„Liczyłam na nową miłość lub chociaż flirt z cudzoziemcem, a tu co? Mogłam najwyżej poznać sprzedawcę ryb”

młoda dziewczyna nad jeziorem fot. Adobe Stock, ln_a
„Musiałam odłożyć swoje plany podbojów i przystać na propozycję przyjaciółek spędzenia urlopu na Mazurach”.
/ 14.08.2023 14:00
młoda dziewczyna nad jeziorem fot. Adobe Stock, ln_a

Nigdy bym nie przypuszczała, że wakacje nad polskimi jeziorami mogą zmienić moje życie. Marzyłam o podróży po skąpanej w słońcu południowej Europie i wieczorach w ramionach przystojnego Włocha lub ognistego Hiszpana. To miał być mój czas, w końcu po latach wahania zdobyłam się na rozstanie z Arturem, skończyłam 30 lat i chciałam zacząć życie od nowa.

Musiałam jednak odłożyć swoje plany podbojów i przystać na propozycję przyjaciółek spędzenia urlopu na Mazurach. Mimo że najbardziej na świecie nienawidzę zimnej wody, komarów i szant w wykonaniu farbowanych wilków morskich... Nie muszę dodawać, że przez cały nasz pobyt lało jak z cebra. Mogłam więc wybierać między mżawką, kapuśniaczkiem a ulewami i burzami.

Zaczynam swoje nowe życie

Liczyłam na nową miłość lub chociaż flirt z cudzoziemcem, a tutaj mogłam najwyżej poznać sprzedawcę ryb.

Irytowały mnie nawet moje kochane przyjaciółki. Tego popołudnia miałam ich tak dość, że kazałam im iść w diabły. Wyszły więc do pobliskiego pubu, a ja zaczęłam zastanawiać się nad powrotem do domu. I pewnie zaczęłabym się pakować, gdybym nie znalazła kamery Izki. Wzięła ją, żeby nakręcić nasz wspólny wyjazd „jak za dawnych lat”. Nagle wpadłam na szatański pomysł. Nakręcę film z deszczem i moimi przyjaciółkami w rolach głównych! Włożyłam kurtkę przeciwdeszczową, wzułam kalosze, chwyciłam kamerę i pobiegłam do restauracji.

Niestety, lało tak mocno, że musiałam się schować w bramie. Od miejsca, gdzie bawiły się Izka i Grażynka, dzieliło mnie zaledwie kilkanaście kroków. Postanowiłam włączyć kamerę. Ale to okazało się trudniejsze, niż myślałam. Pierwszy raz w życiu miałam w rękach coś takiego. Zdenerwowana przyciskałam guziki, kiedy usłyszałam pisk opon. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak pod barem zatrzymuje się furgonetka, z której wyskakuje trzech mężczyzn w kominiarkach. Wszystko działo się jak w sensacyjnym filmie. Mężczyźni w ułamku sekundy znaleźli się wewnątrz, skąd dobiegły mnie odgłosy płaczu, pisku, tłuczonego szkła i huk wystrzału. Napastnicy wybiegli z budynku, wskoczyli do auta i zniknęli za rogiem. Za nimi wypadł właściciel. Na nic zdały się jego krzyki, po mężczyznach nie było już śladu.

Z restauracji wychodzili przerażeni ludzie

W tłumie zobaczyłam moje przyjaciółki kurczowo ściskające się za ręce. Tak się ucieszyłam, że dziewczyny wyszły z tego całe i zdrowe, że zapomniałam o kamerze, którą przez cały czas ściskałam w ręce. Dopiero gdy przyjechali policjanci i zaczęli z nami rozmawiać, przypomniałam sobie o sprzęcie Izy. – Wzięłaś ją?! – zdziwiła się. – Kurczę, wyładowałaś prawie całą baterię! Coś ty nią nagrywała? – zapytała i od razu zamilkła.

Wymieniłyśmy znaczące spojrzenia. Iza bez słowa puściła nagranie. Trzeba przyznać, że jak na pierwszy raz, wyszło mi całkiem dobrze. Najpierw zobaczyłyśmy moją twarz, potem mężczyzn, samochód, tablice rejestracyjne... Ten wieczór zakończyłyśmy w komisariacie z kamerą jako dowodem numer jeden w sprawie napadu. Przystojny, chociaż nieco zmęczony porucznik pogratulował mi refleksu i zatrzymał kasetę. Dziewczyny pękały z dumy, że mają tak dzielną przyjaciółkę. Dzięki mojemu nagraniu szybko złapano złodziei i ich łup, jakim był utarg z pubu. Jego właściciel był mi tak wdzięczny, że od tamtej pory mogłyśmy się u niego codziennie stołować za darmo. Czułam się jednak niezręcznie w roli gwiazdy, dlatego często wymykałam się moim przyjaciółkom i grupce nowo poznanych znajomych na samotne spacery. Brodziłam więc w strugach deszczu po przystani i miasteczku.

Któregoś wieczoru przypadkowo znalazłam się tuż pod komisariatem. Uśmiechnęłam się na wspomnienie całego zdarzenia i już miałam odejść, kiedy zobaczyłam mojego przystojnego porucznika wychodzącego z komisariatu. – Raz kozie śmierć – pomyślałam i ruszyłam dziarsko przed siebie. Zbyszek, bo tak miał na imię oficer, nie krył zaskoczenia moją propozycją pójścia na piwo. Pewnie wczasowiczki nieraz go nagabywały, ale ja miałam tę przewagę, że nagrałam napad! O dziwo, Zbyszek zgodził się, dodając, że i tak nigdzie się nie spieszy. Na te słowa w mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka: Uwaga, facet do wzięcia. Okazało się, że rzeczywiście był kawalerem, w dodatku bardzo szarmanckim i zabawnym.

Nigdy nie zapomnę ostatniego tygodnia moich deszczowych wakacji. Już pierwszego wieczoru przestałam narzekać na pogodę, Mazury czy przyjaciółki. W ciągu kolejnych dni nauczyłam się pływać łódką, tańczyć w deszczu i całować do utraty tchu. Uwierzyłam w swój seksapil. Nauczyłam się też, że jeśli w życiu czegoś się bardzo chce, to trzeba po to sięgać!

Czytaj także:
„Syn i synowa zrobili ze mnie darmową niańkę. Sami bawili się w najlepsze, a ja gniłam w domu z ich dzieciakiem”
„Syn zbliżał się do 30-tki i nadal żył na moim garnuszku, do tego mnie obrażał. Zakończyłam samowolkę raz na zawsze”
„Harowałam w Anglii dla męża i synów. Gry wróciłam, nie wierzyłam w to, co zrobili z moimi pieniędzmi”

Redakcja poleca

REKLAMA