Przypadkiem wpadłam na Fiolkę. Nie widziałam jej kilka lat. W szkole się kumplowałyśmy, ale potem nasze drogi jakoś się rozeszły. Przywitała mnie entuzjastycznie i z miejsca zaprosiła na imprezę do znajomych. Cała Fiolka. Abym się nie wymigała, snuła kuszące opowieści o morzu alkoholu, po którym będą pływać przystojniacy.
– I Maciek ma być – zarzuciła największą przynętę.
Fiolka – której na chrzcie dali Jolka – dobrze wiedziała, że Maciek, jej kuzyn, zawsze mi się podobał. Jako małolata podkochiwałam się w jego zawadiackim uśmiechu i oczach, które były jednocześnie złośliwe i życzliwe. Myślałam, że mi przeszło, ale na samo wspomnienie o nim poczułam dreszcze. Ech, beznadziejne zauroczenie. Chłopak miał powodzenie u dziewczyn, z wiekiem pewnie jeszcze większe. W szkole najładniejsze laski zabiegały o jego względy. Mnie, zakompleksione dziewczę w tanich ciuchach, kiepskiej fryzurze, bez makijażu, zaszczycał co najwyżej docinkiem.
Chciałam go zobaczyć i… bałam się. Bo co – spotkam obiekt dawnych westchnień tylko po to, by poczuć się jak wtedy, czyli beznadziejnie? Długo zastanawiałam się, czy w ogóle iść. Straciłam pół dnia na główkowanie. Co włożyć? Iść czy nie iść? Jaki makijaż? Iść czy nie iść? A buty? Iść czy nie iść? Czerwona kiecka i szpilki czy dżinsy i top?
Naprawdę chciałam go znów zobaczyć
Z rozważań wyrwała mnie Fiolka. Zadzwoniła i spytała, a raczej krzyknęła z wyraźną pretensją:
– Czemu cię tu jeszcze nie ma? Z czym ty się tak grzebiesz?!
– No bo nie wiem, nie mam się w co ubrać i w ogóle… – zaczęłam.
– Żadne „nie wiem i w ogóle” – przerwała mi. – Zaraz przyjedziemy po ciebie. I masz być odpicowana jak na dorosłą kobietę przystało, a nie na jakąś pensjonarkę. Na razie!
Dziesięć minut później facet Fiolki podjechał pod mój dom i zaryczał klaksonem. Na szczęście, byłam gotowa. Wygrała czarna połyskująca kiecka odsłaniająca troszkę ciałka, ale nie za wiele.
Fiolka, która zawsze była szczera, aż gwizdnęła na mój widok.
– Maciek padnie trupem. I dobrze. Potrzebuje takiej zasadniczej panny jak ty, wiedziałam to już w szkole. Kocham go jak brata, ale bez odpowiedniej kobiety gotów się stoczyć. Jego ojciec… Nieważne. Będzie chciał, sam ci powie. Spiknęłabym was już w szkole, tyle że, nie obraź się, ale wyglądałaś jak przedszkolak – Fiola plotła, ja słuchałam piąte przez dziesiąte. Bo kto by traktował poważnie jej bredzenie o próbach swatania mnie i Maćka?
A o tym, że wyglądałam na swoją młodszą siostrę, wiedziałam. Czasem utrudniało mi to życie i to nie tylko wtedy, gdy chciałam kupić alkohol…
Jakieś pół godziny później sączyłam pierwsze piwo, a raczej udawałam, że sączę. Nie chciałam stracić trzeźwego osądu. Obserwowałam gości, patrzyłam, szukałam… Maćka, oczywiście, choć nie miałam pojęcia, co zrobię, gdy już go zobaczę. Zagadam? Ucieknę w popłochu? A może…
– Cześć, Monika.
Podskoczyłam z wrażenia. To on! Co robić? Zaczęłam panikować.
– Pijesz to piwo czy tylko całujesz szyjkę? – spytał.
– Ja… eee… piję chyba – błysnęłam. – Ale nie chcę się upić.
– Jeśli nie oddawałaś krwi i nie bierzesz silnych leków, to nie upijesz się jednym piwem – odparł z uśmiechem.
– O, znalazłeś ją w końcu! – zjawiła się Fiolka i obrzuciła nas uważnym spojrzeniem. – Pamiętaj, co mówiłam. Masz być twarda i zasadnicza. Nieugięta. Maciek potrzebuje ryzów, kubła zimnej wody, potrzebuje…
– Piwa – wszedł jej w słowo i ruchem magika wyczarował puszkę z kieszeni.
– Pamiętaj! – Fiolka była dziwnie poważna.
– Dobra, pamiętam, a teraz idź już sobie. Daj nam choć pogadać, co?
Uniosła kciuk, a ja zostałam sam na sam z Maćkiem, chcąc tego prawie tak mocno, jak natychmiastowej ucieczki.
Po trzecim piwie język rozwiązał mi się całkowicie i improwizowana rozmowa na tematy różne szła nam jak z płatka. Maciek nie mówił zbyt wiele, dawał mi się wygadać i bacznie słuchał, od czasu do czasu łykając piwo. Tempo miał większe niż ja. Gdy zaś mówił, zatapiałam się w jego głosie, niskim i nastrojowym jak u radiowca.
Czułam narastający strach i panikę
Nie palił, co bardzo mi się podobało, choć jedno czy dwa piwa mniej by mu nie zaszkodziły. Z drugiej strony, nie byłam jego matką, by go rozliczać z ilości wypitych trunków. Zwłaszcza że z każdym kolejnym łykiem robił się coraz bardziej romantyczny i przebojowy zarazem. Kilkakrotnie odprawiał podchodzące do nas dziewczyny, które rzucały mi zazdrosne spojrzenia.
A potem ani się obejrzałam, jak pruliśmy jego samochodem jedną z pustych o tej porze dróg, zaśmiewając się do rozpuku. Gdy auto podskoczyło na nierówności, spojrzałam w stronę deski rozdzielczej. Wskazówka pokazywała liczbę 120.
– Nie jedziesz za szybko?
– Spokojnie, mała – odparł pewnym głosem. – Nie tak się jeździło.
Dodał gazu i po chwili na liczniku ujrzałam 160. Poczułam strach. Jeden z zakrętów wcisnął mnie w drzwi, drugi rzucił w przeciwną stronę, wprost na Maćka, który wykorzystał moment i mnie przytulił.
– Czujesz tę adrenalinę?
Owszem, czułam. I narastający strach, panikę wręcz. Momentalnie wytrzeźwiałam. Jak mogłam być tak głupia, by wsiąść z nim do auta?
– Maciek, zwolnij, proszę!
– Spokojnie. Jest środek nocy, nikogo tu nie ma.
– Ale może się pojawić. A ja w ogóle nie powinnam pozwolić ci prowadzić.
– Czego ty się boisz? Nie jadę pierwszy raz na podwójnym gazie.
– To mnie miało uspokoić? – wyrywałam się z jego objęć. Nie dość, że prowadził po pijaku i gnał na złamanie karku, to jeszcze nie trzymał obu rąk na kierownicy.
– No pewnie, a nie uspokoiło?
– Nie! – wrzasnęłam. – W tej chwili się zatrzymaj! – zażądałam.
A gdy nie posłuchał, odpięłam pas i otworzyłam drzwi.
Chwycił mnie za bluzkę, jednocześnie hamując gwałtownie. Poleciałam do przodu, uderzając się boleśnie, ale nie zamknęłam drzwi. Gdy tylko samochód stanął, wyskoczyłam, odeszłam parę kroków i sięgnęłam po komórkę, by wezwać taksówkę.
Usłyszałam, że podjechał na wstecznym. Wyprzedził mnie, stanął, otworzył drzwi z mojej strony i powiedział, jakby nic się nie stało:
– Wsiadaj.
Nie raczyłam odpowiedzieć. Wolałam wrócić piechotą do domu niż znowu zaryzykować jazdę z nim. Mógł mnie zabić! Ból rozsadzał mój lewy bark, którym uderzyłam w schowek.
A jednak dałam mu jeszcze jedną szansę
Następnego dnia nie mogłam dojść do siebie. Zawiodłam się na Maćku. O tym mówiła Fiolka? Dlatego potrzebował zasadniczej dziewczyny? By go pilnowała? Sam niech się pilnuje! Jest dorosły. Szkoda, że okazał się idiotą. Był czarujący przez większość wieczoru, do momentu, w którym postanowił mi zaimponować swoją brawurą. Żeby zagrażał tylko sobie, mała strata, jednego kretyna na świecie mniej. Ale pijani kierowcy to śmierć na drodze! Niech sobie Maciek wygląda jak marzenie, niech usprawiedliwia swoją głupotę w dowolny sposób, nie miałam zamiaru mu wybaczyć.
Następnego dnia mój telefon mało nie eksplodował od wibracji. Wyświetlacz pokazywał stale to samo imię: Maciek. Skąd wziął numer? Pewnie od Fiolki. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Próbowałam czytać książkę, ale nie mogłam się skupić. Cholera, naprawdę mi się podobał! Musiałam zadurzyć się w niebezpiecznym debilu?
Z gniewnego transu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zdębiałam. Za progiem stał Maciek, przygnębiony, skruszony. W ręce trzymał kawałek papieru i nerwowo go miętosił.
– Podpisałem krucjatę.
– No i? – parsknęłam, choć ta rewelacja zrobiła na mnie wrażenie.
– Nie będę pił przez rok. – mówił dalej. – Niczego. Przysięgam. Ani piwa, ani wina, ani wódki. Ani ze szklanki, ani z kieliszka, ani z naparstka. Nie tknę nawet cukierków z alkoholem. Dotrzymam słowa!
– Powinno mnie to interesować? – siliłam się na obojętność.
– W sumie to nie, ale pomyślałem… Ten wieczór z tobą uświadomił mi, co już wiedziałam, choć nie potrafiłem się sam przed sobą do tego przyznać. Popełniam błędy mojego ojca. On… pił. I prowadził po pijaku. Teraz siedzi, zabił dwie osoby. A ja… robiłem dokładnie to, co on.
Spuścił wzrok, jakby wstydził się spojrzeć mi w oczy. Widziałam prawdziwą skruchę w jego zachowaniu, i tym mnie ujął.
Nie zapomniałam, ale dałam mu drugą szansę. Na razie się nie zawiodłam. Nie pije już trzy lata i nie zamierza. Zerwał również z kolegami od kieliszka. A ja? Jestem nareszcie szczęśliwa u boku faceta, który poważnie podchodzi do życia, choć trzeba go było uprzednio naprostować.
Czytaj także:
„Wiedziałam, że mąż lubi wypić już w chwili, gdy go poznałam. Wyszłam za niego, ponieważ obiecał mi, że się zmieni”
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”
„Przez alkoholizm męża nasz 13-letni syn też zaczął popijać. Przez lata wypierałam, że wódka w naszym domu jest problemem”