„Kiedyś mój mąż nie chciał się badać. Teraz popadł w drugą skrajność - ciągle wynajduje sobie choroby w internecie”

mężczyzna który wynajduje u siebie choroby fot. Adobe Stock
Wystarczy, że go zakłuje coś w piersi, dostanie kataru, rozboli go głowa, a wpada w panikę. Podejrzewa u siebie najgorsze choroby i żegna się ze światem. Kiedyś w ogóle nie przejmował się swoim zdrowiem. Nawet gdy miał ciężką grypę, twierdził, że to drobiazg i dlatego nie wybiera się do lekarza.
/ 10.05.2021 11:01
mężczyzna który wynajduje u siebie choroby fot. Adobe Stock

Jesteśmy z Marcinem piętnaście lat po ślubie. Mąż to w zasadzie dobry człowiek. Ma swoje wady, ale w końcu do wszystkiego się można przyzwyczaić. Od lat toleruję więc jego bałaganiarstwo, miłość do futbolu i niechęć do prac domowych.

Ale jednego nie potrafię już znieść: przesadnego strachu i dbałości o zdrowie

Wystarczy, że męża zakłuje coś w piersi, dostanie kataru, rozboli go głowa, a już wpada w panikę. Podejrzewa u siebie najgorsze choroby i niemal żegna się z tym światem. Kiedyś nie zachowywał się w ten sposób. Ba, w ogóle nie przejmował się swoim zdrowiem. Nawet gdy miał ciężką grypę, twierdził, że to drobiazg i dlatego nie wybiera się do lekarza. Nie podobało mi się to, bo zawsze uważałam, że każdy rozsądny człowiek powinien w czasie choroby pójść do specjalisty, a od czasu do czasu profilaktycznie porządnie się przebadać, ale choć bardzo się starałam, nie potrafiłam go do tego namówić. Upierał się przy swoim. Jak osioł.

Kaszel – rak płuc, ból brzucha – też nowotwór!

Trzy lata temu zmarł na zawał jego przyjaciel z czasów szkolnych, Paweł. Miał tylko 38 lat. Marcin przeraził się wtedy nie na żarty. Od razu zapisał się na prywatną wizytę u najlepszego kardiologa w mieście. Chciał sprawdzić, czy z jego sercem wszystko w porządku. Pamiętam, że nawet się z tego ucieszyłam. Miałam nadzieję, że wreszcie przestanie tak lekceważąco podchodzić do swojego zdrowia.

Kardiolog zlecił mężowi liczne badania. Marcin zrobił wszystkie, bez szemrania. Oczywiście prywatnie, bo nie chciał czekać miesiącami na terminy. Kosztowało to majątek, ale nie zająknęłam się nawet słowem. Sama bałam się o jego zdrowie. Byli przecież z Pawłem rówieśnikami, wszystko mogło się zdarzyć. Wyniki były świetne, lekarz stwierdził, że mąż ma serce jak dzwon, więc odetchnęłam z ulgą. Marcina to jednak nie uspokoiło.

Dzisiaj jest dobrze, ale jutro może być źle. Dlatego muszę o siebie porządnie zadbać – oświadczył.

– No, wreszcie zmądrzałeś. Jestem z ciebie bardzo dumna – odparłam z uśmiechem.

Gdybym wtedy wiedziała, co mnie czeka, to zamiast go chwalić i się uśmiechać, trzy razy ugryzłabym się w język.

Mąż rzeczywiście zaczął dbać o swoje zdrowie. Niestety, obsesyjnie

Garściami łykał suplementy diety mające go uchronić przed wszelkimi chorobami. Godzinami wertował internet w poszukiwaniu informacji na temat różnego rodzaju dolegliwości. Twierdził, że musi poznać objawy, by w razie czego, podjąć szybkie, a więc skuteczne leczenie. Im więcej jednak czytał, tym coraz bardziej chory się czuł. Wynajdywał u siebie ciągle nowe, groźne dolegliwości. Gdy miał kaszel, podejrzewał, że to początek raka płuc. Kiedy rozbolał go brzuch, był niemal pewien, że to wrzody lub nowotwór żołądka. I tak dalej, i tak dalej.

Lekarze mówili mu, że nic takiego mu nie dolega, że po prostu się przeziębił, zjadł za dużo, ale nie chciał wierzyć. Wracał do domu zły jak osa.

– To konowały. Nic nie wiedzą, na niczym się nie znają. Kto im dał dyplomy? – skarżył się.
– A może rzeczywiście to nic poważnego i niepotrzebnie się denerwujesz? – dopytywałam się nieśmiało.
– Chyba sobie żartujesz! Przecież wiem, jak się czuję – odpowiadał urażony i zamykał się w sypialni.

Może powinnam przestać zwracać na niego uwagę? Długo znosiłam jego zachowanie spokojnie

Ba, gdy zamykał się w tej naszej sypialni, szłam za nim i go pocieszałam. Mówiłam, że musi być dzielny, że bez niego sobie nie poradzimy. Tłumaczyłam, że na pewno wszystko skończy się dobrze, że pokona chorobę. Dobrze wiedziałam, że tak naprawdę nic mu nie jest, ale chciałam mu w ten sposób pomóc. Miałam nadzieję, że gdy już przeżyje żałobę po przyjacielu, to ta obsesja na punkcie zdrowia mu przejdzie. Przestanie kwękać, marudzić, wynajdywać u siebie coraz to nowe choroby.

W gruncie rzeczy to przecież mądry, rozsądnie myślący człowiek. Ale mijały kolejne miesiące i nic się nie zmieniało. Ba, gdy wybuchła pandemia, zrobiło się jeszcze gorzej. Marcin ubzdurał sobie, że ze względu na swoje liczne dolegliwości jest w grupie ryzyka i w związku z tym musi się izolować. Szef skierował go do pracy zdalnej, więc na dobre zamknął się z komputerem w sypialni. Wychodził tylko do łazienki i gdy chciał coś przekąsić.

W efekcie wszystko było na mojej głowie. I zakupy, i praca, i odrabianie lekcji z dziećmi. Czasem czułam się tak zmęczona, że nie mogłam usnąć. Któregoś dnia coś we mnie pękło.

– Sama nie daję już rady. Musisz wziąć na siebie część obowiązków – zażądałam.
– Proszę bardzo, mogę wziąć. Zaraz pójdę na zakupy do supermarketu. Ale wiesz, jakie to dla mnie niebezpieczne – odparł z wyrzutem w głosie i zaczął zbierać się do wyjścia.

Zawróciłam go spod drzwi, bo pomyślałam, że jeśli rzeczywiście się zarazi i coś mu się, nie daj Boże, stanie, to nie daruję sobie tego do końca życia. Nie wiem już, co robić. Kocham Marcina i chcę z nim być. Ale jego zachowanie coraz bardziej mnie denerwuje. Nie mam ochoty słuchać dłużej jego narzekania na zdrowie, nie mam ochoty wyręczać we wszystkich obowiązkach. Żeby jeszcze chociaż naprawdę coś mu dolegało.

Ale to okaz zdrowia! Widziałam wyniki badań, rozmawiałam z lekarzami! Marzę, by był prawdziwym, silnym mężczyzną a nie użalającą się nad sobą beksą. W końcu przecież to ja jestem kobietą i to ja powinnam być tą słabszą połową. A jest dokładnie odwrotnie… Przyjaciółka poradziła mi ostatnio, żebym przestała zwracać uwagę na niby-choroby męża i zamiast się nad nim litować, pocieszać go, stanowczo zagoniła go do roboty.

Bo Marcin najzwyczajniej w świecie mnie wykorzystuje, bo rola biednego i chorego bardzo mu odpowiada. Może sobie pracować, leżeć, odpoczywać, nie musi się o nic martwić. Z jednej strony myślę, że w tym, co mówi Ala, jest wiele racji, ale z drugiej… Boję się, że gdy postawię sprawę tak ostro, to go zranię i skrzywdzę. A tego nie chcę. 

Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana

Redakcja poleca

REKLAMA