Mam na imię Witold, 32 lata i pracuję jako kierownik zmiany w drukarni. Na co dzień jestem szefem około dwudziestu ludzi, głównie facetów. Całkiem nieźle nam się współpracuje, ale wolę nie myśleć, co by było, gdyby się dowiedzieli, że ich kierownik drży przed własną żoną. To przecież straszny obciach! Nawet mój najlepszy kumpel tego nie wie.
Nigdy nie dawała sobie w kaszę dmuchać
Kocham Małgosię. Jest mądra, zaradna i bardzo dzielna (pracuje w urzędzie miasta i równocześnie robi licencjat z zarządzania), a na dodatek śliczna. Kiedy idziemy gdzieś razem, pękam z dumy. Poza tym dobrze gotuje, dba o mnie, lubi seks. Co jeszcze? Porządek lubi. W domu wszystko ma chodzić jak w zegarku. Łącznie ze mną.
Znamy się ponad cztery lata, ślub wzięliśmy rok po pierwszej randce. Od początku wiedziałem, że ma dziewczyna charakterek; nigdy nie dawała sobie w kaszę dmuchać. To było nawet zabawne, tak się jej poddać, robić to, co chciała. Rano biegałem po bułeczki, jak kazała, i pranie robiłem, i odkurzałem mieszkanie (wszystkiego 28 metrów, żaden wysiłek).
Gdy poprosiła, woziłem jej mamę po lekarzach i dzieci siostry do dentysty… Starałem się, naiwnie myśląc, że to taki sprawdzian przedślubny, że potem mi trochę odpuści. W końcu ja też pracuję, i to często po 12 godzin na dobę! Pomyliłem się. Nie tylko mi nie odpuściła, ale coraz mocniej dokręca śrubę. Czasem czuję się, jakbym startował w konkursie do tytułu Męża Roku! Wciąż się staram. Żeby Gosia czasem to doceniała! Ale nie, a jak coś nie tak, zaraz wrzeszczy. Nigdy nie wiem, za co mi się oberwie.
Cokolwiek się złego wydarzy, to zawsze moja wina
Weźmy pierwszy przykład z brzegu. Przychodzę z roboty, dochodzi 18.00 Zrozumiałe, że pierwsze, co robię, jak wchodzę do domu, to uwalam się na kanapie. Pilot, zimne piwko i chwila relaksu to jest to, czego mi najbardziej w takiej chwili potrzeba. Jak każdemu facetowi. Pół godziny później wchodzi Gosia. Zrywam się, wyrzucam pustą puszkę, grzecznie pytam, jak minął dzień.
– Super – odpowiada i już wiem, że humorek znowu niespecjalny. Zdejmuje płaszcz i zamiast usiąść, odetchnąć chwilę, od razu idzie do kuchni. Kobiety w ogóle nie potrafią się relaksować! Pytam, w czym jej pomóc.
– Oj, nie trzeba, odpocznij sobie, kochanie – słyszę w odpowiedzi. No to z powrotem padam na kanapę i przełączam kanał, marząc o pysznym obiadku. Po jakimś czasie muszę podkręcić dźwięk w telewizorze, bo Gosia tak wali garami, że wszystko zagłusza. Nagle słyszę siarczyste przekleństwo i zaraz potem odgłos tłuczonego talerza… Wpadam do kuchni jak burza, a tam Gosia, czerwona na twarzy, wyjmuje talerze ze zlewu i trzaska nimi o podłogę.
– Nienawidzę tej klity! – krzyczy i buch. – Ciasno tu, niczego nie mogę znaleźć!
– Zwariowałaś? – pytam i w tej samej chwili wiem, że to był błąd. Gosia odstawia na bok talerz, pochodzi do mnie i powoli cedzi słowa: – Tak, zwariowałam. Każdy by zwariował, gdyby codziennie po powrocie z pracy zastawał w domu taki burdel.
– Przecież w niedzielę było odkurzane.
– Było, było! A dzisiaj jest środa! – wrzeszczy moja żona. – Na podłodze syf, w sypialni walają się twoje ciuchy, zlew pełen brudnych garów! I tak dalej, i tak dalej...Kończy się zawsze tak samo. Gosia zaczyna płakać, ja ją przepraszam, potem razem smażymy schabowe i jest dobrze. Aż do następnego jej wybuchu.
Ostatnio gdzieś o piątej nad ranem wyrwał mnie ze snu wrzask dochodzący od strony toalety:
– Cholera!!! Czy ty nigdy nie nauczysz się opuszczać tej pieprzonej deski?! No kurczę, zdarzyło się, zapomniałem.
W którąś sobotę z kolei zepsuła się pralka. Gosia wstawiła akurat pranie.
– Czy w tym domu nic nie może działaś jak należy?! – krzyknęła.
– Kochanie, ta pralka ma dwanaście lat, jeszcze moja mama w niej prała.
– No właśnie! A tyle razy prosiłam, kupmy nową. I co? Guzik! Cokolwiek się złego wydarzy, to zawsze moja wina. Że nie stać nas na większe mieszkanie. Ani na nowy samochód. Że pękła uszczelka w toalecie („Jesteś mężczyzną, mogłeś to przewidzieć!”), a nawet, że mleko wykipiało („Wiedziałeś, że wieszam pranie, nie mogłeś spojrzeć?”).
Każdy drobiazg urasta w oczach Gosi do rangi kataklizmu. A mnie się dostaje. Nie rozumiem, dlaczego nie może po prostu wyluzować. Przecież życie jest za krótkie, żeby tak wszystkim się przejmować.
Czytaj także:
„Najdroższa Janinka odeszła dzień przed ślubem. Zostawiła po sobie uśmiech i piękny pierścionek”
„Z siostrą pokłóciłyśmy się o spadek. I nigdy nie zdążyłyśmy pogodzić. Zginęła w wypadku, a ja nie przestanę żałować”
„Zbyszek ciągle traktował mnie jak nagrodę pocieszenia. Tęsknił za zmarłą żoną, a ja w duchu cierpiałam”