Wiedziałam, że będę miała męczący weekend, bo czekało mnie wykonanie prezentacji do pracy. Strasznie się nią denerwowałam, bo zależało mi, aby dobrze wypaść przed dyrektorem. Tymczasem Bartek, mój chłopak, nalegał, abyśmy pojechali w niedzielę na obiad do moich rodziców.
– Twoja mama robi taką pyszną pieczeń… No, daj się namówić – przymilał się.
Wiedziałam, że lubi moich rodziców, i bardzo mnie to cieszyło. Świetnie się dogadywał z tatą, a mama go wprost uwielbiała! Miałam czasami wrażenie, że widzi w nim swojego syna – tego, którego straciła przed moim urodzeniem. Dwa lata starszy ode mnie brat zmarł z powodu powikłań pogrypowych. Podobno nie wytrzymało jego maleńkie serduszko. Rodzice jednak nie pozwolili zrobić sekcji zwłok, aby sprawdzić, co tak naprawdę przyczyniło się do śmierci ich synka. Jego odejście było dla nich już wystarczająco trudnym doświadczeniem.
W końcu uległam Bartkowi i zgodziłam się odwiedzić rodziców, chociaż doskonale wiedziałam, że przez to będę pewnie musiała popracować do późnej nocy. Moje myśli krążyły wokół prezentacji, byłam nią całkiem zaabsorbowana. Najpierw więc nawet nie zwróciłam uwagi na to, że duży pokój u rodziców wygląda jakoś inaczej. Był odświętnie wysprzątany, na regale stały świeże kwiaty. No i niby stół był przygotowany do obiadu jak zawsze w niedzielę, ale leżał na nim najpiękniejszy obrus, adamaszkowy. Ten, który mama zazwyczaj wyjmuje tylko w Wigilię i na Wielkanoc.
– Och, bo tamten mi się zalał herbatą, zanim przyszliście – odpowiedziała mama wymijająco na moje zdziwione spojrzenie.
Wiedzieli o wszystkim wcześniej
Obiad, który był jak zwykle przepyszny, przebiegał w miłej atmosferze, chociaż w powietrzu wisiało ledwie wyczuwalne napięcie. Miałam nawet dziwne wrażenie, że Bartek, choć przyszedł przecież po to, aby sobie smacznie podjeść, nałożył sobie na talerz zdecydowanie mniej niż zwykle. Ja wzięłam dokładkę i chyba po raz pierwszy w życiu zauważyłam, że mojej mamy to nie ucieszyło. „O co może jej chodzić? Dlaczego jest taka spięta?“ – zachodziłam w głowę.
– To może teraz ciasto? – zaszczebiotała tymczasem mama, zanim ją o to zapytałam.
Zabrała mi sprzed nosa talerz z resztkami jedzenia i wybiegła z pokoju. Bartek z tatą też nagle gdzieś wyszli i na chwilę zostałam sama. Zanim się jednak zorientowałam, że nikogo nie ma ze mną w pokoju, wszyscy wrócili. Mama wniosła tort, tata kamerę, a Bartek miał uroczystą minę.
„Co jest grane?...“ – przebiegło mi przez głowę, a wtedy mój ukochany runął przede mną na kolana.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał, a ja zaniemówiłam.
Nie wiedziałam, jak mam zareagować, patrzyłam więc oniemiała to na mamę z tortem, to na mojego filmującego całą scenę ojca, a w mojej głowie kołatała się tylko jedna myśl: oni zostali uprzedzeni… Moi rodzice wiedzieli, że Bartek zamierza mi się oświadczyć! Wszystko było przygotowane!
– No, Klaudusiu, powiedz w końcu: tak! – pogoniła mnie mama, bo najwyraźniej jej zdaniem za długo milczałam.
Ponagliła mnie tym samym tonem, którym nakazywała mi w dzieciństwie, że mam się pospieszyć z jedzeniem obiadu albo przyspieszyć kroku i nie wlec się za nią gdzieś w tyle. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod stóp. Przecież wyjście za mąż to powinna być moja i tylko moja decyzja! Podjęta świadomie, tylko w obecności Bartka… Do tej pory żadne z nas nie wspomniało jeszcze o ślubie, tymczasem on spiskował z moimi rodzicami, że mi się oświadczy! Kochałam go, ale… nie mogłam teraz tak po prostu powiedzieć: „tak”.
Co chciał przez to osiągnąć?
– To nie powinno tak wyglądać! – stwierdziłam zdenerwowana, budząc bezbrzeżne zdumienie mojego chłopaka i rodziców.
Wyminęłam nadal klęczącego przede mną Bartka, zdumionego tatę, który nie wiedział, czy ma filmować dalej, i mimo łzawych protestów mojej mamy, złapałam w przedpokoju kurtkę i wybiegłam z mieszkania. Ruszyłam przed siebie, byle dalej od tej dziwnej sytuacji. Poczułam się upokorzona i bezsilna. Bartek swoi zachowaniem zniszczył jeden z najpiękniejszych dni mojego życia. Oświadczyny z zaskoczenia w obecności rodziców? Co on chciał przez to osiągnąć?!
Poczułam, że narasta we mnie wściekłość. Po kilu minutach usłyszałam za sobą szybkie kroki. Znałam dobrze ten nierówny chód mojego wysokiego chłopaka. Nie zwolniłam, więc po jakimś czasie on zrównał się ze mną. Nawet na niego nie spojrzałam, tylko tak szliśmy obok siebie. I nie wiem, dokąd moglibyśmy dojść, gdyby Bartek nie złapał mnie w końcu za ramiona i nie osadził w miejscu.
– Przepraszam! – spojrzał mi w oczy.
– Co ci odbiło?! – wyrzuciłam z siebie.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wydawało mi się, że to dobry pomysł. Może... potrzebowałem wsparcia, bo się bałem, że mi odmówisz. Wiesz, pierwszy raz się oświadczałem, miałem tremę. Ale teraz widzę, że wciąganie w to twoich rodziców było do bani. Wybaczysz mi?
Spojrzałam w te jego zatroskane oczy i pomyślałam, że je kocham.
– Wybaczę ci – powiedziałam.
Zaręczyliśmy się miesiąc później na spacerze w lesie. Było kameralnie i romantycznie. Tylko ja, mój ukochany i szum drzew.
Czytaj także:
„Mojemu chłopakowi ukradli wymarzony samochód. Przez przypadek odkryłam, kto to zrobił i... postanowiłam milczeć”
„Męża wyrzucili z zawodu chirurga, bo przyszedł pijany na operację. Jego alkoholizm zamienił nasze życie w piekło”
„Jurek mi się podobał, ale traktował mnie jak kumpelę. Dopiero gdy wyczuł konkurencję, odezwał się w nim pies ogrodnika”