„Mam 44 lata i mieszkam z mamą. Miałam być lekarzem, a zostałam darmową opiekunką, by moim braciom i siostrze było wygodnie”

kobieta, która opiekuje się matką fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Poczułam się jak bohaterka powieści Jane Austen. Mężczyźni mają prawo do kariery i własnego życia. Zamężna siostra ma obowiązki rodzinne. Tylko biedna stara panna ma zostać w domu i doglądać mamy. I nie było ważne, że moja siostra została szacowną mężatką tylko dlatego, że po pijaku na imprezie poszła do łóżka z chłopakiem, którego nawet nie lubiła”.
/ 07.03.2023 14:30
kobieta, która opiekuje się matką fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Była nas w domu czwórka. Jacek, Michał, ja i Kasia. Mieliśmy fajne dzieciństwo. Tata dobrze zarabiał, mama zajmowała się domem. Wystarczyło na domek z ogródkiem i na wakacje w Bułgarii. Gdy zaczynałam liceum, mama zachorowała na cukrzycę. Od początku bagatelizowała chorobę. Dużo później okazało się, że nawet nie robiła sobie regularnie zastrzyków z insuliny.

Jacek kończył studia. Miał narzeczoną Marzenę. Ślub zaplanowany był na sierpień. Potem mieli razem przeprowadzić się do Gdańska, gdzie na Jacka czekała już praca w firmie logistycznej. Michał w lutym po raz kolejny został wyrzucony z uczelni. Pracował jako kurier rowerowy. Ja szykowałam się do matury. Kasia miała siedemnaście lat i uczyła się w drugiej klasie liceum ekonomicznego.

Mieszkałyśmy razem w pokoju i to ja pierwsza zauważyłam zmiany w jej zachowaniu. Nagle zamiast obcisłych bluzek zaczęła się ubierać w luźne swetry. Przebierała się zawsze w łazience. W nocy płakała. Dodałam do siebie wszystkie fakty i którejś nocy zapytałam wprost.

– Kaśka. Jesteś w ciąży?

Zmusiłam ją, żeby powiedziała rodzicom.

– I tak się dowiedzą. Będą wściekli, ale znasz ich, w końcu wybaczą.

Ja byłam typem kujona. Dla mnie mogły istnieć tylko książki. Miałam jasno wytyczony plan na najbliższe lata. Zdać maturę na piątki i dostać się na medycynę. Moim marzeniem była kardiochirurgia.

Wszystko spadło na moje barki

W ciągu kilku tygodni moje plany legły w gruzach. Kasia przyznała się rodzicom do ciąży. Były płacze, krzyki, w końcu tata z mamą poszli z wizytą do rodziców Tomka, czyli ojca dziecka. Ustalili, że młodzi się pobiorą. Jeszcze przed wakacjami.

Maturę zdałam, tak jak planowałam najlepiej w szkole. Potem był ślub Kasi. A ja dostałam się na studia. W lipcu tata dostał wylewu. Zmarł w karetce. Mama na pogrzebie straciła przytomność. Okazało się, że to śpiączka cukrzycowa. Tydzień później Kasia poroniła. Ślub Jacka został przełożony. Nagle wszystko się posypało.

We wrześniu mama wróciła do domu. Była bardzo słaba. Miała kłopoty z chodzeniem i z nerkami. Kasia nie poszła do szkoły. Mieszkała z mężem w wynajętej przez jego rodziców kawalerce i bawiła się w panią domu. Namawiałam ją, żeby wróciła do domu i do szkoły – przecież nie kochała Tomka, a on jej. Ślub wzięli tylko z powodu dziecka. Nie chciała słuchać. Wydawało jej się, że jest bardzo dorosła i samodzielna.

Zaraz po powrocie mamy do domu Jacek zwołał rodzinną naradę.

Mama potrzebuje opieki. Musimy się zastanowić, co dalej – zaczął. – Emerytura po tacie starczy na utrzymanie domu i mamy, ale nie na wynajęcie opiekunki. A jak wiecie, mama nie może zostawać sama w domu.

Byłam pewna, że wymyślimy jakiś sposób. Jest nas w końcu czworo. Jakoś się podzielimy. Ale najwyraźniej tylko ja tak myślałam.

– Ja wyjeżdżam do Gdańska. Nie mogę stracić takiej szansy. Będę się dokładał do czynszu i utrzymania domu – oświadczył Jacek.

– Mam męża i nie mogę jednocześnie prowadzić dwóch domów – ogłosiła z bardzo poważną miną moja młodsza siostra.

– Na mnie nie patrzcie. Nie mam pojęcia o prowadzeniu domu i opieką nad kimkolwiek. No bądźcie poważni. Przecież żadne z was nie powierzyłoby mi do opieki żółwia, a co do dopiero mamę – Michał przewrócił oczami i włożył słuchawki na uszy.

Zrozumiałam, co się święci.

– Przecież ja za dwa tygodnie zaczynam studia. Nie dam rady sama robić wszystkiego w domu, zajmować się mamą i studiować.

Zorientowałam się, że moje rodzeństwo już uznało, że sprawa jest załatwiona. W ogóle mnie nie słuchali!

– Studia nie zając, mogą poczekać. Zresztą chcesz być lekarzem, to będziesz mieć przy mamie praktykę – Jacek wstał i zaczął wkładać marynarkę. Kasia spojrzała na zegarek i też się zerwała. Michał nucił coś pod nosem.

– Zaraz. Stop. Gdzie wy idziecie. Ja się nie zgadzam – krzyczałam, ale nikt mnie nie słuchał.

Poczułam się jak bohaterka powieści Jane Austen. Mężczyźni mają prawo do kariery i własnego życia. Zamężna siostra ma obowiązki rodzinne. Tylko biedna stara panna ma zostać w domu i doglądać mamy. I nie było ważne, że moja siostra została szacowną mężatką tylko dlatego, że po pijaku na imprezie poszła do łóżka z chłopakiem, którego nawet nie lubiła.

Byłam wściekła i rozżalona. Ale wiedziałam, że to nie wina mamy. Że jej nie powinnam w to mieszać. Ma wystarczająco problemów, nie może się zamartwiać, że niszczy mi życie.

Nie dostałam ani grosza z tej kasy

Nie spałam całą noc. I postanowiłam, że dam radę. Będę studiować i zajmować się mamą. Zmuszę rodzeństwo, żeby zrzucali się na kogoś do pomocy na kilka godzin dziennie. Będę twarda.

Zaczęłam studia. Wytrzymałam trzy tygodnie. Rodzeństwo odmówiło pomocy. Jacek wykpił się, dając pieniądze na jedną czwartą opłat za dom. Kasia i Michał byli spłukani. Wierzyłam, że wznowię studia w kolejnym roku. Łudziłam się, że mamie się poprawi. Może uda mi się przekonać rodzeństwo, że powinni mi pomagać. Mijały miesiące. Zakupy, obiady, spacery, wizyty u lekarzy. Po roku było jasne, że mamie się nie poprawi. Zaczęła tracić wzrok.

– Dziewczyny, mamy z Michałem pewien pomysł – zagaił w Wigilię Jacek. Jego plan polegał na tym, że trzeba sprzedać dom. – Będzie wam wygodniej w mieszkaniu na parterze niż tu. Michał chce się wyprowadzić, a dla was dwóch dom jest za duży.

Ten pomysł akurat mi się spodobał. Żal mi było ogródka, ale i tak nie miałam czasu się nim zajmować i zupełnie zdziczał. W domu były schody, mama poruszała się już na wózku, więc i tak mieszkałyśmy głównie na parterze. Ogrzewanie całego domu kosztowało krocie. Zgodziłam się.

Nie przyszło mi do głowy, jak moi bracia to przeprowadzą. Dom został sprzedany. Dla mnie i dla mamy kupione zostało przytulne dwupokojowe mieszkanie blisko parku. Resztę pieniędzy rodzeństwo podzieliło między siebie.

Zaraz, a gdzie moja część? – zaprotestowałam, gdy zorientowałam się, co się dzieje.

Jacek bardzo się zdziwił.

– Jaka twoja część? Każde z nas musi gdzieś mieszkać. Michał za swoją część kupi kawalerkę. Kasia pewnie też, przecież wiesz, że się rozwodzi. My z Marzeną wracamy do Warszawy. Wreszcie się pobierzemy. Teść da nam trochę pieniędzy, ja dołożę swoje, weźmiemy nieduży kredyt i kupimy jakiś apartament. A ty przecież zamieszkasz z mamą – wreszcie poinformował mnie, co postanowili w mojej sprawie.

Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. I wtedy do pokoju wjechała mama.

– No bardzo ładne to nasze mieszkanko. I tak się cieszę, że mogłam pomóc każdemu z was – mama była tak szczęśliwa, że nie odważyłam się jej zapytać, czy wie, że ja nie dostałam ani grosza. Nie chciałam jej robić przykrości.

Próbowałam jeszcze raz porozmawiać z rodzeństwem na temat opieki nad mamą. Nic nie wskórałam. Co roku mieli nowe wymówki. Jackowi urodziły się dzieci, Michał zatrudnił się w agencji reklamowej i został pracoholikiem, a Kasia znalazła sobie nowego faceta – tym razem starszego i bogatego.

Jak mogłam na to pozwolić?!

Trudno powiedzieć, kiedy pogodziłam się z losem. Może po dziesięciu, może po piętnastu latach. Żyłam z dnia na dzień. Mama straciła wzrok. Całymi dniami słuchała radia. Wieczorami czytałam jej gazety i książki. W weekendy odwiedzali nas bracia i Kasia z rodzinami. Nie zawsze miałam chwilę, żeby usiąść z nimi przy stole. Ledwie zdążyłam podać zupę, już trzeba było podawać drugie danie. Potem szybko posprzątać, żeby nakryć do deseru. Raz poprosiłam Kasię o pomoc.

– Sorry, mam nowe paznokcie, wiesz, ile kosztowały? – uśmiechnęła się przepraszająco. Spojrzałam na szwagierki. Udały, że nie słyszały naszej rozmowy.

Zdarzało mi się, że patrzyłam w lustro i zastanawiałam się, jak mogłam pozwolić rodzinie pozbawić się życia. Nie wiedziałam, czy jestem bardziej zła na nich, czy na siebie. W głowie układałam sobie przemowy, którymi w końcu ich poczęstuję. W wyobraźni byłam taka elokwentna. A gdy na kolejnej Wigilii dostawałam od braci w prezencie „wymarzoną” patelnię, uśmiechałam się i mówiłam, że rzeczywiście bardzo mi się przyda.

Na czterdzieste urodziny rodzeństwo urządziło mi przyjęcie niespodziankę. Nie było to łatwe, bo przecież prawie nie wychodziłam z domu. W spisek została wciągnięta mama.

– Kochanie, skocz do spożywczaka. Nie mamy pieczywa – poprosiła.

Zastanawiałam się, czy w ogóle pamięta, że mam urodziny. Gdy wróciłam, zza foteli wyskoczyli bracia, siostra, szwagierki, szwagier i dzieci. Wszyscy w czapeczkach z kinderbali. Jacek wyciągnął szampana. Zapytałam, czy to piccolo, ale nie zrozumiał aluzji. Potem był tort, a w prezencie dostałam bon na manicure. Nigdy go nie wykorzystałam.

Wiem, że chcieli dobrze, ale potem długo płakałam w poduszkę. Na pewno nie tak wyglądały ich imprezy. Mogłam się tego domyślać, bo nigdy na żadnej nie byłam. Wiadomo, mama nie może zostać sama.

– Jak już zostajesz w domu, to podrzucimy dzieci. Opiekunki są takie drogie – słyszałam za każdym razem.

Michał nawet zaprosił mnie na swoją czterdziestkę.

– Możemy poprosić sąsiadkę, żeby wpadła do mamy. Tylko nie wiem, czy ci się spodoba. Wiesz, to klub, głośna muzyka, migające światła, tłum ludzi.

Podziękowałam za zaproszenie i powiedziałam, że chyba rzeczywiście wolę zostać z mamą.

– Wiesz, musimy dokończyć książkę – dodałam. Nie nalegał.

Dwa razy w tygodniu mamę trzeba było wozić na dializy. Z karetkami bywało różnie, taksówki kosztowały. Moi bracia po kilku kursach do szpitala wpadli na genialny pomysł.

– Magda, musisz zrobić prawo jazdy. Nie jesteś jeszcze taka stara, dasz radę. Zrzucimy się na kurs. Jak będziesz chodzić na zajęcia, to ktoś z nas wpadnie popilnować mamy. Superpomysł, prawda? – Jacek i Michał byli z siebie dumni. Gdyby mogli przewidzieć, co z tego wyniknie, woleliby dalej wozić mamę.

W ten sposób ciocia Magda zaczęła uczęszczać na kurs prawa jazdy. Z początku czułam się dziwnie. Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat znalazłam się wśród obcych ludzi. Nie wiedziałam, jak się zachować. Gdy na przerwie zaczęły się standardowe rozmowy i pytania, spanikowałam. A jak mnie ktoś zapyta czym się zajmuję? Gdzie mieszkam? czterdziestoczteroletnia kobieta bez zawodu, pracy, rodziny, mieszkająca z mamusią. Nie brzmi to dobrze, prawda?

Uciekłam do toalety i wróciłam dopiero, gdy zaczęły się zajęcia. Obiecałam sobie, że na następne przyjdę przygotowana. Wymyślę sobie jakąś biografię i już.

Nigdy nie byłam sama z mężczyzną

Zajęcia bardzo mi się podobały. Fajnie było znowu się uczyć. Przecież byłam kiedyś kujonem! Szybko okazało się, że z przepisów jestem najlepsza z całej grupy.

– Kurczę, Magda, chciałbym koło ciebie siedzieć na egzaminie – żartował jeden z kolegów.

Bałam się jazd. Nie tego, że sobie nie poradzę. Ale ja nigdy nie byłam sam na sam z mężczyzną, który nie był moim bratem. W liceum nie chodziłam na randki, bo się uczyłam. A potem nie miałam już okazji. Nie wiedziałam, jak się zachować, co powiedzieć. Ucieszyłam się, gdy się okazało, że mój instruktor jest młodym chłopakiem. Uznałam, że tak będzie łatwiej. Bardzo się polubiliśmy. Powiedziałam mu prawdę – że opiekuję się chorą mamą i muszę zrobić prawo jazdy, żeby wozić ją na badania.

Maciek bardzo się przejął. Przyjeżdżał po mnie pod dom i potem odwoził. A ja nie powiedziałam o tym rodzeństwu. Godzinę, którą potrzebowałam na dojazd do szkoły i z powrotem, wykorzystywałam dla siebie! Szłam do kawiarni, na spacer, do galerii handlowej pogapić się na wystawy. Zaczęłam smakować wolność.

Ale prawdziwe poczucie wolności i siły dało mi prowadzenie samochodu. Sama byłam zdziwiona, jak dobrze mi szło. I jak mi się to podobało! Maciek musiał mnie przywoływać do porządku, bo zdarzało mi się w terenie zabudowanym pędzić nawet osiemdziesiąt na kilometrów godzinę.

Egzamin teoretyczny zdałam bez problemu. Praktyczny za pierwszym razem. Kusiło mnie, żeby się nie przyznać i poudawać jeszcze przez parę tygodni, że biorę dodatkowe lekcje. Ale gdy zaraz po egzaminie wróciłam do domu i Michał nawet nie podnosząc wzroku znad laptopa, zawołał, żebym się nie martwiła, bo nawet on zdawał trzy razy, ambicja wzięła górę.

– No popatrz, kto by pomyślał, ja zdałam za pierwszym!

Moje rodzeństwo bardzo się postarało. Zrzucili się na używanego Fiata 500 dla mnie i mamy. Gdy wręczali nam kluczyki, byli z siebie tacy dumni. Oni sami chyba naprawdę wierzyli w to, że bardzo się poświęcają, żeby pomóc mamie.

– To były pieniądze na wakacje w Egipcie, ale wiesz, są sprawy ważne i ważniejsze – nie omieszkał podkreślić Michał.

Cała trójka była pewna, że ich kłopoty się skończyły. Nie muszą już pilnować mamy ani wozić na dializy. Wszystko miało wrócić do normy. Nie mieli pojęcia, że nie jestem już tą samą poczciwą Magdą sprzed czterech miesięcy. Zasmakowałam normalnego życia. I nie miałam zamiaru z niego więcej rezygnować.

Mama jeździła na dializy trzy razy w tygodniu. Każdy zabieg trwał około pięciu godzin. Wystarczająco długo, bym mogła zapisać się na kurs masażu w szkole niedaleko szpitala. W ten sposób zostałam dyplomowaną masażystką. Boże, jaka byłam z siebie dumna. Wreszcie miałam zawód! Moją pierwszą klientką została mama. Bardzo się zdziwiła, gdzie ja się nauczyłam masażu. Przyznałam się. I powiedziałam, że chcę zacząć masować za pieniądze.

– Praca? Zawsze myślałam, że nie chcesz pracować. Przecież ty nie lubisz obcych ludzi. Wolałaś zostać ze mną w domu…

Odwróciłam się, żeby mama nie zobaczyła mojej miny. Zastanawiałam się, czy sama wymyśliła tę teorię, czy to sprawka mojego rodzeństwa.

Wreszcie zrozumiał, że zasady się zmieniły

 – Widzisz, mamo, sporo się zmieniło. Nic się nie martw, nie zostawię cię samej, ale będę teraz częściej wychodzić z domu. Wiesz, Kasia i Marzena nie pracują, na pewno i one, i dzieci się ucieszą, gdy będziesz ich odwiedzać w tygodniu.

Po kilku tygodniach znalazłam pracę w nowej klinice rehabilitacyjnej. Na początek miałam pracować po trzy godziny dwa razy w tygodniu. W środy mój dyżur przypadał akurat w czasie dializy. Ale w czwartkowe popołudnia musiałam coś wykombinować. Postanowiłam zastosować metodę faktów dokonanych. Tyle razy używało jej moje rodzeństwo, teraz moja kolej.

– Mamo, jedziemy do Kasi. Posiedzisz u niej. Na pewno się ucieszy. Dawno się nie widziałyście.

Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi siostra i osłupiała.

– Cześć, w tym tygodniu zaczęłam pracę. Tak pracę, dobrze słyszysz. To tylko trzy godziny. Dasz radę. Za kwadrans jest ulubione słuchowisko mamy. W Trójce. O, mamcia, tu ci będzie wygodnie, na fotelu. Kasia zaraz przyniesie radio. Weź też jakiś koc, bo chłodno u ciebie – na wszelki wypadek nie dałam siostrze dojść do głosu.

Wychodząc, zajrzałam do kuchni.

– Mamo, na obiad będą twoje ulubione mielone. Paaa! – i już mnie nie było.

O osiemnastej byłam z powrotem.

– W następny czwartek też podrzucę mamę. Chyba że Jacek albo Michał będą chcieli, żeby przyszła do nich. To się dogadajcie. Pa! – cmoknęłam Kasię w policzek i wymaszerowałam, pchając wózek mamy.

Wieczorem rozdzwonił się telefon.

– Jak mogłaś mnie tak dziś napaść? Miałam plany. Fryzjer, kosmetyczka. Musiałam odwołać obie wizyty. Ty się z nikim nie liczysz. Co ty sobie wyobrażasz? – Kasia wyraźnie otrząsnęła się już z szoku i odzyskała formę.

– Droga siostro, czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Może to przemyśl i wtedy pogadamy.

Po chwili zadzwonił Jacek.

– Magda, nie możesz pracować. Ty masz już pracę. Potrzebujesz pieniędzy? Trzeba było poprosić. Wiesz, możemy się zrzucać na kieszonkowe dla ciebie, to pewnie dobry pomysł. Ale daj spokój z tymi wygłupami.

Wyłączyłam komórkę. Nie miałam zamiaru tego wysłuchiwać. Napisałam tylko do całej trójki sms-a: „Ustalcie między sobą, kto zajmuje się mamą w czwartki. Czy mam jej powiedzieć, że nie chcecie jej widzieć?”.

Od kilku tygodni mama w czwartki odwiedza na zmianę Kasię, Michała i Jacka. Tydzień temu poszłam z kolegami z pracy na piwo. Już z pubu zadzwoniłam do Jacka.

– Mam służbową imprezkę. Odwieź mamę do domu i połóż do łóżka. Wrócę koło dwudziestej drugiej – rozłączyłam się, zanim zdążył zaprotestować.

Gdy wróciłam, drzemał w fotelu.

– Mama śpi. Zjadła kolację. Zostawiłem ci w lodówce naleśniki. Dobranoc – mój brat wreszcie zrozumiał, że czasy się zmieniły.

Za miesiąc mam czterdzieste piąte urodziny. Chcę zrobić imprezkę w tym pubie koło pracy. Zaproszę całą ekipę z mojej zmiany. Rodzeństwo też. Tylko będą musieli znaleźć kogoś, kto zostanie z mamą. Jak ich znam, to pewnie potraktują to jako mój prezent urodzinowy. Niech im będzie.

Czytaj także:
„Od pierwszego dnia emerytury dzieci mnie wykorzystywały. Chciały zrobić ze mnie ubezwłasnowolnioną darmową opiekunkę”
„To nie Krzyś zaproponował wspólne mieszkanie, a teściowie. Byli cwani, bo dzięki temu zyskali darmową posługaczkę”
„Podporządkowałam życie pod wymysły męża, ale koniec z tym. Poznałam kogoś, dla kogo nie muszę być darmową nianią”

Redakcja poleca

REKLAMA