„Kolega sprzedał nam piękne auto w dobrej cenie. Okazało się, że szukał jelenia, żeby pozbyć się grata i jeszcze zarobić”

Moja partnerka jest na każde zawołanie rodziców fot. Adobe Stock, fizkes
„Do momentu, aż nie dowiedział się od kolegi, że Mirek rozpowiada po biurze, iż chcieliśmy od niego łapówkę za umieszczenie babci w szpitalu. – Myśleli, że wynajdę im dobry wóz za grosze – kpił dodając, że kuzyn z ulgą pozbył się złomu, który mu zalegał w komisie od wiosny, gdy na tamtych terenach była powódź”.
/ 10.05.2023 16:30
Moja partnerka jest na każde zawołanie rodziców fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy trzy miesiące temu podjechałam po męża do pracy, byłam pewna, że sportowy wóz, który stoi przed biurowcem należy do szefa.

– Nic podobnego – roześmiał się na to Krzysiek. – Szef jeździ starą astrą. A ta honda, prawie nówka, należy do Mirka!

– Tego Mirka? – spytałam zaskoczona.

Taki samochód musiał przecież kosztować majątek

Mirek dopiero co skończył technikum, jeszcze nawet nie miał etatu, tylko pracował na stażu. To chyba niemożliwe, aby uzbierał na takie cacko z tych marnych siedmiuset złotych, które dostawał.

– Ma bogatych rodziców? – zapytałam.

– Kuzyna w Belgii, który ponoć prowadzi komis samochodowy – zdradził mi mąż. – To on wyszukuje mu takie „perełki”. Podobno ta honda miała niespełna rok, jak ją kupił za połowę ceny. Była wzięta na kredyt i ktoś przestał płacić raty.

No proszę, to i do Belgii dotarł kryzys? – pokręciłam głową. – Szkoda, że my nie mamy takiego kuzyna…

Od jakiegoś czasu myśleliśmy z mężem o zmianie naszego auta na nowsze. Stary peugeot już bowiem ledwo dyszał…

– A nie mógłbyś tego Mirka zapytać, czy jego kuzyn i nam by nie wybrał czegoś porządnego? – zapytałam Krzyśka.

– Wiesz co, jakoś tak głupio…– krygował się mąż.

– Nie przesadzaj, przecież co jemu za różnica, czy sprzeda nam, czy jakiemuś Belgowi? Biznes to biznes! – podpuszczałam męża.

Z pomocą przyszedł nam przypadek... Otóż mam siostrę cioteczną, która pracuje w naszym szpitalu jako pielęgniarka. Śliczna z niej dziewczyna, więc nic dziwnego, że gubi za nią oczy sam ordynator. Któregoś dnia Krzysiek przyszedł z pracy i wyraźnie widziałam, że coś leży mu na sercu. Cierpliwie czekałam, aż to z siebie zrzuci, aż w końcu usłyszałam:

– Słuchaj, czy ta twoja Dominika nie mogłaby się dowiedzieć o możliwość przyspieszenia operacji?

– A kogo trzeba operować? – zainteresowałam się.

– Babcia Mirka będzie miała wszczepiane sztuczne biodro, ale wyznaczono jej termin za dwa lata, a staruszka już teraz nie może chodzić – wyjaśnił mi Krzysiek.

– Zobaczę, co się da zrobić – kiwnęłam głową.

A w myślach dodałam: „Jak się uda, to będzie okazja poprosić o rewanż”. Zadzwoniłam do Dominiki i poprosiłam ją o pomoc.

– Uśmiechnę się do ordynatora – obiecała. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Miesiąc później zadzwoniła z wiadomością, że jest miejsce na oddziale, bo jakaś pacjentka zrezygnowała z zabiegu.

Byłam szczęśliwa!

Mirek też, bo jak nam dał wyraźnie do zrozumienia, wszystko by zrobił dla swojej ukochanej babci.

Teraz możesz go chyba już poprosić o to auto – powiedziałam do Krzyśka, kiedy starsza pani dochodziła do siebie po operacji.

– A wiesz, że też sobie o tym pomyślałem! – ucieszył się mąż.

Mirek nie odmówił pomocy. Stwierdził nawet, że to świetnie się składa, że może się nam w jakiś sposób odwdzięczyć.

– Tylko trzeba będzie poczekać na jakiś pewny egzemplarz – zaznaczył.

Czekaliśmy trzy miesiące. Aż w końcu Mirek zadzwonił.

– Jest sześcioletnie audi, w idealnym stanie, tylko ma lekko przytarty bok, bo babeczka, która nim jechała, wpadła do rowu – zaznaczył, ale zaraz dodał: – Mój kuzyn już oddał auto do lakiernika, więc będzie jak nowe!

Podekscytowani oglądaliśmy z mężem zdjęcia. Auto było prześliczne!

– Bierzemy! – zadecydowaliśmy, chociaż cena trochę przekraczała nasze finansowe możliwości.

Wydaliśmy wszystkie oszczędności i jeszcze musieliśmy wziąć kredyt. Ale gdy samochód dotarł do Polski, stwierdziliśmy, że było warto. Wyglądał jak z salonu! Ze sto razy dziękowaliśmy Mirkowi, zachwyceni autem. I wszystko było super... do momentu, aż w naszym cacku zaczęła szaleć elektronika. Najpierw bez powodu włączał się alarm, potem zaczęły szwankować światła, wysiadło radio. Mirek zarzekał się, że nie wie, o co chodzi, więc pojechaliśmy do elektryka. A tam dowiedzieliśmy się, że… auto było najwyraźniej zalane!

– Do wymiany jest cały komputer. Zresztą, jak wóz był w wodzie, to tylko patrzeć, jak zacznie rdzewieć… – powiedział nam fachowiec.

Mąż był wściekły, ale miał pretensje do kuzyna, a nie do Mirka uważając, że ten jest niewinny. Do momentu, aż nie dowiedział się od kolegi, że Mirek rozpowiada po biurze, iż chcieliśmy od niego „łapówkę” za umieszczenie babci w szpitalu.

Myśleli, że wynajdę im dobry wóz za grosze – kpił dodając, że kuzyn z ulgą pozbył się złomu, który mu zalegał w komisie od wiosny, gdy na tamtych terenach była powódź.

Nie mogę zrozumieć, dlaczego Mirek to zrobił… Nie uzależniliśmy przecież leczenia jego babci od tego, czy nam załatwi jakieś auto. A potem wydaliśmy na nie wszystkie swoje oszczędności. To podłe!

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA