„Dziewczyna Wiktora ma mnie za prostaka i zakazała mu się ze mną widywać. Przyjaciel nie zaprosił mnie nawet na ślub”

Mężczyzna, który stracił przyjaciela fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Po rozwodzie to ja więcej czasu spędzałem z dziećmi i żoną Wiktora. Jego uwagę zaprzątała nowa kobieta. Dla niej zmienił fryzurę, samochód, styl ubierania. Wieczory spędzali na bankietach i pokazach mody. Nie mogłem uwierzyć, co to babsko z niego zrobiło”.
/ 09.01.2022 20:46
Mężczyzna, który stracił przyjaciela fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Wychowaliśmy się z Wiktorem na jednym podwórku. Łączyła nas przyjaźń, której nic nie zniszczy. Tak sądziłem… On – syn nauczycielki i lekarza. Ja – sprzedawczyni i mechanika. Pomimo tych różnic w „pochodzeniu” nasz zawarty w piaskownicy pakt przetrwał prawie cztery dekady.

Wiktor był dużo oczytany niż ja, uczył się prywatnie angielskiego i francuskiego. Ale do matematyki i fizyki głowy nie miał. Na większości klasówek rozwiązywałem zadania za niego. Zdarzyło się, że nie zdążyłem zrobić swoich. Wiktor miał potem wyrzuty sumienia, ale tłumaczyłem mu, że mi nie zależy.

To on był prymusem, walczył o świadectwo z paskiem. Mnie wystarczyło, żebym zdawał z klasy do klasy. I tak wiedziałem że pójdę do samochodówki. Silniki i maszyny fascynowały mnie od zawsze. Razem z ojcem potrafiliśmy godzinami sterczeć nad otwartą klapą silnika naszego dużego fiata i po raz piąty dokręcać te same śrubki.

Rodzice Wiktora nigdy nie dali mi odczuć, że nie jestem odpowiednim przyjacielem dla ich syna. Wręcz przeciwnie. Byłem traktowany jak domownik. Pani Maria nie miała nic przeciwko, gdy po szkole obaj wpadaliśmy do kuchni i zaglądaliśmy jej do garnków.

Pod koniec podstawówki pojechałem z nimi na ferie w góry. Tata Wiktora nauczył mnie jeździć na nartach. Nie mogę narzekać na moich rodziców, bardzo się starali, ale sami nigdy nie byli w górach i nie mieli potrzeby tam jechać.

Z moim ojcem za to graliśmy w piłkę. Tata był kiedyś w szkolnej reprezentacji, miał do futbolu dryg. A mama robiła dla pani Marii drobne poprawki krawieckie.

– Oj, pani Krystyno, pani to tak łatwo przychodzi. A ja się tylko pokłuję, namęczę i nic – powtarzała zawsze mama Wiktora.

W szkole średniej mieliśmy dla siebie mniej czasu. Ale ciągle mieszkaliśmy w jednym bloku, spotykaliśmy się wieczorami i w weekendy. Ja miałem nowych kolegów, Wiktor też – ale jak któryś z nas miał jakiś problem, to na drugiego mógł zawsze liczyć.

W latach 90. zmieniła się też sytuacja materialna mojej rodziny. Mój tata zaryzykował, zwolnił się z pracy i za oszczędności swoje i dziadków otworzył warsztat. Od razu zdecydował, że u niego będzie czysto i kulturalnie.

Okazało się, że klientów, a zwłaszcza klientek, znalazł setki. Ja pomagałem tacie. Było jasne, że kiedyś warsztat przejmę ja. Tata płacił mi za pomoc całkiem nieźle. Nagle to ja, a nie Wiktor, miałem więcej kasy.

Kupowałem papierosy, które paliliśmy za śmietnikiem, piwo. Gdy pojechaliśmy na pierwsze samodzielne wakacje pod namiot, to ja nas utrzymywałem – kieszonkowe od rodziców Wiktora starczyło mu ledwie na opłacenie kempingu.

– Zobaczysz, kiedyś wszystko ci oddam – powtarzał, a ja tylko się śmiałem.

Wiktor zdał maturę, ale nie dostał się na medycynę. Zawalił matmę. Cały kolejny rok chodził na korepetycje. Ale jak czegoś naprawdę nie rozumiał, to przychodził do mnie. Ja maturą się nie przejmowałem. Zdam, nie zdam – na jedno wyjdzie. Ale się udało. Po roku ja zostałem technikiem, a Wiktor studentem.

Miałem inne priorytety

Nie bardzo wiem, kiedy Wiktor się uczył. Mam wrażenie, że całe studia przebalował. A ja wraz z nim. Wiktor zabierał mnie na każdą studencką imprezę. Z początku trochę się bałem, że nie będę miał o czym z tymi ludźmi rozmawiać.

Szybko okazało się, że świetnie sobie radziłem. Podobałem się koleżankom Wiktora. Trochę się czułem jak Tarzan, ale skoro dzięki temu mogłem przebierać w fajnych dziewczynach, nie przeszkadzało mi to.

Pod koniec studiów Wiktor się ustatkował. A wszystko za sprawą Kasi, koleżanki z roku. Tylko dzięki niej skończył studia. Kasia była rzeczowa. Wyznaczała sobie cele i je realizowała. Z początku wydawała mi się trochę sztywna i nudnawa. Szybko zrozumiałem, że się mylę. Kasia była bystra. I miała cięty dowcip, za którym nie zawsze nadążałem. Polubiliśmy się.

To Wiktor szybciej się ustatkował. Praktyki w szpitalu, potem specjalizacja. Zabawa się skończyła.
Za to ja – synalek właściciela świetnie prosperującego biznesu – mogłem bawić się dalej. Czasem, gdy miałem już dość, lądowałem na kanapie Wiktora i Kasi. Tam odpoczywałem.

Moi przyjaciele pobrali się dopiero, gdy Kasia zrobiła specjalizację z pediatrii, a Wiktor z ortopedii. Oczywiście byłem świadkiem. A półtora roku później ojcem chrzestnym Jasia. Ja ciągle byłem singlem. I nie miałem zamiaru się ustatkować.

Dla dzieci Wiktora (do Jasia po dwóch latach dołączyły bliźniaki Julian i Julka) byłem ulubionym wujkiem. Kochałem te dzieciaki. Pozwalałem im na wszystko. Czasem, gdy ich rodzice byli zajęci albo chcieli się gdzieś wyrwać, zostawałem ich opiekunem. Jasne, karmiła je moja mama, ale to ja zapewniałem atrakcje.

– Stary, może i ty byś się postarał o synka czy córeczkę? Najwyższa pora. Będzie z ciebie super tata – podburzał mnie Wiktor. Też o tym myślałem, tylko ciągle nie spotkałem kobiety, z którą chciałbym te dzieci mieć.

Miałem już 35 lat, gdy poznałem Ludmiłę

Przyjechała do Polski z Rosji. Mówiła, że uciekła przed mężem sadystą. Załatwiłem jej pracę w warsztacie w recepcji. Zakochałem się na całego. Oświadczyłem się i zostałem przyjęty. A potem Ludmiła zniknęła.

Nie miałem pojęcia, co się stało. Czy wróciła do domu? Wynająłem prywatnego detektywa, nagabywałem urzędników  rosyjskiej ambasady, zamieszczałem ogłoszenia w prasie. Nic. Ludmiła zapadła się po ziemię.

Przetrwałem tylko dzięki pomocy Kasi, Wiktora i ich dzieciaków. U nich w domu płakałem, piłem, pozwalałem się rozpieszczać i rozśmieszać. Po roku stanąłem na nogi. Przestałem balować. Zająłem się pracą. Przejmowałem od ojca coraz więcej obowiązków. Praca tak mnie pochłonęła, że nie zauważyłem, że teraz to moi przyjaciele mają problemy.

– Jacek. Wiktor kogoś ma. On nas zostawi – Kasia stanęła pod moimi drzwiami w środku nocy. Płakała. Zaprowadziłem ją do salonu, nalałem jej whisky.

– To niemożliwe. Uspokój się i wszystko mi opowiedz.

Kasia mówiła przez kwadrans: że Wiktor ciągle gdzieś znika, że zaczął chodzić na siłownię. Kupuje nowe ciuchy. Nagle zaczął jeździć na weekendowe sympozja, których wcześniej nienawidził.

– Nie kochaliśmy się od dwóch miesięcy. Mówi, że jest zmęczony. Nie patrzy mi w oczy. Nie ma czasu nie tylko dla mnie, ale i dla dzieci. Jacek, mówię ci, Wiktor kogoś ma. A ja go ciągle kocham.

Nie mogłem uwierzyć, to zupełnie nie w jego stylu

Kasia kompletnie się rozkleiła. Zawsze była opanowana. nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Położyłem Kasię do swojego łóżka. Zadzwoniłem do Wiktora i zapytałem wprost. – Czy ty zdradzasz Kasię?

Wiktora zatkało. Zaczął się jąkać. Ale nie zaprzeczył. Rozłączyłem się. Znałem prawdę, tylko dalej nie wiedziałem, co z nią zrobić. Napisałem do Wiktora esemesa: „Musisz powiedzieć Kasi prawdę”.
Wiktor wyprowadził się z domu miesiąc później.

– Tylko nie oczekujcie ode mnie, że teraz wybiorę jedno z was – zapowiedziałem. – Chcę się nadal przyjaźnić z obojgiem.

Po rozwodzie to ja więcej czasu spędzałem z dziećmi Wiktora niż on. Zabierałem je do zoo, do parku. Pomagałem Kasi jak mogłem. Uwagę Wiktora zaprzątała nowa kobieta. Dla niej zmienił fryzurę, samochód, styl ubierania. Wieczory spędzali na bankietach i pokazach mody.

Dominika miała dwadzieścia pięć lat i zajmowała się „modelingiem”. Zanim ją poznałem – obejrzałem jej konto na Instagramie. Jej praca polegała na wrzucaniu tam mniej lub bardziej rozebranych fotek. Byłem pewien, że się nie polubimy. I nie paliłem się do tej znajomości.

Okazja do spotkania nadarzyła się latem

Moja mama wydawała przyjęcie z okazji 70. urodzin. Uparła się, żebym zaprosił i Kasię, i Wiktora. Tłumaczyłem jej, że to niezręczność, ale nie dała się przekonać. Miałem nadzieję, że Wiktor odmówi, wykręci się wyjazdem czy bankietem – ale nie.

– Uwielbiam twoją mamę, jasne, że będę. I przyprowadzę Dominikę – zapowiedział.

Na kolacji wszyscy dobrze się bawili, dopóki nie przyszedł Wiktor. Przedstawił wszystkim Dominikę, a przy stole zapadła cisza. Dziewczyna wyglądała jak z innej bajki. Ośmiocentymetrowe szpilki, skórzana mini za pupę, pępek na wierzchu. A potem zaczęła grymasić. Okazało się, że jest weganką, nie je glutenu, pije tylko czerwone wino, ale nie takie z Biedronki.

– Wszystko jest przepyszne, pani Krystyno – Kasia starała się ratować sytuację, ale wieczór już był popsuty.

Po godzinie goście zaczęli się rozchodzić.

– Musisz koniecznie do nas wpaść, poznacie się bliżej z Dominiką. Zobaczysz, że ją polubisz – szepnął mi do ucha Wiktor. Nie byłem przekonany, ale uznałem, że dam jej drugą szansę.

Postarałem się. Kupiłem wino w eleganckim sklepie. Miałem nadzieję, że zaspokoi wymagania Dominiki. Chyba nie do końca się udało. Gospodyni wzięła wino, popatrzyła na etykietkę, zmarszczyła nos i podziękowała. Do kolacji Wiktor otworzył inną butelkę.

Przez cały wieczór Dominika wypytywała mnie o moją znajomość z Wiktorem. Trochę mi się nie chciało wierzyć, że sam jej o nas nie opowiedział. Ale grzecznie odpowiadałem na pytania. Po minie Wiktora widziałem, że mu się to nie podoba.

– A do liceum też chodziliście razem – drążyła Dominika?

– Nie, skąd, ja poszedłem do szkoły samochodowej.

– Zawodówki? – Dominika przewróciła oczami.

– Tak, potem do technikum – dodałem szybko.

– No, ale potem studiowałeś chyba, Wiktor wspominał, że nieźle balowaliście razem w studenckich latach…

– Ni… – zacząłem, ale Wiktor kopnął mnie pod stołem, więc tylko coś mruknąłem.

Potem rozmowa zeszła na sport. Tenis? Nie. Golf? W życiu. Narty? Trochę w dzieciństwie, jak mnie rodzice Wiktora kiedyś zabrali w góry. Cokolwiek powiedziałem – było źle. Nie znałem modnych restauracji, potraw, nie rozróżniałem celebrytów. Stary nudziarz.

Po dwóch godzinach miałem dość

Zrezygnowałem z wegańskich muffinek i wykręcając się bólem głowy, uciekłem do domu. Wiktor odezwał się do mnie po tygodniu. Spotkaliśmy się w pubie.

– Nie przejmuj się Dominiką, ona jest taka dociekliwa. Wiesz, takie pokolenie. Oni teraz wszystko wiedzą o sobie z tych fejsbuków i twitterów. Tak po prostu mają – tłumaczył.

Zapytałem, czy pójdziemy w sobotę pokopać piłkę na boisko, kiedyś robiliśmy to w każdej wolnej chwili.

– Nie mogę, muszę iść z Dominiką na brunch. Wiesz, chodzi o potencjalnego sponsora jej bloga.

Nie naciskałem. W następnym miesiącu Wiktor miał urodziny. Nie dostałem zaproszenia, myślałem, że nie było imprezy. Kasia wyprowadziła mnie z błędu.

– Zajrzyj na jej insta, zobacz, jaki to był bal.

Zajrzałem. Panowie w karnawałowych maskach, panie w kapeluszach z piórami. Półnagie hostessy roznoszące kolorowe drinki. „Jezu, Wiktor, co ta dziewczyna z tobą robi?” – pomyślałem.

Na moje urodziny zaprosiłem ich oboje. Wiktor wpadł sam, na kwadrans. Wypił piwo, nawet nie zdejmując kurtki. I zaraz wybiegł. Domyśliłem się, że nie powiedział o tej wizycie Dominice. Zacząłem rozumieć, że według niej nie nadaję się na przyjaciela Wiktora. Nie ten poziom.

Ale wierzyłem, że mój kumpel ma więcej rozumu. Że choć pozwolił jej decydować, jak wygląda, co robi, co je, to przynajmniej nie da jej decydować, z kim ma się przyjaźnić. Myliłem się. 

Wiktor udawał jeszcze przez kilka miesięcy

Czasem odpowiadał na esemesy. Czasem wpadał na chwilę. Zachowywał się, jakbyśmy mieli romans, który musi ukrywać przed żoną. Raz zapytałem, czy ma mnie w komórce zapisanego jako „hydraulik”; ale nawet nie złapał żartu.

Aż któregoś razu zadzwonił i przez telefon (widać w cztery oczy nie miał odwagi) powiedział mi, że bardzo sobie ceni i zawsze będzie cenił naszą przyjaźń, ale że, niestety, jego narzeczona nie akceptuje tej znajomości, a że on ją bardzo kocha i nie chce jej krzywdzić, więc już nie powinniśmy się spotykać.

Zatkało mnie. Dawno się domyśliłem, że tak jest, ale nie spodziewałem się, że kiedykolwiek Wiktor powie to wszystko tak wprost. Miałem wrażenie, że Dominika stała koło niego i podpowiadała mu, co ma powiedzieć.

– Proszę, odeślij mi więc wszystkie moje listy i upominki – wysyczałem, ale Wiktor i tym razem nie złapał żartu. Rozłączył się.

Opowiedziałem o tej rozmowie Kasi

– Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Ta gwiazda wyprała mu kompletnie mózg, to nie jest ten sam Wiktor, w którym się zakochałam! Ja się boję mu dawać dzieci. Po wizytach u nich Julka zaczyna się malować i robić sobie selfie. Janek już nie chce być naukowcem, tylko youtuberem. A Julian oświadczył ostatnio, że nie będzie robił porządków w pokoju, bo też chce mieć sprzątaczkę, jak ciocia Dominika!

Ponarzekaliśmy razem, pożartowaliśmy. Ale tak naprawdę nie było mi do śmiechu. Wiktora, tego dawnego Wiktora, zaczynało mi bardzo brakować. Mimo wszystko wierzyłem, że on jeszcze wróci. Może nie jutro, nie za miesiąc, ale kiedyś.

Tydzień temu dowiedziałem się od Kasi, że w tę sobotę Wiktor się żeni. Nie oczekiwałem zaproszenia ani żadnej wiadomości od niego. Dlatego zdziwiłem się, gdy koło północy zadzwonił.

– Jacuś, ja to mam taki pomysł, musisz mnie posłuchać – Wiktorowi plątał się język, musiał sporo wypić. – Bo widzisz, ty się tak lubisz z Kasią, i moje dzieci cię lubią, to może ty z nimi zamieszkasz? Ty dawno baby nie miałeś, Kasia chłopa, na dobre by wam to wyszło… Ja się nie pogniewam, spoko…

Nie słuchałem dalej jego pijackiego bełkotu. Miałem dość. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na kanapę. Po chwili sięgnąłem po niego ponownie i wykasowałem numer Wiktora.

Czytaj także:
„Narzeczony za nic nie chciał pozbyć się matki i syna z poprzedniego związku. Oni stali nam na drodze do naszego szczęścia”
„Gdy oświadczałem się żonie, myślałem o innej. Basię poślubiłem z przymusu”
„Nie dałam córce pieniędzy na leczenie zięcia, bo on zmarnował jej życie. Przez moje skąpstwo umierał w męczarniach”

Redakcja poleca

REKLAMA