Kiedy trzy miesiące temu podjechałam po męża do pracy, byłam pewna, że sportowy wóz, który stoi przed biurowcem należy do szefa.
– Nic podobnego – roześmiał się na to Krzysiek. – Szef jeździ starą astrą. A ta honda, prawie nówka, należy do Mirka!
– Tego Mirka? – spytałam zaskoczona.
Taki samochód musiał przecież kosztować majątek
Mirek dopiero co skończył technikum, jeszcze nawet nie miał etatu, tylko pracował na stażu. To chyba niemożliwe, aby uzbierał na takie cacko z tych marnych siedmiuset złotych, które dostawał.
– Ma bogatych rodziców? – zapytałam.
– Kuzyna w Belgii, który ponoć prowadzi komis samochodowy – zdradził mi mąż. – To on wyszukuje mu takie „perełki”. Podobno ta honda miała niespełna rok, jak ją kupił za połowę ceny. Była wzięta na kredyt i ktoś przestał płacić raty.
– No proszę, to i do Belgii dotarł kryzys? – pokręciłam głową. – Szkoda, że my nie mamy takiego kuzyna…
Od jakiegoś czasu myśleliśmy z mężem o zmianie naszego auta na nowsze. Stary peugeot już bowiem ledwo dyszał…
– A nie mógłbyś tego Mirka zapytać, czy jego kuzyn i nam by nie wybrał czegoś porządnego? – zapytałam Krzyśka.
– Wiesz co, jakoś tak głupio…– krygował się mąż.
– Nie przesadzaj, przecież co jemu za różnica, czy sprzeda nam, czy jakiemuś Belgowi? Biznes to biznes! – podpuszczałam męża.
Z pomocą przyszedł nam przypadek... Otóż mam siostrę cioteczną, która pracuje w naszym szpitalu jako pielęgniarka. Śliczna z niej dziewczyna, więc nic dziwnego, że gubi za nią oczy sam ordynator. Któregoś dnia Krzysiek przyszedł z pracy i wyraźnie widziałam, że coś leży mu na sercu. Cierpliwie czekałam, aż to z siebie zrzuci, aż w końcu usłyszałam:
– Słuchaj, czy ta twoja Dominika nie mogłaby się dowiedzieć o możliwość przyspieszenia operacji?
– A kogo trzeba operować? – zainteresowałam się.
– Babcia Mirka będzie miała wszczepiane sztuczne biodro, ale wyznaczono jej termin za dwa lata, a staruszka już teraz nie może chodzić – wyjaśnił mi Krzysiek.
– Zobaczę, co się da zrobić – kiwnęłam głową.
A w myślach dodałam: „Jak się uda, to będzie okazja poprosić o rewanż”. Zadzwoniłam do Dominiki i poprosiłam ją o pomoc.
– Uśmiechnę się do ordynatora – obiecała. – Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Miesiąc później zadzwoniła z wiadomością, że jest miejsce na oddziale, bo jakaś pacjentka zrezygnowała z zabiegu.
Byłam szczęśliwa!
Mirek też, bo jak nam dał wyraźnie do zrozumienia, wszystko by zrobił dla swojej ukochanej babci.
– Teraz możesz go chyba już poprosić o to auto – powiedziałam do Krzyśka, kiedy starsza pani dochodziła do siebie po operacji.
– A wiesz, że też sobie o tym pomyślałem! – ucieszył się mąż.
Mirek nie odmówił pomocy. Stwierdził nawet, że to świetnie się składa, że może się nam w jakiś sposób odwdzięczyć.
– Tylko trzeba będzie poczekać na jakiś pewny egzemplarz – zaznaczył.
Czekaliśmy trzy miesiące. Aż w końcu Mirek zadzwonił.
– Jest sześcioletnie audi, w idealnym stanie, tylko ma lekko przytarty bok, bo babeczka, która nim jechała, wpadła do rowu – zaznaczył, ale zaraz dodał: – Mój kuzyn już oddał auto do lakiernika, więc będzie jak nowe!
Podekscytowani oglądaliśmy z mężem zdjęcia. Auto było prześliczne!
– Bierzemy! – zadecydowaliśmy, chociaż cena trochę przekraczała nasze finansowe możliwości.
Wydaliśmy wszystkie oszczędności i jeszcze musieliśmy wziąć kredyt. Ale gdy samochód dotarł do Polski, stwierdziliśmy, że było warto. Wyglądał jak z salonu! Ze sto razy dziękowaliśmy Mirkowi, zachwyceni autem. I wszystko było super... do momentu, aż w naszym cacku zaczęła szaleć elektronika. Najpierw bez powodu włączał się alarm, potem zaczęły szwankować światła, wysiadło radio. Mirek zarzekał się, że nie wie, o co chodzi, więc pojechaliśmy do elektryka. A tam dowiedzieliśmy się, że… auto było najwyraźniej zalane!
– Do wymiany jest cały komputer. Zresztą, jak wóz był w wodzie, to tylko patrzeć, jak zacznie rdzewieć… – powiedział nam fachowiec.
Mąż był wściekły, ale miał pretensje do kuzyna, a nie do Mirka uważając, że ten jest niewinny. Do momentu, aż nie dowiedział się od kolegi, że Mirek rozpowiada po biurze, iż chcieliśmy od niego „łapówkę” za umieszczenie babci w szpitalu.
– Myśleli, że wynajdę im dobry wóz za grosze – kpił dodając, że kuzyn z ulgą pozbył się złomu, który mu zalegał w komisie od wiosny, gdy na tamtych terenach była powódź.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Mirek to zrobił… Nie uzależniliśmy przecież leczenia jego babci od tego, czy nam załatwi jakieś auto. A potem wydaliśmy na nie wszystkie swoje oszczędności. To podłe!
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”