„Domek na Mazurach miał być naszą ostoją, a nasi bliscy traktują go jak darmowy hotel. Koszmar, dłużej tak być nie może”

smutna para w domku na mazurach fot. Adobe Stock, JustLife
„Początkowo byliśmy zadowoleni, że możemy dzielić się naszym wymarzonym miejscem z najbliższymi, ale z czasem zaczęliśmy czuć się wykorzystywani. Okazało się, że cała nasza bliska i dalsza rodzina chce korzystać z naszego domku na wakacje. Bez zapowiedzi zwalają się na naszą głowę w każdy długi weekend i wolne dni”.
/ 21.05.2023 09:15
smutna para w domku na mazurach fot. Adobe Stock, JustLife

Od dawna marzyliśmy o tym wymarzonym domku nad mazurskim jeziorem. Zdobywanie oszczędności zajęło nam wiele lat, ale w końcu udało nam się spełnić to marzenie. Byliśmy przekonani, że będziemy mieli okazję cieszyć się spokojem i ciszą, delektując się urokami natury.

Niestety, nie przewidzieliśmy jednego: nasza bliska i dalsza rodzina traktuje nasz domek jak darmowe miejsce na wakacje. Byliśmy załamani i nie wiedzieliśmy, jak wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.

Byliśmy przeszczęśliwi

Po długich negocjacjach, pożyczkach i ciężkiej pracy, w końcu udało nam się go kupić. Piękny dom w doskonałej lokalizacji, blisko ukochanych jezior, z dala od zgiełku.

Byliśmy przeszczęśliwi, widząc przed sobą wiele możliwości i przyjemności, które na nas czekały. Jesteśmy osobami hojnymi, lubiącymi dzielić się z innymi, więc zaczęliśmy opowiadać rodzinie i przyjaciołom o naszym nowym nabytku. Nie spodziewaliśmy się jednak, że ten pomysł spodoba im się tak bardzo…

Nie minęło wiele czasu, gdy nasi bliscy zaczęli traktować nasz domek jak darmowe miejsce na wakacje. Bez zapowiedzi zjawiali się na naszym progu w każdy długi weekend i wolne dni.

Początkowo byliśmy zadowoleni, że możemy dzielić się naszym wymarzonym miejscem z najbliższymi, ale z czasem zaczęliśmy czuć się wykorzystywani. Okazało się, że cała nasza bliska i dalsza rodzina chce korzystać z naszego domku na wakacje. Bez zapowiedzi zwalają się na naszą głowę w każdy długi weekend i wolne dni.

Nasz domek nad mazurskim jeziorem miał być dla nas ucieczką od rzeczywistości, ale teraz zamiast spokoju i ciszy, mieliśmy ciągłe towarzystwo. Rodzina i przyjaciele często zapominali, że to nasze miejsce, nasz azyl, gdzie chcieliśmy cieszyć się prywatnością i spokojem.

Zaczęliśmy odczuwać frustrację i złość na naszych bliskich, którzy bez naszej wiedzy planują swoje wakacje u nas.

Wielokrotnie poruszaliśmy między sobą ten trudny temat

– Kocham ich, naprawdę, ale…

– Myślę dokładnie to samo… Oboje pracujemy ciężko i chcemy odpocząć od stresu i codziennych obowiązków. To nie darmowy hotel!

Zgadzaliśmy się co do tego, że ta sytuacja nie może tak dłużej wyglądać. Musimy stawić czoła temu problemowi. W końcu postanowiliśmy porozmawiać z naszą rodziną i przyjaciółmi. Zorganizowaliśmy spotkanie, gdzie wyraźnie przedstawiliśmy nasze uczucia i obawy. Powiedzieliśmy im, że choć cieszymy się ich towarzystwem, to potrzebujemy również czasu tylko dla siebie.

Wyjaśniliśmy, że chcemy korzystać z naszego domku nad jeziorem w sposób, który będzie odpowiadał naszym potrzebom i harmonogramowi. Przekazaliśmy, że potrzebujemy prywatności i spokoju, aby móc zregenerować siły po ciężkiej pracy.

Jednak kiedy zaczęliśmy poruszać ten temat, spotkaliśmy się z przykrą niespodzianką. Nasza rodzina nie tylko nie zrozumiała naszych potrzeb, ale także poczuła się urażona naszymi słowami.

Słyszeliśmy ich oskarżenia: "Jesteście zbyt skąpi", "Nieprzyjaźni" i "Nie doceniacie naszej obecności". Te słowa dotknęły nas głęboko i wywołały poczucie zdrady. Zamiast zrozumienia, spotkaliśmy się z przykrą niespodzianką – brakiem empatii.

Byliśmy tym wszystkim zszokowani

Jak oni mogli nam to zrobić? Ludzie, którym całe życie ufaliśmy! Odkryliśmy, że nie wszyscy mieli pełną świadomość naszych dążeń do prywatności. Dla wielu z nich nasz domek był tylko urokliwym miejscem, które chcieli odwiedzać w wolnych chwilach. Nie mieli pojęcia o naszych tęsknotach i potrzebach.

Nasze marzenie o spokojnym, wymarzonym miejscu stało się koszmarem. Zawiedzeni i przytłoczeni sytuacją, postanowiliśmy stanąć w obronie naszych granic. Zaczęliśmy wprowadzać pewne zasady: konkretny harmonogram, w którym można nas odwiedzać, oraz wymaganie uprzedniej zapowiedzi wizyty.

Choć spotkaliśmy się z oporem i niezrozumieniem, nie poddaliśmy się. Nasze marzenie i potrzeba spokoju były silniejsze niż obawy przed konfliktem. Konsekwentnie przestrzegaliśmy naszych zasad i granic, niezależnie od tego, jak trudne były rozmowy i reakcje naszej rodziny.

W miarę upływu czasu nasza rodzina zaczęła stopniowo zrozumieć, jak ważne są dla nas nasze granice i prywatność. Widzieli, że nie chodziło nam o to, żeby ich wykluczać, ale o potrzebę czasu tylko dla nas samych. Stopniowo zaczęli dostosowywać się do naszych zasad i szanować nasze życzenia.

Były momenty, kiedy nasza determinacja była wystawiona na próbę. Czasami odczuwaliśmy presję i poczucie winy, ale przypominaliśmy sobie, dlaczego podjęliśmy tę walkę.

Zaczęliśmy również organizować spotkania rodzinne

Podczas nich mogliśmy razem spędzać czas, ale w bardziej kontrolowany sposób. Przez te doświadczenia zrozumieliśmy, jak ważne jest komunikowanie naszych potrzeb i granic w relacjach z bliskimi.

W miarę jak nasza rodzina uczyła się szanować naszą prywatność, nasze więzi z nimi wzmacniały się. Zrozumieliśmy, że walka o nasze marzenia i granice nie oznaczała oddzielenia od naszej rodziny, ale była potrzebna do polepszenia jakości życia.

Dziś, nasz domek nad mazurskim jeziorem stał się miejscem, w którym możemy cieszyć się chwilami spokoju i relaksu, zarówno sami, jak i z naszą rodziną. Szanując nawzajem nasze potrzeby, znaleźliśmy równowagę między prywatnością a wspólnym czasem spędzanym razem.

Udało się!

Nasi bliscy zrozumieli, że nie chodziło nam o odrzucenie ich samych, ale o stworzenie zdrowych granic. To doświadczenie nauczyło nas, jak ważne jest być stanowczym w dążeniu do realizacji naszych marzeń i jednocześnie budować zdrowe relacje z bliskimi.

Walka o nasze granice była trudna, ale przyniosła nam nie tylko spokój, ale także wzrost jako małżeństwo i indywidualnie. Wzmacnialiśmy swoją pewność siebie i zdolność do wyrażania swoich potrzeb, co przyczyniło się do lepszego zrozumienia siebie nawzajem.

Wreszcie domek nad mazurskim jeziorem przestał być miejscem, które sprawiało nam frustrację. Stał się on symbolem naszych marzeń, które zrealizowaliśmy, i miejscem, które dzielimy z najbliższymi. Teraz, gdy patrzymy na nasz domek, widzimy nie tylko piękno otaczającej natury, ale również siłę naszej determinacji i zdolność do ochrony naszej prywatności i spokoju.

Dzięki temu wszystkiemu nauczyliśmy się, że marzenia nie zawsze idą w parze z idealizowanym obrazem, ale są drogą do wzrostu i lepszego zrozumienia samych siebie. Bo na początku myśleliśmy, że będzie łatwo. Ale założenia to jedno, a rzeczywistość to drugie. W każdym razie nauczyliśmy się, że warto walczyć o nasze pragnienia, nawet jeśli spotykamy się z oporem i niezrozumieniem ze strony innych.

Nasza mazurska nieruchomość przypomina nam, że warto dbać o to, co dla nas ważne, i że granice są nieodłącznym elementem zdrowych relacji. Odkryliśmy, że stawianie ich  nie oznacza odrzucenia czy braku miłości, ale jest aktem miłości wobec samych siebie. Czy żałujemy tej całej afery? Absolutnie nie! Ale następnym razem...  Podejdziemy do tematu troszkę ostrożniej. I nauczymy się większej asertywności już od samego początku.

Czytaj także:
„Mąż chciał się rozwodu i wmawiał mi, że to moja wina. Postanowiłam rozegrać to po swojemu i utrzeć mu nosa”
„Tamta wredna baba naprawdę zagrała mi na nerwach. Nie miałem pojęcia, że już niedługo los znów nas połączy”
„Myślałam, że ten drań mnie zdradza, więc w odwecie wydałam wszystkie nasze oszczędności. Gorzko tego pożałowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA