„Kłamałam jak z nut, bo bałam się, że ktoś zada mi cios w serce. Doczekałam się i zrobił to mój ukochany”

Kobieta, która kłamie fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
„I odszedł, zostawił mnie. A przecież go kochałam. Nadal kocham. Ale nie umiem się zmienić. Paweł miał rację. jestem tchórzem. Boję się być sobą. Chyba nawet nie wiem, co to znaczy”.
/ 10.03.2023 11:00
Kobieta, która kłamie fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Jeżeli mogę wybrać między prawdą, kłamstwem a milczeniem, nie tracę czasu – kłamię. Nawet w drobiazgach, jeżeli nie muszę, nie mówię prawdy. Ogólnie jestem lubiana i sprawiam pozytywne wrażenie, pierwsze, drugie, trzecie, aż do czasu. W końcu ludzie się na mnie poznają, kilku przyjaciół już straciłam, niektórych bardzo bliskich, jednego najbliższego. Paweł mówił, że to chore.

– Nawet mnie oszukujesz. Po co? Jeżeli zapomniałaś, że się ze mną umówiłaś, to się do tego przyznaj. Nie kombinuj, nie kręć, dorośnij wreszcie! Wiesz, co myślę? Twoje niezdecydowanie wynika z tchórzostwa. Boisz się podjąć decyzję i ewentualnych konsekwencji. A kłamiesz z wygody. Prościej i łatwiej powiedzieć mamie, że jedziesz na działkę do koleżanki, niż że wybierasz się ze mną pod namiot. Tylko że to, co uchodziło nastolatce, drażni u dorosłej kobiety. Mam dosyć! Mam cię kochać taką, jaka jesteś? A jaka jesteś? Wiesz w ogóle?

Nadal kocham. Ale nie umiem się zmienić. Paweł miał rację. jestem tchórzem. Boję się być sobą. Chyba nawet nie wiem, co to znaczy. Kuzyna Pawła poznałam przypadkowo. Zaczepił mnie na korytarzu uczelni i aż mnie zatkało. Niby Paweł, a zupełnie niepodobny.

– Cześć, jestem Rafał, kuzyn Pawła, pamiętasz jeszcze tego nudziarza?

Kiwnęłam głową, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. I co myśleć. Byłam zmieszana sytuacją i tym dziwacznym podobieństwem.

– Masz na imię Paulina, studiujesz polonistykę i faktycznie jesteś tak ładna, jak mi Paweł opowiadał – roześmiał się trochę za głośno. – Czy umówisz się ze mną, skoro kuzynek poszedł w odstawkę? Nie rób takiej miny, dobrze zrobiłaś, Pablo w kółko truje. Już jako dziecko był nie do zniesienia – i znowu ten głośny śmiech.

Był jak odbicie Pawła 

– To nie ja… – zaczęłam, chcąc powiedzieć, że to Paweł ze mną zerwał, ale Rafał nie dał mi dojść do głosu.

– To co? Dzisiaj po zajęciach w kawiarence przy auli? O której kończysz? O trzeciej? Świetnie, ja o drugiej. Będę czekał, marząc o tobie.

Zgodziłam się chyba z oszołomienia i ciekawości. Był jak odbicie Pawła w krzywym zwierciadle. Niby ta sama twarz, ten sam głos, nawet sposób poruszania, ale coś się nie zgadzało. I nie chodziło mi o inny kolor włosów czy oczu, o inny sposób ubierania, inną fryzurę czy dezodorant, lecz o… uśmiech.

Paweł miał szczerość wypisaną na twarzy, nie znał się na udawaniu, nie był duszą towarzystwa i rzadko się śmiał, a kiedy już, nie było w tym grama sztuczności. Za to Rafał, choć śmiał się głośno i często, wyglądał, jakby za każdym razem robił to w jakimś celu.

Spóźnił się. Przywitał mnie tym swoim niedokończonym uśmieszkiem, potem gładko się wytłumaczył, że magister przytrzymał ich dłużej. Łgał. Wiedziałam, że skłamie, zanim się odezwał. Swój zawsze pozna swego.

Ogólnie było to interesujące, a nawet pouczające spotkanie. Niewątpliwie Rafał był błyskotliwym, dowcipnym człowiekiem i choć kłamał jak z nut, wcale mi to nie przeszkadzało. Dzięki talentowi kameleona oraz wprawie nabytej przez lata wyłapywałam każdy fałsz w jego głosie.

Nie przerywałam jego wywodów, nie prostowałam szytych grubymi nićmi opowiastek. Miałam tylko nadzieję, że ja, kłamiąc, wykazuję więcej finezji. Pierwsze spotkanie szybko okazało się jednym z wielu. Nie, żebyśmy zakochali się w sobie czy choćby polubili, ale rozpoczęliśmy grę, w której każde z nas chciało zwyciężyć. Ja udawałam, że mu wierzę, on próbował mnie sprowokować.

Pasujemy do siebie!

– Myślisz, że już mnie rozgryzłaś, co? – zapytał kiedyś krzywo się uśmiechając, co powoli zaczynało mi działać na nerwy.

– Niespecjalnie jest co rozgryzać.

– Możliwe. Ale ty jesteś taka sama, wiem od Pawła. Teraz sadzisz się na świętą, ale wart Pac pałaca.

Jakoś głupio i nieprzyjemnie zrobiło mi się na myśl, że ludzie, słuchając mnie, mogą odczuwać dokładnie taki sam niesmak, jak ja słuchając jego. Próbowałam się pocieszać, że w końcu ja jestem wirtuozem, a on zaledwie miernym grajkiem.

Ja nigdy nie byłam aż tak bezczelna. Nie lekceważyłam innych i próbowałam zachować choćby pozory prawdy. Paradoksalnie to dzięki dużej empatii mogłam być kameleonem, dostosowując się do sytuacji, okoliczności, towarzystwa, cudzych oczekiwań i nastrojów.

Wrażliwa na emocje innych wiedziałam, co mówić, by zadowolić bliźnich, by ich rozbawić, rozruszać, by nikogo nie rozczarować. Dlatego miałam mnóstwo znajomych, a przyjaciół wcale, bo w bliskich relacjach szczerość jest ważniejsza niż pozory.

Rafał w ogóle nie dbał o uczucia innych. Nie pozostawiał nikomu złudzeń, nie wysilał się, by choć trochę urealnić wyssane z palca historyjki. A gdy pochwalił mi się, że otrzymał od Pawła błogosławieństwo dla naszego związku, nie wytrzymałam.

– Kłamiesz!

Rafał uśmiechnął się triumfująco, właśnie zdobył punkt.

– Może tak, może nie. Raz nie masz pewności. I jak ci z tym?

– Rafał nie mógł tak powiedzieć. Nie wierzę, by aż tak źle mi życzył.

– Czy nie za wiele od niego wymagasz? On ma być zawsze w porządku wobec ciebie, ale ty już nie musisz?

Na pewno nie muszę się tłumaczyć przed takim chamskim łgarzem!

– Też coś! – prychnął. – Nie masz prawa mnie krytykować. W czym moje chamskie łgarstwa są gorsze od twoich wysublimowanych kłamstewek? Moim zdaniem są lepsze i uczciwsze, bo łatwiej je przejrzeć. A ty kłamiesz, nawet jak nic nie mówisz. Żal mi Pabla, nudziarz z niego i naiwniak, ale nie zasłużył sobie na kogoś takiego jak ty. Przyznaj się, czy ty choć raz w czasie waszej znajomości powiedziałaś mu, że go kochasz?

– Przecież wiedział…

– Czasami trzeba mieć pewność, czasami trzeba kawę na ławę.

– Zamknij się! Nie muszę cię słuchać, nie jesteś moim sumieniem. Przecież nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić, zwłaszcza Pawła, chroniłam siebie, a zresztą co ty tam wiesz!

– Wiem, że pozwoliłaś odejść facetowi, który cię kochał. Nudziarz, bo nudziarz, ale…

– Zamknij się wreszcie! Do pięt mu nie dorastasz! – wrzasnęłam.

– A ty? Też szału nie ma. Daj spokój, nie ma co się obrażać. W sumie to pasujemy do siebie.

– Gówno tam pasujemy! Nigdy cię nie okłamałam, a ty mnie?!

Jak mogłeś mnie tak podle oszukać?

Kiedy mu to wykrzyczałam, uświadomiłam sobie, że to prawda. Nie skłamałam ani razu, choć próbował mnie do tego zmusić. Prowokował mnie i zadawał pytania, na które wcześniej nie odpowiedziałabym nawet pod groźbą pistoletu, a jednak nie zasłoniłam się zgrabną wymówką.

Nie chciałam dać mu tej satysfakcji. Co więcej, zdałam sobie sprawę z jeszcze jednej ważnej rzeczy.

– Wiesz co? Mówić prawdę jest o wiele łatwiej. Nie trzeba się na każdym kroku pilnować i uważać na każde słowo, po prostu mówisz prawdę, więc nie możesz się pomylić. Zobacz, co osiągnąłeś. Wreszcie nauczyłam się mówić prawdę!

Rozpłakałam się.

– I o to właśnie mi chodziło, kochanie – usłyszałam nagle.

Myślałam, że się przesłyszałam. Spojrzałam na Rafała przez łzy. Niby on, a jednak nie do końca. Dobrze znałam ten uśmiech.

– Paweł? To niemożliwe, że to on!

Schylił głowę, rozchylił powieki. Na jego dłoń wpadło szkło kontaktowe, a potem drugie. Zamiast brązowych patrzyły na mnie szare oczy. Paweł przeczesał palcami włosy.

– Farba już tak łatwo nie zejdzie – uśmiechnął się. – Trzeba ściąć na zero albo poczekać, aż odrosną.

– Jak mogłeś? Jak mogłeś mnie tak podle oszukać? Ty?!

– Zrozpaczony człowiek łapie się każdego sposobu – wyznał.

– Coś podejrzewałam, lecz ten wredny uśmiech całkiem mnie zmylił – przyznałam.

– Pół roku go trenowałem. Za każdym razem, jakbym łykał żabę, ale się opłaciło – spojrzał na mnie i spoważniał. – Tęskniłem za tobą. Za tymi chwilami, kiedy się zapominałaś.

– Paweł, co z nami będzie?

– Kochasz mnie?

– Tak – nie zawahałam się wyznać.

– To wszystko będzie dobrze.

Dobrze nie znaczy, że lekko i szybko. Pozbywanie się masek, których nakładanie stało się nawykiem, musi potrwać i czasem jest bolesne, ale robię to i stopniowo odkrywam, jaka jestem naprawdę. Co lubię, a czego nie znoszę.

Jak Julia Roberts w „Uciekającej pannie młodej”, która tak oszukiwała samą siebie, że musiała robić testy, żeby dowiedzieć się, w jakiej postaci lubi jeść jajka. To przynajmniej mam z głowy.

Czytaj także:
„Byłam zimną szefową, a nie człowiekiem. Wyrzucam sobie, że mój pracownik zmarł przeze mnie”
„Mój brat brał pożyczki pod zastaw mieszkania ojca. Albo ojciec spłaci jego dług, albo skończy na bruku”
„Mąż był patologicznie zazdrosny i traktował mnie jak mysz w klatce. Zamknął mnie w domu, sprawdzał mój telefon”

Redakcja poleca

REKLAMA