„Ludzka znieczulica nie mieści mi się w głowie. To przez nią dzisiaj nie ma już ze mną mojego taty”

Rodzice adopcyjni zwrócili mnie do domu dziecka fot. Adobe Stock, Kenstocker
„– Mieszka w tych starych popegeerowskich blokach. Razem z córką. Nieraz widziałam, jak prowadziła go do domu. Szkoda jej zdrowia. – No ale jest chyba przymrozek… – nie dawałam za wygraną. – Dobrze mu zrobi, jak trochę zmarznie – mruknęła Grażyna i biorąc swój kubek z kawą, poszła do pokoju, dając mi do zrozumienia, że zakończyła temat”.
/ 12.06.2023 10:30
Rodzice adopcyjni zwrócili mnie do domu dziecka fot. Adobe Stock, Kenstocker

– Pijesz białą czy czarną? – spytałam z kuchni, a Grażyna odkrzyknęła, że woli białą.

Zalałam kawę wodą i podeszłam do lodówki po mleko. Grażyna była moją dobrą koleżanką. Chodziłyśmy razem do podstawówki, a kilka lat temu zamieszkałyśmy na tym samym osiedlu na obrzeżach miasta. Wprawdzie na dwóch jego krańcach, ale i tak miałyśmy do siebie blisko i dość często się odwiedzałyśmy. Zwłaszcza teraz, kiedy obie nie pracowałyśmy. Ja miałam urlop macierzyński, Grażyna była w ciąży. Odruchowo spojrzałam w okno i zamarłam. Przez moment przyglądałam się temu, co widzę, by nabrać pewności, że się nie mylę. Potem przywołałam koleżankę.

– Grażka, chodź na chwilę!

Przybiegła, zwabiona moim krzykiem

– Zobacz, jakiś człowiek się tam zatacza! Już przez moment go obserwuję i cały czas to samo. Co wstaje, to się przewraca.

– Aaaaa, ten – machnęła ręką Grażyna. – Mijałam go już, jak wychodziłam z domu. Nieźle się załatwił.

– Ale jak to? – zdziwiłam się. – I mówisz to tak spokojnie? Może trzeba mu pomóc? Przecież od twojego domu jest tu jakieś siedem, osiem minut i to wolnym krokiem. Ty siedzisz tu już dobry kwadrans… On tak długo pokonywał ten dystans?

– Mariola, proszę cię! – żachnęła się Grażyna – przecież widzisz, że jest pijany jak bela! W koszyku pełno butelek piwa, pewnie już teraz wszystkie potłukł. Śmierdziało od niego na kilometr wódą.

– Jest dopiero jedenasta…

– No właśnie! Kto normalny o tej porze jest pijany w sztok?

– Znasz go?

– Nie, ale kojarzę go z wyglądu. Mieszka w tych starych popegeerowskich blokach. Razem z córką. Nieraz widziałam, jak prowadziła go do domu. Szkoda jej zdrowia. 

– No ale jest chyba przymrozek… – nie dawałam za wygraną.

Dobrze mu zrobi, jak trochę zmarznie – mruknęła Grażyna i biorąc swój kubek z kawą, poszła do pokoju, dając mi do zrozumienia, że zakończyła temat.

Poszłam za nią, ale rozmowa nam się nie kleiła.

To ja byłam jakaś nieobecna

Nie mogłam się skupić na niczym, cały czas myślałam o tym mężczyźnie za oknem. I jak żywe wróciły do mnie obrazy sprzed blisko dwunastu lat…

– Co się stało, że jesteś taka rozkojarzona? Mała się budziła w nocy czy Darek nie dał ci pospać? – puściła mi oczko.

Grażyna, czy ty mogłabyś zostać chwilę z Amelką? Będzie spać jeszcze z godzinkę, powinnam w tym czasie wrócić.

– Dobrze, ale co się stało? Zaczynam się o ciebie martwić, Mariola!

– Powiem ci wszystko, jak wrócę. Teraz naprawdę nie mam czasu.

Szybko chwyciłam kurtkę, kluczyki od samochodu i pognałam do garażu. Naprawdę było zimno, naciągnęłam nawet na głowę kaptur. Ledwie wyjechałam na ulicę, zobaczyłam go. Był dosłownie kilka metrów za naszą bramą. W tym tempie do domu wracałby do nocy!

– Halo, dzień dobry. Słyszy mnie pan? – spytałam, parkując na poboczu.

Podniósł na mnie nieprzytomny wzrok i coś wybełkotał.

Pomogę panu, odwiozę pana do domu, dobrze? Rozumie pan, co mówię?

Kiwnął nieznacznie głową i zatoczył się. Upadł na ziemię. Zauważyłam, że musiał się nieźle poobijać. Chwyciłam jego rower i zaczęłam prowadzić w stronę swojego podwórza. Pomyślał chyba, że chcę go ukraść, bo próbował się podnieść i bełkotał, że to jego. Uspokoiłam go, że wiem i że nie jestem złodziejem.

– Odbierze go pan później albo kogoś po niego przyśle. Proszę się nie martwić.

Potem z trudem pomogłam mu wstać i usiąść w samochodzie. Przeraziła mnie ludzka znieczulica. Minęło nas kilka samochodów, ale nikt nie zatrzymał się, by nam pomóc. Czy wtedy też tak było…? Podjechaliśmy pod blok. Stała przed nim jakaś starsza kobieta.

– Dzień dobry, kojarzy pani może tego mężczyznę? Wie pan, gdzie on mieszka? – spytałam, wskazując mojego pasażera, który zdążył już zasnąć.

A co mam nie wiedzieć? To Kaziu! Pijany? Pewnie coś nawywijał? Dobry chłop, ale jak pociągnie za kieliszek, to już koniec. Biedna ta Maryla, trzy światy z nim ma! Odkąd tylko sami zostali, to ciągle coś. Mówię pani… – zorientowałam się, że jeśli nie przerwę tej kobiecie, to zaraz usłyszę całą historię tej rodziny.

Niestety nie miałam na to czasu, dlatego poprosiłam, by podała mi numer jego mieszkania. Kobieta była na tyle uprzejma, że zaprowadziła mnie pod same drzwi.

– No witaj, Maryla. Gościa ci prowadzę. Ojciec pijany, ta pani go przywiozła.

– Bardzo dziękuję za pomoc, dalej poradzimy już sobie same – delikatnie dałam jej do zrozumienia, że ma sobie już pójść.

Nie była zadowolona

No cóż, pewnie odebrałam jej szansę na poznanie najnowszych plotek z pierwszej ręki. Miałaby co opowiadać wszystkim sąsiadkom i koleżankom przez najbliższe dni. Kiedy kobieta zniknęła na schodach, zwróciłam się do pani.

– Dzień dobry. Przepraszam, że tak nachodzę, ale… Pani tato chyba wypił trochę za dużo, a może coś mu zaszkodziło… Widziałam, że nie potrafi ujść, miał problemy z utrzymaniem równowagi, chyba trochę się poobijał… Na pewno ma ranę na czole, ale moim zdaniem nie wymaga szycia. Jedynie opatrunku. A taki mróz dziś na dworze, że postanowiłam go podwieźć. Mógłby zamarznąć – powiedziałam.

Oszczędziłam jej wszystkich szczegółów, powiedziałam tylko, że jej ojciec źle się czuł, że rower zostawił u mnie, a teraz niestety zasnął w moim samochodzie i sama nie dam rady go przyprowadzić. Pani Maria zawołała jakiegoś sąsiada i wspólnymi siłami doprowadziliśmy jej ojca do mieszkania.

– Jak mam pani dziękować? To kłopot taki… Może za paliwo zwrócę? – spytała, sięgając do torebki.

– To zaledwie dwa, góra trzy kilometry. Zaraz podam pani adres, żeby wiedziała pani, skąd odebrać rower.

Pospiesznie zapisałam adres i zaczęłam się zbierać. Nie chciałam nadużywać dobrego serca Grażyny. Kiedy wróciłam, musiała się już zbierać, więc nie musiałam zdawać jej relacji z tego, gdzie i po co byłam. A w tamtej chwili nie miałam na to ani siły, ani ochoty…

– Ale następnym razem masz mi wszystko wytłumaczyć – dodała, nim poszła.

Wieczorem rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam. Na progu stała pani Maria i jakiś mężczyzna, domyśliłam się, że pewnie jej mąż. Podała mi czekoladki i kwiaty, zaczęła kolejny raz dziękować.

– Wie pani, tata nie jest złym człowiekiem. Dużo nam pomaga, gospodarki dogląda. Ale odkąd nie ma mamy, często rozpacza... Później znów się ogarnia i czasem przez kilka tygodni, a nawet miesięcy, jest spokój. Aż do kolejnego razu…

Zaczęłam ją zapewniać, że nie musi się przede mną tłumaczyć. To, że ojciec pije, nie jest jej winą.

– Naprawdę, niewiele osób postąpiłoby na pani miejscu tak samo – powiedziała. – Gdyby nie pani, nie wiadomo, jak długo tłukłby się po ulicy, albo jeszcze, nie daj Boże, wpadł pod samochód! Albo nabawił się zapalenia płuc na tym mrozie…

Nie powiedziałam już nic, tylko po raz kolejny otarłam łzę. A po ich wyjściu rozpłakałam się na całego. Zdjęłam z regału album ze zdjęciami i zaczęłam je przeglądać.

– Dlaczego ty nie spotkałeś kogoś, kto by ci pomógł? – spytałam, patrząc na zdjęcie taty.

Obejmował mamę, a na kolanach trzymał mnie.

Uśmiechał się…

Tak, pomogłam temu człowiekowi, nie wahałam się ani chwili. Może gdyby wiele lat temu ktoś pomógł mojemu ojcu, wciąż byłby z nami. Tata nie był alkoholikiem. Rzadko pił. Tego dnia zwolnili go z pracy. Podejrzewam, że to dlatego postanowił wejść do baru. Zasiedział się, wypił zdecydowanie za dużo. Barman mówił później, że faktycznie ledwie trzymał się na nogach, ale zapewniał, że mieszka w pobliżu i da sobie radę. Do dziś nie mam pojęcia, dlaczego szedł przez park. To przecież było w zupełnie innym kierunku! Stracił orientację? Wraz z mamą i bratem szaleliśmy z niepokoju, panował straszliwy mróz. Żaden z kolegów taty nie miał pojęcia, gdzie może być. Szukaliśmy go, ale żadne z nas nie pomyślało, by iść do parku… Znaleźli go nad ranem. Już nie żył. Do dziś zastanawiam się, czy nikt go wtedy nie mijał? Nie zainteresował się człowiekiem leżącym zimą na ziemi? Nie spytał, czy nie potrzebuje pomocy?

Pewnie każdy, kto go mijał, uważał, że to facet, któremu nie warto pomagać. Jak Grażyna i wiele innych osób. Czy gdyby wtedy ktoś się zainteresował moim tatą, on nadal by żył? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że gdybym dziś nie pomogła temu człowiekowi, nie mogłabym spokojnie spać. Musiałam to zrobić. I mam nadzieję, że każdy, kto to przeczyta i kiedykolwiek będzie w podobnej sytuacji, również nie pozostanie obojętny.

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA