„Ludzie myślą, że stewardessa ma życie jak w bajce. A ja biegam po lotniskach, sprzątam i znoszę klepanie po tyłku”

niezadowolona stewardessa fot. Adobe Stock, nelen.ru
„Pasażerowie z klasy biznesowej są najgorsi. Komentują na głos moją figurę i moje nogi. Wydaje im się, że są panami świata i wszystko im wolno”.
/ 24.02.2022 07:33
niezadowolona stewardessa fot. Adobe Stock, nelen.ru

Wreszcie mam wolne i mogę się wyspać. Tylko co zrobić, żeby zasnąć. Już drugą godzinę leżę w łóżku i usiłuję pozbyć się kotłujących w głowie myśli. „Wycisz się, policz do stu, pomyśl o czymś przyjemnym” – powtarzam sobie zalecenia specjalistów. Sratatata! Ciekawe, czy oni by się wyciszyli i potrafili zapomnieć o problemach, gdyby ich życie wyglądało tak, jak moje?! Wszyscy mają do mnie pretensje, a nikt nie stara się zrozumieć.

Jestem stewardesą. Fajnie? Wiele osób mi zazdrości. Tylko gdy mówię, jak to wygląda naprawdę, gdy opowiadam, że to nie bajka, nie wierzą.

– Bo ciebie to nie można zadowolić – orzekła moja przyjaciółka, Edyta, gdy wzruszeniem ramion skwitowałam jej zachwyty nad moim lotem do Paryża. – Ja codziennie rano wstaję, idę do roboty, wracam… Codziennie ci sami ludzie, to samo biurko, podobne papiery. A ty? Kilka razy w miesiącu możesz być w różnych miejscach. Ciągle coś się dzieje, zmienia. Możesz zwiedzać świat!

– Tak, lotniska – parsknęłam śmiechem. – Ty myślisz, że ile mamy czasu po wylądowaniu? Że mogę sobie swobodnie iść i biegać po sklepach? Często jest tak, że przylatujemy, a za parę godzin wracamy!

– Ale jak byłaś w Hiszpanii, to zwiedzałaś… – Edyta nie dawała za wygraną.

– Tak, wypuścili nas z hotelu na dwie godziny – znowu wzruszyłam ramionami. – Ale się nazwiedzałam!

– Oj, bo ty to malkontentka jesteś. Nie doceniasz tego, co masz. Nigdy nie doceniałaś.

Wiem, do czego piła. Do Mirka, z którym się rozstałam dwa lata temu, i Edyta zupełnie nie mogła zrozumieć dlaczego. Był fantastyczny – opiekuńczy, ciepły, rodzinny. Tak, był. Ale miał jedną wadę – nie mógł przyzwyczaić się do mojej pracy. A ta jest naprawdę bardzo wymagająca.

I nawet nie miałam pretensji, kiedy pewnego dnia, podczas kolacji, Mirek powiedział, że nie umie tak żyć, nie wyobraża sobie dalej naszego związku. On chciał stabilizacji – rodziny, dzieci, obiadów. A ja byłam ciągle w rozjazdach. W dodatku nigdy nie wiedziałam, kiedy i gdzie polecę. Bo dziewczyny chorowały, a załoga musiała być przecież w komplecie.

Zresztą, nawet jak byłam w domu, to często nie nadawałam się do życia. Głównie spałam. Wiecie, co to jest strefa czasowa? W ciągu miesiąca zmieniałam je kilka razy! Po powrocie noc stawała się dla mnie dniem, wieczory uciekały. Myślałam, że się do tego przyzwyczaję, ale nie. Organizm nie jest w stanie funkcjonować w takim rozbiciu. Musiałam odespać. Więc albo mnie nie było, albo byłam i spałam. Nic dziwnego, że odszedł.

I chyba dobrze, bo nawet specjalnie nie płakałam po rozstaniu. Ba – do głowy mi nie przyszło, by zmienić pracę, żeby ratować ten związek. Chyba po prostu go nie kochałam. Byłam z nim, bo tak było mi wygodnie. Miło było mieć w domu faceta, który czekał.

Bogaczom słoma z butów wyłazi

Minęły dwa lata, a ja nadal jestem sama. W tym też nie ma nic dziwnego. Kiedy niby miałabym szukać faceta? Edyta po moim rozstaniu z Mirkiem najpierw miała pretensje, że go nie zatrzymywałam, a potem wyrzekała, że powinnam sobie kogoś znaleźć.

– Obsługujesz klasę biznes, to mogłabyś się zakręcić i poderwać tam jakiegoś – oznajmiła odkrywczo pewnego dnia. – Słuchaj, to jest naprawdę dobry pomysł. Skoro latają w tej klasie, to kasy im nie brakuje. Zastanów się – bogaty, ustawiony, mogłabyś w cholerę rzucić tę robotę. No i miałabyś domek, wakacje spędzałabyś w Turcji czy Grecji. Może byś mnie ze sobą kiedyś zabrała? – rozmarzyła się przyjaciółka.

– Nie dziel skóry na niedźwiedziu – ściągnęłam ją z obłoków. – Po pierwsze, to nie zapominaj, że ja tam jestem w pracy, a nie na randce. A po drugie, to ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, jakie typy latają tą klasą. Im więcej kasy, tym większe chamstwo.

– Cóż, bogatym wiele się wybacza.

– Ja nie – stwierdziłam stanowczo.

– E, bo ty właśnie taka jesteś – Edyta wzruszyła ramionami. – Nie umiesz łapać okazji. Najmłodsza nie jesteś, zobaczysz, wreszcie zostaniesz sama na stare lata. A ty tylko wybrzydzasz.

Nie dyskutowałam z nią, bo i po co? Nie wiedziała, jak naprawdę wygląda moja praca na pokładzie. Kiedy opowiadałam jej prawdę, nie wierzyła. Ale czy można jej się dziwić? Sama pewnie też bym nie wierzyła, gdyby mi ktoś mówił takie rzeczy. Bo czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić, jak zachowują się poważni prezesi korporacji, gdy wracają ze spotkania służbowego? Panowie w garniturach, a słoma z butów wyłazi!

Już pomijam, że ciągle próbują mnie łapać za pośladki i komentują na głos moją figurę i moje nogi. Wydaje im się, że są panami świata i wszyscy powinni być na ich usługi. Nie wiem, być może ich sekretarki są przyzwyczajone do takiego zachowania. Albo może nawet godzą się na to? Ja się nie przyzwyczaiłam i nie przyzwyczaję nigdy.

To prawda, że mundurki stewardes podkreślają figurę. Ale czy to upoważnia kogokolwiek do pchania się z łapami? Do niewybrednych komentarzy? A w dodatku ja muszę się uśmiechać i co najwyżej mogę kulturalnie informować, że to mi nie odpowiada. Najchętniej walnęłabym takiego jednego z drugim w mordę, ale to oznacza natychmiastową utratę pracy. I kto wie – może jeszcze jakiś proces?

Ich stać na adwokata i fałszowanie dowodów, mnie nie. Tak poleciała moja kumpela – spoliczkowała kiedyś jednego z prezesów. Wymówienie dostała od razu, a po miesiącu – wezwanie na przesłuchanie o „naruszenie prywatności cielesnej”. I ten cham miał dowody, świadków… Za pieniądze przecież wszystko można kupić.

Schrzanił jej życie tylko dlatego, że jego duma została naruszona. Ale kiedy klepał ją po pośladkach, to gdzie była ta jego duma? Tyle że oczywiście ten fakt w sądzie już nie wypłynął!

Ale Edyty to nie przekonało.

– E, jakiś jeden się trafił, a ty to rozdmuchujesz – wzruszyła ramionami. – Nie wierzę, że wszyscy są tacy, porządni też pewnie się trafiają.

Niektórzy ludzie są obleśni

Pewnie tak, ale rzadko! Zresztą, tak naprawdę takie przypadki wcale nie są najgorsze. Bywają pasażerowie, którzy są wręcz obrzydliwi. Czasem to aż niedobrze mi się robi, gdy na nich patrzę. Ostatnio opowiadałam mojej mamie, co tam się dzieje, bo poprosiła mnie o pomoc przy ciotce, która po wypadku jest sparaliżowana i wszystko trzeba przy niej robić.

– Mamo, ale ja naprawdę nie dam rady – próbowałam tłumaczyć.

– Przecież pracuję, ciągle mnie nie ma. Nie możesz poprosić Magdy?

Magda to moja rodzona siostra. Nie pracuje, utrzymuje ją mąż. Moja siostrunia całe dnie spędza przed lustrem lub na zakupach.

– Oj, przecież wiesz, jaka jest Magda – żachnęła się mama na moją propozycję. – Delikatna, elegancka… Jak sobie wyobrażasz, że pomaga mi myć ciotkę? Albo zmienia jej pieluchę?

– Mamo, ja naprawdę nie dam rady – broniłam się. – Po pierwsze czas, a po drugie… Ja ciągle mam do czynienia z czymś obrzydliwym. Pasażerowie smarkają w obicia foteli, brudzą w łazienkach… Już nie mówiąc o tym, że co trzeci wsiada do samolotu na kacu i oczywiście po starcie nie wytrzymuje… A ja to muszę sprzątać.

– No to jesteś przyzwyczajona – mama nie widziała problemu.

I obraziła się na mnie, gdy stwierdziłam, że jednak jej nie pomogę. Bo naprawdę nie dałabym rady. Po locie mam dość tych wszystkich obrzydliwości. Na samą myśl, że miałabym jeszcze robić przy ciotce, zrobiło mi się niedobrze.

Mam mało czasu dla siebie i nawet nie mam kiedy odreagować tego, co dzieje się w samolocie. A przecież muszę kiedyś odpocząć od tych skacowanych brudasów i od chamskich zboczeńców. Ostatnio jeden z pasażerów obcinał sobie w samolocie paznokcie u stóp. Wyobrażacie sobie? Ludzie naprawdę nie mają żadnych zahamowań!

Niestety, moja rodzina mnie nie rozumie. Mama uważa, że się wykręcam, siostra ma pretensje, że to na nią wszystko spadło. Nawet Edyta sądzi, że przesadzam. Kiedyś powiedziała:

– No to czemu nie rzucisz tej roboty? Skoro tak cię to męczy?

Dlaczego? Sama nie wiem. W sumie lubię swoją pracę, choć jest ciężka, zresztą teraz trudno by mi było znaleźć inną. A narzekam nie dlatego, że nie chcę tam pracować. Ja tylko chcę, żeby bliscy mnie zrozumieli. I żeby nie planowali mi czasu, nie szukali narzeczonych, nie zmuszali do roboty, do której nie jestem stworzona. Zawsze chciałam być stewardesą, a nie pielęgniarką. Czy to tak trudno zrozumieć?

Czytaj także:
„Po śmierci mamy ojciec miał drugą żonę. Nie akceptowałam jej, a on nie chciał być sam, bo na dzieci nie mógł liczyć”
„Ciotka zatruwała nam życie. Wszyscy żyli pod jej dyktando. W końcu znalazłam na nią sposób”
„Nigdy nie wierzyłam w horoskopy, lecz ten jeden sprawdził się i odmienił zupełnie moje życie”

Redakcja poleca

REKLAMA