, że będę z doskoku zajmować się dzieckiem, będąc weekendowym tatusiem? Steki pytań i żadnej odpowiedzi.

– Posłuchaj, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale chciałbym się upewnić, że to moje dziecko. Zrobić testy na ojcostwo, kiedy już się urodzi – powiedziałem.

Może miło to nie zabrzmiało…

– Oczywiście zapłacę za testy – dodałem. – Po prostu chciałbym mieć pewność.

– Jasne, rozumiem. W końcu mogłam puszczać się na lewo i prawo, nie? – burknęła poirytowanym tonem i wstała z kanapy. – Nie planowałam tego, stało się. Gdybym chciała wrabiać kogoś w ojcostwo, to, na litość boską, nie urzędniczynę z dwudziestoletnim gratem, mieszkającego w wynajętej kawalerce. Cześć!

Wyszła ode mnie, trzasnąwszy drzwiami. Fakt, nie miałem imponującego konta w banku, nie jeździłem superfurą i nie żyłem, obiegany przez służbę, w pałacu. Marny był ze mnie kandydat na podrobionego tatusia. Na niepodrobionego zresztą też. Nie podejrzewałem, że Aneta kłamie, nie przyłapałem jej dotąd na żadnym krętactwie, ale też nie spędzaliśmy czasu na rozmowach.

Nie na tym polegał nasz związek-nie-związek. Taka prawda. A teraz… dziecko? Na litość boską, przecież to zobowiązanie na lata, właściwie na całe życie, więc wolałem mieć pewność. W końcu nie byliśmy parą od dłuższego czasu, nie planowaliśmy ślubu, rodziny…

Po kilku dniach Aneta zadzwoniła do mnie w środku nocy. Zaczęła krwawić, wszystko ją bolało. Słyszałem po głosie, że jest przerażona. Wyskoczyłem z łóżka i pięć minut później jechałem po nią, a następnie z nią do szpitala. I musiałem przyznać: bałem się. O nią, o dziecko. W tamtej chwili nieistotne dla mnie było, czy to moje, czy nie. Czułem się za nie odpowiedzialny.

– Przepraszam, że do ciebie zadzwoniłam – powiedziała Aneta, gdy już leżała w łóżku szpitalnym, po USG i z wbitą w rękę kroplówką. – Ale to było pierwsze, co przyszło mi do głowy.

– Dobrze, że zadzwoniłaś – uśmiechnąłem się blado.

Jeszcze nie bardzo doszedłem do siebie po tym telefonie, choć lekarz orzekł, że wszystko powinno być w porządku. Aneta dostanie leki na podtrzymanie ciąży i jak będzie dużo odpoczywać oraz na siebie uważać, to dziecku nic złego nie powinno się stać. Jednak ciągle miałem w pamięci jej bladą, ściągniętą bólem i strachem twarz, gdy jechaliśmy do szpitala.

– Przepraszam za to, co powiedziałem… no, wtedy… – niemal szeptałem, bo pod drugą ścianą leżała inna kobieta i nie chciałem, żeby słyszała o naszych prywatnych sprawach.

Byłem zaskoczony i… no, strasznie przerażony

– Tyle że ochłonęłam trochę, zanim ci powiedziałam. Ale poczułam się…

– Domyślam się i jeszcze raz przepraszam. Nie o to mi chodziło. Ja tylko… Mimo wszystko chciałbym mieć pewność. Nic więcej – dodałem cicho.

Aneta milczała, ale odniosłem wrażenie, że pogodziła się z myślą o badaniach genetycznych. Może dotarło do niej, że w przypadku kobiet sprawa jest oczywista. Facet nigdy nie będzie do końca pewny. Matka pewna, ojciec mniej lub bardziej prawdopodobny. Odwiedzałem ją w szpitalu, bo lekarze zadecydowali, że Aneta spędzi tu kilka dni na obserwacji. W piątek mieli ją wypisać. Zadzwoniłem i poprosiłem, by na mnie poczekała. Odwiozę ją do domu, zrobię zakupy, może zamówimy coś do jedzenia, pogadamy, co dalej…

Kiedy jednak przyjechałem do szpitala, okazało się, że Aneta wypisała się na własne żądanie z samego rana. Wkurzyłem się. Nie powinna ryzykować. Chciałem jej pomóc, chciałem być przy niej, jako matce być może mojego dziecka.

Jej mieszkanie było zamknięte na cztery spusty, nie odpowiadała na pukanie, nie odbierała domofonu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i dzwoniłem. Raz, drugi, piąty… Nie odbierała. W końcu, gdy dotarło do niej, że nie zamierzam przestać, odebrała.

– Gdzie jesteś? Nie tak się uma…

– Nijak się nie umawialiśmy – przerwała mi. – Nie dzwoń, nie pisz. Zapomnij.

– A nasze dziecko?

– Moje – uściśliła. – Nie zamierzam uzależniać się od twojej dobrej woli i humorów. Łatwiej mi będzie wychować je samej.

– Aneta! Nie możesz mi tego…!

Przerwał mi jej śmiech

Gorzki i jakby, nie wiem… nie znałem jej na tyle, by wiedzieć, co taki śmiech mógł oznaczać.

– Tak będzie lepiej dla wszystkich. Od teraz nie musisz się nami przejmować.

Rozłączyła się. Próbowałem się z Anetą skontaktować, dzwoniłem, pisałem esemesy, ale nie odbierała i nie odpowiadała. W końcu zablokowała mój numer, bo łapała mnie tylko poczta głosowa. Wystawałem pod jej mieszkaniem, ale już tam nie wróciła, a po kilku dniach wprowadził się nowy lokator. Może powinienem, jak sama powiedziała, nie przejmować się nimi, ale teraz byłem niemal pewien, że to moje dziecko. Kiedy Aneta dała mi odczuć, że kompletnie mnie nie potrzebuje, pozbyłem się wątpliwości.

Szukałem jej. Starałem się dotrzeć do jakichś jej znajomych, kogoś z rodziny, ale… Podczas naszej znajomości skupialiśmy się na czymś innym niż poznawanie nawzajem swoich przyjaciół i krewnych, więc nie miałem wielu punktów zaczepienia. Albo trafiałem kulą w płot, albo ludzie kazali mi spadać na drzewo. I nie pisnęli nawet słówkiem na temat Anety, która zniknęła też z mediów społecznościowych. Jej stare konto na Facebooku istniało wprawdzie nadal, ale niczego nowego na nim nie zamieszczała. Mogłem jeszcze wynająć detektywa, ale to droga impreza i przekraczała moje zdolności finansowe. Poza tym…

– Panie Mikołaju, proszę wziąć pod uwagę, że nawet jeśli ją znajdę, może nie chcieć z panem kontaktu. Może się okazać, że wyjechała gdzieś daleko, może już jest za granicą. Może pan ją ścigać dalej, tylko… po co? Żeby sąd dał panu kontakty z dzieckiem, którego i tak nie będzie pan widział na co dzień? Żeby pakować się w alimenty? Dobrze panu poradzę, i to za darmo, proszę ciepło pomyśleć o tej kobiecie, że zdjęła panu ciężar z barków, i żyć dalej.

Nie mogę o nich zapomnieć

Nie podobała mi się rada detektywa. To, że nie będę myślał o dziecku, które gdzieś tam sobie rośnie i być może staje się podobne do mnie, nie sprawi, że ono przestanie istnieć i – znowu być może – mieć moje geny. Owszem, mogę go nie widywać i nie płacić alimentów. Ale co będzie, jak za parę lat Aneta zmieni zdanie i nagle pojawi się w moim życiu z podrośniętym dzieckiem, żądając, żebym od teraz wywiązywał się z obowiązków tatusia? Przecież zawsze będzie mogła to zrobić. Zawsze będę czuł, że wisi nade mną ta sprawa jak miecz, który w każdej chwili może spaść i wywrócić mi życie do góry nogami. Poza tym…

Jeśli to moje dziecko, zawsze będę czuł coś w rodzaju pustki. Pewnie kiedyś się ożenię, będę miał syna lub córkę, może dwoje dzieci, może trójkę, ale zawsze będę się zastanawiał, co porabia gdzieś tam na świecie jeszcze jedno moje dziecko.

Jeśli Aneta chciała się na mnie zemścić, świetnie jej się udało. W niczym jej nie pomagam, do niczego nie muszę się zobowiązywać i… nie mogę o nich zapomnieć. Nadal, choć zniknęła z mojego życia cztery lata temu. Jej dziecko skończyło już trzy lata. Postawiło pierwsze kroki, wypowiedziało pierwsze słowa.

Ba, pewnie biega i gada jak najęte. Chodzi do przedszkola i rysuje laurki dla mamy. Mnie pozostały tylko myśli. I żal, że nie poczekałem tych dziewięciu miesięcy i nie zrobiłem testu na własną rękę. Wtedy miałbym prawo wyboru. Teraz pozostały mi tylko lęk, że kiedyś stanie w drzwiach, nadzieja, że kiedyś stanie w drzwiach i strach, że nigdy nie pojawi na moim progu…

Czytaj także:
„Przypadek podarował i odebrał mi narzeczoną. Dorota spowodowała wypadek, przez który nie umiem na nią patrzeć normalnie”
„Ja urabiałem sobie ręce po łokcie a narzeczona nowych kochasiów. Przyprawiała mi rogi z pierwszym lepszym”
„Mama uczyła mnie, że kobiety trzeba szanować. Miałem swoje zasady. Szkoda tylko, że moja żona ich nie miała”

Redakcja poleca

REKLAMA