„To miała być jednorazowa przygoda, ale kochanka nie daje mi spokoju. Wystraszyłem się, gdy żona zadzwoniła ze szpitala”

zdenerwowany mężczyzna fot. Getty Images, Anna Bizon
„Trochę mnie to zdziwiło, ale postanowiłem olać sprawę i nic nie odpisywać. Tyle tylko, że na jednym esemesie się nie skończyło. Tego dnia przyszły jeszcze dwa, kolejnego w sumie dziesięć, a do końca tygodnia wykasowałem już setkę. Aśka posunęła się do tego, że zaczęła do mnie nawet wydzwaniać”.
/ 28.09.2023 09:15
zdenerwowany mężczyzna fot. Getty Images, Anna Bizon

Ta jedna noc miała być tylko odskocznią od rzeczywistości. Niezobowiązujący seks nieoczekiwanie przerodził się w obsesję, z którą nie wiedziałem, jak sobie poradzić.

Moje małżeństwo nie było złe

Nigdy nie narzekałem na swój związek z Gabrielą. Co prawda namiętność, na której tak nam zależało jeszcze w okresie narzeczeństwa, wypaliła się jakieś dwa lata po ślubie, ale żadne z nas nie robiło z tego tragedii. Poza tym, pół roku później urodził się Julek, więc trochę przesunęły nam się priorytety.

Gabriela była graficzką i pracowała w domu, dlatego to jej w udziale przypadała zwykle opieka nad naszym synkiem. Ja z kolei znalazłem posadę w biurze rachunkowym, gdzie znikałem na większość dnia. Trudno byłoby ukryć, że powoli do naszego domu wkradała się nuda.

Nie mieliśmy dla siebie czasu, a kiedy ja próbowałem wskrzesić to, co było kiedyś między nami, ona zwykle była zmęczona po całodziennym użeraniu się z Julkiem, bolała ją głowa albo coś w ten deseń. W końcu zaprzestałem prób i zacząłem skupiać uwagę na tym, co działo się poza naszym domem.

Zwykle nie miałem czasu, żeby wychodzić gdzieś ze znajomymi. W soboty kończyłem co prawda pracę dość wcześnie, ale potem dotrzymywałem towarzystwa Gabrieli, podobnie zresztą jak w niedzielę. Julek cieszył się wtedy, bo mogłem też od razu poświęcić czas i uwagę jemu.

Którejś soboty koledzy bardzo namawiali mnie na wieczorny wypad do baru. Krzychu, mój znajomy jeszcze z liceum, miał urodziny. Głupio było odmówić, więc wytłumaczyłem żonie, jak wygląda sprawa i że chciałem iść opić z kolegami trzydziestkę jednego z nich. Stwierdziła wtedy, że rzeczywiście niecodziennie kończy się trzydzieści lat i wcale nie protestowała. Uradowany, obiecałem, że jakoś jej to wynagrodzę, a jednocześnie dodałem, żeby na mnie nie czekała, bo pewnie wrócę późno.

Wieczór miał swój finał

Nasz wieczór przebiegał bez problemów, dopóki nie dołączył Jurek, który przyprowadził skądś nowo poznane panienki. W oko wpadła mi Aśka – wysoka brunetka, bardzo hojnie obdarzona przez naturę. Trochę pogadaliśmy, trochę wypiliśmy. Po którymś z kolei piwie było mi już właściwie wszystko jedno. Uznałem, że przecież Gabriela i tak się nie dowie – no bo kto by jej miał powiedzieć o moim nic nieznaczącym skoku w bok?

Z Aśką skończyliśmy w pobliskim motelu. Po upojnej godzinie czy dwóch uznałem jednak, że zbiorę się do domu. Nie mogłem przecież wrócić dopiero następnego dnia, a i tak dochodziła już druga w nocy.

– Naprawdę już znikasz? – nie mogła się nadziwić Aśka.

– Tak – mruknąłem. – Mówiłem żonie, że wrócę na noc.

Parsknęła śmiechem.

– No to niedużo już ci tej nocy zostało.

Wzruszyłem ramionami i zacząłem się ubierać. Aśka przyglądała mi się, ułożona na łóżku z rozleniwioną miną.

– Musimy jeszcze coś ustalić – powiedziałem, nim opuściłem wynajęty pokój. – To był tylko niezobowiązujący seks. Taki… przygodny numerek. Ja mam żonę i dziecko. Nie chcę tego zmieniać – przyjrzałem się jej uważniej. ‒ Ty… też nie traktujesz tego poważnie, prawda?

Uśmiechnęła się szeroko.

– No coś ty, misiu – rzuciła. – To tylko zabawa.

Uspokojony, opuściłem motel i wziąłem taksówkę, by pojechać do domu.

Nękała mnie telefonami

Niedzielę spędziłem spokojnie, choć na lekkim kacu. Przed Gabrielą z niczym się nie zdradziłem, co zresztą nie było trudne, bo ani o nic nie pytała, ani nie miała siły na wysłuchiwanie opowieści o moim wyjściu. Przemilczałem więc sprawę urodzin Krzycha i zająłem się zabawą z Julkiem. Dzięki temu żona mogła wreszcie trochę odpocząć.

Następnego dnia, gdy zbierałem się do pracy, niespodziewanie dostałem esemesa. Nie znałem tego numeru, ale po treści domyśliłem się, kto jest nadawcą:

W sobotę było super. Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć, misiu.

Trochę mnie to zdziwiło, ale po prostu postanowiłem olać sprawę i nic nie odpisywać. Tyle tylko, że na jednym esemesie się nie skończyło. Tego dnia przyszły jeszcze dwa, kolejnego w sumie dziesięć, a do końca tygodnia wykasowałem już setkę. Aśka posunęła się do tego, że zaczęła do mnie nawet wydzwaniać.

Któregoś razu, gdy akurat wyszedłem z biura, nie wytrzymałem i odebrałem telefon.
– Marcin? Nareszcie! – zawołała uradowana. – A już myślałam, że Jurek mi zły numer podał.

– Przestań do mnie wydzwaniać – wycedziłem. – O co ci chodzi?

– No jak to o co? – obruszyła się. – Misiu, ja cię kocham!

Zatkało mnie.

– Przecież mówiłaś, że to tylko zabawa – wykrztusiłem. – Że wszystko rozumiesz…

– No może i tak – przyznała. – Ale przemyślałam to i chciałabym cię dla siebie.

– Mam żonę – rzuciłem chłodno. – Daruj sobie, bo nic do ciebie nie czuję.

Potem się rozłączyłem z nadzieją, ze więcej się nie odezwie.

Zjawiła się pod szkołą Julka

Moja nadzieja oczywiście była płonna. Kiedy zablokowałem jej numer, na potęgę wysyłała esemesy. W desperacji rozważałem nawet zmianę własnego, ale byłoby z tym niestety zbyt wiele zachodu. Po dwóch tygodniach w końcu się uspokoiła. Za wcześnie jednak odetchnąłem z ulgą, bo gdy pojechałem po Julka, który miał po południu trening siatkówki, zastałem go pod szkołą z Aśką.

– I mówisz, że tatuś po ciebie przyjedzie? – pytała jak gdyby nigdy nic mojego dziesięcioletniego synka.

– Tak – potwierdził Julek. – Może pani ze mną na niego poczekać. 

Kiedy mnie dostrzegł, uśmiechnął się szeroko:

– O, już idzie!

Przywitałem się z synem, a potem kazałem mu pójść do samochodu.

– Co ty sobie wyobrażasz? – warknąłem na Aśkę. – Czego chciałaś od mojego syna? O czym z nim rozmawiałaś, co?

Uśmiechnęła się lekko.

– Wyluzuj, misiu – rzuciła beztrosko. – Przedstawiłam mu się jako twoja przyjaciółka. Bo wiesz, jestem bardzo stęskniona. – przygryzła wargę, a ja się skrzywiłem.

– Odczep się ode mnie, rozumiesz? – powiedziałem ostro. – Nie kocham cię. Nie będę z tobą. Mam żonę i dziecko. Trzymaj się z daleka ode mnie i mojej rodziny.

– Dobrze, dobrze, Marcin. – zmrużyła oczy i uśmiechnęła się niebezpiecznie. – Żebyś tylko potem tego nie żałował.

To był jakiś koszmar

Po naszej rozmowie pod szkołą nastał spokój. Aśka przestała dzwonić, przez pięć kolejnych dni nie dostałem też żadnego esemesa. Kiedy byłem już pewny, że naprawdę sobie odpuściła, niespodziewanie zadzwoniła do mnie Gabriela. Zdziwiłem się trochę, bo nigdy nie próbowała dzwonić, gdy byłem w biurze – zawsze dawała znać za pośrednictwem esemesa, żeby mi nie przeszkadzać.

– Na pewno jesteś zajęty – zaczęła, gdy tylko odebrałem – ale chciałam ci powiedzieć, że musisz odebrać dziś Julka, bo ja jestem w szpitalu.

Na moment zaniemówiłem.

– W szpitalu? – odchrząknąłem. – Matko Boska, Gabrysia, co się stało?

– Miałam wypadek – przyznała. – Pojechałam na zakupy. Szłam ze sklepu do auta i jakaś pindzia we mnie wjechała.

Oczywiście, pojechałem po Julka. Byłem też u Gabrieli, żeby zobaczyć, co z nią. Lekarze mówili, że miała bardzo dużo szczęścia i nie doznała zbyt wielu obrażeń. Lada moment miała być wypisana do domu. Mnie jednak po głowie chodziło co innego. Bo moją żonę potrąciła kobieta. A Aśka przecież przy naszym ostatnim spotkaniu tak jakby mi groziła. Choć długo biłem się z myślami, w końcu postanowiłem do niej zadzwonić. O dziwo, włączyła się poczta głosowa. Nie dałem za wygraną i nagrałem wiadomość.

– Ktoś potrącił moją żonę na parkingu przed sklepem. Jakaś kobieta ‒ mówiłem powoli, drżącym głosem. – Nie zrobiłaś tego, prawda?

Słuchając ciszy w telefonie, czułem, że robię z siebie kretyna. Mimo to wciąż jeszcze łudziłem się, że akurat mi Aśka się przyzna. Że powie, czy to ona siedziała za kierownicą. Gabriela miała tylko złamaną nogę i potłuczone żebra, ale mogło przecież dojść do prawdziwej tragedii!

Okazało się, że to nie Aśka. Choć wskazałem ją jako podejrzaną, miała niepodważalne alibi – w czasie wypadku była na pogrzebie swojej siostry. To jej ciężka choroba tak na nią wpłynęła, że chociaż naprawdę wcale nie chciała ze mną być ani niszczyć mojego szczęścia, uczepiła się myśli, że w ten sposób zapomni o nadchodzącej stracie. Po trzech tygodniach złapała mnie nawet pod biurem i przeprosiła.

Nie przyznałem się Gabrieli do zdrady. Może kiedyś jej o tym powiem, ale na razie chyba nie jestem jeszcze gotowy. Jedno wiem za to na pewno – nigdy więcej nie zdecyduję się już na żaden skok w bok.

Czytaj także:
„Byłam owocem jednorazowego skoku w bok. Po śmierci matki trafiłam do domu ojca, którego nie znałam”
„W sypialni z mężem zaczęło wiać nudą. Skok w bok początkowo był udany, jednak chwile z kochankiem miały wysoką cenę”
„Skok w bok w delegacji zaowocował ciążą. Nie rozumiem, jak Karolina mogła być tak nieodpowiedzialna. Powinna się zabezpieczyć”

Redakcja poleca

REKLAMA