„Kiedy z konta wyparowało 8 tys. złotych, wiedziałam, że mój mąż ma kochankę. Myliłam się. I to bardzo"

Zdradzana kobieta fot. Adobe Stock
„– Stop! – usadziłam go ostrym tonem i wymownym ruchem dłoni. – Gdzie byłeś? – Stanął, jego szeroki uśmiech zbladł. – Kim ona jest?! – wrzasnęłam. – I co ona ma takiego, czego nie mam ja?".
/ 04.08.2022 06:58
Zdradzana kobieta fot. Adobe Stock

Pierwszych podejrzeń, że coś w naszym małżeństwie może być nie tak, nabrałam, gdy z naszego wspólnego konta bankowego w jakiś magiczny sposób wyparowało 8 tysięcy złotych. Nie była to może jakaś ogromna strata, bo oboje zarabiamy całkiem nieźle, ale też nie dało się tego ubytku nie zauważyć. Jako kobieta rozsądna i przezorna, zamiast zrobić mężowi awanturę po owym odkryciu, postanowiłam poczekać. W końcu zbliżają się święta, może szykuje dla mnie jakąś ekstra niespodziankę, więc szkoda byłoby mu popsuć frajdę. I sobie zresztą też. Niestety, to był dopiero pierwszy symptom...

Powiedział, że wróci później

Parę dni później Kamil zadzwonił z pracy i oznajmił, że mają dzisiaj ważną naradę i wróci raczej późnym wieczorem. Zdarzały się wcześniej takie sytuacje, ale tym razem usłyszałam w jego głosie coś jakby… fałsz. Znałam go zbyt dobrze, by nie wyczuć kłamstwa. Zignorowałam to w pierwszej chwili, bo sama miałam tego dnia lekkie urwanie głowy w pracy, ale po przyjściu do domu zaczęłam się zastanawiać. I niewiele myśląc, zadzwoniłam do firmy męża. Zastałam tylko sekretarkę, która o żadnej naradzie zwołanej w trybie pilnym nic nie wiedziała, a wszyscy pracownicy wyszli już godzinę temu. Korciło mnie, żeby zadzwonić do Kamila na komórkę, ale się powstrzymałam.

Miałam złe przeczucia...

Przesłanki były raczej słabe. A ja nie chciałam go ostrzec, że zaczynam się czegoś domyślać. Mężczyźni próbują mieć swoje tajemnice, ale prędzej czy później wszystko i tak wychodzi na jaw, bo w roli prywatnych detektywów urażone i zagrożone kobiety są po prostu bezkonkurencyjne. Zamiast zwracać na siebie uwagę, zamiast ostrzegać i wyprzedzać – postanowiłam działać. Kamil wrócił naprawdę późnym wieczorem; już byłam w łóżku. Czekałam, a on krzątał się po mieszkaniu, starannie omijając sypialnię. Nabierałam coraz większych podejrzeń, zwłaszcza że prysznic brał chyba ze 20 minut. A kiedy wreszcie skończył, przyszedł do mnie cały pachnący i bez słowa przytulił się do mnie mocno. Rany, co to była za noc.

Wyparował z samego rana

Obudziłam się o 7 rano, a jego już nie było. Na poduszce kartka:

„Dziękuję za wczoraj, ale obowiązki wzywają. Wyjeżdżam na cały dzień. Po moim powrocie musimy to powtórzyć…”.

No, niby wszystko pięknie, ale moje podejrzenia zaczęły żyć własnym życiem. Wyczułam jakąś zmianę w Kamilu. Co, a raczej kto ją spowodował? Jak nic znalazł sobie kogoś na boku. Ostatnia noc, wbrew pozorom, tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

Czytałam niedawno w jednym z magazynów, że faceci zdradzający swoje partnerki wykazują się nagłą i niespotykaną do tej pory aktywnością w sypialni. Z jednej strony są to działania maskujące, z drugiej – chęć przeprowadzenia „badań porównawczych”. Do tego tajemnicze zniknięcie pieniędzy z konta, wieczorna narada, której nie było, pucowanie się, żebym nie wyczuła zapachu… Umiem dodać dwa do dwóch, w końcu jestem analitykiem i na co dzień pracuję w urzędzie statystycznym. Widziałam zatem jak na dłoni, że coś tu wyraźnie było nie tak, jak być powinno.

Poprosiłam o pomoc przyjaciółkę

Uznałam, że do akcji demaskatorskiej potrzebuję wspólnika – zadzwoniłam do Magdy, mojej najlepszej przyjaciółki.

– Dzisiaj o 17 kawa u mnie – powiedziałam, co wystarczyło. Magda w lot pojęła moje intencje.

– Przyjęte – odrzekła. Magda jest policjantką. Z obyczajówki. Kamil już się nie wywinie.

Magda pojawiła się punktualnie jak zawsze. Siadłyśmy przy stole w kuchni i w ciągu 5 minut zrelacjonowałam jej całą sytuację, nie pomijając żadnego szczegółu. Milczała przez kolejne 5 minut.

– Niedobrze – zawyrokowała w końcu.

– Tyle to i ja wiem – burknęłam.

Kamil ma chyba jakieś kłopoty…

– No, coś ty? Babę ma na boku i już.

– Nie można wykluczyć – powiedziała.

– A dowody?

– Poszlaki – poprawiła mnie. – Są dość poważne – przyznała.

– Owszem. Tym bardziej, że dzwoniłam do jego firmy. Wziął urlop na żądanie. Nic nie wiedzą o służbowym wyjeździe.

– Co zamierzasz?

– Dzwoniłam do niego rano, żeby… coś tam…, ale powiedział, że jedzie samochodem. I jechał, bo słyszałam w tle radio i odgłos silnika. I jeszcze coś…

– Co?

– Śmiech. Kobiety.

Postanowiłyśmy się napić

Godzinna narada z Magdą zmieniła się w wieczorną popijawę z winem i lodami. Nic nam nie przyszło do głowy na tyle sensownego, żeby było warte wzmianki, choć pomysły miałyśmy różne. Nagle z przedpokoju doszedł mnie odgłos otwieranych drzwi. Wrócił jaśnie pan małżonek. Magda zerwała się na równe nogi, próbując się nieco ogarnąć; ja też wstałam i ruszyłam do korytarza, wściekła i gotowa wszystko mu wygarnąć. Otworzyłam drzwi pokoju i stanęłam jak wryta. Kamil miał wielki siniec na twarzy, rękę na temblaku, zabandażowaną głowę i wyraźnie utykał, idąc w moją stronę. Ale szczerzył się od ucha do ucha.

– Stop! – usadziłam go ostrym tonem i wymownym ruchem dłoni.

– Gdzie byłeś? – Stanął, jego szeroki uśmiech zbladł. – Kim ona jest?! – wrzasnęłam. – I co ona ma takiego, czego nie mam ja?

– Kopyta… – wymamrotał pod nosem.

– Że co?

– Mogę wejść i usiąść? – spytał. Nie czekając na odpowiedź, zaczął przeciskać się obok mnie. Dziwnie śmierdział. Dymem z ogniska i… jakimś zwierzakiem chyba.

Kamil wszedł do pokoju, rzucił się na fotel, machnął do Magdy na powitanie zdrową ręką i zwrócił się do mnie uprzejmym tonem:

Mogę dostać piwo?

– Sam sobie weź, ty zdrajco… – wysyczałam.

– Nie mogę… Ledwie łażę…

– Tak cię urządziła ta twoja…

– Larysa – wyznał.

Straciłam dech...

Przynieś piwo, to ci wszystko wyznam jak na spowiedzi – powiedział, a ja niczym automat ruszyłam do kuchni i przyniosłam mu to piwo. Jego ostatnie piwo w tym domu… Wypił duszkiem pół butelki, a potem westchnął ciężko i wyjęczał:

– Jezu, ale mi dała w kość…

– Przyznajesz się? – zdziwiła się Magda.

– Do czego?

– No do zdrady.

Poderwał się i syknął z bólu. Usiadł z powrotem i popatrzył zdumiony.

– O jakiej zdradzie mowa? – wystękał. – Przecież… ja... tylko kupiłem klacz.

No i zaczął wyjaśniać. Okazało się, że w sekrecie przede mną mój mąż, trzydziestoletni informatyk, kupił dwunastoletnią klacz rasy wielkopolskiej. Mało tego – wspólnie z kolegami i koleżankami z biura utworzyli jakieś rycerskie bractwo i właśnie dzisiaj wrócił ze swojej pierwszej bitwy… Stąd ten wydatek i dzisiejsze kontuzje. Podobno od zawsze jego marzeniem było posiadanie konia, ale bał się, że ja nie zgodzę na taką ekstrawagancję.

On się tłumaczył, ja płakałam, Magda ryczała. Ze śmiechu. Kamil wypił piwo, a potem oznajmił:

– Idę się wykąpać.

Wyszedł. Spojrzałam na Magdę i zarżałam jak… klacz normalnie.

– Ale numer! Mój mąż postanowił zostać rycerzem.

– Chyba lepiej, że nie Casanovą. – podsumowała moja przyjaciółka.

Czytaj także: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”

Redakcja poleca

REKLAMA