„Koleżanki w pracy zazdrościły mi awansu. A teraz solidnie zapłacą za plotkowanie na prawo i lewo”

kobieta w biurze fot. Adobe Stock, baranq
„– Dobra, dobra, daruj sobie te kłamstwa! – syknęła. –Jak nie chcesz powiedzieć, to nie, bez łaski. Ale nie traktuj nas jak idiotki! Zawsze jak coś łączą, to i redukują. I to nie tylko na kierowniczym szczeblu. Szefowa nowego działu powinna w końcu o tym wiedzieć, prawda? – spojrzała znacząco na dziewczyny, a te jej przytaknęły”.
/ 11.12.2024 14:39
kobieta w biurze fot. Adobe Stock, baranq

Od prawie pięciu lat pracuję w tej samej firmie. Do niedawna siedziałam w pokoju z czterema koleżankami. Choć każda z nas była charakterna, doskonale się dogadywałyśmy. Gawędziłyśmy na prywatne tematy, zwierzałyśmy się sobie z problemów, a jeśli trzeba było, pomagałyśmy jedna drugiej. Jak któraś chciała się urwać wcześniej, inne kończyły za nią robotę.

Coś wisiało w powietrzu

Miasto było tego dnia koszmarnie zakorkowane, więc spóźniłam się do pracy prawie pół godziny. Normalnie dziewczyny witały mnie wtedy żartami. Śmiały się, że pewnie znowu zapomniałam włączyć budzik albo stałam zbyt długo przed lustrem, próbując zrobić się na bóstwo. Tamtego dnia siedziały jednak cichutko jak myszy pod miotłą.

– Hej, dziewczyny, dlaczego jesteście takie nabzdyczone? – zdziwiłam się.

Spojrzały na mnie ze współczuciem.

– Dyrektor cię wzywa… – usłyszałam w odpowiedzi. – Sekretarka dwa razy już dzwoniła i pytała, kiedy będziesz – wyjaśniła Kaśka, a pode mną ugięły się nogi.

– Nie mówiła, o co chodzi? – zapytałam.

– Niestety nie, ale przyjaznego głosu nie miała… – stwierdziła.

– No cóż, idę… – wykrztusiłam. – Co ma być, to będzie – westchnęłam.

Do gabinetu szefa szłam jak na ścięcie. Spodziewałam się najgorszego. Od pewnego czasu po firmie krążyły plotki, że szykuje się reorganizacja, a więc będą zwolnienia. Byłam pewna, że dostanę wypowiedzenie. Co prawda wydawało mi się, że moje notowania u szefostwa ostatnio bardzo wzrosły, ale staż pracy miałam najkrótszy ze wszystkich w dziale. A takich zawsze pozbywają się w pierwszej kolejności.

Dostałam awans

Na myśl, że znowu będę musiała biegać po mieście i szukać sensownej pracy omal się nie rozpłakałam. Tymczasem dyrektor przyjął mnie bardzo serdecznie. Nie ochrzanił za to, że się spóźniłam. Ba, zaproponował nawet kawę oraz ciasteczka i jeszcze zapytał z troską w głosie, czy dobrze się czuję.

– Ma pani bardzo niewyraźną minę – wyjaśnił, widząc moje spojrzenie.

Nie ukrywam zbiło mnie to z tropu.

– Wszystko w porządku, trochę boli mnie głowa – skłamałam, ponieważ nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Ale jest pani w stanie zebrać myśli?

– Oczywiście. A o co chodzi? – odparłam.

– Otóż pani Sylwio, pod koniec bieżącego miesiąca łączymy kadry z księgowością i tworzymy całkiem nowy dział. Chcę, żeby pani nim pokierowała – wypalił, a ja aż podskoczyłam z wrażenia.

– Zaraz, zaraz, proponuje mi pan awans? – nie mogłam uwierzyć.

– Tak. Obowiązków będzie więcej, ale wierzę, że sobie pani poradzi. Oczywiście wiąże się to również z podwyżką. Proszę się zastanowić i najpóźniej jutro dać mi odpowiedź, czy się pani zgadza. Bo jeśli nie, to…

Oczywiście, że się zgadzam! – wpadłam mu słowo. – I obiecuję, że pana nie zawiodę, panie prezesie! – zapewniłam.

– Świetnie! W takim razie jutro omówimy szczegóły. A na razie proszę wybaczyć. Mam za chwilę ważne spotkanie – odprowadził mnie do drzwi.

Do działu wróciłam jak na skrzydłach. Jeszcze kilka minut temu spodziewałam się zwolnienia, a tu taka niespodzianka! Natychmiast opowiedziałam o wszystkim koleżankom. Byłam pewna, że się ucieszą. Byłyśmy przecież przyjaciółkami.

Wszyscy patrzą na mnie jak wroga

Tymczasem dziewczyny nie odezwały się słowem. Wbiły oczy w ekrany komputera i udawały, że ciężko pracują. Poczułam się naprawdę zawiedziona.

– No co jest z wami? Nie cieszycie się, że jednak zostaję? – zapytałam.

– Cieszymy się, oczywiście, że się cieszymy – mruknęła w końcu Kaśka.

– Na pewno? Bo macie takie miny, jakbym wam ojca gitarą zabiła – zdenerwowałam się. Kaśka wstała zza biurka.

– A co myślałaś, że ci się na szyję rzucimy z radości? Skoro ty zostajesz, a na dodatek zostałaś awansowana, to znaczy, że poleci któraś z nas. Tylko ciekawe która? – świdrowała mnie wzrokiem.

– Czego się tak na mnie gapisz? Przecież to nie zależy ode mnie. O wszystkim decyduje dyrektor. A poza tym skąd wiesz, że któraś z was zostanie zwolniona? Przecież my już jesteśmy właściwie po reorganizacji. Łączą nas z kadrami i tyle. Reszta zostaje po staremu – próbowałam studzić emocje, ale Kaśka nie odpuszczała.

– Dobra, dobra, daruj sobie te kłamstwa! – syknęła. –Jak nie chcesz powiedzieć, to nie, bez łaski. Ale nie traktuj nas jak idiotki! Zawsze jak coś łączą, to i redukują. I to nie tylko na kierowniczym szczeblu. Szefowa nowego działu powinna w końcu o tym wiedzieć, prawda? – spojrzała znacząco na dziewczyny, a te jej przytaknęły.

Miałam tego dość.

– Może i powinna, ale ja nic nie wiem! – krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.

Zrobiło mi się przykro

Pomyślałam, że jeszcze nie dostałam na piśmie nowego angażu, a już wszyscy patrzą na mnie krzywo i traktują jak wroga. Do domu wróciłam w paskudnym nastroju. Opowiedziałam mężowi o awansie i o tym, jak zachowały się koleżanki.

– Wiesz co? Teraz zaczynam żałować, że zgodziłam się pokierować tym nowym działem. Czuję, że narobię sobie przez to wrogów. Może lepiej pójdę jutro do dyrektora i powiem, żeby poszukał kogoś innego? – zastanawiałam się głośno.

Mąż spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– Ani mi się waż! Ten awans należy ci się jak psu buda! – stwierdził. – A dziewczynami się nie przejmuj! Zazdroszczą ci i dlatego gadają głupoty! – dodał.

– Tak myślisz?

– No pewnie! Ale nie martw się. Jak już się oswoją z nową sytuacją, to wszystko wróci do normy – tłumaczył.

Pomyślałam, że mąż ma rację. Przecież ja też pewnie byłabym zazdrosna, gdyby awansował ktoś inny. Dlaczego oczekiwałam, że one zachowają się inaczej?

Znów były miłe

Przez tydzień miałam w pracy prawdziwe urwanie głowy. Przenosiłam się do własnego gabinetu, zapoznawałam się z nowymi obowiązkami. Nie miałam czasu na towarzyskie pogawędki. Kiedy już jednak ogarnęłam się, postanowiłam pogadać z dziewczynami. Chciałam sprawdzić, czy mąż miał rację i jak już trochę ochłonęły i przemyślały sprawę, to złość im przeszła. Przygotowałam pięć kubków kawy i wparowałam do swojego starego pokoju.

Koleżanki bardzo się ucieszyły.

– Fajnie, że jesteś! – niespodziewanie dla mnie pierwsza przywitała mnie Kaśka.

– Naprawdę się cieszysz? – zapytałam, robiąc zdziwioną minę.

– O rany, wiem, o co ci chodzi – jęknęła. – Przepraszam za te głupie gadki po twoim awansie. Ale sama rozumiesz… To wszystko przez nerwy, wszystkie siedziałyśmy jak na szpilkach. Wiedziałyśmy, że coś się szykuje, a ja nakręciłam się jak jasna cholera, byłam przekonana, że wylecę. Pozostałe dziewczyny też miały takie obawy. Zazdrościłyśmy ci, że ty możesz spać spokojnie – tłumaczyła zawstydzona.

– Dobra, kochana, zapomnijmy o tym. Co było, a nie jest, nie piszę się w rejestr – uśmiechnęłam się.

– Czyli co, przyjaciółki jak dawniej? – dopytywała się jeszcze Kaśka.

– No prawie. Bo jak będziecie się lenić, to przypomnę sobie, że jestem waszą szefową i porządnie dam wam do wiwatu – puściłam do nich oko.

Nie ukrywam, że bardzo zależało mi na przyjaźni z dziewczynami i byłam szczęśliwa, że udało się ją uratować. Następne dni upłynęły w spokoju. Coraz lepiej radziłam sobie z nowymi obowiązkami, a koleżanki starały się jak nigdy. Kiedy tylko o coś poprosiłam, natychmiast wykonywały moje polecenia. Cieszyłam się, że nasza współpraca układa tak się wspaniale. Niestety jakoś w połowie ubiegłego tygodnia moja radość się skończyła. To było wczesnym rankiem. Ledwie pojawiłam się w firmie, kiedy zadzwoniła do mnie sekretarka dyrektora.

Byłam w szoku

– Szef na panią czeka. Proszę przyjść natychmiast – powiedziała do słuchawki.

Tym razem nie szłam jak na ścięcie. Spodziewałam się, że dyrektor chce po prostu zapytać, jak się odnalazłam w roli kierowniczki. Kiedy jednak weszłam do gabinetu, od razu zorientowałam się, że chodzi o coś innego. Szef się nie uśmiechał, nie zaproponował mi kawy ani ciasteczek.

– Pani Sylwio, musi pani zwolnić dwie osoby ze swojego starego działu. Do końca miesiąca – oświadczył bez zbędnych wstępów. Oniemiałam. A więc Kaśka i Marlena miały rację. Jak coś łączą, to i redukują…

– Ale panie dyrektorze? Jak to? Nie poradzimy sobie w mniejszym składzie – zaprotestowałam, kiedy już ochłonęłam.

Poradzicie sobie, ograniczamy produkcję i zwalniamy część robotników, więc będziecie miały mniej pracy – wyjaśnił.

– Ale… Ja nie potrafię – wykrztusiłam. – Jestem zaprzyjaźniona z dziewczynami. To dla mnie za trudna decyzja – wyjaśniłam.

– Nie zamierzam tego słuchać – spojrzał na mnie groźnie. – Proszę wykonać polecenie. Taka jest rola szefa. Czasem musi podejmować trudne decyzje – odparł i zaczął przeglądać papiery na biurku. To był znak, że rozmowę uznaje za zakończoną.

Od tamtej pory boli mnie głowa. Nie wiem, jak powiedzieć dziewczynom o zwolnieniach i którym wręczyć wypowiedzenia. Wychodzi na to, że zapłacą za swoje zachowanie, choć wcale tego nie chcę. 

Sylwia, 34 lata

Czytaj także: „Tuż przed Świętami moje małżeństwo było kruche jak bombka choinkowa. Wszystko zmienił jednak sprytny plan teścia”
„Romanse w sieci są jak otwieranie prezentów pod choinką. Nigdy nie wiadomo, czy trafi się tanie skarpety, czy brylant”
„Znalazłam rachunek za francuskie perfumy w kieszeni męża. Na próżno szukałam ich pod naszą choinką w Wigilię”

Redakcja poleca

REKLAMA