„Koleżanka chwaliła się bogatym mężem i bajkowym życiem. Uznałam, że nie powiem jej prawdy o nim”

zdradzający mężczyzna fot. Adobe Stock, ZoomTeam
„Jedli, wyraźnie ze sobą flirtując, w końcu przy ich stoliku zrobiło się naprawdę gorąco – on gładził jej nogę, sunąc dłonią coraz wyżej i wyżej, aż do rozcięcia czerwonej sukienki. Ona sięgnęła po chyba wszystkie z możliwych technik uwodzenia. W końcu on przeszedł się do recepcji i zamówił pokój”.
/ 30.09.2023 08:30
zdradzający mężczyzna fot. Adobe Stock, ZoomTeam

Praca w pięciogwiazdkowym hotelu dosłownie spadła mi z nieba – przypadkiem spotkałam na mieście starego przyjaciela taty, który ten hotel prowadził. A że akurat szukał kelnerek, a ja miałam już spore doświadczenie w gastronomii, bo od pierwszego roku studiów dorabiałam w różnych lokalach i w dodatku świetnie znałam dwa języki, pan Michał zatrudnił mnie właściwie od ręki.

Klimat tutaj sprzyjał randkom

Hotelowa restauracja, w której kelnerowałam, była urządzona z dużym smakiem – przykryte śnieżnobiałymi obrusami stoliki zdobiła droga porcelanowa zastawa, a rosnące szpalerem palmy dodawały otoczeniu egzotyki. Dodatkowo w tygodniu wcale nie miałam wiele pracy – lokal tętnił życiem dopiero w weekendy, co stanowiło sporą odmianę po mojej ostatniej posadzie w gwarnym bistro.

Tamtej środy układałam na stołach świeże kwiaty, kiedy do lokalu wszedł wysoki, świetnie ubrany brunet koło trzydziestki. „Przystojniak” – pomyślałam, bo już dawno nie widziałam tak eleganckiego mężczyzny. Towarzyszyła mu kobieta – szczupła, ubrana w lekki płaszczyk blondynka. Sądząc po jej minie, musieli dość dobrze się znać, ale kiedy siadali przy stoliku, sprawiali wrażenie skłóconych.

Podałam im kartę, a gość otaksował mnie z góry na dół i puścił do mnie oko. Co za babiarz! Jednak niezaprzeczalnie przystojny babiarz. Zamówił steki i sałatkę. Do tego najdroższe wino z karty i deser lodowy. Na spółkę.

– Żebym to ja któregoś pięknego dnia spotkała takiego faceta – westchnęła pracująca ze mną Jolka.

Kiedy w końcu wyszli, odprowadziłam ich wzrokiem aż na parking. Wsiedli do dużej ciemnej terenówki i przez jakiś kwadrans siedzieli w aucie.

– Całują się, widziałaś? – Jolka najwyraźniej też kręciła się po recepcji, bo nic nie uszło jej uwagi.

– Przecież wszyscy widzą. A ty się tak nie gap! To pięciogwiazdkowy hotel, nie gospoda pod miastem, żebyś tu tkwiła z nosem przyklejonym do szyby! – ofuknęłam ją.

– Dobra, już dobra. Mówię tylko, że fajny z niego facet – mruknęła, zanim znikła mi z oczu.

Fakt, rzeczywiście fajny, przynajmniej z wyglądu – tutaj musiałam się z Jolką zgodzić. W ciągu następnych dwóch tygodni dość często się zastanawiałam, kiedy znowu go zobaczę. W końcu się zjawił. Tym razem jednak zamiast blond piękności, z którą był wcześniej, miał u boku po kobiecemu zaokrągloną rudą kobietę w najbardziej kusej kiecce świata.

Zmieniał kobiety jak rękawiczki

– Patrzcie, państwo! Koneser damskich wdzięków wrócił – Grzegorz z recepcji gwizdnął przez zęby i posłał gościowi złe spojrzenie.

– Umierasz z zazdrości, ot co! Sam byś pewnie chciał bawić się w takich miejscach z coraz to inną kobietą  –  dokuczyła mu Jolka, tęsknym spojrzeniem omiatając restauracyjną salę, widać gość naprawdę wpadł jej w oko. Patrz, jak się do niego klei.

– Przywitam ich i podam menu. Niech się facet poczuje niczym król. Ostatnio dał mi taki hojny napiwek, że będę go pewnie wspominać do końca moich dni – szepnęłam.

Na mój widok przystojny brunet wyraźnie się ożywił.

– Ja to mam szczęście! Moja ulubiona kelnerka – mrugnął do mnie, co z całą pewnością nie spodobało się towarzyszącemu mu rudzielcowi.

– Mógłbyś choć raz nie flirtować ze wszystkim, co się rusza? – syknęła kobieta i posłała mi złe spojrzenie.

„Uuulala, weszłam na grząski teren” – pomyślałam, z uśmiechem podając zołzie kartę. Zamówili grillowaną kaczkę i wino. „Nie powinien pić, skoro prowadzi” – przemknęło mi przez głowę, ale nie zwrócę mu przecież uwagi.

Nie miał żadnych hamulców

Jedli, wyraźnie ze sobą flirtując, w końcu przy ich stoliku zrobiło się naprawdę gorąco – on gładził jej nogę, sunąc dłonią coraz wyżej i wyżej, aż do rozcięcia czerwonej sukienki. Ona sięgnęła po chyba wszystkie z możliwych technik uwodzenia. W końcu on przeszedł się do recepcji i zamówił pokój – jeden z najlepszych apartamentów z widokiem na pięknie oświetlone sztuczne jeziorko.

– Chcą też szampana i lodowy deser. Na górę – kiedy wyraźnie podekscytowana Jolka opowiedziała o wszystkim w recepcji, Grzegorz znowu się skrzywił i rzucił jakiś niewybredny komentarz pod adresem nieuleczalnych babiarzy.

– Idę o zakład, że w domu czeka na niego naiwna żonka z jakąś dwójką maluchów – powiedział.

– Czy ja wiem… Nie wygląda mi na niczyjego męża. Prędzej na faceta, który boi się ślubu jak diabeł święconej wody – rzuciłam.

– A założymy się? Powiedzmy o… pięć dyszek. Co ty na to? – Grzegorz nie ustępował, ale nie zamierzałam tracić kasy na głupie zakłady.

Skąd mogłabym mieć pewność, że kolega go nie zna? Mógł przecież przypadkiem czegoś się o nim dowiedzieć, a teraz mnie podpuszczać.

Godzinę później tak rozbolała mnie głowa, że Jolka kazała mi wcześniej wyjść do domu.

– Gdyby wpadł pan Michał, będę cię kryć. Zresztą dziś pewnie nie przyjedzie, bo jest zaziębiony. I wyśpij się w końcu, a nie ślęcz nad książkami! Że też ci się chce robić te studia – pożegnała mnie przy drzwiach.

– Dzięki, kochana jesteś – cmoknęłam ją w policzek i szybkim krokiem ruszyłam w stronę przystanku.

Spotkałam dawną koleżankę

Czekałam na autobus, kiedy na chodnik zajechało niewielkie czerwone auto, z którego wysiadła drobna brunetka w jasnej koszulce i ciemnych spodniach. Zdążyłam pomyśleć, że wygląda dziwnie znajomo, kiedy nagle pomachała w moją stronę i posłała mi radosny uśmiech.

– Magda? Co ty ludzi nie poznajesz? – powiedziała, kiedy podeszła bliżej i w końcu zrozumiałam, że stoi przede mną Lidka – koleżanka, z którą chodziłam do liceum.

– Cześć, miło cię widzieć – skłamałam, bo bynajmniej nie było mi miło.
Lidka nigdy mnie nie lubiła, zresztą z wzajemnością, tym bardziej się zdziwiłam, że w ogóle chciało jej się zatrzymać.

– Wsiadaj, podrzucę cię! Straszna chlapa, a ty na przystanku – zaszczebiotała i od razu poczułam się urażona; zabrzmiało to tak, jakby coś dziwnego było w tym, że nie dorobiłam się jeszcze samochodu.

– Dzięki, zaraz przyjedzie mój autobus… – zaprotestowałam, ale nawet nie chciała o tym słyszeć.

Chwaliła się luksusem

Więc wsiadłam. Ledwo zapięłam pasy, a Lidka zaczęła się chwalić.

– Właśnie wyszłam za mąż! – mignęła mi przed oczami złotym pierścionkiem z oczkiem wielkości włoskiego orzecha i zaczęła wychwalać pod niebiosa swojego świeżo poślubionego męża. – Wojciech jest prawnikiem korporacyjnym, wyobraź sobie! Trochę za dużo pracuje, ale za to świetnie zarabia i stać nas praktycznie na wszystko. Właśnie wróciliśmy z Kenii, a wiosną wybieramy się do Chin. W każdym razie lepiej trafić nie mogłam, czasem aż sama się dziwię, że tak mi się w życiu udało – paplała, kiedy czekałyśmy na czerwonym świetle.

Co u mnie nawet nie zapytała, ale prawdę mówiąc miałam to gdzieś. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu, tabletce przeciwbólowej i ciepłym łóżku – dokładnie w tej kolejności.

Kiedy zmieniło się światło, Lidka zaczęła mi opowiadać o swojej świeżo wyremontowanej willi pod miastem i przez chwilę poczułam zazdrość. Szybko jednak przypomniałam sobie krążące po licealnych korytarzach historie o skrajnej biedzie w jej rodzinnym domu, ojcu pijaku i czwórce młodszego rodzeństwa, w tym poważnie chorej siostrze.

Może nie powinnam się dziwić, że tak się chwali? Wyrwała się z biedy i chce wycisnąć z życia, ile wlezie. Może to nie wynika ze złej woli…
Jakieś pięć minut później zatrzymałyśmy się pod moim domem, i po pełnym fałszywych obietnic rychłego kontaktu pożegnaniu, z dużą ulgą wysiadłam z jej auta. I pewnie szybko zapomniałabym o tym naszym przypadkowym spotkaniu, gdyby nie to, że któregoś dnia Lidka pojawiła się w naszym ekskluzywnym hotelu.

Ale numer!

– No, no. Nasz czaruś wrócił. Tym razem z jakąś brunetką – poinformował mnie z uśmiechem Grzesiek z recepcji, kiedy wyszłam z kuchni.

Zerknęłam w stronę restauracyjnej sali i kompletnie mnie zatkało. „Lidka też ma romans z tym gogusiem?” – zdziwiłam się, bo kogo jak kogo, ale szczęśliwie zakochanej we własnym mężu koleżanki, z całą pewnością nie spodziewałabym się u boku naszego bawidamka.

– Mógłbyś ich obsłużyć? Ja nie bardzo mam ochotę, żeby… – urwałam w pół zdania, bo Lidka właśnie mnie zauważyła.

– Magda! – krzyknęła, zupełnie nie przejmując się jedzącymi przy stoliku obok gośćmi i ruszyła w moją stronę.

– Pracujesz tutaj? – zapytała tonem pełnym uprzejmego zdziwienia, a jednocześnie wyższości, po czym skinęła głową w stronę towarzyszącego jej przystojnego bruneta. – To właśnie Wojciech, mój mąż. Co za zbieg okoliczności, prawda?

„Więc to jest jej mąż…” – pomyślałam, z trudem zachowując na twarzy profesjonalny uśmiech. Cóż, nawet jeśli na początku odrobinę zazdrościłam jej męża prawnika, momentalnie mi przeszło. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy by jej delikatnie nie zasugerować, jaki z gościa palant, ale od razu wykluczyłam tę opcję. To w końcu nie moja sprawa. Może są siebie warci.

Zresztą, jak wyraźnie dała mi do zrozumienia Lidka, jestem tu tylko kelnerką. Więc zaraz podam im menu i powiem smacznego. Miłosne podboje naszego czarusia mało mnie obchodzą. Swoją drogą ma facet niezły tupet – jedna kochanka, druga, a do tego wszystkiego żona. Na jego miejscu, chociażby dla zachowania pozorów, zmieniłabym czasem lokal…

Czytaj także: „To miała być jednorazowa przygoda, ale kochanka nie daje mi spokoju. Wystraszyłem się, gdy żona zadzwoniła ze szpitala”
„Od lat żyję w kłamstwie, a narzeczona jest dla mnie przykrywką. Wiem, że nigdy jej nie pokocham, bo nie jest facetem”
„Kupno domu na wsi to był skok na głęboką wodę. Zamiast sielanki mieliśmy mnóstwo pracy i to cud, że nie utonęliśmy”

Redakcja poleca

REKLAMA