Mówi się, że w czasie deszczu dzieci się nudzą i jest to jedyna z potocznych prawd, którym trudno zaprzeczyć. Tak czekałam na niedzielę, by odpocząć, spędzić trochę czasu na luzie z moim siedmiolatkiem. I co? Ledwo otworzyłam oczy, zobaczyłam za oknem drzewa szarpane wichurą – cudnie, nici ze spaceru! A kiedy jeszcze zaczęło lać, także nadzieja na wyprawę do muzeum legła w gruzach: czołgi, na których najbardziej zależało synkowi, były przecież poustawiane pod gołym niebem. Szlag by to trafił.
– Oj, nie tragizuj – rzucił beztrosko mąż, gdy zadzwoniłam, by się wyżalić. – Myślisz, że mnie jest łatwo?
– W hotelu gdzieś nad jeziorem wśród lasów? – udałam, że się zastanawiam. – Wśród znajomych z branży? Hm…
– To jest poważna konferencja, Pati, nie wypad na ryby – nabzdyczył się. – Poproś mamę, niech zajmie się małym przez dwie, może trzy godzinki, to wyskoczysz chociaż na kawę z którąś psiapsiółą.
Poproś mamę, he he…
Teściowa ledwo się zwlokła z wyra przed dziesiątą, a już zapowiedziała, że dziś jej chrześnica przyjedzie i zaczęła krzątać się w kuchni. Niechybnie szykuje się obiad – cud; tyle dobrego, że przynajmniej ja mam gotowanie odpuszczone, bo ona, jak już działa, to z rozmachem. Wiadomo, emerytowana szefowa kuchni, jak robi, to hurtowo. Będziemy wykańczać przez tydzień. Włączyłam sobie serial, ale Igor zaraz przytargał swój karton z komiksami i co chwilę przyłaził: „mama, a to co znaczy? A to?”. Nie przepadam za swoją robotą, ale są jednak gorsze: zimny pot mnie oblewa na myśl, że mogłabym być na przykład nauczycielką. Odpukać w niemalowane!
– Ciocia Marta dziś przyjedzie, to się z tobą pobawi – zanęciłam i tak się biedaczek ucieszył, że dał mi spokój.
Pewnie poszedł szukać rozrywki dla cioci. Ostatnio, gdy była, zaangażował ją w swój park maszynowy, zreperowali niemal wszystkie zdekompletowane samochodziki. Aż się dziwiłam, że jej się chce, ale cóż, latka lecą, ona z tym swoim dzieci jak nie mieli, tak dalej nie mają… Niech realizuje swoje uczucia macierzyńskie przy Igorze, w to mi graj. Teściowa jest co prawda przekonana, że Marta przyjeżdża, by jej pomagać w spisywaniu historii rodzinnej, ale kogo tak naprawdę interesują podobne nudziarstwa? Jeszcze jakby Michał wywodził się z jakiejś arystokracji, to spoko, rozumiem, ale ta ich familia to naprawdę nic specjalnego. Z ciekawszych członków jedynie jakiś akowiec, raczej nieznany, zapomniany pisarz i działacz socjalistyczny sprzed wojny. A reszta, szara mierzwa, miotająca się na przestrzeni czasu po całej Europie, jak nie w emigracjach zarobkowych, to na przymusowych robotach.
– Tylko nie mów tego głośno, bo mamie będzie przykro – ostrzegł mnie mąż. – Ta kronika rodziny to jej obsesja, robi ją z myślą o następnych pokoleniach. I dobrze, zawsze to bardziej twórcze niż chodzenie na pogrzeby znajomych!
– Mamie się nie dziwię, raczej Marcie, że tak się angażuje – dziwię się zawsze. – Czy ona nie ma lepszych rozrywek?
– Wiele mamie zawdzięcza – twierdzi Michał. – Przez kilka lat, gdy jej rodzice byli za granicą, Marta praktycznie u nas mieszkała. Poza tym, ma koleżanki historyczki rozsiane po różnych archiwach, przypuszczam, że ją to aż tak dużo pracy nie kosztuje. Sama często wyjeżdża w związku z pracą, też może przy okazji sporo rzeczy posprawdzać. Pamiętasz, jak mama się cieszyła, gdy przywiozła jej zdjęcia gospodarstwa, w którym ojciec mamy pracował przymusowo?
Mogę się wstrzymać od komentarzy
Chociaż dla mnie to jednak trochę śmieszne, gdy kucharka zabiera się za pisanie książki, w dodatku dla przyszłych pokoleń. Szczerze wątpię, by mój Igor sięgnął po coś takiego, gdy dorośnie, tym bardziej że wtedy już pewnie wszystko będzie tylko w wersji elektronicznej. Tymczasem jednak synek łaził znudzony po domu i nękał mnie o puszczenie jakiejś kreskówki. Marta zadzwoniła, że przyjedzie trochę później, poprosiła, by nie czekać z obiadem.
– Zapakuję jej do domu chociaż kotlety i ciasto – stwierdziła teściowa. – Przynajmniej nie będę miała wyrzutów sumienia, że poświęca mi tyle czasu za nic. To taka dobra dziewczyna!
Zjawiła się wreszcie koło piątej.
– Ciocia Martusia! – Igor rzucił się jej w ramiona. – Pobawisz się ze mną?
I leci do niej z kubełkiem pełnym skarbów. A ta, jakby nigdy nic, rozkłada laptop i jakieś wydruki na stole i mówi dziecku, żeby pobawił się z mamą, bo ona przyjechała do babci i mają pracę. No, aż mną zatrzęsło… Żeby tak dziecko potraktować, przecież zawsze dotąd poświęcała mu trochę czasu.
– Patrycjo – zawołała teściowa. – Zabierz, proszę, małego, bo chcemy z Martą trochę popracować.
Nie, to nie, łaski bez! Tyle że Igor nie zamierzał odpuszczać – chwycił się krzesła i zaczął krzyczeć, że on tu czekał i w ogóle, co to ma być? Dlaczego ciocia się nie bawi?
– Chodź, włączę ci film – obiecałam w końcu. – Zostawmy babcię i ciocię same, proszę bardzo.
Starałam się być maksymalnie spokojna, żeby synek nie myślał za wiele o tym, co go spotkało i nie poczuł się odrzucony, ale w środku byłam rozpalona jak Wezuwiusz przed unicestwieniem Pompei.
Jak tak w ogóle można?
Spławić stęsknionego dzieciaka, w dodatku dla jakichś pierdół?
„Oj, marnie pogrywasz, Martusiu. Będziesz jeszcze kiedyś chciała coś ode mnie, to ci przypomnę, jak się dziś zachowałaś”, pomyślałam. Siedziały z teściową w pokoju chyba ze dwie godziny. Tuż przed wyjściem Marta weszła do kuchni, by się ze mną pożegnać, ale ostentacyjnie ją olałam.
– Gniewasz się na mnie, Pati? – zapytała, jakby właśnie spadła z innej planety. – Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
– Myślałam, że lubisz dzieci – wyjaśniłam.
– Nie rozumiem – spojrzała zdziwiona.
– Igorek za tobą przepada, sądziłam, że skoro nie masz swoich pociech, to jest ci miło, gdy on…
– Słuchaj, Pati, nie mam dzieci, bo nie chcę – wyjaśniła Marta, wzruszając ramionami. – Czasem się mogę pobawić z Igorkiem, ale, generalnie, przychodzę tu do cioci. Dla nas ta książka jest ważna. Trzeba wszystko ułożyć chronologicznie, sprawdzić pokrewieństwa, czasem przetłumaczyć dokumenty z innego języka… Po prostu nie mam tyle czasu ani takiej rozdzielczości uwagi, by w międzyczasie bawić się z dzieckiem. Powinnaś to zrozumieć.
Co za bezmyślne babsko! Ja to mogę zrozumieć, nie jestem głupia – po prostu im obu, teściowej i Marcie, wydaje się, że tworzą jakiś nowy papirus czy inne cudo… Ale jak mam wytłumaczyć Igorowi, że ciocia nie chce się z nim bawić, bo nie lubi dzieci. No jak?
Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”