„Kumpel znalazł miłość w przydrożnym rowie. Dał się omotać kochance za kilka numerków w sypialni”

zakochany mężczyzna fot. iStock, izusek
„Od nadmiaru słodyczy niedobrze się robiło, ale tylko mnie. Jacek gapił się na nią maślanymi oczami. A ona, niby mimochodem, wciąż dotykała jego ramienia. Przypominała łaszącego się kota. Wyczuwałem poważne kłopoty”.
/ 24.10.2023 18:30
zakochany mężczyzna fot. iStock, izusek

Była bardzo ładna, ale wyczułem w niej jakiś fałsz. Nie wierzyłem, żeby nikt wcześniej nie chciał jej podwieźć. Widać polowała na właściwą rejestrację i odpowiednio wypasione auto. Piękne są Kaszuby. Nawet ja, konkretny i przyziemny agent ubezpieczeniowy, musiałem to przyznać. Do leśniczówki mojego wuja zwykle przyjeżdżaliśmy z Jackiem z początkiem jesieni. Byliśmy już blisko celu, gdy nagle usłyszałem Jacka.

– Stój! – krzyknął.

– Rany, nie strasz mnie! – przyhamowałem. – Co tym razem? Pasący się jeleń czy... krasnoludek? – zakpiłem. Przyjaciel był grafikiem w studio filmów animowanych i kazał mi stawać już kilka razy, bo koniecznie musiał coś naszkicować.

– Dziewczyna! Machała do nas.

– Wiesz, że nie biorę autostopowiczów...

Nie słuchał. Wysiadł, kiwając w jej stronę. Podbiegła do auta. Miała ze sobą tylko mały plecak i była bardzo ładna, jak postać z japońskiej mangi: wielkie oczy, drobne usta, porcelanowa cera, wiotka figura. Co taka laleczka robiła sama na odludziu?

– Jak fajnie, że się zatrzymaliście! Inni mnie olali. – Usadowiła się z tyłu i uśmiechnęła uroczo. Zbyt uroczo jak na mój gust. – Natasza. Też z Poznania jestem, jak wy, poznałam po rejestracji. Gdzie jedziecie?

– A ty? Co tu robisz sama, tak daleko domu? – odbiłem piłeczkę. Nie wierzyłem, by wcześniej nikt nie chciał jej podwieźć. Widać polowała na właściwą rejestrację i odpowiednio wypasione auto.

– Leszek, nie zachowuj się jak policjant – zburczał mnie przyjaciel.

– Ostrożność nie zawadzi – pochwaliła Natasza. – Sama powinnam lepiej dobierać znajomych. Mam przymusowe wakacje, bo nie dostałam się... – zerknęła na otwarty szkicownik Jacka – na ASP. Chłopak, z którym podróżowałam, po prostu mnie wysadził i pojechał. Chciał za fatygę więcej, niż byłam skłonna mu dać. Rozumiecie...

Jacek był oczarowany autostopowiczką

Więcej niż sądzisz, skarbie, pomyślałem. Może brak mi artystycznej wrażliwości, ale znam się na ludziach. Wyczuwam fałsz na kilometr. Ale naiwny Jacek łyknął bajeczkę.

– A to drań! – oburzył się. – Nie wszyscy faceci są tacy, na przykład my... – Tu dopełnił prezentacji i wszystko jej wygadał, jak się nazywamy, gdzie pracujemy, skąd i dokąd jedziemy. Nawet wujostwu nie darował, piejąc, jacy to wspaniali, dobrzy ludzie.

– To może i mnie przyjmą pod swój dach, choć na jedną noc? Nie chcę się narzucać, ale nie mam gdzie się podziać.

– Pewnie! Prawda, Leszek? Nie opuścimy dziewczyny w potrzebie!

Wzruszyłem ramionami. Nie wątpiłem w gościnność wujostwa, zresztą zaczynało się zmierzchać, a ja robiłem się coraz bardziej głodny. Skręciłem z szosy w zjazd prowadzący do leśniczówki. Luka, mądry wilczur, na widok Nataszy wysiadającej z auta zjeżył się i zaczął szczekać.

– Przymknij się, durnoto! Co ty, przyjaciół nie poznajesz?

Wuj wyszedł z domu. I ruszył do nas z otwartymi ramionami. Zaraz za nim wybiegła Marysia i rzuciła mi się na szyję. Jacek tonął w objęciach gospodarza. Ciotka stała na ganku, machając do nas wesoło. Ponad głową Marysi dostrzegłem Nataszę, przyglądającą się rodzinnej scence z krzywym uśmieszkiem. Pewnie nie lubiła pozostawać na uboczu. A może nieco obawiała się Luki, który nieufnie obwąchiwał jej stopy.

Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie. Najpierw był szybki ruch kolorowej tenisówki, a potem Luka ugryzł Nataszę w nogę. W tej kolejności. Musiała kopnąć psa, bo inaczej by nie zaatakował.

– Luka! – krzyknął wuj. Podbiegł do psa i złapał go za obrożę. – Co cię napadło? Przepraszam, w życiu nikogo nie ugryzł. Zranił cię? – zwrócił się do Nataszy.

– Nie, chyba nie... – szepnęła zbolałym głosem, chowając się za Jackiem, który opiekuńczo objął ją ramieniem.

Mnie nie oszukała

Dostrzegłem skryte zadowolenie w jej oczach, gdy leśniczy uwiązał Lukę przy budzie. Już nie miałem wątpliwości, że kopnęła psa celowo. Tylko po co? Żeby zwrócić na siebie uwagę?

– Co za wstyd! – biadoliła ciotka. – Proszę, wejdźmy do środka. Obejrzyjmy ranę.
Wkrótce okazało się, że kosztem jednego małego ugryzienia Natasza zyskała całkiem sporo. Wujostwo uznało, iż w ramach zadośćuczynienia poszkodowana może się u nich zatrzymać. Dostanie pokój gościnny, my z Jackiem powędrujemy na stryszek.

– Cudownie! – ucieszył się mój ufny przyjaciel. – Zostań przez tydzień, tak, jak my. Potem wspólnie wrócimy do Poznania.

Natasza z ociąganiem się zgodziła; jakby naprawdę trzeba ją było przekonywać. Jeszcze godzinę temu stała na drodze, szukając okazji. Teraz wraz z nami zasiadała do suto zastawionego stołu. A jaka była słodka! Ciotka puchła z dumy, słuchając jej zachwytów nad pasztetem z zająca. Wuj, patriota lokalny, podkręcał z zadowoleniem wąsa, gdy stwierdziła, że Kaszuby to raj na ziemi.

Nawet Marysię obłaskawiła, żartując, iż pewnie w szkole nie może opędzić się od chłopców. Od nadmiaru słodyczy niedobrze się robiło, ale tylko mnie. Jacek gapił się na nią maślanymi oczami. A ona, niby mimochodem, wciąż dotykała jego ramienia. Przypominała łaszącego się kota. Wyczuwałem poważne kłopoty.

Po kolacji parka wybrała się na spacer w świetle księżyca. Przy stole ziewałem, ale teraz nie mogłem zmrużyć oka. Czekałem. Musiałem pogadać z Jackiem, ostrzec go. Wreszcie wrócił, cały rozmarzony.

– Chyba się zakochałem... – wyznał.

– Żartujesz? – prychnąłem. – Nic o niej nie wiesz. Wciska głodne kawałki, które nie trzymają się kupy, a ty wierzysz. Trzepotała rzęsami, przymilała się cały wieczór i już cię omotała?

Zachichotał.

– Wiesz, przewidziała twoją reakcję. Jesteś zazdrosny. Zwykle na ciebie lecą najładniejsze dziewczyny.

– Nawet za dopłatą bym jej nie wziął! Specjalnie kopnęła Lukę, żeby ją ugryzł. W ten sposób zapewniła sobie metę!

– Tylko siebie posłuchaj...

– Proszę, zaufaj mi. Znamy się przecież nie od dziś. Uważaj z nią. To cwaniara.

– Bo chce, bym pomógł jej dostać się na studia? Z przyjemnością... – uśmiechnął się. – Artystyczne dusze powinny się wspierać.

– Błagam cię! To zwyczajna pijawka, wyssie cię do cna.

– Niby z czego? Gdyby zależało jej na kasie, ciebie wzięłaby na cel, prawda? Daj spokój, Leszek. Jeżeli nie potrafisz się cieszyć moim szczęściem, przynajmniej nie przeszkadzaj. Oboje cię o to prosimy.

No i mnie załatwiła

Teraz wszystko, co powiem przeciw niej, zostanie wzięte za zazdrość lub złą wolę. A to ona była zła. Miałem graniczące z pewnością przeczucie, że Jacek będzie cierpiał przez tę dziewuchę. Bałem się też, że stracę przez nią przyjaciela. I nie myliłem się.

Odseparowała go ode mnie, oplotła niczym trujący bluszcz. Całymi dniami sam łowiłem ryby, a oni albo włóczyli się po lesie, albo zamykali w jej pokoju. Niby na lekcje rysunku. Raczej na dalsze mieszanie Jackowi w głowie. Nie wtrącałem się, bo chłopak cieszył się, jakby Pana Boga za nogi złapał, a wujostwo wiernie kibicowało rodzącemu się uczuciu. Jednak nie wytrzymałem, gdy pod koniec tego fatalnego urlopu Jacek napomknął o zmianie pracy. Z bólem serca patrzyłem, jak mój przyjaciel oddala się ode mnie

– Powinienem się rozwijać. Dorosnąć. Nie można całe życie robić kreskówek.

– A niby czemu nie? Przecież to kochasz.

– Ale mało zarabiam. Grafik w agencji reklamowej ma więcej.

– To jej pomysł, tak? – warknąłem. – Nie widzisz, co ona ci robi, jak cię zmienia?

Raczej otwiera mi oczy. Na przykład na to, jaki jesteś. Zawistny i dominujący. Proszę, skończmy tę rozmowę, nim obaj powiemy za dużo i będziemy żałować.

Ale już się stało, straciłem jego zaufanie. Więc odpuściłem i z bólem serca patrzyłem, jak mój przyjaciel oddala się ode mnie. Ostatnie dwa dni prawie nie rozmawialiśmy. Gdy zjawiał się na stryszku, bez słowa kładł się spać. Natasza triumfowała. Nic ostentacyjnego, ale za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały – uśmiechała się. Samymi ustami. Oczy pozostawały zimne. Tylko jednego nie mogłem pojąć: po co jej Jacek?

Odwiozłem ich do Poznania

Jacek usiadł z tyłu razem z Nataszą i całą drogę gruchali, omawiając jej przeprowadzkę do niego. I wtedy pojąłem. Panna szukała mety na dłużej, nie na jeden tydzień. Akcję przeprowadziła po mistrzowsku. Musiała mieć wprawę w żerowaniu na łatwowiernych, wrażliwych facetach. Jednak nic nie mogłem zrobić, aby powstrzymać kumpla od popełnienia największego błędu w życiu.

– To co, zdzwonimy się jakoś? – spytałem.

– Jakoś – odparł, nie patrząc na mnie. Przykre skrępowanie wkradło się między nas. Obaj wiedzieliśmy, że żaden nie zadzwoni, coś się popsuło na dobre.

A jednak się odezwał. Po roku. Ledwo poznałem go po głosie, zmęczonym i zachrypniętym, jakby pił całą noc.

– Jeżeli wyglądasz tak, jak mówisz, wzywam pogotowie – zażartowałem.

– Jeszcze żyję, ale co to życie... – westchnął. – Praca w reklamie to nie moja bajka. Co do Nataszy też się nie myliłeś. Ciesz się, wyszło na twoje. Teraz pewnie udaje studentkę polonistyki, bo facet, którego wzięła na cel, to pisarz. Zostawiła mnie, gdy zacząłem napomykać o ślubie.

Przykre, rzeczywiście – mruknąłem bez cienia satysfakcji.

– A wiesz, czemu znalazła się wtedy sama na drodze? Bo ten niby drań dopiero w połowie trasy przyznał się, że wiezie ją do rodziców, by przedstawić jako swoją narzeczoną. Więc kazała się wysadzić. A potem złapała nową okazję. Boże, okazałem się totalnym idiotą! – zaśmiał się ponuro.

– Bywa, stary. Mam piwo, jakiś film, może wpadniesz?

Ucieszyłem się, gdy nie odmówił.

Czytaj także:
„Fryzjerka plotkowała o romansie klientki z żonatym facetem. Przycisnęłam ją i okazało się, że lowelasem jest mój mąż”
„Żadna kobieta nie chce być moją żoną. Uciekają, bo w pracy maluję zmarłych. A przecież to zawód jak każdy inny”
„Syna odwiedzamy w więzieniu, a wnuczkę nam odebrano. Wychowaliśmy damskiego boksera, który osierocił własne dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA