„Kolega męża chciał rozbić nasze małżeństwo. Wmówił mi, że Darek zabawia się z kochanką i dlatego nie odbiera telefonów”

żona, która nie może się dodzwonić do męża fot. Adobe Stock, fizkes
„– Sam zobacz, idioto. Nigdy nie miałam takich dużych cycków. Zawsze chciałam, ale natura nie dała. No i tuż nad obojczykiem mam małe znamię, a tu go nie widać – podetknęłam mu pod nos jedno ze zdjęć, a on zaczął gapić się na nie jak ciele na malowane wrota”.
/ 26.04.2022 05:23
żona, która nie może się dodzwonić do męża fot. Adobe Stock, fizkes

Podobno to my, kobiety, jesteśmy mistrzyniami w podstępach i knowaniach. To nieprawda. Mężczyźni absolutnie nam w tym nie ustępują. Przekonaliśmy się o tym z mężem bardzo boleśnie, gdy w nasze życie wkroczył Adrian. Tak namieszał, że omal się nie rozwiedliśmy.

Wszystko zaczęło wiosną ubiegłego roku. Darek wrócił do domu leciutko zawiany, ale za to z ważną wiadomością. Dostał propozycję pracy w Niemczech. W swoim zawodzie, świetnie płatną. Oznaczało to jednak wielomiesięczną rozłąkę.

– Naprawdę chcesz jechać? Nigdy nie rozstawaliśmy się na dłużej niż kilka dni. Nie wiem, jak długo bez ciebie wytrzymam – westchnęłam głęboko.

– Ja też nie wiem – przytulił mnie. – Dlatego w pierwszej chwili powiedziałem kumplowi, że raczej nic z tego. Bo jesteśmy małżeństwem dopiero dwa lata i nie zdążyliśmy się jeszcze sobą nacieszyć. Ale…

– Kumplowi? Któremu kumplowi? – od razu przerwałam mu.

– Adrianowi. Spotkaliśmy się przypadkowo w mieście i poszliśmy na piwo. Zaczęliśmy gadać o robocie, pieniądzach, i zaproponował mi wyjazd. Powinnaś go kojarzyć, bo kiedyś ostro do ciebie startował. Na szczęście bez powodzenia – uśmiechnął się.

Oczywiście, że kojarzyłam. I to bardzo dobrze. Adrian był kumplem Darka ze studiów. Cholernie przystojny, rozrywkowy. Dziewczyny lgnęły do niego jak muchy do miodu. A on? Wykorzystywał je, potem porzucał i szukał kolejnej zdobyczy.

Któregoś pięknego dnia upatrzył sobie mnie. Zapraszał na kolacje, obsypywał kwiatami i mówił, że jestem tą jedyną, z którą chce spędzić całe życie. Był naprawdę przekonujący, lecz nie dałam się zwieść. Wodziłam go trochę za nos, narobiłam mu nadziei i na tym się skończyło. Zdecydowanie wolałam Darka. Może nie był aż takim ciachem, za to można było na nim polegać. I kochał mnie naprawdę, a nie chciał mnie tylko upolować.

– Adrian pracuje tam już od pięciu lat. Mówi, że byłbym głupi, gdybym nie skorzystał z takiej okazji – przekonywał mnie mąż.

Przez następne dni rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, potem porozmawialiśmy już razem, w trójkę, z Adrianem, i w końcu podjęliśmy decyzję. Darek pojedzie. Na pół roku, góra rok. A potem zobaczymy. Może wróci, a może ja do niego dojadę? Na razie w kraju nieźle mi się układało, ale wiadomo, jak to jest w obecnych czasach. Dzisiaj ma się pracę, jutro nie. Kto wie, jak to się ułoży.

Nagle przestał odbierać moje telefony

Na początku kontaktowaliśmy się ze sobą prawie codziennie. Godzinami gadaliśmy przez internet. Ale gdzieś po czterech miesiącach mąż nagle zamilkł. Dzwoniłam do niego, pisałam. Żadnej odpowiedzi. Nie rozumiałam, o co chodzi. Zdenerwowana zadzwoniłam do Adriana.

– Co się dzieje z Darkiem?

– Nic. Wszystko w porządku. A co?

– Nie odzywa się do mnie od tygodnia. Na pewno nic złego się nie stało?

– Absolutnie nie. Jest cały i zdrowy. Tyle tylko, że potwornie zmęczony. Zasuwamy ostatnio po 24 godziny na dobę. Wracamy do domu i padamy na łóżka jak nieżywi.

– I nie ma nawet siły usiąść do laptopa? – drążyłam, mimo wszystko trochę uspokojona. – No dobrze, ale powiedz mu, żeby jednak zebrał się w sobie i chociaż zadzwonił. Martwię się o niego – prosiłam Adriana.

– Masz to załatwione – zapewnił gorąco.

Minął dzień, potem następny, a mąż ciągle milczał. Szalałam z niepokoju. Zaczęłam jak wariatka wydzwaniać do Adriana. Ciągle jednak słyszałam to samo. Że Darek jest bardzo zajęty, że mu przekazał moją prośbę i jest zdziwiony, dlaczego mąż jeszcze się do mnie nie odezwał.

Po kilku takich rozmowach miałam dość.

– Adrian, przestań kręcić. Wiem, że coś jest na rzeczy. Jak mi zaraz nie powiesz, o co chodzi, to wsiądę w samochód, przejadę te tysiąc pięćset kilometrów i sama wszystko sprawdzę – zagroziłam.

 Zapadło milczenie.

– Słuchaj, to nie jest rozmowa na telefon. Za kilka dni przyjeżdżam do Polski na urlop, to ci wszystko wytłumaczę – powiedział wreszcie Adrian.

– Ale…

– Żadnego ale. Błagam cię, to i tak jest dla mnie bardzo trudne – uciął.

– Darek nie żyje? – przeraziłam się.

– Owszem, żyje… I to całkiem nieźle – mruknął i się rozłączył.

Czekałam na przyjazd Adriana jak na szpilkach

Przez głowę przelatywały mi setki myśli na minutę. Jedna z nich była szczególnie natarczywa: że mąż oszalał na punkcie jakiejś kobiety i zapomniał o bożym świecie. Tylko taki scenariusz mógłby tłumaczyć tak długie milczenie. Kiedy więc Adrian wreszcie się pojawił, od razu przeszłam do rzeczy.

– Darek kogoś ma? – zapytałam wprost.

– To nie tak… – Adrian spuścił głowę.

– Mów prawdę! – krzyknęłam. – Mam dość tych wykrętów.

– No dobrze. Zgadłaś. Poznał taką jedną… Mówiłem mu, żeby się opamiętał, bo przecież ma ciebie, więc to nie w porządku. Ale jego jakby diabeł opętał. Krzyczał, żebym się nie wtrącał, że dopiero teraz wie, co to jest prawdziwa miłość – zamilkł.

Poczułam się tak, jakbym dostała w twarz.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?!

– Nie chciałem cię martwić. Przecież wiem, jak bardzo go kochasz… Poza tym myślałem, że to tylko przelotny romans, mało ważny skok w bok. I jak Darek się zabawi, to o niej zapomni…

– Ale to coś poważnego? – przerwałam mu te wywody, cała się trzęsąc.

– Raczej tak. Zresztą sama zobacz. Wszystko tu masz, czarno na białym.

Sięgnął do torby i wyjął kopertę. W środku były zdjęcia. Na każdym z nich – mój mąż i piękna blondynka. Pili wino, szaleli w tańcu, obejmowali się, patrzyli sobie czule w oczy… Po prostu sielanka.

– To, to, to straszne… Jak on może… Tak mu ufałam, tak wierzyłam – wykrztusiłam.

Po policzkach płynęły mi łzy. Adrian natychmiast usiadł obok i mocno mnie przytulił.

– Wiem, że to dla ciebie bardzo bolesne. Ale poradzisz sobie. Zobaczysz. On nie jest ciebie wart. Ja nigdy bym cię nie zostawił – tłumaczył mi cicho.

Było mi tak smutno, że wtuliłam się w jego ramiona. I wtedy zaczął mnie całować. Przez sekundę chciałam odwzajemnić pieszczotę, jednak się opanowałam. Wyślizgnęłam się z objęć Adriana.

– Proszę cię, idź już. Muszę sobie wszystko przemyśleć, poukładać. Chyba to rozumiesz – poprosiłam, a on bardzo niechętnie, z ociąganiem, wstał z kanapy.

– W porządku. Ale gdybyś potrzebowała wsparcia prawdziwego przyjaciela, to dzwoń. Będę u ciebie za minutę – zapowiedział, gdy odprowadziłam go do drzwi.

– Dzięki, ale zaraz, zaraz… Nigdzie nie wyjeżdżasz? Przecież masz urlop.

– Miałem zamiar. Nawet hotel zarezerwowałem. Ale zostaję. Nie mam sumienia wypoczywać, kiedy ty tak cierpisz. Ta afera z Darkiem to w sumie trochę moja wina. Gdybym nie zaproponował mu pracy, wszystko między wami byłoby jak dawniej – stwierdził ze skruszoną miną.

– Nie ma co gdybać. Stało się i już. Widać mnie nie kochał, skoro tak szybko znalazł sobie inną… – rozpłakałam się.

– Błagam cię, przestań. Nie mogę patrzeć na twoje łzy – Adrian próbował mnie przytulić, ale delikatnie wypchnęłam go za drzwi.

Nie miałam już ochoty na jego towarzystwo. Chciałam nareszcie zostać sama, ze swoim bólem i smutkiem.

Czyżbym źle go oceniła?

Następne dni były koszmarem. Zachowywałam się jak automat. Pracowałam, coś chyba jadłam, może spałam, ale głównie płakałam. Nie potrafiłam pogodzić się ze zdradą męża. Nie mogłam zrozumieć, jak mógł mnie zostawić bez słowa wyjaśnienia. Przecież jeszcze tak niedawno mówił, że mnie kocha i nie może się doczekać, kiedy dostanie wolne i będzie mógł przyjechać! A teraz zabawiał się w najlepsze z jakąś zdzirą… Gdy tylko sobie o tym przypominałam, od razu zalewałam się łzami.

Adrian bardzo mnie wspierał. Choć wcale nie prosiłam go o pomoc, pojawiał się u mnie prawie codziennie. Pocieszał mnie, zabawiał, wyciągał do kina lub na kolację do dobrej restauracji. Dwoił się i troił, żebym zapomniała o tym, co mnie spotkało. I o dziwo, nie narzucał się za bardzo. Owszem, dawał mi do zrozumienia, że bardzo mu się podobam, ale od tamtego pocałunku nie przekraczał już pewnej granicy. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. W pewnej chwili pomyślałam nawet, że kiedyś bardzo niesprawiedliwie go oceniłam.

Miałam go za zapatrzonego w siebie egoistę

Tymczasem on okazał się ciepłym, opiekuńczym, dobrym mężczyzną. Z dnia na dzień stawał mi się coraz bliższy. Nie, to nie była miłość i do niczego między nami nie doszło. Na coś takiego było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Powoli zaczęłam jednak żałować, że kiedyś wybrałam Darka, a nie Adriana. I pewnie wcześniej czy później uległabym jego czarowi, gdyby nie… ból głowy. Gdy dziś pomyślę, co by było, gdybym tamtego dnia czuła się dobrze i jednak poszła do pracy – robi mi się słabo.

Migrena dopadła mnie nagle, bez ostrzeżenia. Poprzedniego dnia nic, poza złamanym sercem, mi nie dolegało, a następnego ranka dosłownie ból rozsadzał mi czaszkę. Ledwie udało mi się zwlec z łóżka. Zadzwoniłam do pracy, że biorę urlop na żądanie, a potem wystukałam numer Adriana. Chciałam, żeby przywiózł mi jakieś silne tabletki. Nie zdążyłam jednak nacisnąć „połącz”, gdy usłyszałam szczęk zamka u drzwi.

W progu stał... Darek. Gdy mnie zobaczył, aż go zamurowało, jakby ducha zobaczył. Mnie zresztą też. Wiele razy planowałam, że dam mu popalić, gdy wreszcie się zobaczymy. A teraz miałam w głowie pustkę. Pierwszy oprzytomniał Darek. Odruchowo zrobił krok w tył, jakby chciał uciec, jednak w końcu wszedł do środka.

– Nie zamierzałem się z tobą spotkać. Specjalnie przyjechałem o tej godzinie. Myślałem, że już będziesz w pracy – odezwał się zmienionym głosem.

– Tak? No to masz pecha. Jak widzisz, jestem w domu – burknęłam.

– Nie martw się, nie zamierzam ci przeszkadzać. Mam swój honor. Spakuję trochę swoich rzeczy i już się wynoszę – odparł.

A potem wyjął z szafy walizki i jak gdyby nigdy nic zaczął wrzucać do nich ubrania i jakieś drobiazgi.

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

Nie masz mi nic do powiedzenia? – starałam się jeszcze trzymać nerwy na wodzy.

– Ja? Chyba żartujesz! To chyba ty powinnaś się wytłumaczyć. Po tym, co mi zrobiłaś… Te błagalne esemesy i maile: „Kochanie, zadzwoń, martwię się o ciebie”. Wszystko to kłamstwo – warknął, obrzucając mnie nienawistnym spojrzeniem.

– Słucham?

– Co tak wybałuszasz oczy? Wiem wszystko. Ledwie wyjechałem, a ty od razu znalazłaś sobie kochasia. A ja, głupi, wierzyłem, że naprawdę tęsknisz. Ale koniec z tym.

Przyspieszył pakowanie:

– Jutro składam w sądzie pozew o rozwód – rzucił jeszcze.

– Jakiego kochasia? O czym ty mówisz?

– Nie udawaj – prychnął. – Mam twarde dowody.

– Dowody? Jakie dowody?! I na co?

– Na to, że gdy ja tyram jak wół, ty zabawiasz się z jakimś kolesiem – poszperał w torbie i rzucił we mnie plikiem zdjęć.

Rozsypały się po podłodze. Spojrzałam na nie i omal nie zemdlałam. Przedstawiały mnie i jakiegoś mężczyznę w intymnej, delikatnie mówiąc, sytuacji. Zszokowana pozbierałam wszystkie i zaczęłam się im przyglądać w rosnącym zdumieniu. „Co on wygaduje? Przecież go nie zdradziłam… To on znalazł sobie inną. Skąd więc wzięły się te fotki?” – zastanawiałam się gorączkowo.

I nagle mnie olśniło.

– Kto ci to dał? – zapytałam.

– Nieważne. Najważniejsze, że wreszcie przejrzałem na oczy! – warknął.

– Chyba jednak oślepłeś. I to kompletnie. Przecież to nie ja. Twarz jest faktycznie moja. Ale reszta zdecydowanie nie – odparłam, a Darek spojrzał na mnie jak na wariatkę.

– No wiesz, nie sądziłem, że będziesz się tak głupio tłumaczyć. Chcesz mi wmówić, że to fotomontaż?! Naprawdę, masz tupet.

– Sam zobacz, idioto. Nigdy nie miałam takich dużych cycków. Zawsze chciałam, ale natura nie dała. No i tuż nad obojczykiem mam małe znamię, a tu go nie widać – podetknęłam mu pod nos jedno ze zdjęć, a on zaczął gapić się na nie jak ciele na malowane wrota.

– No i co, widzisz różnicę?

Rzeczywiście… To chyba nie ty. Zdecydowanie nie ty – przyznał w końcu.

– No to powiesz mi teraz, skąd masz te zdjęcia? Może od Adriana? – strzeliłam.

– Tak… A skąd wiesz?

– Bo ja też od niego dostałam całkiem ciekawy komplecik fotek. Tyle tylko, że z tobą w roli głównej – wypaliłam i wyjęłam z szuflady kopertę.

– Że co?

– A tak. Ty i pewna blondynka. Z kieliszkami wina w dłoniach, zapatrzeni w siebie, zakochani. Podobno kompletnie oszalałeś na jej punkcie – pokazałam mu zdjęcia, a on aż przysiadł z wrażenia.

– Ale… To tylko moja szefowa… Zresztą zdeklarowana lesbijka… A zdjęcia są z przyjęcia firmowego. Podeszła do mnie, zaczęliśmy rozmawiać. Byłem po prostu miły i uprzejmy. O co tu, do cholery, chodzi?

– Jeszcze nie rozumiesz? Adrian chciał nas skłócić – wykrzyknęłam.

– Ale po co? – zapytał, patrząc na mnie osłupiałym wzrokiem.

Nagle zrozumiałam, o co tu chodziło

Oczywiście znałam odpowiedź, ale postanowiłam zachować ją dla siebie. Chciałam, żeby Darek sam skojarzył fakty i wyciągnął wnioski. Trochę to trwało, ale wreszcie mu się udało. Zrobił się czerwony jak indor.

– Wiem! To o ciebie mu chodziło. Nie dostał kiedyś, czego chciał, to postanowił spróbować raz jeszcze. Pięknie to sobie wykombinował. Zmontował twoje zdjęcia dla mnie, a moje wręczył tobie z odpowiednim komentarzem. I od razu wyrósł między nami mur. Zabiję bydlaka, jak Boga kocham, zabiję… – wykrztusił przez zaciśnięte zęby.

Wzięłam go za rękę.

– W porządku, zabij. Ale może najpierw odwiedzimy naszą sypialnię? – zapytałam.

Pociągnęłam go delikatnie do drzwi.

– Bo baaardzo się za tobą stęskniłam – uśmiechnęłam się zalotnie, a on udawał, że się zastanawia.

– No dobrze, najpierw miłość, później morderstwo. Jak w romansie – oświadczył  mi w końcu z bardzo poważną miną.

Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Mój ból głowy minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Do konfrontacji z Adrianem doszło tego samego dnia

Gdy Darek i ja nacieszyliśmy się sobą i już wszystko wyjaśniliśmy, postanowiliśmy uświadomić temu padalcowi, że jego plan nie wypalił. Zadzwoniłam i zbolałym głosem poprosiłam o spotkanie w kawiarni. Specjalnie wybrałam miejsce publiczne, bo bałam się, że jak mąż zostanie z nim sam na sam, to za bardzo się rozpędzi i naprawdę zrobi z niego miazgę. A nie po to go przecież odzyskałam, żeby zaraz stracić…

Usiadłam więc sama przy stoliku i czekałam, aż Adrian się pojawi. Darek tymczasem schował się w kącie. Adrian przybiegł z bukietem kwiatów.

– Co się stało?  – zapytał z troską. – Przez telefon miałaś taki głos, jakbyś za chwilę miała umrzeć.

– I tak się właśnie czuję. Ta sytuacja z Darkiem mnie przerasta. Nie umiem sobie z nią poradzić. Nie wiem, co mam robić, jak dalej żyć. Jest mi tak źle, że nie byłam w stanie pójść dzisiaj do pracy – westchnęłam.

Adrian chwycił mnie za rękę.

– Zapomnij o nim. Nieraz ci mówiłem, że nie jest ciebie wart. Teraz masz mnie... Przecież wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko – dodał ze wzruszeniem.

– Wiem… Ale to nie jest takie proste. Chciałabym, żeby to wszystko się w końcu wyjaśniło. Przecież Darek i ja ciągle jesteśmy małżeństwem. Nie potrafię o tym tak po prostu zapomnieć – ciągnęłam.

Adrian zastanawiał się przez chwilę.

– Jak wrócę do Niemiec, to mu nagadam. Niech powie, co zamierza. Wóz albo przewóz. Nie pozwolę, żeby cię dręczył, trzymał w niepewności – huknął pięścią w stół.

– Jesteś kochany… Naprawdę… Ale po co czekać tak długo? Może od razu z nim pogadasz? Akurat przyjechał do Polski.

I dałam znak mężowi, by podszedł.

– Jak to: przyjechał? – Adrian patrzył na mnie z niedowierzaniem, a wtedy jak spod ziemi wyrósł obok niego Darek.

– A tak to! Co, padalcu? Zatkało cię? Co masz mi do powiedzenia? Że Aga się puszcza na lewo i prawo, z kim popadnie? A może masz jeszcze inne rewelacje? Czekam – warknął Darek i pochylił się nad nim.

Adrian zerwał się na równe nogi i przerażony zaczął wycofywać się w stronę wyjścia.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi… Nic takiego nie mówiłem… To jakieś nieporozumienie… – tłumaczył, a potem odwrócił się na pięcie i uciekł.

– Obiecaj mi jedno: jeżeli następnym razem usłyszysz o mnie jakieś rewelacje, to najpierw ze mną porozmawiasz, a nie od razu uwierzysz i zaczniesz grozić rozwodem – powiedziałam do Darka.

– W porządku. Ale ty też mi to przyrzeknij. Oboje daliśmy mu się nabrać.

Czytaj także:
„Mąż kocha naszą córeczkę, ale panicznie się boi, że zrobi jej krzywdę. Gdy się nią zajmuje, zawsze muszę mu asystować”
„Moja sąsiadka przekombinowała. Wypuściła wróbla z garści, bo liczyła na gołębia na dachu. A ten jej odfrunął”
„Stroniłam od biurowych romansów, ale przy Kamilu nie mogłam się opanować. Połączyła nas winda pełna gorących pocałunków”

Redakcja poleca

REKLAMA