„Kradłem dziecku pieniądze, żeby mieć na używki. Byłem wściekły, gdy sąsiedzi wezwali do nas opiekę społeczną”

Moja dziewczyna nie chciała ciąży fot. Adobe Stock, Paolese
„Myśleliśmy, że to pomyłka. Przecież nie byliśmy patologią! Nikt nikogo nie bije, Monika pracuje, dziadek pomaga, jak może, dziecko zadbane, ja mam przejściowe kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia, czasem wypiję, ale… Tak się tłumaczyliśmy. Sobie i ludziom, którzy do nas przyszli, żeby odebrać nam Jacusia”.
/ 27.02.2023 19:15
Moja dziewczyna nie chciała ciąży fot. Adobe Stock, Paolese

Dzieci powinny uczyć się na błędach rodziców. Mnie się nie udało. Ojciec alkoholik, jak to gadają ludzie we wsi, „skończył pod płotem”. Nie dosłownie, ale sąsiedzi wiedzą lepiej. W końcu od wielu lat popadał w ciągi, nie pracował. Gdy był na głodzie, znikał z domu, a wtedy matka go szukała. Znajdowała go w pobliżu melin: pod sklepem, w rowie albo na ławce w miejskim parku. Musiała go bardzo kochać, jakąś chorą, ślepą miłością, bo innego wytłumaczenia nie znajduję. To ona harowała, by utrzymać całą rodzinę, i jeszcze miała czas i ochotę na szukanie męża.

– Mam nadzieję, że coś do ciebie dotrze i nie skończysz jak on – powiedziała mi matka po pogrzebie; fakt, ja też za kołnierz nie wylewałem.

Niestety, niewiele do mnie dotarło

Uważałem, że jestem silniejszy, że dam sobie radę, że ja, w przeciwieństwie do starego, umiem pić. Geny. Najłatwiej wszystko wytłumaczyć genami, a nie tym, że nie potrafiłem odmówić, gdy częstowali. Szybko poszło. Chyba nawet szybciej niż w wypadku ojca. On przynajmniej miewał dość długie okresy bez picia i wówczas był gospodarzem jak się patrzy, złotą rączką, mechanikiem, elektrykiem, hydraulikiem. W domu wszystko umiał zrobić sam. Ale gdy zwolnili go z pracy w elektrowni, już nigdy żadnej stałej roboty nie znalazł. Nawet nie szukał. Wiedział, że nie dostanie takiej pracy, w której pozwolą mu pić, do której nie przyjdzie, gdy się uchla, a mimo to mu zapłacą. Przynajmniej w tej kwestii wykazywał się trzeźwym spojrzeniem. Gdy nie był pijany, matka tak się cieszyła, że nigdy nie poruszała tematu – nie prosiła, by wziął się do roboty i odciążył ją nieco w utrzymaniu domu.

W międzyczasie zdążyłem się ożenić. Wszystko odbyło się standardowo. Panna młoda z brzuchem, farmazony wygłoszone przez księdza w kościele, weselisko i wspólne życie pod jednym dachem z moimi rodzicami i dziadkiem. Dopóki miałem pracę w pobliskiej stolarni, jakoś się to wszystko kulało. Monika po odchowaniu Jacka, zatrudniła się jako ekspedientka; z dwiema wypłatami funkcjonowaliśmy całkiem dobrze, pracowaliśmy na zmiany, zawsze ktoś mógł się zająć dzieciakiem. Gdy matka pracowała, a ojciec wybywał z domu w pijackim amoku, zawsze w odwodzie pozostawał dziadek. Mogłem sobie wypić i zapalić, a co najważniejsze, były na to pieniądze. I był czas na wytrzeźwienie przed wyjściem do pracy. Ale się skończyło. Ojciec umarł, matka półtora roku później poznała sympatycznego wdowca i się do niego wyprowadziła. Monika miała o to wielkie pretensje, zupełnie jakby pięćdziesięcioletnia kobieta nie miała już prawa do szczęścia. Mama w ogóle się tym nie przejęła.

– Co wy sobie wyobrażacie? Że mi będziecie warunki dyktować, co mi wolno, a co nie? Dom jest mój, przypominam, zawsze mogę tu wrócić, jeśli mi nie wyjdzie. A wy musicie sobie radzić sami. Pora dorosnąć.

Mimo tego odgrażania się, nadal nam pomagała

Na szczęście zamieszkała niecałe trzydzieści kilometrów od nas i była na każdy telefon. Wszędzie zawiozła, przywiozła, zajęła się Jackiem. Ja straciłem prawo jazdy, gdy policjanci skontrolowali mnie i wszyło, że siadłem za kółko po spożyciu. Stare auto straciło rację bytu, więc je sprzedałem. Do pracy przychodziłem już w stanie wskazującym, szef chciał mi jakoś pomóc, ale skończyło się na trzech ostrzeżeniach.

– Radek – mówił – pij, jak chcesz, ale potem idź spać i w poniedziałek staw się w robocie trzeźwy. Bo mi ludzie głowę suszą…

Niby rozumiałem, ale w końcu rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron. Mój fart, bo wystarczyło dowolnego dnia wziąć mnie na alkomat i szef mógłby mnie wywalić dyscyplinarnie bez mrugnięcia okiem. Na zasiłku jeszcze było za co pić. Gdy się skończył, zaczęły się schody. Z pensji Moniki brakowało na papierosy i alkohol, Jacek poszedł do przedszkola, rósł jak na drożdżach, w kółko wydatki, wydatki… Dziadek z głodowej emerytury pomagał, ile mógł, ale na alkohol dawać nie chciał.

– Oj, Radziu, śmierć ojca nie otworzyła ci oczu? – żalił się. – Pomyśl o Jacusiu, o sobie, chcesz mu zgotować to, co ojciec tobie?

Gderanie starego zgreda. Tak to traktowałem. Alkoholowy głód rządził mną zamiast rozsądku. Co się dało, wyniosłem z obejścia i sprzedałem na złom. Stare silniki, nieużywane narzędzia, rowery, naczynia. Najmowałem się u sąsiadów do dorywczych prac za stawkę „na dwa piwa”. I jechałem do sklepu na rowerze, którego nie sprzedałem, żeby jak najszybciej się napić. Ale to jeszcze nie był upadek, naprawdę! Nie było upadkiem wynoszenie na handel sprzętów domowych, podkradanie dziadkowi drobnych, awantury w markecie, w którym pracowała Monika, żeby dała mi jakieś pieniądze. Nawet nie myślałem, jaki wstyd jej przynoszę. Jeszcze miałem do żony pretensje o własny nałóg.

Gdyby ci na mnie zależało, tobym się leczył! – bełkotałem.

Najgorsze, że Monika, kiedy udawało nam się wyprawić Jacka do mojej matki albo siostry, sama sięgała po kieliszek. Niby symbolicznie, ale zaczęła w ten sposób odreagowywać stres. Odwrotnie niż matka, która brzydziła się alkoholem w każdej postaci i nawet sylwestrową lampkę szampana piła jak za karę. Jacka od małego najbardziej interesowały młotki, śrubokręty, wiertarki. Drżał z ekscytacji, gdy dostał zabawkowy zestaw narzędzi, i bawił się nimi godzinami.

Mówił, że jak dorośnie, zostanie mechanikiem

A ja w końcu zacząłem to wykorzystywać, w bardzo podły sposób. Po prostu obiecywałem dziecku, że dam mu się pobawić prawdziwą wiertarką albo szlifierką, jeśli tylko da mi pięć złotych ze swojej skarbonki. Krewni zawsze dawali Jackowi jakieś drobniaki, które ciułał w plastikowej śwince. W ten sposób mój synek mógł się pobawić dorosłymi narzędziami, a ja miałem na dwa albo trzy piwa. Nawet nie myślałem, że może zrobić sobie krzywdę, że po pijaku nie dam rady go upilnować. Musiał się o tych „zabawach” wygadać babci, bo matka naskoczyła na mnie i zabroniła użyczać Jackowi jakichkolwiek narzędzi.

– Oszalałeś! – syczała. – A jakby podłączył wiertarkę do prądu? Gdzie ty masz głowę, idioto?!

Nie myślałem o tym, liczyło się tylko pragnienie. Kiedyś sam zaproponowałem Jackowi, że wezmę go na dach domu, jeśli oczywiście mi zapłaci. Bardzo mu się to spodobało i przez strych wystawiłem go na dach, żeby poobserwował okolicę. Wszedłem za nim i niby go pilnowałem – ale że sam wtedy nie zleciałem na ziemię, to cud. Te nasze niebezpieczne zabawy trwały do czasu… Nie mieszkaliśmy na odludziu, tylko na wsi niedaleko miasteczka, gdzie po dwóch stronach szosy ciągnęły się budynki i niewiele było miejsca na prywatność. Ktoś musiał zobaczyć mnie z dzieciakiem na dachu, ktoś musiał widzieć, jak sześciolatek paraduje po podwórzu ze szlifierką, siekierką albo młotkiem. Snując się pijany po ulicy, też nie stawałem się niewidzialny. Nieodrodny syn swego ojca, który przez lata dokładnie tak samo zataczał się na oczach miejscowych.

Aż tu któregoś dnia zjawili się nieproszeni goście

Zbaraniałem. Jakaś urzędniczka, policjant i mężczyzna w stroju sanitariusza. Myśleliśmy, że to pomyłka. Przecież nie byliśmy patologią! Nikt nikogo nie bije, Monika pracuje, dziadek pomaga, jak może, dziecko zadbane, ja mam przejściowe kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia, czasem wypiję, ale… Tak się tłumaczyliśmy. Sobie i ludziom, którzy do nas przyszli, żeby odebrać nam Jacusia. Normalnie jakby szło o wywiezienie śmieci! Urzędniczka odczytała jakieś pismo, z którego wynikało, że dziecko jest narażone na utratę zdrowia i życia, że jest pozbawione opieki, sąsiedzi widują je z niebezpiecznymi narzędziami, a ojciec raz wystawił syna na dach, ryzykując jego upadek lub śmierć. Słuchaliśmy tego jak zaczadzeni. Monika płakała, dziadek próbował coś wyjaśniać, ale z miejsca go usadzili – dziecko może być przekazane najbliższym krewnym, ale niezamieszkującym we wspólnym gospodarstwie domowym, poza tym jako osiemdziesięciolatek nie jest w stanie zapewnić dziecku właściwej opieki. Wśród okropnych krzyków zabrali nam Jacusia i odwieźli do placówki opiekuńczo-wychowawczej.

Od razu zaczęliśmy wydzwaniać po matkę, żeby ratowała nasze dziecko i nas. Matka się popłakała, ale powiedziała coś strasznego:

Doigraliście się.

To było jak policzek. Jak seria policzków. Wytrzeźwiałem momentalnie, po raz pierwszy od bardzo dawna całkowicie. Zaczęliśmy batalię z urzędami o odzyskanie opieki nad Jackiem. Podania, prośby, prawnicy, wizyty w urzędach. Zawziąłem się na tyle, że postanowiłem nie pić, ale organizm się buntował. Nie raz i nie dwa myślałem, że nie dam rady. Ale gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że bez abstynencji nie odzyskam syna. Trochę pomógł szpitalny detoks, mogłem zamachać urzędnikom przed oczami papierem, że podjąłem leczenie. Wiem, że jeśli wypiję kieliszek, będę pić dalej. Przestrzegam, kogo mogę, przed piciem, ale nikt nie traktuje mnie poważnie, bo od lat nie zasługuję na takie traktowanie.

Początkowo czuliśmy się jak ofiary

Ofiary bezdusznego systemu, który na podstawie anonimowego donosu może pozbawić nas dziecka, ot tak, od razu. Dopiero potem dotarło do nas, że ofiarą jest nasz synek. Niewinną i nierozumiejącą, co się właściwie stało. Ile nocy przepłakał w ośrodku? Jak wielkie piętno odciśnie na nim pobyt z dala od rodziny? Możemy go widywać i to jest dla nas najważniejsze. Na razie wszystko zmierza ku dobremu i mamy nadzieję, że Jacuś wróci do domu już na święta. Tylko nie wiem, czy z radości nie upiję się wtedy do nieprzytomności. I wszystko zacznie się od nowa… 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA