Ciekawe, że od kiedy dzieliłam życie z facetem, wszystkie rozmowy zaczynały się od troskliwego:
– Co u Marka? Układa się wam?
Pytały przyjaciółki, koleżanki z pracy, rodzina też nie odpuszczała, byliśmy sensacją towarzyską. Wszyscy chcieli wiedzieć, kiedy wreszcie przestanę robić za starą pannę z kotem i ułożę sobie życie z mężczyzną. Według nich osoba płci żeńskiej w okolicach czterdziestki traci społeczną przydatność, powinna też porzucić wszelką nadzieję na bycie szczęśliwą i spełnioną, ale dla mnie istniała jeszcze szansa, bo był Marek, ostatnia szansa niepoprawnej singielki.
Naprawdę go lubiłam, on mnie zresztą też
Mało czego na świecie byłam tak pewna, jak tego, że Marek darzy mnie niezmienną sympatią, uwzględniającą moje wady i trochę krzywy zgryz. Ja doceniałam jego żywy dowcip, dobre serce i jeszcze kilka cech, których ze świecą u innych szukać. Przyjaźniliśmy się od lat, myśleliśmy i mówiliśmy podobnie, to samo nas interesowało. Rozumieliśmy się bez słów, pomagaliśmy sobie, chodziliśmy do kina na studyjne filmy, które Danka, ówczesna partnerka Marka, szczerze lekceważyła, czasem na imprezy.
W pewnym momencie byliśmy niemal nierozłączni, pracowaliśmy razem, mieliśmy wspólny krąg znajomych. Normalnie astralne Bliźnięta, które odnalazły się w kosmicznym pyle i przywarły do siebie tworząc jedno ciało.
Lustro potwierdziło moje obawy
Brzmi cudnie, było jednak jedno ale. Żadne z nas nie było zakochane, zabrakło fajerwerków, motyli w brzuchu, niepowtarzalnego uczucia, kiedy człowiek fruwa nad ziemią na skrzydłach euforii. Jakoś tak w ubiegłym roku, trochę przypadkowo, zacieśniliśmy przyjaźń lądując w łóżku. Nie planowałam tego.
Marek zakończył właśnie związek z Danką, na której, jak mówił, szalenie mu zależało, był rozbity i nic nie mogło go pocieszyć, nawet obrzydliwa, ale droga whisky, kupiona w celach terapeutycznych. Przytuliłam go, pogładziłam po włosach jak dobra przyjaciółka albo starsza siostra, bez żadnej niestosownej myśli.
Szczerze mu współczułam, nie zamierzałam go uwodzić. To, co się stało, zaskoczyło mnie, nie spodziewałam się, że tak gwałtownie zareaguje. Cóż, to było nawet przyjemne, okazało się, że i w tej dziedzinie jesteśmy dla siebie stworzeni. Czy to nie ironia losu? Niejedna para kochając się na zabój, marzyłaby o takiej bliskości, doskonałym dopasowaniu ciał, charakterów i oczekiwań. Zakochani zmagali się ze sobą, docierając się w związku, tymczasem my przyszliśmy na gotowe.
Mieliśmy wszystko, oprócz miłości. Mimo to nie zawahałam się zaproponować Markowi, by zamieszkał u mnie, dopóki sobie czegoś nie znajdzie. Danka wykopała go z domu, musiał gdzieś się podziać.
– Nie ma pośpiechu, nie szukaj mieszkania na siłę – poradziłam, pomagając mu wnosić bagaże.
Było tego trochę, same książki ważyły tonę. Rozlokowaliśmy się jakoś, nie mieszkam w apartamencie, jasne więc było, że będziemy dzielić sypialnię. Po tym, co między nami zaszło, głupio byłoby proponować, żeby spał na przykrótkiej sofie czy na podłodze. Pierwszej nocy czuliśmy się trochę skrępowani, zajęliśmy przeciwległe skraje łóżka pilnując, by się nie dotykać. Zasnęłam, prawie zwisając nad podłogą, a obudziłam się leżąc jedną połową ciała na Marku.
– To dlatego było mi tak niewygodnie – jęknęłam, podnosząc głowę.
– Mnie to mówisz? – Marek pomasował zdrętwiałe ramię. – Bałem się nawet ruszyć, już myślałem, że trzeba będzie mi amputować rękę.
– Mogłeś mnie obudzić – spojrzałam na niego z niedowierzaniem – albo zepchnąć.
– Nie mogłem – w jego oczach zamigotały ogniki, patrzył na mnie inaczej niż zwykle, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
Jego spojrzenie uświadomiło mi, że jestem rozczochrana i prawdopodobnie mam odgnieciony policzek. Poderwałam się sprężystym ruchem, co rzadko zdarza mi się o tak wczesnej porze i pobiegłam do łazienki. Lustro potwierdziło moje obawy, rzeczywiście, wyglądałam niezbyt wyjściowo, jak zwykle o poranku. Teraz będzie na to patrzył Marek – uświadomiłam sobie.
Pożałowałam, że go zaprosiłam, ale prędko stuknęłam się w czoło. Co za idiotyczne dylematy, Marek to dobry kumpel, nie będzie miał nic przeciwko, niejedno już widział i zawsze mogłam na nim polegać. Wyszłam z łazienki, znalazłam kubek z przygotowaną kawą, taką jak lubię, z mlekiem i cukrem. Marek znał mój gust, wiedział o mnie wszystko, ja o nim też.
Prędko przestaliśmy robić ceregiele, spaliśmy razem, wspólnie gotowaliśmy, walczyliśmy o pilota i dostęp do lepszego z dwóch laptopów, rozmawialiśmy o wszystkim długo w noc, zaśmiewaliśmy się do łez z abstrakcyjnych dowcipów, których nikt oprócz nas nie lubił. Dobrze się nam razem mieszkało, wygodnie. Byliśmy jak stare, dobrze dobrane małżeństwo, którego miłość ostygła przekształcając się w solidną, podlaną seksem przyjaźń. I w tym właśnie zaczęłam dostrzegać poważny problem.
Znajomi prędko uznali nas za parę, nikt nie brał poważnie wyjaśnień, że mieszkamy tylko po przyjacielsku i przejściowo.
– Marek jest tylko twoim kumplem? Lila, ogarnij się. Jesteście wspaniałą parą, to idealny facet dla ciebie, gołym okiem widać, jak wam ze sobą dobrze – mówiła przyjaciółka. – Dobrze ci radzę, nie lekceważ takiego cudu, drugi raz się nie zdarzy.
Tylko że ja nie pragnęłam cudu, chciałam się zakochać
Każdy zasługuje na miłość, ja nie byłam gorsza, zadowalanie się uczuciem przyjaźni byłoby równoznaczne z wywieszeniem białej flagi. Nie rozmawiałam o tym z Markiem, ale on na pewno myślał podobnie, dobrze go znałam. Nasza relacja była wygodna i ciepła jak para pluszowych kapci, cieszyliśmy się nią, ale oboje pragnęliśmy od życia czegoś więcej.
Nie poruszyłam tematu z Markiem, jakoś się nie złożyło. Postanowiłam działać, założyłam konto na portalu randkowym, dodałam zdjęcie i napisałam kilka słów o sobie. Na drugi dzień zapchała mi się skrzynka odbiorcza. Nie spodziewałam się takiego odzewu, nie miałam nawet jak dyskretnie przejrzeć wszystkich zgłoszeń, Marek wciąż kręcił się w pobliżu, chciałam przed nim ukryć desperackie poszukiwanie miłości.
Wstydziłam się, że to robię, ale pocieszałam się, że cel uświęca środki. Wybrałam losowo pięciu kandydatów, odezwałam się do dwóch, a z jednym umówiłam. Wymknęłam się z domu jak zdradzająca żona, nie mówiąc Markowi, dokąd idę. Miałam duszę na ramieniu i coraz większe poczucie obciachu, o mało nie zawróciłam spod drzwi kawiarni. Przemogłam się jednak i weszłam. Wtedy zadzwonił telefon.
Spojrzałam i zobaczyłam, że Marek się dobija, odrzuciłam połączenie i wyciszyłam dźwięk. Facet z ogłoszenia wyglądał miło, zachowywał się grzecznie, randka zapowiadała się interesująco, ale głupie uczucie, że źle robię, nie opuszczało mnie. Postanowiłam jednak dać sobie szansę, usiadłam i zaczęliśmy rozmawiać. Miał na imię Kuba, interesowało go moje prywatne życie, ja próbowałam dowiedzieć się, kim on jest. Krążyliśmy wokół siebie jak dwa rekiny, szukając słabych punktów przeciwnika.
Dźwięk w telefonie wyciszyłam, ale o wibracjach zapomniałam. Aparat podskakiwał na blacie stolika wyświetlając imię Marka, po piątym razie postanowiłam odebrać.
– Mąż cię ściga? Ma facet szósty zmysł – zarzucił haczyk Kuba.
– Nie jest moim mężem, tylko mieszkamy razem – powiedziałam, słysząc jak to dziwnie brzmi. – Chyba coś się stało, inaczej nie dzwoniłby raz za razem.
Byłam naprawdę zaniepokojona, Marek nigdy wcześniej nie szukał mnie tak natrętnie, dawaliśmy sobie mnóstwo przestrzeni i szanowaliśmy prywatność.
– Halo, Lila? Gdzie jesteś? – głos Marka aż wibrował od emocji.
Miałam rację, musiało zajść coś złego.
– W kawiarni – odparłam odruchowo. – Mów, co się dzieje.
Po drugiej stronie zaległa cisza, ale po chwili Marek się zdecydował.
– Wracaj, Lolek chyba coś zeżarł, bo źle się poczuł. Prawdę mówiąc leży na boku i dziwnie wygląda, nie wiem co robić. Czekam na ciebie, nie znam się na kotach.
– Zaraz będę, zawieziemy go do weterynarza – zadysponowałam.
– Dobra, czekam – w jego głosie była niebotyczna ulga, strach o chorego Lolka musiał dać mu w kość.
Zrobiłam rekord trasy i wpadłam do mieszkania
Lolek leżał na boku, łapy zwisały bezwładnie z parapetu, oczy miał zamknięte. Pogłaskałam lśniące futerko robiąc w myślach przegląd niebezpiecznych substancji, które mógł znaleźć i zjeść. Nic takiego w domu nie było, trujące rośliny już dawno wyniosłam do pracy.
– Lila… – powiedział niepewnie Marek stając za mną.
Jego obecność dawała mi pewność, że poradzimy sobie. Lolek wyzdrowieje, tylko trzeba szybko zawieźć go do kliniki. Oparłam się plecami o najlepszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miałam. Nagle futro pod moją ręką ożyło, miauknęło zniecierpliwione pieszczotami, zeskoczyło z parapetu i przeniosło się na sofę. Lolek wyglądał nadzwyczaj zdrowo, żwawo sobie poczynał mrużąc z pogardą oczy. Nie lubił, kiedy zakłócano mu drzemkę.
– Chyba mu się polepszyło – odezwał się Marek.
– Akurat! – prychnęłam, na co natychmiast zareagował Lolek przezornie schodząc mi z oczu. – Mów, po co mnie tu ściągnąłeś kłamiąc, że kot umiera. Tylko nie ściemniaj.
Czego jak czego, ale odwagi nie można było Markowi odmówić.
– Nie chciałem, żebyś zrobiła głupstwo. Czego ty szukasz, Lila? – spytał cicho.
Wiedziona przeczuciem podeszłam do laptopa i podniosłam pokrywę. No tak, nie wylogowałam się ze skrzynki odbiorczej, Marek przeczytał wiadomość od tego, jak mu tam, Kuby. Opadły mi ręce.
– Nie wiem, czego szukam – odparłam ze zniechęceniem. – Czuję, że nie wystarcza mi to, co dostałam. Coś na mnie czeka za progiem, muszę się tylko postarać.
Marek nie pytał o nic więcej, zajął się własnymi sprawami, izolując ode mnie. Następnego dnia zniknął, zabierając część rzeczy. Dzwoniłam do niego ze sto razy, nie odbierał, nie odpowiadał na esemesy.
Wściekłam się. Dlaczego mnie zostawił?
Czułam straszną pustkę, przyzwyczaiłam się do jego obecności, zawsze był koło mnie, rozśmieszał, pocieszał, wypełniał przestrzeń. Był mi potrzebny jak powietrze, nie mogłam bez niego wytrzymać. A poza tym, jak mógł mnie tak porzucić bez słowa? Stanęłam na głowie, żeby go znaleźć, obdzwoniłam wszystkich znajomych. Okazało się, że azylu udzielili mu kumpel z pracy i jego żona. Poprosiłam, żeby oddali mi Marka, obracając całą sprawę w żart, żeby nie wyjść na desperatkę.
– Po co ci on? – podjął grę kolega Marka. – Chcesz nadal robić mu wodę z mózgu? Zdecyduj się, czego chcesz, bo wykończysz faceta. Marek nie zasługuje na huśtawkę nastrojów, jaką mu fundujesz, on cię naprawdę…
– Daj mi telefon – usłyszałam stanowczy głos Marka. – Lila? O co chodzi?
– Wracaj – poprosiłam. – Nie wiem, co cię ugryzło, ale jakoś się dogadamy. Zawsze dobrze się rozumieliśmy, jesteśmy jak astralni Bliźniacy, wiesz o tym.
– Wiem aż za dobrze – odparł ponuro – Wiem też, że darzysz mnie czystą przyjaźnią i niczego więcej się nie spodziewam.
Coś mnie uderzyło w jego słowach, zastanowiłam się, dodałam dwa do dwóch i spytałam:
– Dlaczego Danka z tobą zerwała?
– Bo nie mogła znieść twojej obecności w moim życiu. Kazała mi wybierać.
– I wybrałeś – westchnęłam.
– Tak. Nie zamierzałem tego mówić, nie zaprzątaj sobie mną głowy. Wiem, że nie można drugiego człowieka zmusić do miłości, niech zostanie jak jest.
– Czyli wrócisz? – ucieszyłam się.
– Na pewno nie – uciął. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi, pamiętasz? Będziemy się spotykać, spędzać razem czas, gadać o wszystkim, jak dotąd. Nic się nie zmieni. Jesteś wolna, możesz szukać szczęścia i obyś je znalazła.
Rozłączył się, zostawiając mnie samą. Odczekałam jeden dzień i pojechałam do niego. Już wiedziałam, czego chcę, ale nie byłam pewna, czy nie jest za późno.
– Nie wiem jak nazwać to, co jest między nami, ale powiem ci jedno – wyrzuciłam jednym tchem, gdy otworzył mi drzwi. – Nie mogę bez tego żyć. Do bani z definicjami, nie będę się nad nimi zastanawiać, chcę żebyś wrócił.
– Jesteś tego pewna? – Marek wciąż utrzymywał dystans, nie dopuszczając mnie do siebie.
– Jak niczego przedtem. Będziemy nietypową, mocno zaprzyjaźnioną parą, w dodatku nierozłączną. Tak było do tej pory i bardzo mi tego brakuje. Wrócisz?
– Bardzo bym chciał, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie zniósłbym kolejnego odrzucenia.
– Mogę ci się nawet oświadczyć! – uderzyłam się w piersi.
Nie wypadło to może romantycznie, ale Marek zrozumiał.
– Obejdzie się – rzucił wesoło. – Poczułem się przekonany i chyba pójdę się pakować. A przy okazji, wyczyściłaś skrzynkę z wiadomości od wielbicieli?
– Oczywiście – skłamałam.
Nie wpadłam na to, ale to będzie pierwsza rzecz, jaką zrobię, gdy tylko wrócimy do domu.
Czytaj także:
Radzimir kazał zmienić żonie nawet imię, żeby nikt się nie dowiedział, że to sklepowa ze wsi
Poszedłem na pogrzeb kolegi tylko po to, żeby spotkać swoją dawną ukochaną
Po śmierci siostry adoptowałam córkę. Nie kochałam jej, ani nawet nie lubiłam