Kiedy po dwóch latach wytężonej pracy szef wezwał mnie na rozmowę i potwierdził, że zasłużyłam na awans, byłam wniebowzięta. Wreszcie! Ciężko harowałam na tę podwyżkę i wzięcie odpowiedzialności za kilkuosobowy zespół. Miałam to, czego chciałam.
Po wyjściu z gabinetu dyrektora zadzwoniłam do koleżanki, która niecierpliwie czekała na wiadomości.
– No i co? – spytała, gdy tylko odebrała.
– Mam to! Zaczynam od pierwszego.
– Nie mogę się doczekać. Fajnie będzie mieć za szefową kogoś takiego jak ty.
– Dzięki. Wracam do pracy, muszę podomykać wszystko przed końcem miesiąca.
Początek nowego rozpoczął się obiecująco. Zarządzałam pracą ośmiorga ludzi, tworzyliśmy stosunkowo nowy zespół i wszystko było jeszcze w fazie organizacji. Wiedziałam, że z nimi dam radę zrobić wszystko i jeszcze trochę.
Znałam ich, bo kiedyś pracowaliśmy razem, zanim wyodrębniono oddzielną komórkę w strukturze firmy. A fakt, że będę współpracować z bliską koleżanką, dodatkowo mnie cieszył.
Kiedy oficjalnie rozpoczęłam pracę jako menedżer, dla mnie samej niewiele się zmieniło. Nadal podchodziłam poważnie i dość osobiście do swoich obowiązków, chciałam, by to, co trzeba, było wykonane na czas i przekazane dalej, by reszta działów mogła zrobić z tego użytek. Niby nie musiałam już tak tyrać – jak wtedy, gdy pracowałam na awans – ale weszło mi to w krew. Lubiłam mieć sprawy pod kontrolą.
– Przerwa na kawę! – do mojego pokoju weszła Agnieszka.
– W sumie…
Rzuciłam okiem na zegarek. Nie wstałam od biurka przez ostatnie trzy godziny. Rzeczywiście przydałoby się coś przegryźć i wypić kawę z nowego ekspresu, który wybłagałam u dyrektora. Zamknęłam komputer i poszłyśmy razem do kuchni.
– Ale dzisiaj roboty – jęknęła, gdy tylko usiadłyśmy przy stoliku.
– Jak to przed końcem kwartału – wzruszyłam ramionami. – Zawsze tak było.
– Niby zawsze, ale coraz mniej mi się chce.
– Przypominam ci, że mówisz do szefowej – zażartowałam.
– Oj, wiesz, o co mi chodzi – machnęła ręką. – Swoje trzeba zrobić, ale czasem tak się nie chce, że strach…
Agnieszka często wpadała do mnie na kawę i plotki. Z tym, że to głównie ona plotkowała, a ja próbowałam pracować.
– Anita, wyskoczę dzisiaj dwie godzinki wcześniej, okej? Muszę do lekarza pojechać, a nie opłaca mi się brać urlopu na cały dzień. Odpracuję! – uniosła dwa palce.
Zgodziłam się. Poszłabym na rękę każdemu innemu pracownikowi. Zawsze może coś wypaść, bądźmy ludźmi, jeśli tylko praca na tym nie ucierpi. Nazajutrz zauważyłam jednak, że Agnieszka ma świeży manicure.
– Byłaś u lekarza czy kosmetyczki? – spytałam podejrzliwie.
Zaśmiała się.
– Oj, do lekarza wpadłam tylko po receptę, a potem wykorzystałam wolny czas dla siebie. Chyba nie będziesz się czepiać, co? – szturchnęła mnie łokciem. – Przecież odpracuję. Obiecałam.
Wykorzystała mnie
Problem w tym, że nie mogłam się doczekać tego odpracowania. W końcu sama zrobiłam za nią jej część pracy, bo opóźniłoby to moją część roboty. Zaczęłam też baczniej się przyglądać Agnieszce, i to, co odkryłam, wcale mi się nie spodobało. Ciągle urywała się wcześniej, ale nie nadrabiała tego, co powinna wykonać w danym czasie.
Przerwy na kawę, papierosa, poprawienie makijażu i wyskoczenie do pobliskiego sklepu były coraz częstsze i dłuższe. Nie mogłam tego ignorować. Nie mogłam traktować jej inaczej niż reszty zespołu, nie mogłam jej dawać forów i przywilejów ze względu na naszą bliższą relację. Z mojego punktu widzenia ta bliskość tylko utrudniała mi sprawę, gdy musiałam upomnieć Agnieszkę.
– Mam nadzieję, że rozumiesz. Bardzo cię proszę, żebyś pracowała tak jak inni – zakończyłam monolog, w którym podsumowałam jej stosunek do obowiązków w ostatnim czasie.
– Przesadzasz – skwitowała. – Taki Bartek wychodzi wcześniej i częściej niż ja.
– Bo taki Bartek ma niepełnosprawne dziecko, które trafia do szpitala przynajmniej raz w tygodniu. A on każdą godzinę odpracowuje i nie jest do tyłu ze swoją robotą. Aga, po prostu rób, co trzeba, okej?
– Dobra.
Po tej pogadance sytuacja nieco się poprawiła. Agnieszka nie musiała już tak często wychodzić z pracy, kawę też piła zdecydowanie rzadziej. Ale spokój nie trwał długo. Któregoś dnia musiałam pojechać do urzędu, by złożyć dokumenty potrzebne do kolejnego projektu realizowanego przez firmę wspólnie z miastem.
W połowie drogi zauważyłam, że kopia została wydrukowana krzywo. Zawróciłam więc do firmy i po drodze dostrzegłam Agnieszkę w ogródku pobliskiej restauracji. Siedziała z jakimś facetem, cała w skowronkach.
To nie była jej przerwa obiadowa. Czyli co? Wiedziała, że nie będzie mnie w firmie ze dwie godziny, więc wyskoczyła sobie na randkę? Gdy wróciła, wezwałam ją do siebie i powiedziałam, że została przyłapana na gorącym uczynku.
– Możesz mi to jakoś wyjaśnić?
– Przepraszam – uśmiechnęła się słodko. – Nikodem miał czas tylko wtedy. Zrozum.
– Nie rozumiem. Czy kogokolwiek poinformowałaś o tym wyjściu?
– Wypiłam kawę w ogródku, wielkie mi rzeczy. Ciebie też nie było wtedy w biurze.
– Bo wyszłam w celach służbowych, a nie na randkę! – byłam zdumiona i zła, że muszę tłumaczyć takie oczywiste rzeczy. Co gorsza, Aga nie przejawiała cienia skruchy. – Przykro mi, ale muszę ukarać cię naganą.
– Co? – aż podskoczyła na krześle; teraz się przejęła. – Chyba kpisz? Za takie coś?!
– A dajesz mi wybór? Już jedną rozmowę na ten temat odbyłyśmy i spłynęło po tobie jak po kaczce.
Wypadła ode mnie jak furia. Nawet trzasnęła drzwiami. Boże, co się z nią porobiło? Może ma jakieś problemy? Może powinnam z nią pogadać od serca?
Stałam się podobno totalną służbistką
Wylazła ze mnie wredna, wyrachowana karierowiczka, która awansowała niekoniecznie dzięki swojej ciężkiej pracy. Z takimi rewelacjami przyszła do mnie koleżanka, z którą pracowałam kilka miesięcy wcześniej. Bo plotki roznosiły się do innych działów lotem błyskawicy. Domyślałam się, kto je rozsiewa, ale nie paliło mi się do kolejnej pogadanki umoralniającej z Agnieszką.
Było mi przykro. Pracowałyśmy razem kilka lat, zgrałyśmy się, czasem wychodziłyśmy popołudniami do pubu lub na zakupy. W pracy sobie pomagałyśmy i zawsze mogłyśmy na siebie liczyć.
Nie wiem, co w nią wstąpiło, gdy dostałam awans, ale najwyraźniej liczyła na to, że od teraz będę przymykać oko na jej przedłużające się przerwy i wyjścia z pracy. A gdy się okazało, że nic z tego, zemściła się, obrabiając mi tyłek. Nie myślałam, że mój awans coś zmieni w relacjach z kolegami, a już zwłaszcza z nią…
Nie chcąc sobie psuć wakacji, odłożyłam w czasie przykrą rozmowę. To był mój pierwszy urlop od trzech lat – zamierzałam zwiedzać, wypoczywać i nie myśleć o pracy. I tego się trzymałam. Ciepłe morze, antyczne zabytki, pyszne jedzenie i klimatyzacja w hotelu. Pełen relaks i beztroska, a martwiłam się co najwyżej o to, czy wstanę na czas na kolejną wycieczkę.
Czułam smutek, że ją zwolnili, oraz ulgę
Wróciłam opalona i zrelaksowana, a także zmobilizowana do rozmowy… tyle że już nie było z kim rozmawiać. Kierownik innego działu, który zastępował mnie przez dwa tygodnie, przyłapał Agę, jak wróciła z nielegalnej randki podchmielona.
Widać tym razem nie poprzestała na kawie. Zwolnił ją ze skutkiem natychmiastowym. Podobno upierała się, że to nieprawda, i że on nie ma prawa jej zwolnić, bo to ja jestem jej przełożoną. Nawet wtedy się mną zasłaniała. Masakra. Uspokoiła się, gdy zagroził, że wezwie policję.
Miałam mieszane emocje. Czułam smutek, że tak to się skończyło, oraz ulgę, że stało się to nie przy mnie. Ktoś inny wyręczył mnie w nieprzyjemnym obowiązku zwolnienia Agnieszki. Niedawno przyjęłam kogoś na jej miejsce. Nie znałam tej dziewczyny wcześniej, nigdy nie piłam z nią kawy ani nie pytałam na wspólnych zakupach, czy malinowy to mój odcień.
I tak zostanie. Nie zamierzam się bratać ani przechodzić z nią na ty. Zachowam bezpieczny dystans. To lepsze i dla pracownika, i dla przełożonego. Choć miło pracuje się w przyjacielskiej atmosferze, to jednak zbyt dużo tej atmosfery może sprawić, że robi się duszno.
Czytaj także:
„Moja 60-letnia sąsiadka zachowywała się i ubierała jak nastolatka. Tłumy facetów wychodziły od niej nad ranem”
„Po diagnozie zgotowałam mężowi piekło, bo wiedziałam, że i tak odejdzie do zdrowej kobiety. Nie chciałam żyć złudzeniami”
„Ja uratowałam mu życie, a on skradł mi serce. Zupełny przypadek pozwolił mi odnaleźć prawdziwą miłość”