„Kochałam się w szkolnym łobuzie, a on potrzebował 10 lat, żeby że do mnie zagadać. Przypadkowe spotkanie rozpaliło żar miłości”

para zakochanych fot. iStock by GettyImages, Guido Mieth
„W Adamie kochały się wszystkie dziewczyny w szkole. Nie miałam u niego szans. Po latach miało się okazać, że ja też byłam jego szkolną miłością”.
/ 04.11.2023 12:30
para zakochanych fot. iStock by GettyImages, Guido Mieth

Moi rodzice zginęli w wypadku wiele lat temu, ledwo ich pamiętam. Wychowali mnie dziadkowie, ale mieli już swoje lata. Odeszli jedno po drugim. Potem kolejni wujkowie, ciotki. Zostałam sama na długo. Jakoś sobie radziłam, ale wciąż czułam się samotna.

Kiedy więc dostałam wiadomość o spotkaniu dawnych przyjaciół, ucieszyłam się. Minęło blisko dziesięć lat, odkąd zdaliśmy maturę i nasze drogi się rozeszły. Z tego, co udało mi się wywnioskować z wpisów na portalach społecznościowych, radzili sobie nieźle.

Krzysiek założył warsztat mechaniki pojazdowej – od najmłodszych lat miał smykałkę do takich rzeczy. Adam z Martą planowali ślub. A Kaśka została fryzjerką i bardzo sobie chwaliła to zajęcie.

W przeciwieństwie do mnie nie musieli szukać szczęścia w wielkim mieście. I trochę im z tego powodu zazdrościłam. Ja, odkąd dziadkowie zmarli, a dawni właściciele przejęli kamienicę, gdzie mieszkaliśmy, nie miałam już tutaj domu. Czy chciałam, czy nie, musiałam wyjechać, spróbować uciec od tej prześladującej mnie śmierci. Ale sentyment do naszego miasteczka i jego klimatu pozostał, dlatego zaproszenie naprawdę mnie ucieszyło. Spakowałam torbę, kupiłam bilet na pociąg i ruszyłam w drogę.

Stęskniłam się za nimi

Chłopcy postanowili zorganizować ognisko w lasku za szkołą, jak za dawnych lat. Dyrektor szkoły przez pewien czas walczył z tym procederem, przestrzegał przed pożarem, ale kiedy jego utyskiwania na nic się zdawały, złożył wniosek o dofinansowanie miejsca spotkań – tak pojawiły się ławeczki, palenisko i ogromny wiszący grill. Podobno martwił się głównie o drzewa. A tak naprawdę, jak wyjawił nam już po maturze, byłoby mu miło i mniej by marudził, gdybyśmy go zaprosili od czasu do czasu. Musiał być bardzo samotny.

Gdy dotarłam na miejsce, ogień już płonął. Słyszałam głosy, gromkie śmiechy i chichoty. Weszłam na polanę i moi przyjaciele natychmiast poderwali się z miejsc. Wyściskali mnie, wycałowali.
– Przepraszam, trochę się spóźniłam.

Krzysiek ukłonił się nieco chwiejnie, i rzekł służalczo-kpiącym tonem:

– Jaśnie pani wybaczy, żeśmy dorożki nie posłali na dworzec.

– Uspokój się! – Kaśka dała mu kuksańca. – Przecież wiesz, że z Warszawy kawał drogi. Siadaj, Mania, chcesz piwo?

– Dzięki, mam swoje – wyjęłam porzeczkowy napój. – I wcale się nie gniewam. Obie dobrze wiemy, że Krzyś tylko żartował.

– Ale ciężki ma ten humor, mógłby się czasem ugryźć w język.

– Wzięłam też sobie białą kiełbasę, wiem, że nie lubicie.

– Jak się skończy prowiant, to polubimy! – zawołał Adam, a Marta na jego kolanach zachichotała. Oboje też mieli już trochę w czubie.

Zaczęliśmy opowiadać, co się u nas działo, jak nam minęły lata, gdzie nas świat poprowadził. Po części potwierdziło się to, co już wiedziałam z portali. Radzili sobie dobrze, byli zadowolenia z życia. Poczułam się jak za dawnych lat, jakby nic się nie zmieniło.

Po którymś piwie musiałam wymknąć się na stronę. Szłam, aż przestałam widzieć ogień. Nie bałam się, że zabłądzę. Pół dzieciństwa spędziłam w tym lesie, znałam każde większe drzewo. Część z nich nadal tam rosła, co stwierdziłam ze wzruszeniem.

Zupełnie o nim zapomniałam

Kiedy tak rozmawialiśmy, kątem oka zauważyłam, że zerka na mnie Adam. Nie powiem, kiedyś bardzo mi się podobał, ale to były dla mnie za wysokie progi. On, wysoki, przystojny i popularny w szkole sportowiec. Ja szara, ale lubiana myszka, która bardziej przypominała ładnego chłopca niż atrakcyjną dziewczynę. 

Im więcej razy łapałam jego spojrzenie, tym mniej wiedziałam, co myśleć i czuć. 

– Wszystko w porządku? – Marta usiadła obok mnie.

– Chyba tak. Adam mi się dziwnie przygląda.

– Może mu się podobasz?.

– Ja… przecież on nigdy nie zwracał na mnie uwagi. – podniosłam wzrok na Adama. Siedział naprzeciwko mnie i wciąż się uśmiechał. – Może mi się wydaje. Nie powinnam już pić…

– Spokojnie. Niedawno rozstał się z narzeczoną. Może rzeczywiście zwrócił na ciebie uwagę. Przecież to nie byłoby znowu aż takie dziwne. Wyrobiłaś się laska.

– Może masz rację… – przyznałam jej niepewnie. Rzeczywiście przez ostatnie lata bardziej o siebie dbałam i śmiało mogłam stwierdzić, że stałam się atrakcyjną kobietą. 

Impreza rozkręcała się coraz bardziej. Piliśmy, tańczyliśmy przy ognisku. Wreszcie zostałam z Adamem sama. No i stało się, pocałował mnie. Potem już wszystko działo się bardzo szybko, ale też pamiętam to jak przez mgłę.

Obudziłam się w jego mieszkaniu, Adam chrapał obok. Zaczęły docierać do mnie wyrzuty sumienia. Boże, co ja wczoraj odstawiłam za szopkę!

Wymknęłam się z jego mieszkania i wróciłam do Warszawy najbliższym autobusem. 

Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście

Całą drogę plułam sobie w twarz, że na pierwszej lepszej imprezie wskoczyłam Adamowi do łóżka. Z drugiej strony, przecież jesteśmy dorośli i nie powinnam się tak przejmować. Przecież oboje byliśmy sami, nie mieliśmy zobowiązań.

Kiedy wycieńczona podróżą wdrapywałam się na trzecie piętro kamienicy, w której mieszkałam, myślałam tylko o tym, żeby walnąć się na kanapie i zapomnieć o bożym świecie, zobaczyłam jego. Adam stał oparty o moje drzwi i patrzył na mnie z tym samym uśmiechem, który miał w lesie. 

– Co ty tu robisz? – zapytałam naprawdę zdziwiona.

– Obudziłem się i cię nie było obok. Nie miałem twojego numeru, a jak wiesz, Facebooka też nie mam. Zadzwoniłem do Marty zapytać o Twój adres i jestem. Chyba wyprzedziłem twój autobus – znowu uśmiechnął się łobuzersko i wyciągnął ręce po moją torbę.

Podeszłam do drzwi i zaczęłam kręcić kluczem w drzwiach. 

– Ale dlaczego? – zapytałam.

– Co dlaczego?

– No, po co przyjechałeś? – byłam naprawdę szczerze zdziwiona.

– Jak to po co? Przecież od zawsze mi się podobałaś. Lata mi zajęło, żeby się do ciebie zbliżyć, i myślisz, że znów pozwolę ci odejść?

Stałam jak wryta, cały czas trzymając jedną rękę na klamce, drugą na kluczu i patrząc na niego. Nie wyglądał, jakby się ze mnie nabijał, a ja kompletnie nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. W końcu podszedł do mnie, chwycił moją twarz i delikatnie mnie pocałował. Z wrażenia upuściłam klucze. 

– Zaprosisz mnie do środka?

– A zostaniesz na dłużej? – spytałam, patrząc mu w oczy.

– Tylko jeśli zrobisz mi kanapki. Bo po gonieniu ciebie przez pół Polski, jestem strasznie głodny! – roześmiał się i pchnął w końcu drzwi. 

Pomyślałam, że szkolna miłość nie rdzewieje, ale już moje zamki w drzwiach tak. 

Kot wybiegł nam naprzeciw, a ja miałam wrażenie, że te kanapki to będę mu robić codziennie.

Czytaj także:
„Wszystko wskazuje na to, że mam nieślubną córkę. Jest tak piękna, jak jej matka, ale obie nie chcą mnie znać”
"Syn zaszczuł mojego męża, odebrał mu firmę i dom, mnie wysłał do domu opieki. Teraz nawet znicza na grobie nie zapali"
„Bałem się walczyć o miłość dziedziczki małej fortuny, bo byłem goły i wesoły. Ona i tak postanowiła klepać ze mną biedę”

Redakcja poleca

REKLAMA