„Mam 59 lat i nadal nie rozumiem, jak kobieta może kochać kobietę... Jednak moja córka tak wybrała”

Kobieta, która straciła córkę fot. Adobe Stock
Jest szczęśliwa w związku z Sylwią. A ja nie mam prawa tego niszczyć. Teraz pragnę tylko na nowo odzyskać Natalię...
/ 20.09.2020 18:37
Kobieta, która straciła córkę fot. Adobe Stock

Wiedziałam, przeczuwałam, że stanie się coś złego, kiedy tylko Natalka opuści rodzinny dom, wyjeżdżając na studia. A wszystko na pewno przez to, że była chowana jak pod szklanym kloszem. Nie znała życia i nie wiedziała, jacy ludzie potrafią być okrutni.

Nie mogłam zajść w ciążę przez 8 długich lat i kiedy mi się w końcu to udało, przysięgłam sobie, że maleństwo będzie miało wszystko, czego tylko zapragnie. No i Natalka miała. Najpiękniejsze ubranka, zabawki, lekcje baletu, rysunku. Jak się jej zamarzyła gitara, to na drugi dzień jechałyśmy do sklepu. Mąż mnie czasami ostrzegał, że przesadzam, ale on także miał hopla na punkcie swojej ukochanej córeczki. I niczego nie potrafił jej odmówić.

Natalce wcale nie przewróciło to w głowie. Uczyła się bardzo dobrze, rok w rok przynosiła do domu świadectwa z czerwonym paskiem, nawet w liceum. Byliśmy z niej naprawdę dumni. Cieszyło mnie to, że nie w głowie jej chłopaki i zabawy, że woli się uczyć w domu albo czytać książki. Dużo też siedziała przed komputerem w Internecie.

Może to przez ten Internet wszystko się zaczęło? No bo skąd niby w głowie normalnej dziewczyny takie myśli? A może gdyby została w domu i poszła tylko do studium nauczycielskiego, to w końcu by poznała jakiegoś miłego chłopaka, zaszła w ciążę i urodziła dzieci? Ale ona się uparła na te studia w Krakowie. I oczywiście, jak zwykle, postawiła na swoim. Nawet mąż się za nią wstawił, jakby nie wiedział, jakie problemy mogą wyniknąć z takiego mieszkania z dala od rodziców.

Natalka wyjechała. Kiedy patrzyłam, jaka jest szczęśliwa, to poczułam ukłucie w sercu. Bo nie widziałam po moim dziecku nawet cienia żalu, że teraz będzie daleko ode mnie. A ja przez tydzień nie mogłam powstrzymać łez.

Początkowo dzwoniła codziennie. Po trzech miesiącach nauki powiedziała nam, że chce z koleżanką wynająć mieszkanie, bo nie podoba im się akademik. Pomyślałam, że to bardzo dobry pomysł, bo będzie tam miała lepsze warunki do nauki i będzie jej wygodniej. Jakaż byłam wtedy ślepa. Ta Sylwia nawet mi się z początku podobała. Konkretna, stanowcza. Od razu było widać, że umie walczyć
o swoje. Nie to, co nasza Natalka, taka wychuchana jedynaczka.
– Dobrze się stało, że znalazła taką przyjaciółkę, przynajmniej się od niej życia nauczy. – mówiłam do męża.
Dziwię się do dzisiaj, że się wtedy w język nie ugryzłam z tego zadowolenia. Po dwóch latach w końcu zaczęło mnie trochę niepokoić, że moja córka mówi wyłącznie o Sylwii. Sylwia to, Sylwia tamto... Dziewczyny nadal nie tylko razem mieszkały, ale i razem spędzały wakacje. Takie papużki nierozłączki.
– Kiedy ona w końcu pozna jakiegoś fajnego chłopaka? Wiadomo, że na studiach najłatwiej, potem może być krucho. Każda mądra dziewczyna najlepszego dla siebie złapie, zaobrączkuje,  a Natalii dostanie się jakiś nieudacznik. – martwiłam się.
– Miłość to nie komputer, nie da się jej zaprogramować – mitygował mnie mąż.
Widziałam jednak, że też się tym gryzie. W końcu wiedział w czym rzecz, my poznaliśmy się właśnie na studiach. Ale Natalka, pytana przez nas o chłopaków, dawała zawsze wymijające odpowiedzi. W końcu, zirytowana, stwierdziła, że na jej humanistycznym kierunku są prawie same baby.
– No, jeśli jest problem z kandydatami, to ja mam na to sposób. – ożywił się w końcu mąż. – Jak następnym razem przyjedzie na wakacje, załatwię jej pracę w naszym ośrodku. Latem będą sportowe zgrupowania, przyjadą fajni chłopcy, to może coś w niej w końcu zaskoczy. Ale nie zaskoczyło.

Natalka chodziła do pracy niechętnie. Raz czy dwa dała się wprawdzie zaprosić sportowcom na randki, ale w końcu stwierdziła, że zachowują się jak napalone zwierzęta i zdegustowana zwolniła się z pracy.
– No to gdzie ty chcesz poznać jakiegoś fajnego faceta? – zdenerwował się w końcu Janek.
– A kto powiedział, że chcę poznać, tato? – odbiła piłeczkę Natalka.
– A co? Pójdziesz do klasztoru? – ironizował mąż.
– Są jeszcze inne możliwości – odpaliła hardo córka, po raz pierwszy mówiąc do ojca takim ostrym tonem.

A jakie to są możliwości, przekonaliśmy się niebawem.

Zaprosiła do domu na weekend tę swoją Sylwię. Do dzisiaj nie wiem, czy dlatego, że sama bała się nam oznajmić nowinę, czy też po prostu we dwie to wymyśliły. Bo wszystko wyglądało jak klasyczne... oświadczyny.

Weszły we dwie do pokoju, trzymając się za ręce.
My się kochamy – stwierdziły takim tonem, jakby była to najpiękniejsza rzecz na świecie.
W pierwszym momencie nie zrozumiałam, o co chodzi, mąż szybciej połapał się, w czym rzecz.
Wynocha z mojego domu, lesbo. – wrzasnął do Sylwii, aż oniemiałam.
Natalia zbladła, ta druga poczerwieniała, po czym szybko wyszła z pokoju.
– Jak mogłeś? – córka wpadła wtedy w histerię. – Jeśli tak, wynoszę się razem z nią. Natychmiast.
Mąż złapał córkę za rękę, ale mu się wyrwała. Zapowiedział, że nigdzie jej nie puści.
– W pokoju cię zamknę, aż ci przejdzie. – wrzeszczał.
– Na policję pójdę, zobaczysz. – przypomniała mu, że ma 23 lata, a za więzienie człowieka grozi kara.
Janek omal zawału nie dostał, że własna córka straszy go policją. Pomstował jak opętany.
– Daj spokój, jeszcze sąsiedzi usłyszą – mitygowałam go.
U nas w miasteczku ludzie uwielbiają żyć życiem innych... Cały czas patrzą, podsłuchują, a czego nie usłyszą, to sobie dopowiedzą albo i wymyślą. Janek wie o tym dobrze, więc w końcu zamilkł i tylko ciężko opadł na fotel. A nasza córka i tamta lafirynda wyszły razem z domu, zabierając swoje rzeczy.

Natalka nie odezwała się do nas przez miesiąc. Do końca wakacji nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jest. W końcu zadzwoniła z Krakowa i powiedziała, że nadal studiuje.

Mąż wpadł na pomysł, żeby przestać dawać jej pieniądze.
– Do pracy pójdzie, to jej głupoty wywietrzeją z głowy – mówił.
Ale w końcu go przekonałam, że lepiej będzie, jeśli Natalka skończy studia.
– Inaczej zamknie się w sobie. A tak weźmiemy na przeczekanie i kto wie, może jej te głupoty same wywietrzeją z głowy? – stwierdziłam. – Pamiętasz, co nam mówiła ta seksuolog?

Po tym, co się stało, umówiłam nas z panią seksuolog z innego miasta na wizytę. Sto kilometrów od domu.
Seksualność u kobiety kształtuje się do 26. roku życia. Jej zauroczenie kobietą może być chwilowe. Nic nie jest przesądzone, w końcu do tej pory córka nie przejawiała żadnych skłonności do tej samej płci, dopiero znajomość z tą Sylwią zaowocowała miłością, prawda? – zapytała.
Kiwnęłam głową, zachowując dla siebie fakt, że Natalka nigdy nie oglądała się za chłopakami.
– No właśnie. Dziewczyna była chowana w cieplarnianych warunkach, a w studenckim środowisku panuje wyzwolona obyczajowość... Zachłysnęła się tą innością. Wyszaleje się, wróci do domu i jeszcze doczekacie się państwo wnuków – uśmiechnęła się krzepiąco lekarka.

Łudziliśmy się przez 2 lata. Natalka w tym czasie przyjeżdżała do domu rzadko i zawsze sama. Podczas każdej z jej wizyt słychać było tykanie bomby zegarowej, która mogła lada chwila wybuchnąć. Oboje z mężem rozmawialiśmy z własną córką jak z daleką krewną, którą wprawdzie wypada nieco wypytać o jej życie, ale nie ma potrzeby wiedzieć za wiele. Po co jakieś trupy mają wylecieć z szafy?
Między sobą także niechętnie poruszaliśmy drażliwy temat homoseksualizmu. Czekaliśmy, ciągle jeszcze mając nadzieję, że nasze ukochane dziecko znormalnieje, że wróci mu rozum.

Trudno było mi sobie wyobrazić moją córeczkę w łóżku z kobietą. No, bo z mężczyzną to przecież normalna kolej rzeczy i wszyscy wiemy, jak to się robi. Ale dwie dziewczyny? Używają gadżetów? Obrzydliwe... Odpędzałam od siebie takie myśli, łudząc się, że Natalka jest z Sylwią tylko dlatego, że stroni od seksu i cały czas jeszcze jest dziewicą. A kiedy w końcu dojrzeje, bo przecież może dojrzeć tak późno, rozbudzi się erotycznie, zainteresuje mężczyznami i już. Problem z głowy.

Obydwie dziewczyny  tymczasem skończyły studia i... nic nie wskazywało na to, aby nasza córka zamierzała rozstać się ze swoją partnerką. Wręcz przeciwnie. Zatrudniły się w Krakowie i wynajęły większe mieszkanie. A potem Natalia znów nas zaskoczyła.
– Bierzemy kredyt, chcemy sobie kupić coś własnego – oświadczyła.
– Cholera, może jeszcze skorzystacie ze zniżki dla młodych małżeństw?! – wściekł się kolejny raz mąż.
Córka oniemiała, bo chyba nasze dotychczasowe milczenie wprowadziło ją w błąd. Sądziła, że się przyzwyczajamy i w końcu zaakceptujemy jej związek. A tymczasem my  nie mieliśmy takiego zamiaru.
– Musicie się z tym pogodzić. – oświadczyła twardo.
A wtedy ja dolałam oliwy do ognia.
– Niby jak? – zapytałam. – Prędzej wsadzimy głowy do piekarnika.

Tak wtedy czułam. Wolałam umrzeć, niż zmierzyć się z plotkami sąsiadów, odrzuceniem środowiska, klątwą rodziny. Przecież wszyscy natychmiast zwalą całą winę na nas, że źle wychowaliśmy córkę. A my z Jankiem naprawdę niczego złego nie zrobiliśmy...

Bałam się. I nie rozumiałam, dlaczego akurat nas spotkało coś takiego. Taka... Klątwa.

Natalka po moich słowach odrzuciła głowę do tyłu, zupełnie jakbym wymierzyła jej siarczysty policzek.
– Naprawdę wolelibyście umrzeć? – spytała bardzo cicho.
Oboje z Jankiem milczeliśmy... Po tej wymianie zdań nasza córka wyjechała i praktycznie straciliśmy z nią kontakt. Owszem, zapraszaliśmy ją do siebie, na przykład na święta, ale... bez Sylwii. A ona nie chciała do nas przyjeżdżać na takich warunkach.

Rodzinie opowiadaliśmy bajki o tym, jaką fajną ma pracę i jak sobie świetnie radzi w życiu.
– Ma czas na małżeństwo. Teraz młodzi wolą się najpierw dorobić, wiecie, jak to jest – udawaliśmy, że jest w stałym związku. I nikt nie wątpił, że z mężczyzną.

Mijały lata i coraz bardziej doskwierał mi brak córki.
„Człowiek rodzi, wychowuje, opiekuje się, a potem i tak na stare lata zostaje sam...” – myślałam.  Lubiłam sobie wyobrażać, że Natalka wyjechała gdzieś daleko, na przykład do Stanów, a nie mieszka ledwie 200 kilometrów ode mnie, głupie 3 godziny drogi.  Wtedy samotność jakoś mniej mi doskwierała.
Aż pewnego dnia zobaczyłam ich wszystkich razem...

To był kompletny przypadek. Wyjechałam do sanatorium do Kołobrzegu. Była pełnia wiosny. Szłam deptakiem na wieczorny spacer, kiedy z jednej z knajp wyszła jakaś grupka ludzi. Roześmiani, rozgadani. Rozpoznałam głos mojej córki i zamarłam. Przyglądałam się jej z daleka, ukryta za jakąś latarnią. Tak, to była ona, moja Natalka. Razem z tą swoją Sylwią i... jej rodzicami.

Czułam, że to rodzice, poza tym przypomniałam sobie, że kiedyś córka mówiła mi, że rodzice Sylwii mieszkają w Kołobrzegu. Patrzyłam jak ta obca kobieta, matka innej dziewczyny obejmuje moją córkę czułym gestem, jakby należała do niej, jakby to ona ją urodziła... Stałam za tą latarnią jeszcze długo po tym jak zniknęli mi z oczu.

Tej nocy nie mogłam zmrużyć oka. Przecież Natalka była moja. Najsłodsza, najukochańsza córeczka. Dałabym wszystko, żeby móc ją teraz objąć tak jak tamta kobieta. I wtedy mnie olśniło.

Zrozumiałam, że schrzaniłam sprawę. Kupowałam jej piękne rzeczy, podziwiałam rysunki i świadectwa, zachwycałam się jej grzecznym zachowaniem. Ale odtrąciłam, gdy okazało się, że jest inna niż sobie wyobrażałam, gdy borykała się z problemami.
„A gdyby Natalka oświadczyła mi wtedy, że jest narkomanką i potrzebuje pomocy, czy też bym ją odtrąciła, przejmując się bardziej tym, co pomyślą sąsiedzi?” – przyszło mi do głowy.

Zamiast cieszyć się z tego, że mam zdolne, zdrowe dziecko, które potrafi stworzyć stały związek i jest w nim szczęśliwe, ja przejmowałam się tym, co powiedzą ludzie. Nie zdałam najpoważniejszego egzaminu z macierzyństwa...
– Natalka? Jestem w Kołobrzegu na leczeniu. Widziałam cię dzisiaj... Spotkacie się ze mną razem z Sylwią? – zadzwoniłam do córki jeszcze tego samego wieczora, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że zaczynam akceptować jej związek.

Odetchnęłam z ulgą, gdy zgodziła się na spotkanie. Sylwia bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu. Jest taka, jaką ją pamiętam jeszcze z początku studiów – spokojna i wyważona. I niesłychanie opiekuńcza w stosunku do Natalii. Bardzo sobie kiedyś życzyłam dla niej takiego właśnie męża. No i ... jakby dostałam.

Od tamtej pory powoli odbudowuję swoje relacje z córką i jej partnerką. Wiem, że potrzeba na to czasu, bo za dużo padło między nami gorzkich słów. No i jest jeszcze Janek, nadal nieprzejednany, ale...
Po cichu liczę na to, że tata Sylwii pomoże mi przekonać Janka. Podczas pierwszego spotkania powiedział mi szczerze, że najpierw był przeciwny związkowi swojej córki z tą zboczoną dziewuchą... Dopiero po chwili dotarło do mnie, że miał na myśli moją Natalkę. Było to tak absurdalne, że aż się roześmiałam. Ja miałam Sylwię za zdeprawowaną lesbijkę, a oni uważali, że taka jest moja Natalia
i to ją obwiniali o całe zło.
– Ale w końcu zrozumiałem, że homoseksualizm to nie żadna choroba, człowiek się po prostu taki rodzi i już – powiedział tata Sylwii. – Tego się nie wyleczy, nie zmieni, tak jak nie można zmienić koloru oczu. Uznałem wtedy, że za bardzo mi zależy na moim dziecku, żebym je stracił przez swoje głupie uprzedzenia. Z ludźmi też sobie poradziłem. Po prostu ignoruję ich komentarze, mówiąc, że to nie ich sprawa. Skoro moja Sylwia może sobie poradzić z całym tym gównem otaczającego ją, nietolerancyjnego świata, to ja także. Nie jestem przecież słabszy od mojej własnej córki.

Wiem, że do Janka trafi jego rozumowanie. Jestem bowiem przekonana, że w głębi serca nadal kocha Natalkę, tylko musi wyzwolić się ze swojego lęku, a wtedy znowu będziemy szczęśliwą rodziną.

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA