„Koleżanka z pracy ma obsesję na punkcie swojej wnuczki. Lubimy dzieci, ale ileż można słuchać zachwytów nad obcym bachorem?”

Koleżanka z pracy ma obsesję na punkcie swojej wnuczki fot. Adobe Stock, Andrey Popov
„Ja rozumiem, że młodej matce może odbić na punkcie potomstwa, wiadomo, oksytocyna, hormony, fizjologia po prostu. Ale babci? Opowieści, co Esterka powiedziała, jak pięknie tańczyła do muzyki z telewizora, nauczyła się wierszyka… Wystarczyło powiedzieć cokolwiek, a Anka już zmieniała temat i płynęła opowieść, jaka Esterka jest mądra”.
/ 01.03.2023 15:15
Koleżanka z pracy ma obsesję na punkcie swojej wnuczki fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Znamy się jak łyse konie, no, może poza Malwinką, która pracuje z nami dopiero trzeci rok, i w zasadzie traktujemy ją trochę jak maskotkę. Młodej to nie przeszkadza, zresztą, co ma do powiedzenia, będąc skazana na towarzystwo pań w wieku swojej matki? Zjada co do okruszka przyniesione przez nas ciasta, radzi się w sprawach biurowych, w zamian serwując nam od czasu do czasu cuda na kiju w rodzaju sushi albo prezentując którąś z miliona funkcji w swoim smartfonie.

W każdym razie pracuje nam się razem fajnie

Pogadać jest o czym, a nawet czasem wspólnie wyskakujemy do kina czy na wystawę. W zasadzie powinnam opisywać to w czasie przeszłym, bo od jakiegoś roku wszystko się zmieniło za sprawą Anki. Któregoś dnia przyszła rozgorączkowana i w wypiekach:

– Dziewczyny! – oznajmiła już od progu. – Mój Radzio z żoną i Esterką wracają na stałe do Polski. Będę w końcu pełnoetatową babcią!

– Jeszcze ci to bokiem wyjdzie – zaśmiałam się, a dziewczyny pokiwały głowami zgodnie. – Mam nadzieję, że nie będą z tobą mieszkać?

– Mają wynajmować, gdy ja się obijam po pustej piętrowej chałupie?

– Nie lepiej sprzedać dom i kupić dwa mieszkania? – przytomnie zauważyła Młoda. – Ja bym nie chciała mieszkać z moją mamą, jak wyjdę za mąż. Na swoim zawsze najlepiej.

– Pogadamy, gdy znajdziesz chłopa – Anka wzruszyła ramionami. – Ja jestem szczęśliwa, że będą blisko.

No nie wiem… Przez pół roku mieszkała u nas córka z mężem i było to bardzo męczące. Nie, żeby się kłócili ze sobą czy z nami, ale jednak człowiek potrzebuje prywatności. Jak chciałam chłopa do pionu ustawić, musiałam to robić szeptem i w łazience! Byłam pewna, że i Ance entuzjazm ostygnie, w końcu ma swoje zainteresowania, poczytać lubi, do tego robi dekupaż… Jak jej pięciolatka wparuje w te butelki, kleje i serwetki, to kamień na kamieniu nie zostanie! Spodziewałam się narzekania i częstszych wspólnych wyjść po pracy, jednak rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza. Zaczęło się niewinnie, od pokazywania zdjęć.

– Patrzcie, jaka moja Esterka śliczna! – każdego ranka Anka podtykała nam telefon pod nos. – Ma oczy jak Elizabeth Taylor, prawda?

– A kto to jest? – pytała Malwinka.

No, żeby takich rzeczy nie wiedzieć? Potem zaczynały się opowieści, co Esterka powiedziała, jak pięknie tańczyła do muzyki z telewizora, nauczyła się wierszyka „Polak mały”… W końcu któraś z nas rzucała hasło, że czas się brać za pracę, i Anka siłą rzeczy milkła, ale nie na długo. Wystarczyło wyjąć czekoladki, a już płynęła opowieść, jaka Esterka jest mądra. Za każdym razem, gdy zje coś słodkiego, sama, bez napominania, biegnie do łazienki umyć zęby.

– I efekty widać: ma ząbki jak z reklamy! – cieszyła się babcia.

Nie było tematu, którego nie potrafiłaby przekierować na jedyny, który ją interesował, nawet gdy poprosiłam ją o przepis na bigos, musiała mi wytłumaczyć, że został właśnie zmodyfikowany, bo Esterka nie lubi grzybków. I jaką wersję chcę, tradycyjną czy nową?

– Druga jest o niebo lepsza, wnusia ma świetne pomysły kulinarne, „MasterChefa” wygrałaby w cuglach! A w ogóle, wczoraj lepiłyśmy pierożki, i aż się wierzyć nie chce, jakie to dziecko ma zdolności manualne. Pięć lat, a pierożki idealne jak spod sztancy, jeden w drugi! – piała.

Malwinka mi się zwierzyła, że już ma traumę…

Ostatnio, gdy weszła do kawiarni z koleżanką i chciała się do nich dosiąść pani z dzieckiem, to skłamała, że czekają na kolegę.

– Musimy coś wymyślić, pani Elu – prawie się rozpłakała. – Mnie się już opowieści o małym geniuszu śnią po nocach!

– Spokojnie, dziewczyno – pocieszyłam ją. – Przejdzie jej.

Mijał jednak czas i wcale nie było lepiej, wręcz przeciwnie. Ja rozumiem, że młodej matce może odbić na punkcie potomstwa, wiadomo, oksytocyna, hormony, fizjologia po prostu. Ale babci? Tego się absolutnie nie da naukowo wyjaśnić! Mam tego dość. Doszło do tego, że właściwie wcale nie rozmawiałyśmy w pracy. Miało to swoje dobre strony, bo nadrobiłyśmy wszystkie zaległości, choć ogólnie zrobiło się dość sztywno, bo i jak inaczej, skoro na każde zagajenie Anki o wnuczce, każda z nas odpowiadała, że musi się skupić na fakturach? W ostatni poniedziałek jednak Malwinka przyszła bardzo podekscytowana, bo w sobotę była na koncercie swojego idola i emocje ją roznosiły.

Coś niesamowitego – ekscytowała się. – Miałam wątpliwości, czy da radę śpiewać tak dobrze jak na płycie, ale było sto razy piękniej. To najlepiej wydane pieniądze w moim życiu, chociaż znów nie wystarczy mi na upatrzone czółenka…

Powiedziałam, że najważniejsze, że się dobrze bawiła. Poza tym pogoda znów się zepsuła, więc i tak na razie nie wyjdziemy z kozaczków, nie ma się czym przejmować.

Fajnie, że się zgadało o muzyce – wtrąciła Anka. – Mam dla was do odsłuchania występ Esterki na urodzinach mojego brata. Zwróćcie uwagę, jaki ten dzieciak ma słuch, po prostu samorodny talent! O, o… tutaj… nie, zaraz znajdę!

– Jezu, jaka ty się zrobiłaś monotematyczna – nie wytrzymałam.

Myślałam, że się obruszy, ale nawet nie zwróciła uwagi

Nadal szukała w telefonie pliku. W końcu znalazła, kliknęła i biuro wypełnił drżący głosik dziewczynki śpiewającej kawałek, który chyba słyszałam ostatnio w radio. Nie miałam pojęcia, czyj to utwór. Ale kojarzyłam go jako długi, i zimny pot mnie oblał na myśl, że pewnie Esterka nie skończy przed czasem.

Nie, ja tego nie zniosę! – Malwina wstała od biurka tak energicznie, aż upadło krzesło. – Mój ulubiony artysta w wykonaniu tego bachora? Przebrała się miarka!

I wyszła. Anka ledwie to zarejestrowała, wsłuchana w głos wnuczki.

– Przepięknie, prawda? – zapytała, gdy nagranie się skończyło. – W życiu byście nie powiedziały, że mała nie brała lekcji śpiewu, co?

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA