„Kochanek wrobił mnie w dziecko, bo zapewniał, że jest bezpłodny. Uknuł to ze swoją żoną, marzyli o maluszku”

Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Nie do końca dotarło do mnie, kiedy powiedzieli, że wezmą moje dziecko. – Jarek jest jej ojcem, ja ją adoptuję i będę dla niej najlepszą matką – mówiła łagodnie Krystyna. – Kupimy ci mieszkanie, załatwimy lepszą pracę, urządzisz się i będziesz niezależna. Nie zostawimy cię bez grosza, możesz nam wierzyć”.
/ 21.01.2022 09:45
Oszukana kobieta fot. Adobe Stock, Africa Studio

Zosia pakowała się z entuzjazmem, zagraniczny wyjazd z ojcem i Krystyną miał być hitem wakacji.

– Wezmę też mniejszy plecak, przyda się w górach – wyciągnęła z szafy zgrabny plecaczek znanej marki zaopatrującej himalaistów.

Plecak był od Jarka, kosztował jedną trzecią mojej pensji, nie byłoby mnie stać na takie cudo. Jak Zosia była mała, nie przyjmowałam od niego kosztownych podarków, zwracałam drogie ubranka, obywałam się tym, co dostałam od rodziny i znajomych.

Córka jeździła w wózku po mojej młodszej siostrze i też było dobrze, nie potrzebowała karocy wyprodukowanej w technologii kosmicznej. Potem jednak Zosia podrosła i z pobytu u ojca zaczęła wracać ubrana od stóp do głów jak laleczka, przyciskając do piersi modną zabawkę. Nie mogłam jej tego odebrać, nie zrozumiałaby moich intencji.

Wielokrotnie prosiłam Jarka, by obsypując Zosię podarkami, nie podkreślał różnicy majątkowej między nami, ale uzyskałam tyle, że zadzwoniła Krystyna, by porozmawiać ze mną „jak kobieta z kobietą”.

– Duma jest dobra, jeśli nikogo nie krzywdzi – powiedziała po swojemu, łagodnie. Z Krystyną trudno było się pokłócić, potrafiła przeczekać wybuchy mojego gniewu i wrócić do tematu z uporem kropli drążącej skałę. – Zosia rośnie, coraz więcej rozumie, niech wie, że mama i tata żyją w zgodzie, że ma w nich oparcie, nie musi wybierać. Nie pokazuj jej, jak bardzo cię boli, że dbamy o nią. Jest też naszą córką, czy tego chcesz, czy nie, twój gniew tego nie zmieni.

Tego właśnie się obawiałam, uważała się za jej matkę

Była tylko żoną Jarka, obcą kobietą, która nie mogła mieć własnych dzieci i próbowała zabrać mi moje. Od wielu lat żyłam uwikłana w trudną relację, w której, cokolwiek mówić, znalazłam się częściowo z własnej winy. Nie umiałam wybrnąć, łączyła nas Zosia, która czuła się w domu ojca doskonale, a jego żonę bardzo lubiła.

I pomyśleć, że gdybym wtedy podjęła inną decyzję, mogłaby być córką nie tylko Jarka, ale także Krystyny…

Do Warszawy przeprowadziłam się, szukając lepszej pracy. Znalazłam zajęcie w sekretariacie pracowni architektoniczno-budowlanej. Miała wielkie wzięcie, drzwi za klientami nie zamykały się, panował ruch jak na dworcu. Podobało mi się tam, wiele się nauczyłam i zobaczyłam, że mogę osiągnąć znacznie więcej, jeśli się postaram.

Ta praca była dla mnie oknem na świat, przez które zobaczyłam wiele różnych możliwości. Zaczęłam uczyć się angielskiego, lepiej się ubierać, koleżanka zabrała mnie do fryzjera, który zrobił z moich włosów artystyczny nieład, mający jednak styl i szyk. Wyglądałam bardzo ładnie, co znacznie podniosło mnie na duchu i dodało wiele pewności siebie.

Jarek często kręcił się po biurze, był współpracownikiem moich szefów, wchodził, wychodził i czuł się jak u siebie. Mnie nie zauważał, traktował jak wyposażenie biura, toteż bardzo się zdziwiłam, gdy dłużej zawiesił na mnie wzrok.

– Nie poznałem pani, myślałem że Zbigniew zatrudnił nową asystentkę – uśmiechnął się. – Tylko dlatego tak się gapię, co zresztą wcale mnie nie usprawiedliwia.

On jest żonaty, a ja wcale nie mam ochoty na romans

Po takim tekście poczułam się jak dama, chłopcy, których znałam, nie zawracali sobie głowy formami towarzyskimi, nie uważaliby za stosowne tłumaczyć się z dłuższego wpatrywania się w dziewczynę. Według nich laska powinna być zadowolona z każdej formy zainteresowania i nie strzelać focha. Jarek był inny i dawał mi to odczuć.

– Zetrzyj z twarzy ten rozanielony wyraz, facet ma żonę – syknęła Sylwia, druga asystentka, moja przewodniczka po świecie, który jeszcze niezbyt dobrze zdążyłam poznać.

– Nie podrywam go, on pierwszy zaczął – odszepnęłam.

– Tylko cię ostrzegam, żebyś potem nie wypłakiwała oczu. Trzymaj się z daleka od Jarka i jemu podobnych, są gładcy i śliscy jak węże, nie utrzymasz takiego długo.

– Nie zamierzam – odparłam głośniej, oburzona insynuacjami.

– Łatwo się w takim zakochać, tylko co potem? – nie rezygnowała Sylwia. – Są mili, prawią komplementy, chętnie zaproszą ładną dziewczynę na kolację i do łóżka, szczególnie, jeśli jest chętna i za bardzo się nie opiera. Jeśli tylko o to ci chodzi, korzystaj, ale nie obiecuj sobie za wiele.

Mówiła gorzko, zgadywałam, że dzieliła się swoimi doświadczeniami, ale nie chciałam, żeby mi się zwierzała, nie interesowało mnie to. Nie polowałam ani na Jarka, ani na żadnego z mężczyzn w dobrze skrojonych garniturach, którzy przewijali się przez nasze biuro, po prostu zrobiło mi się miło, że zostałam potraktowana, jakbym była kobietą należącą do jego świata.

Obudził we mnie świadomą swojego uroku kobietę

Interwencja Sylwii sprawiła, że zaczęłam zwracać na Jarka baczniejszą uwagę, jakby rzeczywiście coś nas łączyło. Nawet rumieniłam się, gdy wchodził do biura.

– Do twarzy pani w czerwonym – powiedział raz, opierając się o ladę, za którą siedziałam.

Patrzył na sukienkę w kolorze wina, w którą byłam ubrana, ale oboje wiedzieliśmy, że ma na myśli rumieniec. Od tej pory nigdy nie minął mojego stanowiska, by nie zamienić ze mną kilku słów, na Sylwię nie zwracał uwagi, patrzył tylko na mnie.

Jego zainteresowanie pochlebiało mi, obudziło we mnie świadomą swojego uroku kobietę. Przedtem Jarek mnie nie interesował, był jednym z wielu, którzy odwiedzali biuro, teraz zaczęłam na niego czekać.

Umiejętnie dozował względy, nie uwodził, tylko dawał do zrozumienia, że mu się podobam. Adorował mnie jak bohater jednej z książek, które namiętnie pochłaniałam. Czy już wtedy miał wobec mnie konkretne plany? Możliwe, zawsze myślał długofalowo.

Pewnego dnia, wychodząc z pracy, spotkałam go na ulicy. Udał, że to przypadek, ale domyśliłam się, że czekał na mnie. Nie miałam nic przeciw temu, wtedy już podkochiwałam się w nim platonicznie jak w aktorze widzianym w telewizji.

Byłam młodą, naiwną dziewczyną, nie miałam żadnego doświadczenia w wyrafinowanych grach miłosnych, wpadłam w zastawione sidła łatwo i ze szczęściem w oczach.

Podwiózł mnie do domu, bawiąc po drodze rozmową, w której przemycał delikatne komplementy. Nie był nachalny, zrobił wszystko, bym czuła się swobodnie i myślała, że jestem panią sytuacji. Nie szukałam okazji do przelotnego romansu, gdyby zaproponował spotkanie, odmówiłabym, nie byłam jeszcze na to gotowa.

Następnego dnia wypatrywałam za nim oczy, ale nie przyszedł. Zdążyłam się stęsknić, zanim znowu go zobaczyłam. Tym razem także odwiózł mnie do domu, a na pożegnanie pochylił się i pocałował mnie delikatnie w policzek.

– Do zobaczenia niedługo, Nadio… – powiedział cicho, tak że poczułam na skórze jego ciepły oddech.

Zaszłam w ciążę pół roku później. Jakim cudem?!

To było lepsze od propozycji randki, do niczego nie zobowiązywało, a upewniało mnie, że nie jestem mu obojętna i wkrótce znowu się spotkamy. Urabiał mnie ze znawstwem, dopóki nie byłam gotowa. I kiedy nadszedł czas, nie wahałam się ani chwili, gdy zaproponował kolację w modnym lokalu.

Czy Krystyna już na tym etapie o wszystkim wiedziała, czy uzgodnił z nią, że spróbuje szczęścia z niedoświadczoną dziewczyną z małego miasteczka? Podejrzewam, że tak, ale oni nigdy tego nie potwierdzą.

Przez dwa miesiące żyłam z głową w chmurach, w świecie innym niż ten, który znałam. Jarek zabierał mnie do najlepszych restauracji, kiedyś pojechaliśmy nad morze tylko po to, by pospacerować brzegiem, uciekając przed falami.

Czułam się jak heroina szalonego romansu, Jarek sięgał dla mnie po gwiazdkę z nieba, spełniał wszystkie życzenia, obdarowywał kwiatami, cieszył się, że jestem przy nim, niczego więcej nie żądał. Nie wyszliśmy poza namiętne pocałunki, jeśli chciał więcej, dobrze to ukrywał.

Rozegrał partię po mistrzowsku, byłam dziewczyną z małego miasteczka, potrzebowałam czasu, żeby oswoić się z myślą, że pójdę do łóżka z facetem, który ma żonę, nie chciałam tego, ale nie potrafiłam wyrzec się Jarka.

Nie obiecywał, że się rozwiedzie, chociaż raz był szczery. Nie umiałam z nim o tym porozmawiać, nie żądałam od niego deklaracji, bałam się, że jeśli zacznę naciskać, odejdzie. Zakochałam się po uszy jak prowincjonalna gąska i pozwoliłam prowadzić się za rękę tam, gdzie chciał.

Nasz romans dopełnił się nad jeziorem

Jarek zapewnił mnie, że nie musimy się zabezpieczać, bo on nie może mieć dzieci. Mówił, że potwierdziły to badania i 15 lat bezdzietnego małżeństwa, więc nie muszę się obawiać.

Uwierzyłabym we wszystko, co zechciałby mi powiedzieć, ale w tak ważnej sprawie postanowiłam postąpić rozsądnie. Zabezpieczę się, ale później – obiecywałam sobie. Na razie nie miałam tyle hartu ducha, żeby odesłać Jarka do drugiego pokoju, nie chciałam go zniechęcić, stracić szczęścia, które mnie spotkało.

Nie zaszłam w ciążę ani wtedy, ani później, co upewniło mnie, że Jarek rzeczywiście nie może mieć dzieci i nie muszę łykać tabletek. Byłam głupią gąską, ale trzeba przyznać, że znalazłam się w nietypowej sytuacji, nie znałam kart, którymi grał Jarek.

W ciążę zaszłam dopiero sześć miesięcy później – nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam wynik testu. Byłam tak naiwna, że nie pomyślałam o sobie, tylko o Jarku. Co na to powie, czy uwierzy, że to jego dziecko?

Przecież mówił, że robił badania…

Załamałam się. Nie mogłam nikomu powiedzieć o ciąży, ani Jarkowi, ani rodzicom, zostałam sama z problemem, który mnie przerastał. W końcu zwierzyłam się Sylwii, a ona mnie zrugała i kazała natychmiast powiedzieć o wszystkim Jarkowi. Póki nie jest jeszcze za późno, jak się wyraziła.
Domyśliłam się, że miała na myśli zabieg, ale ja go nie chciałam. Dziecka też nie chciałam.

Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, nie wiedziałam, co mam robić. W końcu Jarek odgadł, co mnie dręczy, zapytał, czy przypadkiem nie jestem w ciąży. Potwierdziłam ledwo dostrzegalnym skinieniem głowy, spanikowana jak nigdy w życiu, a on mnie zadziwił.

Siedziałam na tapczanie, gdy Jarek nagle ukląkł przede mną na dywanie i wziął moje ręce w swoje dłonie.

– To wspaniała wiadomość – powiedział wzruszony. – Mój Boże, dziecko… Nie wiesz, ile lat marzyłem o takim cudzie.

Zamrugałam powiekami, film trwał nadal, skończyły się moje kłopoty, zajmie się mną mężczyzna, którego kocham. Rozwiedzie się z żoną i będziemy żyć długo i szczęśliwie, patrząc jak dorasta nasze dziecko. Rozpłakałam się ze szczęścia i ulgi, nie byłam pewna, czy mi się to wszystko nie śni.

Zapewnił mnie, że mam się o nic nie martwić, ani o pieniądze, ani o przyszłość.

– Zdaj się całkowicie na mnie, umówię cię do dobrego lekarza i jutro razem do niego pójdziemy. Będę ci towarzyszył przy każdej wizycie, chcę być ojcem od początku istnienia maluszka.

Wychodząc, zostawił mi zwitek banknotów, na drobne wydatki, jak powiedział. Wieczorem zadzwonił upewnić się, że dobrze się czuję, i czy mi niczego nie potrzeba. Czułam się najważniejsza i bardzo kochana, unosiłam się na skrzydłach szczęścia dwa metry nad ziemią.

Idylla trwała do połówkowego badania usg, na którym potwierdzono, że będziemy mieli zdrową dziewczynkę. Wtedy nasze sam na sam skończyło się, do mojego życia wkroczyła Krystyna. Jarek zaprosił mnie do swojego domu na poważną rozmowę o przyszłości. Nigdy u niego nie byłam, ale rosło we mnie dziecko moje i Jarka, musieliśmy omówić sprawę rozwodu.

Kretynka. Nie dziwiłam się, że chcą o tym rozmawiać w mojej obecności, byłam przecież powodem, dla którego powinni zakończyć małżeństwo istniejące, jak mnie zapewniał, tylko na papierze.

Siedząc przed nimi, czułam się jak na egzaminie

Pojechałam tam sama, Jarek obiecał, że będzie czekał na progu, ale zamiast niego przyjęła mnie miła kobieta o lekko wschodnim akcencie. Każda naiwność ma swoje granice, więc i ja poczułam, że coś jest nie tak, jak tylko gosposia wprowadziła mnie do salonu obszernej willi.

Krystyna i Jarek siedzieli w fotelach, czekając na mnie w najlepszej zgodzie. Nie wyglądali jak ludzie podejmujący dramatyczną decyzję o rozstaniu, a jednak wyczuwałam ich zdenerwowanie.

– Usiądź, kochanie – Krystyna zerwała się na mój widok, podtykając mi poduszkę pod plecy. – Wygodnie ci? Ostatnie miesiące oczekiwania muszą być trudne, ale już niedługo się wyzwolisz.

Spojrzałam na Jarka pytająco, nie wiedząc, co myśleć o jej troskliwości i dziwnym zachowaniu. Byłam kochanką jej męża, a ona traktowała mnie jak dziecko.

– Oboje chcemy dla ciebie jak najlepiej, Nadiu – odezwał się Jarek. – Nasza propozycja wyda ci się szokująca, ale jak ją przemyślisz, zrozumiesz, że to dobre wyjście z kłopotliwej sytuacji.

Siedziałam jak sparaliżowana, nie do końca dotarło do mnie, kiedy powiedzieli, że wezmą moje dziecko.

– Jarek jest jej ojcem, ja ją adoptuję i będę dla niej najlepszą matką – mówiła łagodnie Krystyna. – Kupimy ci mieszkanie, załatwimy lepszą pracę, urządzisz się i będziesz niezależna. Nie zostawimy cię bez grosza, możesz nam wierzyć.

– Dziecko jest moje, nikomu go nie oddam. – krzyknęłam, zrywając się z kanapy.

– Nie masz warunków, żeby wychowywać córeczkę, rodzina odwróci się od ciebie – przekonywał Jarek. – U nas będzie jej lepiej. Zastanów się, to dobra propozycja.

– Nie ma mowy! – wrzasnęłam, trzęsąc się ze strachu i wściekłości.

– Kochanie, przecież i tak będziemy ją wychowywać, Jarek jest ojcem, sąd przyzna nam opiekę naprzemienną – powiedziała spokojnie Krystyna. – Staniemy się jej rodziną, czy tego chcesz, czy nie.

Zawsze będę matką Zosi. Tego mi nie odbiorą

Poczułam, że się duszę, byłam jak mucha w sieci, im bardziej się szarpałam, tym mocniej zaciskały się więzy. Bałam się, że ta kobieta ma rację, wpadłam po uszy w bagno, nie ocalę ani siebie, ani córeczki, oni wyciągną po nią łapy. Uciekłam z ich salonu, ale nie mogłam uciec od tego, co zaplanowali.

Nagle zrozumiałam, choć dowodów na to nie było, że Jarek wcale mnie nie kochał, tylko zobaczył we mnie idealną przyszłą matkę dla ich dziecka. Doskonale wiedział, że nie miałam oparcia w rodzinie, ledwo utrzymywałam się w Warszawie.

Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zajdę w ciążę, będę zrozpaczona, co znaczy, że łatwo przyjmę ich pomoc i w ten sposób uwolnię się od niechcianego dziecka. W jednym nie kłamał, byli bezdzietnym małżeństwem z piętnastoletnim stażem i bardzo pragnęli maluszka.

Dopięli swego, zawsze będą rodziną mojej Zosi, a ja muszę na to patrzeć. Ona kocha ojca, lubi Krystynę i doskonale się u nich czuje, nie protestuje, nawet kiedy żona Jarka mówi do niej „córeczko”.

Mogłabym to przerwać, powiedzieć Zosi o tym, jak mnie wykorzystali, ale milczę, bo nie chcę zranić córki. Zrobiłabym dla niej wszystko, muszę ją chronić, mam nadzieję, że żadne z nich nie wpadnie na pomysł, by wspomnieć o rozmowie, jaka miała miejsce w salonie trzy miesiące przed jej narodzinami.

Uwikłałam się w relację, która mi ciąży, pokutuję za naiwność, cieszy mnie tylko to, że Zosia jest szczęśliwa. Jarek i Krystyna mogą dać jej dobre wykształcenie, studia za granicą na prestiżowej uczelni, wszystko, czego ja nie miałam. Cokolwiek by jednak zrobili, zawsze będę jej matką, tego mi nie odbiorą. 

Czytaj także:
„Łatwiej o faceta, niż o porządną przyjaciółkę. Kobieta drugiej potrafi oko wydrapać, wbić nóż w plecy we śnie”
„Chcieliśmy dać jedynej córce wszystko, a ona zmieniła nasze życie w koszmar. Żyliśmy w ciągłym strachu”
„Mąż wymienił mnie na młodszą, a po miesiącu wracał z podkulonym ogonem. Teraz to ja kopnęłam go w tyłek”

Redakcja poleca

REKLAMA