„Podporządkowałam życie pod wymysły męża, ale koniec z tym. Poznałam kogoś, dla kogo nie muszę być darmową nianią”

Szczęśliwa kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, liderina
„Zrozumiałam, ile rzeczy, które kochałam, porzuciłam dla Wiktora. O ilu planach musiałam zapomnieć. I zaczęłam się buntować. Czy na pewno tego chcę? Spędzić resztę życia w 4 ścianach, słuchając o wyimaginowanych przypadłościach? I robiąc za jego pielęgniarkę?”.
/ 10.07.2022 17:15
Szczęśliwa kobieta po rozwodzie fot. Adobe Stock, liderina

– Kochanie, wiem, że bardzo ci zależy na tym wyjeździe, ale chyba nie możemy lecieć. Słabo się czuję, drętwieje mi noga, to może być jakieś porażenie. Takich objawów nie można lekceważyć – powiedział Wiktor.

Krew mnie zalała. Czy on oszalał?

Moja najlepsza przyjaciółka wychodziła za mąż. No pech chciał, że za Hiszpana i ślub jest pod Sewillą. Bilety kupione, sukienka i prezent też. I on teraz oczekuje, że z powodu jego zdrętwiałej nogi ja to wszystko odwołam?! A do tego jestem pewna, że noga mu zdrętwiała, bo siedział na niej przed telewizorem…

– Wiktor, wstań, pochodź chwilę i ci przejdzie. Nie wygłupiaj się – próbowałam mu przemówić do rozsądku.

Wiedziałam jednak, że to nic nie da. Jak mój chłopak już wbił sobie do głowy jakąś chorobę, to nie odpuścił, dopóki trzech lekarzy nie powiedziało mu, że nic mu nie jest. Ale tym razem byłam twarda. I choć Wiktor oczekiwał, że zostanę z nim i będę się nim zajmować, poleciałam do Sewilli sama. A po powrocie spakowałam się i wyprowadziłam.

– Jestem chorym człowiekiem, szkoda, że nie potrafisz tego zrozumieć. Mam nadzieję, że chociaż przyjedziesz na mój pogrzeb – pożegnał mnie Wiktor.

Przez pierwsze miesiące naszej znajomości nie przyszło mi do głowy, że Wiktor jest po prostu hipochondrykiem. Coś tam wspominał o chorych stawach i astmie, próbując się wykręcić z wycieczki w góry czy kajaków. No ale zdarza się – ludzie mają różne problemy – myślałam.

Z trudem go zaciągnęliśmy do pokoju

Po raz pierwszy zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy zabrałam Wiktora na wesele kuzynki. Jej ojciec jest lekarzem. Wszystko było dobrze, dopóki Wiktor się o tym nie dowiedział. Było już grubo po północy, wszyscy byli już wstawieni.

– Hej, doktorku, dasz mi na piśmie zaświadczenie dla żony, że wódeczka jest zdrowa? – wybełkotał jakiś pijany kuzyn.

Wtedy nagle Wiktor, który już drzemał na stole, ożywił się.

– Pan jest lekarzem? Jakiej specjalizacji?

– Dermatologiem – odparł zaskoczony wujek.

Do dziś ciężko mi uwierzyć, że Wiktor to zrobił. Przy stole, na oczach kilkunastu osób, zaczął się rozbierać. Ściągnął koszulę, zadarł lewą rękę do góry i podsunął wujkowi pachę pod nos.

– Proszę spojrzeć, widzi pan to znamię? To chyba jest czerniak. Zauważyłem je tydzień temu. Już urosło dwukrotnie…

Wuj lekko się odsunął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Purpurowa ze wstydu zerwałam się z krzesła.

– Wiktor, nie teraz, co ty wyprawiasz – próbowałam go odciągnąć na bok.

– Anka, zostaw mnie, to jest poważna sprawa. Doktorze, proszę tylko spojrzeć…

Wiktor próbował mi się wyrywać. Na szczęście udało mi się go przytrzymać na tyle długo, że wuj dał się porwać do tańca ciotce Krystynie. Z pomocą taty udało mi się zaciągnąć go do pokoju. Na szczęście miał już mocno w czubie i szybko zasnął. Zeszłam na dół, znalazłam wujka i go przeprosiłam.

Już wiem, po kim to ma

– Ania, daj spokój, nie twoja wina. A to jego znamię to prostu przebarwienie skóry, nie ma nic wspólnego z czerniakiem. Możesz to Wiktorowi rano powiedzieć.

Oczywiście ta diagnoza wujka Wiktorowi nie wystarczyła.

– Co on tam widział, ciemno było. Zresztą sprawdziłem tego wuja w necie, on nawet nie ma doktoratu. Nie zna się.

Trzeba było trzech kolejnych lekarzy (w tym profesora, wizyta 300 złotych), żeby Wiktor pogodził się z tym, że nie ma czerniaka. Obsesja męża na punkcie jego zdrowia nie wzięła się znikąd. Zrozumiałam to, kiedy poznałam jego mamę.

U pani Joanny „Encyklopedia zdrowia” leżała na podręcznym stoliku przy kanapie. Widać było, że jest często używana. Obok piętrzyły się wycinki z kolorowych pisemek na temat chorób i niekonwencjonalnych metod leczenia. Podczas obiadu wysłuchałam litanii chorób, które dręczyły panią Joannę. Potem po deserze pokazała mi album ze zdjęciami Wiktora z dzieciństwa.

– O, tu wakacje w Ciechocinku. Tylko tam mogliśmy jeździć. Nad morzem nigdy nie byliśmy – i ja, i on mamy chorą tarczycę. W górach też nie, bo kłopoty z sercem. No takim schorowanym osobom jak my nie jest łatwo – opowiadała.

Mam dość wiecznego narzekania!

Mama Wiktora zdawała się pamiętać każdy katar i skaleczone kolano syna. Byłam tym wszystkim tym bardziej zdumiona, że mnie wychowywano zupełnie inaczej.

Mam trzech starszych braci. Najstarszy Jędrek urodził się, gdy rodzice byli bardzo młodzi. Mama była przerażona, pewna, że zrobi synkowi krzywdę. Gdy tylko kichnął, biegła z nim do lekarza. Pewnie gdyby nie pojawiły się kolejne dzieci, Jędrek wyrósłby na fajtłapę, bo mama nie pozwalała mu chodzić po drabinkach, skakać czy biegać.

Maciek urodził się pięć lat później, Krzysiek 14 miesięcy po nim. Przy trójce dzieci mama musiała „obniżyć standardy”. Katary leczyło się w domu, skaleczenia i potłuczenia też. Moje pojawienie się na świecie zaskoczyło rodziców.

Nie mieli już siły ani cierpliwości. Chowałam się trochę przy okazji. Zdarzało się, że do szkoły chodziłam z gilem do pasa i gorączką. Do dziś rzadko odwiedzam lekarzy. I tylko gdy muszę – na przykład ze złamaną nogą.

Wiem, że powinnam odejść od Wiktora dawno. Ale kiedy się zorientowałam, że on nie jest naprawdę na nic chory, to wierzyłam, że uda mi się go „wyleczyć”. Zrozumienie, że nie mogę mu pomóc, zajęło mi cztery lata.

Muszę się do czegoś przyznać. Pewnie nie odeszłabym od Wiktora zaraz po powrocie z Sewilli, gdybym na weselu Aśki nie poznała Adama. Spotkaliśmy się już w samolocie. Targałam na pokład pokrowiec z sukienką. Faceta z podobnym pokrowcem zauważyłam już na lotnisku. Tak sobie nawet pomyślałam: a może on też na ten ślub?

Aśka od razu zaczęła nas swatać

Przed wylotem zadzwoniła Aśka.

– Tylko się upewniam, że jesteś w tym samolocie, że Wiktor cię nie przekonał, żebyś zmieniła zdanie.

– Jesteś w samolocie, mam sukienkę i przybywam. I powiedz Juanowi, że zanim mu cię oddam, to będziemy musieli poważnie porozmawiać. Całuski!

Kilkanaście minut po starcie, gdy wolno już było odpiąć pasy, podszedł do mnie facet od garnituru.

– Przepraszam, wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale usłyszałem pani rozmowę. Czy pani leci na ślub Joanny i Juana?

Okazało się, że rzeczywiście lecimy na tę samą imprezę.

– Jestem kuzynem Aśki. Dla moich rodziców to zbyt wielka wyprawa, więc lecę ja jako przedstawiciel rodziny.

Dzięki Adamowi dalsza podróż była prostsza i przyjemniejsza. Na lotnisku czekał na niego wynajęty samochód, więc po czterdziestu minutach byliśmy w hotelu. Kiedy Aśka zobaczyła mnie z Adamem, natychmiast zaczęła nas swatać.

– Ty jesteś sama i on, posadzę was razem przy stoliku, będzie wam raźniej – powiedziała, mrugając znacząco. – A, i proszę cię, pojedź do miasteczka odebrać mój bukiet. Poproszę Adama, żeby cię zawiózł.

Ciężko mi było się na Aśkę boczyć, bo przez ostatnich kilka godzin zdążyłam Adama polubić. Świetnie mi się z nim rozmawiało. Jego pasją była wspinaczka – ja bardzo lubiłam łazić po górach. Zanim poznałam Wiktora, wybierałam się na kurs wspinaczkowy, ale potem musiałam te plany odłożyć na później.

– Kurs? No popatrz. Akurat w sierpniu będę prowadzić szkolenie dla początkujących w Rzędkowicach. Miejsc już nie ma, ale po znajomości mogę cię przyjąć, jak się zdecydujesz.

Tylko dzięki niemu bawiłam się doskonale

Powiedziałam, że o tym pomyślę. Na weselu było mnóstwo znajomych Juana i zaledwie kilka osób z Polski. Tylko dzięki Adamowi bawiłam się doskonale. Okazał się pierwszorzędnym tancerzem.

Wiktor w ogóle nie tańczył i zawsze był zły, gdy ja szłam na imprezie na parkiet z kimś innym. Więc żeby go nie denerwować, zazwyczaj zostawałam z nim i tylko patrzyłam tęsknie na ludzi szalejących na parkiecie. Z Adamem wytańczyłam się za wszystkie te cztery lata…

Nie wiem, czy zostaniemy z Adamem parą. Jeszcze tak daleko nie wybiegam myślami w przyszłość. Na razie dzięki niemu zrozumiałam, ile rzeczy, które kochałam, porzuciłam dla Wiktora. O ilu planach musiałam zapomnieć. I zaczęłam się buntować.

Czy na pewno tego chcę? Spędzić resztę życia w czterech ścianach, słuchając o wyimaginowanych przypadłościach Wiktora? I robiąc za jego darmową opiekunkę? Chcę tańczyć, wspinać się, podróżować. A kiedyś pewnie mieć dzieci – natomiast Wiktora jako ojca ciężko mi było sobie wyobrazić.

Na razie urządzam się w wynajętym mieszkaniu. I szykuję się na kurs wspinaczkowy – mam od Adama całą listę sprzętu do kupienia i ćwiczeń, które powinnam robić. A co dalej – zobaczymy.

Czytaj także:
„Sąsiad zatrudnił do pomocy dziewczynę z Białorusi. Dała mu kosza, więc zamknął ją w piwnicy i zrobił z niej niewolnicę”
„Przez lata byłam wytykana palcami w naszym bogobojnym miasteczku. Wszystko przez to, co zrobiłam... w wieku 8 lat”
„Myślałam, że łysy, wytatuowany gość z autobusu będzie chciał zrobić mi krzywdę. Tymczasem on okazał się... moim wybawcą”

Redakcja poleca

REKLAMA