„Liczyłam, że mój syn znajdzie porządnych kolegów w >>dobrej dzielnicy<<. Akurat! To rozpuszczone pieniędzmi zbiry”

Nasz syn był uzależniony od internetu fot. Adobe Stock, New Africa
„Ale łomotanie stało się jeszcze bardziej natarczywe. Otwieram, a tam stoi jakiś wielki facet i trzyma moje zapłakane dziecko za kark. – Paniusia sobie tu kącik piękności urządza, zamiast tego małego kryminalisty pilnować?! – ryknął. – Proszę natychmiast puścić mojego syna! – pociągnęłam Bartka do siebie i przytuliłam mocno”.
/ 25.02.2023 15:15
Nasz syn był uzależniony od internetu fot. Adobe Stock, New Africa

Trochę się martwiłam, co to będzie, gdy po przeprowadzce nasz jedynak zacznie naukę w nowej szkole. Przez trzy lata w poprzedniej zdążył już się trochę zadomowić, miał kolegów…

– Chyba żartujesz, Olu – dla mojego męża jak zwykle szklanka była w połowie pełna. – Też masz czego żałować! Tych łobuzów z poprzedniej szkoły, które zawsze ciągały chłopaka do swoich wybryków?

– Myślisz, że tutaj dzieci są spokojniejsze? – spytałam z nadzieją.

– To jest osiedle dla ludzi, którzy odnieśli sukces zawodowy, a nie stare kamienice, gdzie gnieździła się biedota – Janusz wzruszył ramionami. – Wierzę, że człowiek z ambicjami potrafi zaszczepić je swojemu potomstwu! – dodał.

Może i racja?

Nowa szkoła też wyglądała solidnie i z tego, czego się dowiedziałam, wynikało, że miała niezły personel, pedagoga z prawdziwego zdarzenia i dobrze wyposażone pracownie. Pomyślałam, że jeżeli tylko Bartek znajdzie nowych, tym razem porządnych, przyjaciół, wszystko powinno się ułożyć! Wprowadziliśmy się zaraz po powrocie z wczasów, czyli w połowie lipca. Mały był w tym czasie u rodziców – dla dzieciaka to żadna frajda takie tachanie i ustawianie mebli, podłączanie instalacji… Uznaliśmy, że lepiej będzie go przywieźć już na gotowe, raz, bo nie będzie przeszkadzał, a dwa, na pewno bardziej ucieszy się, gdy zobaczy swój pierwszy w życiu samodzielny pokój, i to kompletnie urządzony. Wszystko mu się podobało, ale najbardziej się ucieszył, gdy się okazało, że piętro niżej mieszka jego rówieśnik.

Po ostatnich doświadczeniach wolałam wiedzieć, z kim syn się będzie zadawał, i pozwoliłam Bartkowi zaprosić kolegę. Kupiłam ciastka i sok, potem chłopcy zaczęli biegać po domu, więc im udostępniłam komputer z grami, żeby nie rozrabiali. Po dwóch godzinach malec podziękował i odmeldował się. A jednak Janusz miał rację, najwyraźniej zmieniliśmy środowisko na bardziej cywilizowane. Już się cieszyłam, że Bartek tak dobrze sobie radzi, planowałam, jak to będą razem chodzić z Kamilem do tej samej klasy, siedzieć w jednej ławce, ale, jak to mówią, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, no i nie wszystko złoto, co się świeci. W ostatnią lipcową sobotę była piękna pogoda i chłopcy wyszli się bawić na podwórko. Po pół godzinie synek wrócił, ale tylko na chwilę, bo chciał się napić i zabrać jakąś zabawkę. Byłam akurat w łazience, więc tylko zapytałam, czy wszystko w porządku, krzyknął, że super, i tyle go widziałam.

Po jakiejś godzinie usłyszałam pukanie do drzwi

Cholera, zdążyłam przekląć w myślach, bo właśnie robiłam się na piękną i miałam na twarzy maseczkę. Może by nie otwierać? Ale łomotanie stało się jeszcze bardziej natarczywe, więc pobiegłam do przedpokoju. Otwieram, a tam stoi jakiś wielki facet i trzyma moje zapłakane dziecko za kark.

– Paniusia sobie tu kącik piękności urządza, zamiast tego małego kryminalisty pilnować?! – ryknął.

– Proszę natychmiast puścić mojego syna! – pociągnęłam Bartka do siebie i przytuliłam mocno.

– On mi dał klaaapaaa – rozbeczał się mały żałośnie. – Ten pan zbił mnie, mamusiu!

Mało mnie krew w tym momencie nie zalała… Miało nie być patologii, a tu jakieś bydlę oprawia mi syna? O, nie, odpowiesz mi za to, facet, i to na posterunku. Lepiej od razu pokazać, że nie ma przelewek – niech sąsiedzi nabiorą respektu!

– Niech mnie paniusia policją nie straszy, bo mogę iść pierwszy, a mam z czym – facet sięgnął na schody i pokazał mi… wiatrówkę Janusza!

– Kamil mnie namówił, mamusiu – zawył przerażony Bartek. – Powiedział, że jak nie przyniosę, to nie będzie moim kolegą!

Do kaczek też ci kazał strzelać? Tchórz! – wrzasnął facet.

Łaska boska, że nikogo nie trafił! Nie wiedziałam, co robić, prawdę mówiąc, sama się trochę sąsiada bałam, bo kto normalny wyzywa dziewięciolatka od tchórzy? Może to jakiś miejscowy zbir? Poradziłam, żebyśmy zapomnieli o sprawie, ostatecznie nic wielkiego się nie stało, prawda? Wiadomo, dzieciaki zawsze coś wymodzą, najważniejsze, że nikt nie ucierpiał.

Mam nadzieję, że mąż ma więcej oleju w głowie niż pani – nadął się facet i sięgnął do kieszeni, by po chwili wyjąć z portfela wizytówkę. – Tu jest mój telefon i adres, niech mąż sam się zgłosi po tę wiatrówkę – oznajmił i już chciał odejść.

– Ejże! Nie może pan zabierać cudzej własności! – wrzasnęłam za nim.

– Ja ją tylko zabezpieczam, zanim coś złego się stanie! – prychnął.

No nic, na razie musiałam uspokoić spazmującego syna

Gdy już przestał rozpaczać, Bartek wszystko mi opowiedział. Ten cały Kamil nie chciał się z nim bawić, jeśli nie przyniesie wiatrówki, którą widział, będąc u nas w gościnie. Tak długo biednego chłopca dręczył, aż ten przyszedł do domu i zabrał broń. A do kaczek strzelili raz i spudłowali.

Pójdę do matki Kamila i się z nią rozmówię – zdecydowałam. – Strzelaliście razem, to dlaczego tylko ty masz ponosić konsekwencje?

– Nie razem – znów rozpłakał się Bartek. – Tylko ja, bo się bałem, że on tacie strzelbę zepsuje.

„Tyle dobrego chociaż, że dzieciak ma jakiś szacunek do własności i pilnuje swojego!” – pomyślałam.

Powiedziałam synkowi, żeby się już nie martwił, bo przecież ojciec wszystko załatwi, a na otarcie łez wyjęłam lody z zamrażarki. Najwyraźniej przeprowadzka nie rozwiązała naszych problemów, dzielnica dobra czy nie, ale zawsze jakiś zły duch się znajdzie… Taki Kamilek, patrzcie no, a wydawało się: grzeczniutki jak aniołek! Martwię się i sama nie wiem – może powinniśmy zapisać Bartka na jakąś terapię, żeby nauczyć go asertywności? Przez tę swoją łatwowierność może sobie w końcu narobić prawdziwych kłopotów! 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA