„Kupiłam ciuchy w lumpeksie za 6 zł, a w nich ukryta była fortuna! Odkryłam w tym sposób na życie”

Nastolatka sprzedawała bieliznę, żeby pomóc mamie fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Skąd to masz? Dwieście euro! Jezus Maria, dziecko, okradłaś kogoś?! – Wypadło z krawata. Odzież markowa, używana. Pewnie jakiś biznesmen sobie na podróż zaszył zaskórniaki. Ale chyba tego nie musimy oddawać, co? Mamo, a gdybyśmy tak zaczęły przeszukiwać wszystkie rzeczy w lumpeksach? Będzie na życie i jeszcze może na wakacje!”.
/ 26.05.2023 18:30
Nastolatka sprzedawała bieliznę, żeby pomóc mamie fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Atak przypuściłam rano, podczas rodzinnego śniadania, które zawsze jadałyśmy z mamą we dwie. Kawa, parówki, chleb, musztarda. Może i niezdrowo, ale za to było wesoło.

– Mamo, rzuciłabyś jakąś piątkę na ciuch dla swojej ukochanej i oczywiście jedynej córuni, w której pokładasz tak wielkie nadzieje na przyszłość?

– Pięć złotych ci wystarczy na zakup ubrania? – zapytała zdziwiona. – Szmata do wycierania podłogi tyle kosztuje.

– Ale potrzebna piątka dziesiątek, a nie piątak! Litości, matko!

Mama uśmiechnęła się szeroko

– Aaa, rozumiem. Jeszcze wyjaśnij, o co chodzi tak konkretnie z tą przyszłością?

– No jak to? Nie mów mi, że nie jestem dla ciebie polisą na starość!

Polisa polisą, to dopiero pieśń przyszłości. A teraz, kochana córeczko, najukochańsza zresztą, mam w portfelu wielkie nic. Jedyne, co mogę ci zaoferować, to dwa biedaczki piątaczki, które mi się w kieszeni kurtki zaplątały. Nawet nie mam, co marzyć o dwudziestce, o piątce dziesiątek nie wspominając. Koszty stałe okazały się w tym miesiącu wyjątkowo żarłoczne, a ponadto spóźniają mi się z zapłatą za projekt strony.

Mama pracowała jako graficzka i nie miała lekko. Gdy pieniądze były, to były, ale jak nie, to bieda aż piszczała. A jeszcze teraz doszły moje studia! Wzięłam dwie piątki, które mi podała i zaczęłam obracać monety w palcach.

I co ja mam począć z taką fortuną? – zapytałam retorycznie i żałośnie.

– Bądź kreatywna – rzuciła radośnie mama, jakby do zwykłych praktyk należało kupowanie odzienia za dziesięć złotych, a ofert za bezcen było zatrzęsienie.

Nic tylko ruszać na podbój modowego świata! Na pocieszenie ugryzłam solidny kawał parówki. I postanowiłam, zgodnie z radą mamy, że na przekór wszystkiemu uruchomię te moje wewnętrzne, dotąd nieodkryte pokłady kreatywności. Podstawy były, bo w zeszłym tygodniu dostałam w spadku po babci maszynę do szycia.

– Jadziu, daj tę maszynę Basi. Niech sobie zacznie szyć albo ty poszyj, choćby ścierki. Ja już się przy niej nasiedziałam, a spódnic mam na kolejne dziesięć lat. Do śmierci mi wystarczą.

Napominanie o śmierci stanowiło stały punkt każdej rozmowy z babcią. Nigdy jednak nie chciała rozstać się ze swoją maszyną, przedpotopowym i niezniszczalnym Łucznikiem.

To było jak namaszczenie

Nie mogłam nie skorzystać, tym bardziej że kombinowanie z ciuchami kręciło mnie od zawsze. Kto wie, może uda się stworzyć coś z niczego, praktycznie bez pieniędzy? Najpierw jednak łowy! Uzbrojona w wiarę i w dwie pięciozłotówki ruszyłam w teren. „Kop-ciuszek”, sklep z używaną i, wedle zapewnień właścicielki, najlepszą markową odzieżą znalazł się na pierwszym miejscu listy moich celów. Tłok panował tu jak zwykle niemożliwy, bo cena czyni cuda.

„Przede wszystkim przyczynia się do ślepoty” – pomyślałam już po wyłowieniu z wielkiego wyprzedażowego metalowego kosza męskiej koszuli w kolorze lilaróż. Piękna, pomijając wytarty od środka kołnierzyk i rozdarty jeden mankiet. Na szczęście rozmiar miała słuszny, rękawy były na mnie o niemal jedną długość za długie. Zanurkowałam do kosza ponownie. Nie było to łatwe, zważywszy na jego gabaryt i tłumy, z jakimi musiałam konkurować. Ta koszula idealnie nadawała się do przeróbki na sukienkę, ale potrzebowała paska. Interesujące „coś”, w sam raz nadające się na pasek, zauważyłam właśnie na dnie kosza. Niestety, nie ja jedna.

Jakieś babsko, wykorzystując swoją przewagę wzrostową, sięgnęło do kosza, od razu do samego dna! I oczywiście wyciągnęła mój upatrzony kawałek materiału! Z tej rozpaczy, nie zdając sobie w pełni sprawy z tego, co robię, zdecydowałam się na pasek z krawata. Czerwony, w groszki. W końcu jak męska koszula, to krawat się świetnie nada na dopełnienie wystrzałowej kreacji.

Zapłaciłam całe sześć złotych. Tego, że przyniosę do domu resztę, nie spodziewałam się absolutnie! A jednak. Krawat był śliczny, a w zestawieniu z koszulą wyglądał absolutnie szałowo. Czerwony, lekko wyblakły kolor, jakby sprany, a na tym tle intensywnie czerwone grochy, dosyć spore, prawie centymetrowe. Ekstra! Na pasek, nawet trochę asymetryczny, nadawał się idealnie.

Wystarczyło tylko w koszuli skrócić rękawy, wyciąć dekolt i dorobić wokół pasa szerokie szlufki. Może nawet zafunduję sobie jakieś nowe guziki do niej, za całe trzy złote! Z radości chciało mi się tańczyć. Do domu doszłam w lekkim pląsie, kilka osób się za mną obejrzało, nikt się jednak nie przyłączył.

Cóż, byłam wyrozumiała

W końcu nie każdy i nie co dzień robi tak doskonałe zakupy za sześć złotych! Całkiem niespodziewany uśmiech losu... W domu od razu przystąpiłam do pracy. Z dekoltem poradziłam sobie zadziwiająco dobrze, z rękawami też jakoś poszło. Najgorzej i najdłużej zeszło mi przy szlufkach.

Uznałam, że są absolutnie niezbędne, bo raz, że pasek ciężko będzie bez nich utrzymać na miejscu, a dwa, że miały za zadanie „robić styl”. A tu kicha! Nie umiałam ich w ogóle rozmieścić, a jak już rozmieściłam, to okazywały się nierówno przyszyte. Dopiero po długim czasie i chyba stukrotnym pruciu, jakoś to szaleństwo ogarnęłam. Niby proste, mały szczegół, ale koszmarnie trudny, bo małą nierówność od razu dawało się zauważyć z kilometra.

– Pięknie wyglądasz! – zawołała mama z zachwytem. – Pożyczysz mi kiedyś?

– Mamo!

Co z tego, że miałyśmy taką samą figurę? Wystarczy, że musiałam pilnować swoich dżinsów, bo kilka razy mi je podwędziła z szafy.

– A to gdzie przypniesz? – zapytała, machając krawatem.

– Jako pasek. Gotowy jest, bez roboty. – obwiązałam się nim.

– Ładne połączenie, ale wiesz co? Ja bym go jednak troszeczkę przerobiła. Tak za bardzo wygląda krawatowato. Przytnij mu ten dzióbek. Zobaczysz, zyska na tym. Moja graficzna dusza to podpowiada.

– Skoro graficzna, to nie mogę z nią polemizować.

Nadprułam krawat lekko od szerszej strony, obcięłam zbędny trójkąt i miałam zamiar ręcznie wykończyć, tak by szycie było na prawej stronie niewidoczne. Złapałam za węższy koniec, chcąc jeszcze sprawdzić długość – bo skoro już obcinam, to mogę lepiej dopasować – i wtedy coś wypadło ze środka, i zleciało na podłogę. Jakiś papierowy zwitek. Niezbyt gruby. Podniosłam go i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

– Mamo, chodź tu! – zawołałam. – Szybko.

Musiało to zabrzmieć alarmująco, bo mama przybiegła z kuchni z taką miną, jakby się spodziewała, że jej nieodpowiedzialna córka w wyniku działań krawieckich straciła palec, albo co najmniej przeszyła sobie maszyną rękę.

Podałam jej zwitek

– Skąd to masz? Dwieście euro! Jezus Maria, dziecko, okradłaś kogoś?!

– Wypadło z krawata. Odzież markowa, używana. Pewnie jakiś biznesmen sobie na podróż zaszył zaskórniaki. Ale chyba tego nie musimy oddawać, co?

Mama wciąż oszołomiona, wpatrywała się w pieniądze.

– A komu byś chciała je zwrócić?

– Sama nie wiem. I wcale nie chcę. Właściciela ciężko będzie znaleźć…

Na szczęście mama się ze mną zgodziła, że właścicielce „Kop-ciuszka” zwrot tych pieniędzy się nie należy. Nic też jej nie powiemy, jakie niespodzianki kryją w sobie używane ciuchy. Stanęło na tym, że kupiłyśmy sobie obydwie buty i poszłyśmy na wystrzałową kolację. Bez parówek. Teraz regularnie chodzę do lumpeksów i przeszukuję kieszenie. Kto wie, co się w nich kryje? Może uda nam się zarobić więcej na życie, a i jeszcze na wakacje zostanie?

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA