„Kuzynka ciągle u nas przesiaduje, a nawet nie oferuje, że zajmie się moim dzieckiem. Swoich nie ma, to mogłaby pomóc”

Kuzynka nie chce się bawić z moim dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes
„– Ja tu przychodzę do pracy. Nie mam tyle czasu, by w międzyczasie bawić się z twoim dzieckiem. Powinnaś to zrozumieć – powiedziała. Co za bezmyślne babsko! Jak mam wytłumaczyć teraz Igorowi, że ciocia nie chce się z nim bawić? Już nie wspomnę o tym, że przesiaduje u nas non stop – mogłaby się nim czasem zająć, żebym miała chwilę spokoju”.
/ 06.07.2023 19:15
Kuzynka nie chce się bawić z moim dzieckiem fot. Adobe Stock, fizkes

Mówi się, że w czasie deszczu dzieci się nudzą i jest to jedyna z potocznych prawd, którym trudno zaprzeczyć. Tak czekałam na niedzielę, by odpocząć, spędzić trochę czasu na luzie z moim siedmiolatkiem. I co? Ledwo otworzyłam oczy, zobaczyłam za oknem drzewa szarpane wichurą – cudnie, nici ze spaceru! A kiedy jeszcze zaczęło lać, także nadzieja na wyprawę do muzeum legła w gruzach: czołgi, na których najbardziej zależało synkowi, były przecież poustawiane pod gołym niebem. Szlag by to trafił.

– Oj, nie tragizuj – rzucił beztrosko mąż, gdy zadzwoniłam, by się wyżalić. – Myślisz, że mnie jest łatwo?

– W hotelu gdzieś nad jeziorem wśród lasów? – udałam, że się zastanawiam. – Wśród znajomych z branży? Hm…

To jest poważna konferencja, Pati, nie wypad na ryby – nabzdyczył się. – Poproś mamę, niech zajmie się małym przez dwie, może trzy godzinki, to wyskoczysz chociaż na kawę z którąś psiapsiółą.

Poproś mamę, he he…

Teściowa ledwo się zwlokła z wyra przed dziesiątą, a już zapowiedziała, że dziś jej chrześnica przyjedzie i zaczęła krzątać się w kuchni. Niechybnie szykuje się obiad – cud; tyle dobrego, że przynajmniej ja mam gotowanie odpuszczone, bo ona, jak już działa, to z rozmachem. Wiadomo, emerytowana szefowa kuchni, jak robi, to hurtowo. Będziemy wykańczać przez tydzień. Włączyłam sobie serial, ale Igor zaraz przytargał swój karton z komiksami i co chwilę przyłaził: „mama, a to co znaczy? A to?”. Nie przepadam za swoją robotą, ale są jednak gorsze: zimny pot mnie oblewa na myśl, że mogłabym być na przykład nauczycielką. Odpukać w niemalowane!

– Ciocia Marta dziś przyjedzie, to się z tobą pobawi – zanęciłam i tak się biedaczek ucieszył, że dał mi spokój.

Pewnie poszedł szukać rozrywki dla cioci. Ostatnio, gdy była, zaangażował ją w swój park maszynowy, zreperowali niemal wszystkie zdekompletowane samochodziki. Aż się dziwiłam, że jej się chce, ale cóż, latka lecą, ona z tym swoim dzieci jak nie mieli, tak dalej nie mają… Niech realizuje swoje uczucia macierzyńskie przy Igorze, w to mi graj. Teściowa jest co prawda przekonana, że Marta przyjeżdża, by jej pomagać w spisywaniu historii rodzinnej, ale kogo tak naprawdę interesują podobne nudziarstwa? Jeszcze jakby Michał wywodził się z jakiejś arystokracji, to spoko, rozumiem, ale ta ich familia to naprawdę nic specjalnego. Z ciekawszych członków jedynie jakiś akowiec, raczej nieznany, zapomniany pisarz i działacz socjalistyczny sprzed wojny. A reszta, szara mierzwa, miotająca się na przestrzeni czasu po całej Europie, jak nie w emigracjach zarobkowych, to na przymusowych robotach.

– Tylko nie mów tego głośno, bo mamie będzie przykro – ostrzegł mnie mąż. – Ta kronika rodziny to jej obsesja, robi ją z myślą o następnych pokoleniach. I dobrze, zawsze to bardziej twórcze niż chodzenie na pogrzeby znajomych!

– Mamie się nie dziwię, raczej Marcie, że tak się angażuje – dziwię się zawsze. – Czy ona nie ma lepszych rozrywek?

– Wiele mamie zawdzięcza – twierdzi Michał. – Przez kilka lat, gdy jej rodzice byli za granicą, Marta praktycznie u nas mieszkała. Poza tym, ma koleżanki historyczki rozsiane po różnych archiwach, przypuszczam, że ją to aż tak dużo pracy nie kosztuje. Sama często wyjeżdża w związku z pracą, też może przy okazji sporo rzeczy posprawdzać. Pamiętasz, jak mama się cieszyła, gdy przywiozła jej zdjęcia gospodarstwa, w którym ojciec mamy pracował przymusowo?

Mogę się wstrzymać od komentarzy

Chociaż dla mnie to jednak trochę śmieszne, gdy kucharka zabiera się za pisanie książki, w dodatku dla przyszłych pokoleń. Szczerze wątpię, by mój Igor sięgnął po coś takiego, gdy dorośnie, tym bardziej że wtedy już pewnie wszystko będzie tylko w wersji elektronicznej. Tymczasem jednak synek łaził znudzony po domu i nękał mnie o puszczenie jakiejś kreskówki. Marta zadzwoniła, że przyjedzie trochę później, poprosiła, by nie czekać z obiadem.

– Zapakuję jej do domu chociaż kotlety i ciasto – stwierdziła teściowa. – Przynajmniej nie będę miała wyrzutów sumienia, że poświęca mi tyle czasu za nic. To taka dobra dziewczyna!

Zjawiła się wreszcie koło piątej.

– Ciocia Martusia! – Igor rzucił się jej w ramiona. – Pobawisz się ze mną?

I leci do niej z kubełkiem pełnym skarbów. A ta, jakby nigdy nic, rozkłada laptop i jakieś wydruki na stole i mówi dziecku, żeby pobawił się z mamą, bo ona przyjechała do babci i mają pracę. No, aż mną zatrzęsło… Żeby tak dziecko potraktować, przecież zawsze dotąd poświęcała mu trochę czasu.

– Patrycjo – zawołała teściowa. – Zabierz, proszę, małego, bo chcemy z Martą trochę popracować.

Nie, to nie, łaski bez! Tyle że Igor nie zamierzał odpuszczać – chwycił się krzesła i zaczął krzyczeć, że on tu czekał i w ogóle, co to ma być? Dlaczego ciocia się nie bawi?

– Chodź, włączę ci film – obiecałam w końcu. – Zostawmy babcię i ciocię same, proszę bardzo.

Starałam się być maksymalnie spokojna, żeby synek nie myślał za wiele o tym, co go spotkało i nie poczuł się odrzucony, ale w środku byłam rozpalona jak Wezuwiusz przed unicestwieniem Pompei.

Jak tak w ogóle można?

Spławić stęsknionego dzieciaka, w dodatku dla jakichś pierdół?

„Oj, marnie pogrywasz, Martusiu. Będziesz jeszcze kiedyś chciała coś ode mnie, to ci przypomnę, jak się dziś zachowałaś”, pomyślałam. Siedziały z teściową w pokoju chyba ze dwie godziny. Tuż przed wyjściem Marta weszła do kuchni, by się ze mną pożegnać, ale ostentacyjnie ją olałam.

Gniewasz się na mnie, Pati? – zapytała, jakby właśnie spadła z innej planety. – Przepraszam, jeśli cię uraziłam.

– Myślałam, że lubisz dzieci – wyjaśniłam.

– Nie rozumiem – spojrzała zdziwiona.

– Igorek za tobą przepada, sądziłam, że skoro nie masz swoich pociech, to jest ci miło, gdy on…

– Słuchaj, Pati, nie mam dzieci, bo nie chcę – wyjaśniła Marta, wzruszając ramionami. – Czasem się mogę pobawić z Igorkiem, ale, generalnie, przychodzę tu do cioci. Dla nas ta książka jest ważna. Trzeba wszystko ułożyć chronologicznie, sprawdzić pokrewieństwa, czasem przetłumaczyć dokumenty z innego języka… Po prostu nie mam tyle czasu ani takiej rozdzielczości uwagi, by w międzyczasie bawić się z dzieckiem. Powinnaś to zrozumieć.

Co za bezmyślne babsko! Ja to mogę zrozumieć, nie jestem głupia – po prostu im obu, teściowej i Marcie, wydaje się, że tworzą jakiś nowy papirus czy inne cudo… Ale jak mam wytłumaczyć Igorowi, że ciocia nie chce się z nim bawić, bo nie lubi dzieci. No jak? 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA