Dziewczyny od początku nie lubiły Dominika. „To nie jest facet dla ciebie” – tłumaczyła mi Dagmara. „To dupek! Zapatrzony w siebie egoista” – przekonywała Kamila. Ale ja ich nie słuchałam. Byłam pewna, że gadają tak, bo mi zazdroszczą. Mój chłopak był taki wspaniały! Wysportowany, przystojny, męski. A że trochę zadzierał nosa? No cóż, każdy facet ma w sobie odrobinę próżności.
Właśnie przyjechaliśmy w Tatry, aby powłóczyć się po górskich szlakach. Spotykaliśmy się od kilku tygodni, ale nigdy razem nie wyjeżdżaliśmy. Byłam ciekawa, jak sprawdzimy się z dala od miasta, zdani tylko na siebie. „Będziemy sobie powolutku wędrować, podziwiać widoki, całować w promieniach zachodzącego słońca” – marzyłam, wysiadając z pociągu.
Pogoda zmieniła się błyskawicznie
Bardzo szybko przekonałam się, że Dominik zupełnie inaczej wyobraża sobie to nasze wspólne wędrowanie. Parł do przodu jak buldożer, bez trudu przeskakując wystające kamienie. Nie miał zamiaru podziwiać pięknych gór. Chciał sprawdzić swoją kondycję i w rekordowym czasie dotrzeć do celu. Ledwie dotrzymywałam mu kroku.
– Błagam cię, odpocznijmy – poprosiłam po godzinie ostrego marszu.
– Daj spokój, jest już późno, musimy jak najszybciej dojść do schroniska – odparł wyraźnie zniecierpliwiony.
– Nie dam rady... – westchnęłam, i usiadłam na kamieniu, bo nogi bolały mnie jak diabli i wiedziałam, że bez odpoczynku nie zrobię już ani kroku.
Spojrzał na mnie z politowaniem. Milczał chwilę, w końcu odezwał się.
– Wiesz co, nie ma sensu, żebyśmy się razem dalej męczyli. Niech każde idzie swoim tempem. Szlak jest dobrze oznaczony, na pewno trafisz. Spotkamy się na górze – powiedział.
– Zaczekaj! – krzyknęłam, gdy pognał przed siebie, ale on nawet się nie odwrócił i zaraz zniknął mi z oczu.
Zrobiło mi się potwornie przykro. Jak on mógł mnie tak zostawić?
Posiedziałam kwadrans i zrezygnowana ruszyłam dalej. Szłam powoli, plecak ciążył mi niemiłosiernie. Wędrówka nie sprawiała mi przyjemności. Czułam się samotna, opuszczona... Na domiar złego zaczęła zmieniać się pogoda. Zerwał się zimny wiatr i przygnał ciemne chmury. Lunęło! „O Boże, jeszcze to” – pomyślałam, i zaczęłam bezradnie rozglądać się za jakimś bezpiecznym schronieniem. Ale przez ścianę deszczu nic nie widziałam. Czułam, że jeśli zrobię jeszcze krok, stracę równowagę i po prostu sturlam się po stromym zboczu.
Czekałam na ekipę ratunkową. Na próżno...
Byłam naprawdę przerażona. Chwyciłam za telefon komórkowy, chciałam wezwać jakąś pomoc. Ku mojemu zdumieniu był rozładowany! No tak... Przypomniało mi się, że mój chłopak słuchał na nim w pociągu muzyki. I nawet mi nie wspomniał, że bateria jest już na wyczerpaniu.
– Dominik, niech cię cholera weźmie! – wrzasnęłam ile sił w płucach, żeby dodać sobie odwagi i wyładować złość.
A potem wyciągnęłam z plecaka kurtkę przeciwdeszczową i zwinęłam się w kłębek pod jakimś skarłowaciałym drzewkiem. Miałam nadzieję, że mój chłopak po mnie wróci lub zaniepokojony moją nieobecnością wyśle ze schroniska ekipę ratunkową. Postanowiłam czekać. Na próżno...
Minęła godzina, potem druga, a pomoc nie nadchodziła. Zrozumiałam, że jestem zdana tylko na siebie. Na szczęście deszcz w końcu ustał i zza chmur wyszło słońce. Zmarznięta i przemoczona wygramoliłam się spod drzewka, i ruszyłam w dalszą drogę. Teraz to ja chciałam jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Ale wcale nie po to, by sprawdzić swoją kondycję i pobić rekord.
Do schroniska doszłam tuż przed zmrokiem. Zdjęłam ciężki plecak i od razu zaczęłam szukać Dominika. Siedział w jadalni, tyłem do drzwi, w towarzystwie trzech turystek. Dziewczyny były w niego wpatrzone jak w obrazek. Nawet nie zauważył, kiedy stanęłam za jego plecami.
– Wiesz kochanie, Kamila chyba miała rację – powiedziałam spokojnie.
Myślał, że zrezygnowałam i wróciłam...
Poderwał się z krzesła zaskoczony.
– O, wreszcie dotarłaś... – zaczął mówić, ale natychmiast mu przerwałam.
– Zostawiłeś mnie na szlaku, nie wróciłeś po mnie, gdy rozpętała się burza, nawet nie wezwałeś pomocy. Jesteś dupkiem, kochanie! I to do potęgi entej – dokończyłam.
– No co ty, mała, nie rób scen, myślałem, że zrezygnowałaś i wróciłaś do Zakopanego – zaczął się tłumaczyć, chyba bardziej dziewczynom niż mnie.
Ale one patrzyły na niego z pogardą.
– Ona ma rację, jesteś dupkiem! – stwierdziła jedna z nich. – Baby, spadamy... Po co w ogóle z nim gadałyśmy?
Wstała i objęła mnie ramieniem.
– Chodź, musisz się przebrać w jakieś suche ciuchy. A potem napijemy się razem góralskiej herbatki na rozgrzewkę. Oczywiście bez tego frajera! – uśmiechnęła się złośliwie.
Czytaj także:
„Matka mówiła, jak mam żyć, więc się wyprowadziłam. Wtedy mój facet okazał się niedojrzałym dzieciakiem do niańczenia”
„Wierzyłam, że na wakacjach poznałam miłość życia. Mój habibi okazał się zwykłym krętaczem”
„Mój facet funduje mi emocjonalny rollercoaster. Raz obsypuje mnie różami, a za chwilę traktuje jak bezdomnego psa”