Ile lat znam Magdę? Chyba z sześć… Spotykała się kiedyś z moim bratem. Lubiłam ją. Wydawała się taka porządna. No i zakochana w Maćku po uszy. Kiedy po kilku miesiącach znajomości mój braciszek ją porzucił, byłam na niego wściekła. Magda bardzo to przeżyła; bałam się, że zrobi sobie coś złego.
Wiedziałam, co czuje, bo kilka tygodni wcześniej mnie też zostawił facet, który miał być miłością mojego życia. Kiedy więc tylko dowiedziałam się o ich rozstaniu, natychmiast pojechałam do Magdy. Razem sobie popłakałyśmy, wypiłyśmy butelkę czegoś mocniejszego, a na koniec zwyzywałyśmy od najgorszych wszystkich facetów świata. Ale się nagadałyśmy! Że to świnie, niewarte naszych uczuć i poświęcenia. Nastrój od razu nam się poprawił! Od tamtej pory stałyśmy się przyjaciółkami. Takimi od serca, na dobre i na złe. Wspierałyśmy się nawzajem, zwierzałyśmy się sobie ze wszystkim sekretów.
Mijały miesiące… Poznałam Jarka, mojego przyszłego męża. Kompletnie oszalałam na jego punkcie. Był taki dobry, opiekuńczy, no i miał głowę na karku. Czegokolwiek się dotknął, od razu zamieniał to w pieniądze. Świetnie mu się powodziło.
Kiedy poprosił mnie o rękę, nie zastanawiałam się nawet chwili. Kochałam go i czułam, że da mi to, o czym zawsze marzyłam: spokojne i dostanie życie, poczucie bezpieczeństwa. Magdzie, niestety, nie układało się tak dobrze jak mnie. Spotykała się z kilkoma facetami, ale dość szybko kończyła każdą znajomość. Jakoś nie mogła trafić na swoją drugą połówkę. Było mi z tego powodu bardzo przykro. Przyjaciółka oczywiście od razu to wyczuła.
– Nie martw się, do mnie też los się kiedyś uśmiechnie. Najważniejsze, że chociaż tobie się powiodło – powiedziała kiedyś.
Magdzie wiodło się gorzej niż mnie
Wydawało mi się, że jest szczera, rzeczywiście cieszy się moim szczęściem. Dlatego pielęgnowałam naszą przyjaźń, starałam się poświęcać Magdzie jak najwięcej czasu. Nadal umawiałyśmy się na babskie pogaduszki, czasem wyskakiwałyśmy do kina. Zależało mi na niej. Nie wyobrażałam sobie, że mogłaby zniknąć z mojego życia. Jarek czasem nawet żartował, że ożenił się z dwiema kobietami, nie z jedną.
Niedługo po ślubie zaszłam w ciążę. Byłam wtedy na trzecim roku studiów. Miałam nadzieję, że uda mi się połączyć naukę z wychowywaniem dziecka, jednak szybko okazało się to niemożliwe. Ciąża była zagrożona, musiałam dużo leżeć, odpoczywać. Mimo wszystko jakoś dotrwałam do końca roku akademickiego, pozdawałam wszystkie egzaminy.
Jednak gdy Michaś przyszedł na świat, zrobiłam sobie przerwę. Pomyślałam, że jak mały trochę podrośnie, wrócę na uczelnię. Zależało mi na tym, by skończyć studia. Synek rósł jak na drożdżach, świetnie się rozwijał. Jarek był taki z niego dumny! Wszystko świetnie się nam układało. Interesy szły dobrze, przeprowadziliśmy się z bloku do własnego domu pod miastem.
Tymczasem Magdzie nadal nie wiodło się zbyt dobrze. Ciągle mieszkała z mamą, na naszym starym osiedlu, żyła od pierwszego do pierwszego. Pracowała w sklepie, zarabiała grosze, więc nie miała szans na to, by odłożyć cokolwiek, rozpocząć samodzielne życie.
– Ja to chyba jestem skazana na to biedowanie – wzdychała czasem, gdy wpadała do nas.
Pocieszałam ją, przytulałam. Zapewniałam, że już wkrótce jej los się odmieni. I rzeczywiście, odmienił się. Na gorsze… Jakoś pod koniec lata ubiegłego roku Magda przybiegła do mnie z płaczem. Była załamana, roztrzęsiona.
Wpadłam na wręcz genialny pomysł
– Wyrzucili mnie z pracy! Kierowniczka postanowiła zatrudnić swoją siostrzenicę! Co ja teraz zrobię? Przecież w tej naszej dziurze niczego innego nie znajdę! – szlochała.
Rozumiałam jej rozpacz. Przecież teraz tak trudno o pracę, nawet w Warszawie. Nie mogłam patrzeć na łzy przyjaciółki. Obiecałam, że choćbym miała stanąć na głowie, to znajdę jej jakieś zajęcie. Myślałam, myślałam – i nagle mnie olśniło. Postanowiłam, że zatrudnię ją u siebie! Jako opiekunkę synka.
Michaś skończył właśnie dwa lata, coraz częściej rozważałam powrót na studia. Wiedziałam, że jeśli się nie pośpieszę, trzy lata ślęczenia nad książkami przepadną. Bo wiadomo – im dłuższa przerwa, tym trudniej zmobilizować się do nauki. Niestety, mąż nie chciał słyszeć o zatrudnieniu opiekunki. W wielu sprawach mi ustępował, lecz w tej był nieugięty.
– Moim dzieckiem nie będzie zajmowała się jakaś obca baba! Jeszcze krzywdę mu zrobi –odpowiadał gdy tylko poruszałam ten temat. – Licencjat już masz, magistra zdążysz jeszcze zrobić – przekonywał mnie.
Rozumiałam go. Sama miałam wiele wątpliwości. Na forach dla mam naczytałam się opowieści o supernianiach. Niby sprawdzone, niby doświadczone, a tak naprawdę psychopatki znęcające się nad maluchami. Albo złodziejki buszujące po szufladach. Co innego Magda! Znałyśmy się przecież doskonale, wiedziałam o niej wszystko. Uwielbiała mojego synka, nieraz pomagała mi go przewijać, karmić, lubiła się z nim bawić. Byłam pewna, że dobrze się nim zajmie. Powiedziałam o swoim pomyśle Jarkowi. A on nawet się nie zastanawiał.
Wyściskała mnie ze łzami w oczach
– Zgadzam się. Jej przynajmniej można zaufać. Jeśli więc już tak koniecznie chcesz, to wracaj sobie na te studia – uśmiechnął się.
Byłam taka szczęśliwa! Cieszyłam się, że nie dość, że spełnię swoje marzenie, to jeszcze pomogę przyjaciółce. Teraz pozostawało już tylko jedno: przekonać ją, by chciała u mnie pracować. Bałam się, że będzie trochę się krygować, że nie zechce brać ode mnie pieniędzy. Moje obawy okazały się płonne. Gdy powiedziałam Magdzie, co wymyśliłam, aż podskoczyła z radości, a potem mnie wyściskała ze łzami w oczach.
– Jesteś taka kochana! Będę najlepszą nianią pod słońcem. Nie zawiodę cię! – obiecała.
– Przecież wiem, Madziu! – wydusiłam z siebie; byłam wzruszona jej reakcją.
Wydawało mi się, że Magda naprawdę się cieszy, że jest mi wdzięczna. Moja przyjaciółka zajmowała się Michasiem naprawdę wspaniale. Gdy wracałam po zajęciach do domu, synek był szczęśliwy, uśmiechnięty. Z wypiekami na twarzy opowiadał, co razem robili, w co się bawili. Nawet Jarek docenił starania Magdy i dał jej podwyżkę. Początkowo nie chciała przyjąć dodatkowych pieniędzy, mówiła, że te, które od nas dostaje, jej wystarczą, ale wreszcie ją namówiłam. Przecież wiedziałam, że jest jej ciężko. Nawet do głowy mi nie przyszło, że ona już od dawna radzi sobie z kłopotami finansowymi inaczej…
To było w sylwestra
Szykowałam się do wyjścia na bal. Od trzech lat witaliśmy z mężem Nowy Rok w domu, więc cieszyłam się z tej odmiany. Postanowiłam założyć złoty naszyjnik i bransoletkę, komplet, który dostałam od Jarka na pierwszą rocznicę ślubu. Nie nosiłam go na co dzień, bo był bardzo ozdobny i ciężki, ale teraz nie mogłam się oprzeć. Świetnie pasował do balowej sukienki specjalnie kupionej na tę okazję. Wyciągnęłam swój kuferek, w którym trzymałam cenne rzeczy. Biżuterii nie było.
Przeszukałam wszystkie szuflady. Bezskutecznie.
– Magda, nie wiesz, gdzie jest moja bransoletka i naszyjnik? Te, które dostałam od Jarka? – zapytałam przyjaciółkę.
Kilka minut wcześniej przyszła, by w trakcie naszej nieobecności popilnować Michasia. Miała za tę noc dostać podwójną stawkę…
– Nie mam zielonego pojęcia! Na pewno wszystko dobrze sprawdziłaś? – zapytała.
– Chyba tak – rozejrzałam się bezradnie po pokoju.
– E tam, na pewno gdzieś je wsadziłaś, żeby Michaś ich nie wyciągnął, a teraz nie pamiętasz gdzie. Chodź, poszukamy razem! – zaproponowała.
Przez następne pół godziny wywalałyśmy wszystko z szafek i schowków w sypialni. Nic to nie dało. Byłam załamana.
– Nie martw się! Wcześniej czy później na pewno się znajdą. Przecież nie dostały nóżek – pocieszała mnie Magda.
Trochę się uspokoiłam. Pomyślałam, że ma rację. I że jak przed świętami wielkanocnymi będę robić wielkie porządki, to same wpadną mi w ręce. Nie zdążyłam się nawet wziąć do porządków, gdy zrozumiałam, jak bardzo się mylę.
Przyjaciółki muszą sobie pomagać
Jakiś miesiąc temu Magda przyszła do nas bardzo przybita. Od razu zauważyłam, że ma jakiś wielki problem. Poczekałam, aż Jarek wyjdzie do pracy, i od razu zaczęłam się wypytywać, co ją gryzie. Rozpłakała się.
– Mama wczoraj odebrała wyniki badań… Ma raka… – wykrztusiła przez łzy.
Zamarłam z przerażenia. Bardzo lubiłam mamę Magdy. Zawsze była taka wesoła, uśmiechnięta. A tu rak!
– Nie wolno ci się załamywać! Medycyna potrafi dziś czynić cuda… – zaczęłam ją pocieszać, ale mi przerwała:
– Jasne, może w normalnym kraju, ale nie w naszym! Przecież wiesz, jak to u nas jest. Bez łapówki ani rusz! Jak pójdziesz na prywatną wizytę do profesora albo ordynatora, dasz kopertę, to wtedy miejsce w szpitalu się znajdzie. A jak nie, to zdychaj! – krzyknęła Magda.
– Naprawdę jest aż tak źle? – przestraszyłam się.
– Niestety… Jeszcze wczoraj zadzwoniłam do jednej znajomej, która leżała na onkologii. Powiedziała, że trzeba mieć przynajmniej 15 tysięcy! A ja nie mam takich pieniędzy… Pożyczki w banku też nie dostanę, bo nie mam legalnej pracy! O Boże, jakie to niesprawiedliwe. Moja mama umrze tylko dlatego, że jesteśmy biedne… I schowała twarz w dłoniach.
Zrobiło mi się potwornie żal przyjaciółki i jej mamy. Nie byłam nawet w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo cierpią.
– A właśnie, że masz takie pieniądze! Ja ci pożyczę. Zobaczysz, uratujemy twoją mamę – powiedziałam.
Podniosła głowę i otarła łzy.
– Naprawdę? Nie żartujesz? Zrobisz to dla mnie? – dopytywała się rozgorączkowana
– Oczywiście! Przyjaciółki muszą sobie przecież pomagać!
– A Jarek nie będzie zły?
– Na razie o niczym mu nie powiem. A potem… Może trochę się wścieknie, ale mu przejdzie. Przecież nie pożyczam ci pieniędzy na wakacje, tylko na ratowanie życia matki! Zrozumie! – odparłam.
Jeszcze tego samego dnia poszłam do banku i wypłaciłam pieniądze. Dałam je Magdzie. Nie spisałyśmy żadnej umowy. W takiej chwili nie chciałam jej o to prosić. Zresztą, po co byłby mi ten świstek? Przecież była moją przyjaciółką…
– Słuchaj, bardzo przepraszam, ale przez kilka dni będziecie musieli poradzić sobie beze mnie. Muszę pobiegać z mamą po lekarzach, wszystko pozałatwiać. Ale jak tylko znajdzie się w szpitalu, natychmiast stawiam się do pracy – powiedziała Magda, chowając pieniądze do torebki.
– Jakoś damy sobie radę. Nic się nie martw! – przytuliłam ją.
Cóż, wtedy nie sądziłam, że widzę ją po raz ostatni. Przez kilka następnych dni nie kontaktowałam się z Magdą. Miała przecież tyle na głowie, nie chciałam jej przeszkadzać. Pomyślałam, że jak będzie potrzebowała wsparcia, to sama do mnie zadzwoni. Ale minął tydzień, a ona się nie odzywała. Telefonów też nie dobierała. Zaczęłam się denerwować.
Pomyślałam nawet, że może stało się najgorsze, że Magda się załamała i nie jest w stanie nawet się ze mną skontaktować. Tymczasem Jarek miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Kiedy powiedziałam mu o pożyczce i o tym, że nie wzięłam od przyjaciółki pokwitowania, był zły jak osa.
– Jak nic nas okradła! Zobaczysz! A na dodatek jeszcze niczego jej nie udowodnisz! – wściekał się.
– Co ty opowiadasz?! To niemożliwe! – broniłam Magdy.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to może być prawda. Po dziesięciu dniach nie wytrzymałam. Wieczorem wsiadłam w samochód i do niej pojechałam. W oknie paliło się światło. Z bijącym sercem zadzwoniłam do drzwi.
– O, Julcia, a co ty tu robisz? – w progu stała jej mama.
Wyglądała świetnie.
– Jak się pani czuje? – zapytałam zaskoczona.
– Dobrze, szczęśliwie zdrowie mi dopisuje. Jak zawsze. A czemu pytasz? – zdziwiła się.
– A, nic… Jest Magda? – zajrzałam jej przez ramię.
– No co ty! przecież Magda wyjechała trzy dni temu do Niemiec. Mówiła, że ktoś tam załatwił jej świetną pracę. Nic ci nie powiedziała? – zdziwiła się jeszcze bardziej.
Nogi się pode mną ugięły. Powoli zaczęła do mnie docierać smutna prawda.
– A gdzie dokładnie wyjechała? – ledwie wykrztusiłam.
– Nie wiem. Jak się urządzi, to ma się odezwać. Do ciebie też pewnie zadzwoni – odparła.
– Tak, na pewno.
Nie powiedziałam mamie Magdy prawdy… Nie miałam serca wyznać tej kobiecie, że córka prawie ją uśmierciła, byle wyciągnąć od nas kasę. Oszołomiona wróciłam do domu. Jarek nawet nie pytał, co się stało. Wyczytał to z mojej miny… Choć od tamtego zdarzenia minął już prawie miesiąc, nie potrafię dojść do siebie. Teraz już wiem na pewno, że oprócz pieniędzy Magda ukradła nam też biżuterię. Nie tylko naszyjnik i bransoletkę, ale także kolczyki z brylantami i złoty zegarek Jarka. Tylko ona miała klucze do naszego mieszkania, tylko ona zostawała w nim sama.
Czuję potworny żal. Zastanawiam się, czemu to zrobiła. Czy naprawdę była moją przyjaciółką? A jeśli tak, to ile warta była dla niej nasza przyjaźń? Kilka błyskotek i 15 tysięcy złotych?
Czytaj także:
„Dla męża porzuciłam medycynę i stałam się kurą domową. Wykorzystał moją naiwność i zdradził z młodą pielęgniareczką”
„Teściowa chciała wkupić się w moje łaski, bo… planowała poderwać mojego ojca i zastąpić moją matkę!”
„Po 20 latach małżeństwa mąż tak po prostu odszedł i wyrzucił mnie z domu. Nie dbał o to, gdzie się podzieję”