„Kochanek zawrócił mi w głowie. Chciałam wyjść za niego za mąż. Marzenia prysły, gdy pokazał prawdziwe oblicze”

zakochana para fot. iStock, Gary John Norman
„Zacisnęłam zęby i przetrwałam to. Poniosłam porażkę i dobrze o tym wiedziałam. Wzięłam za miłość coś, co było zwykłym zauroczeniem i szybko wygasło. Spakowałam się i wyjechałam z Warszawy”.
/ 24.06.2023 17:15
zakochana para fot. iStock, Gary John Norman

Pochodzę z małej nadmorskiej miejscowości, która tylko w sezonie tętni życiem, a potem zamiera na długie miesiące. Moi rodzice, odkąd pamiętam, bardzo ciężko pracowali. Jestem jedynaczką, więc cały ciężar pomagania im spadał na mnie. Szczerze mówiąc, nigdy nie miałam prawdziwych wakacji. Cały czas obsługiwałam letników, sprzedawałam lody albo nalewałam piwo. Gdy tylko wspomniałam o wyjeździe, ojciec burczał:

– Teraz, w sezonie? Córka, a kto nam pomoże? Twoja edukacja też kosztuje, a co dopiero, jak kiedyś na studia pójdziesz! Pomyśl, inni wiele by dali, żeby być w twojej sytuacji. Morze masz na wyciągnięcie ręki, nigdzie wyjeżdżać nie musisz. Coś ci się tutaj nie podoba?

Tata mnie nie rozumiał. Kochałam morze i nadal je kocham. Szum fal jest dla mnie jak narkotyk. Czuję zapach morza, jego słony smak, cząsteczki wody w powietrzu i morską bryzę, nawet gdy jestem daleko, nawet gdy śpię. Tyle tylko, że od czasu do czasu chciałam wyjechać gdzie indziej, poznać jakieś nowe miejsca.

Rodzice liczyli na to, że wyjdę za Waldka

– Wiesz, że my latem musimy zarobić na cały rok – tłumaczyła mi mama. – Musi wystarczyć na życie i na remonty. Nikt nam pieniędzy nie da. Sama wiesz, że jak jest dobry sezon, to pieniędzy więcej wpadnie. Ale potrzeb dużo, dach nad barem trzeba przełożyć, płot wymienić.

I cóż miałam robić? W restauracji tobym chociaż napiwki dostawała, a u nas? Czasem wpadł jakiś dodatkowy grosz, ale zazwyczaj do grubej świnki – skarbonki, którą mama co chwilę opróżniała na bieżące zakupy. Nie miałam własnej kasy. Tak mijał rok za rokiem. Nie buntowałam się. Może dlatego, że w gruncie rzeczy wierzyłam w sens takiego życia… A może liczyłam na przybycie księcia z bajki, który pewnego dnia zapuka do moich drzwi i mnie porwie?

Dojeżdżałam do liceum do Koszalina. Wybrałam ogólniak, chociaż tata doradzał mi jakieś hotelarstwo. Nie było mi łatwo, ale maturę zdałam całkiem dobrze, a na pewno lepiej niż się spodziewałam.

– Córka, tylko jakieś mądre studia wybierz, żebyś mi potem pomogła. W końcu to wszystko kiedyś twoje będzie – powtarzał mi co chwila tata, gdy przyszła pora wyboru kierunku dalszego kształcenia.

Złożyłam podania na trzy różne wydziały. Marzyła mi się psychologia, ale nie bardzo wierzyłam, że mnie przyjmą. Ostatecznie wybrałam pedagogikę wczesnoszkolną i przedszkolną, bo zawsze chciałam pracować z dziećmi. Tata krzywił się, ale nie oponował. Cieszył się, że będę miała wolny wrzesień i dzięki temu więcej zarobią po sezonie. Najpierw co prawda chciał mnie namówić na studia zaoczne, bo wydawały mu się tańsze, ale ja się zbuntowałam.

– Ostatecznie w swoim zawodzie pracować nie musisz. Trzy lata do tego twojego licencjatu jakoś wytrzymamy – tata w końcu machnął rękę, chociaż do końca uważał, że pedagogika to fanaberia.

Po cichu liczył, że wezmę ślub z takim jednym Waldkiem z sąsiedniej osady rybackiej. Waldek robił do mnie maślane oczy już od jakiegoś czasu. Jego ojciec był rybakiem i Waldek zamierzał pójść w jego ślady. Spotykałam się z nim, bo była to dla mnie chwila oddechu od pracy. No i tęskniłam za prawdziwą miłością.

Waldek był miły, serdeczny, kulturalny, właściwie do rany przyłóż. Spotykaliśmy się niezbyt często, gdyż oboje uczyliśmy się w różnych miastach. Nie zastanawiałam się, czy była to już ta prawdziwa i jedyna miłość – nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia w tym względzie. Waldek czasem napomykał o wspólnej przyszłości, ale szybko zamykałam temat. Mówiłam, że nie jestem jeszcze gotowa. Bo tak naprawdę nie byłam. Chciałam najpierw skosztować studenckiego życia.

Trzy lata studiów licencjackich minęły jak z bicza strzelił. Oczywiście nie zamierzałam poprzestać na licencjacie, jednak tata był innego zdania:

– Mało ci? Do czego ci te nauki potrzebne? Widzisz, jakie bezrobocie na rynku! Trzeba myśleć, a nie w ciemno za tłumem leźć. Zobacz, ilu magistrów dyplom do kieszeni schowało i pracują gdzie popadnie za marne grosze. Szkoda tych pieniędzy wydanych – zżymał się.

Liczyłam, że go przekonam. I przekonałam. Tata nie potrafił być stanowczy. Nadeszło kolejne lato w moim życiu. Miało być przełomowe. Bo właśnie wówczas pojawił się wreszcie ten mój wymarzony książę z bajki. Zakochałam się jak szalona. Kamil był z Warszawy, studiował na politechnice. Zachłysnęłam się miłością i już wiedziałam, że studia magisterskie zrobię w stolicy.

Gotowa byłam za nim pójść na koniec świata

Było mi trochę głupio przed Waldkiem – bardzo go lubiłam i nie chciałam go skrzywdzić. Nie zasługiwał na takie traktowanie. Napisałam do niego list, w którym wszystko mu wyjaśniłam, przeprosiłam i życzyłam spotkania tej jednej jedynej.

Nie napisałam, że przyczyną zerwania jest Kamil. Po co miał cierpieć bardziej? List wysłałam dopiero przed samym wyjazdem. Myślę jednak, że Waldek czegoś się domyślał, bo był bardzo smutny, kiedy odprowadzał mnie na dworzec, choć teoretycznie jeszcze nic nie wiedział. Rozstawaliśmy się tak jak zwykle – na czas wyjazdu. Życzył mi szczęścia w stolicy. Trochę mnie dręczyły wyrzuty sumienia, ale miłość do Kamila szybko je zagłuszyła.

– Kocham cię, śliczna księżniczko – szeptał mi do ucha. – Nie mogę się doczekać, kiedy będziesz tylko moja.

Obiecałam mu, że jak przyjadę na studia do stolicy. I słowa dotrzymałam. Najpierw wszystko było jak w bajce. Czułam, że to jest właśnie to, czego oczekiwałam od życia, chociaż bardzo tęskniłam za morzem. To było duże poświęcenie z mojej strony, że zdecydowałam się na studia w Warszawie. Szczerze mówiąc, dawniej nie wyobrażałam sobie życia bez szumu fal za oknem, i w głębi duszy liczyłam, że namówię kiedyś Kamila na przeprowadzkę. Nie mogłam się przyzwyczaić do tych tłumów, do hałasu. Czekałam tylko, aż Kamil mi się oświadczy.

– Ślub? No co ty, Majka. Jaki ślub? Mówiłem, że będziemy razem, ale nie wspominałem o ślubie. Kto w dzisiejszych czasach bierze ślub? Zresztą, potrzebny ci papierek? Nie wystarczy ci moje słowo?

Mnie by wystarczyło, ale wiedziałam, że tata będzie wściekły. Nie pozwoliłby, żebym mieszkała z kimś bez ślubu. Zresztą myślał, że po studiach wrócę do domu. Na razie wolałam nic mu nie mówić o swoich planach pozostania w Warszawie. Może dlatego, że sama nie byłam do nich przekonana? Tylko mamie wspomniałam po cichu, że spotkałam mężczyznę swojego życia. Domyśliła się, że to Kamil, który poprzedniego lata, podczas pobytu nad morzem, był u nas kilka razy.

– Tu jest twoje miejsce – stwierdził ojciec. – Jak będzie trzeba, to się pomyśli o przebudowie drugiego piętra, najwyżej letnikom zabierzemy jeden pokój.

Tak się złożyło, że nie obroniłam w terminie pracy magisterskiej. Zaczął się dla mnie niedobry okres. Kamil nie był już dawnym Kamilem, w miarę upływu czasu coraz więcej nas dzieliło niż łączyło. Miałam jednak nadzieję, że to tylko przejściowe trudności, które zdarzają się w każdym związku. Niestety, było inaczej. Domyśliłam się, że ma kogoś. Gdy zapytałam wprost, bardzo się zmieszał.

– Tak, poznałem jedną laskę. Miałem ci powiedzieć, tylko jakoś tak głupio mi było. Wiesz, jak to jest z miłością. Spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Ale skoro sama poruszyłaś ten temat…

Zacisnęłam zęby i przetrwałam to

Poniosłam porażkę i dobrze o tym wiedziałam. Wzięłam za miłość coś, co było zwykłym zauroczeniem i szybko wygasło. Spakowałam się i wyjechałam z Warszawy. Ku radości moich rodziców, choć nawet nie wiedzieli o moich wcześniejszych planach. I bardzo dobrze! Tego lata byłam bardzo nieszczęśliwa. Waldek dowiedział się, że wróciłam; dzwonił kilka razy, ale nie odbierałam telefonów. Wiedziałam, że go skrzywdziłam i nie chciałam z nim rozmawiać, chociaż bardzo żałowałam tamtej decyzji.

We wrześniu pojechałam na uczelnię, żeby obronić pracę. Nawet nie napisałam Kamilowi, że przyjeżdżam. Nie miałam ochoty go widzieć, bo i po co? Gdy wróciłam – na dworcu zamiast ojca, który zawsze po mnie przyjeżdżał, żebym nie telepała się busem – czekał na mnie Waldek. Zdziwiłam się i zmieszałam. Nie byłam przygotowana na rozmowę. Wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż i pudełeczko z pierścionkiem.

– Wyjdziesz za mnie? – zapytał. – Byłem głupi, że wcześniej nie zapytałem o to wprost. I że dałem ci uciec…

Nie odpowiedziałam od razu. Stwierdziłam, że musimy najpierw porozmawiać o moim związku z innym mężczyzną.

– Tak myślałem… – powiedział, gdy wyznałam mu prawdę. – Było mi bardzo źle, ale postanowiłem czekać. Wierzyłem, że wrócisz. Kocham cię, Majka, kochałem cię już od dawna i będę cię kochał zawsze. Wyjdziesz za mnie? – powtórzył, a mnie do oczu zaczęły się cisnąć łzy wzruszenia.

Zrozumiałam, jakiego wspaniałego człowieka mogłam stracić przez swoją głupotę, mrzonki o księciu z bajki i życiu, do którego nie pasowałam. Dostałam drugą szansę. Nie zmarnuję jej… Jeszcze tego samego roku wzięliśmy ślub. Moi rodzice i rodzice Waldka bardzo się z tego powodu cieszyli. Ja również, choć nigdy bym się o to nie podejrzewała.

Gdy otwieram okno, słyszę moje ukochane morze. Teraz wiem, że nie mogłabym zamieszkać gdzie indziej. Na razie nie pracuję zawodowo, bo jestem w ciąży. Potem pomyślę, jak wykorzystam swoją wiedzę. Może otworzę przedszkole, gdy nasze dziecko nieco podrośnie?

Czytaj także:
„Zakochałam się w swoim uczniu. Gdy przechodził koło mnie w szkole, wszystko podchodziło mi do gardła. Czułam się niemoralna”
„Zakochałam się w chłopaku niewiele starszym od syna. Muszę podjąć decyzję. Albo zostawię Michała, albo powiem prawdę Oskarowi"
„Syn zakochał się w kobiecie w moim wieku, a ja nie mogę tego znieść. Tak marzyłam o młodziutkiej synowej i wnukach”

Redakcja poleca

REKLAMA