„Kiedy mąż stracił pracę, chciał prosić o pomoc kuzyna. Lepiej jednak żyć skromnie, niż pracować u takiego łajdaka”

para budżet domowy fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Kretyn – mamrotał Radek, gramoląc się z fotela. – Właśnie zmarnowałeś swoją szansę. Mogłem cię ustawić, ale ty jesteś głupi! Zawsze będziesz żarł kartoflankę i pasztetową, nigdy się nie nauczysz rozumu”.
/ 11.09.2023 20:45
para budżet domowy fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Mój mąż stracił pracę, bo zamknięto Dom Kultury, w którym pracował od czasu studiów. Byliśmy w ciężkiej sytuacji, spłacaliśmy dwa kredyty, na inne świadczenia szła połowa mojej pensji. O mało nie zemdlałam, kiedy jeszcze do tego dentysta powiedział, ile muszę zapłacić za leczenie zębów.

Pomoc od rodziny

– Zadzwoń do Radka – namawiałam męża. – On wszystkich zna. Ma kontakty, załatwia innym różne sprawy. Jak poprosisz, gdzieś cię wepchnie. Może nawet w swojej firmie.

– Żartujesz? Radek każe mi błagać i to na kolanach! Znasz go przecież… Lubi pomiatać ludźmi, nie odpuści okazji, żeby mnie przeczołgać!

Jacek i Radek nigdy się nie lubili, chociaż ich mamy to siostry. Mój mąż ukończył kierunek mało popularny, bo jest historykiem sztuki, ale to najinteligentniejszy facet, jakiego znam. Poza tym jest porządny, z kręgosłupem. Brzydzi się oszustami, nie podkłada nikomu świni, nie umie się rozpychać łokciami. To dobry człowiek.

Radek jest jego przeciwieństwem. Jego życiowa dewiza brzmi: „Co z tego, że narobisz komuś na głowę? Będzie śmierdziało? Smród się wywietrzy, a ty dostaniesz swoje. Liczy się cel!”.

Kiedy Jacek słyszy takie teksty, robi się biały jak kreda. Wie, że z kuzynem nie ma żadnej rozmowy, więc nawet nie próbuje dyskutować.
Ostatnio widzieli się na imieninach ciotki i pokłócili na śmierć i życie. Jacek powiedział, że polityka to szambo!

– To gra dla kumatych ludzi, nie dla debili – odpowiedział Radek. – Więc, faktycznie, nie masz tam czego szukać!

Od tamtego dnia nie podawali sobie ręki. Trudno się dziwić, że teraz mój mąż nie chciał do niego iść po prośbie.

Szydzili z naszego życia

– Ja zadzwonię, mnie wypada – zaproponowałam. – Zaproszę ich na kolację. Tylko się zgódź, błagam!

– Chyba nie mam wyjścia – westchnął mój mąż. – Tylko nie szalej z kawiorem i sushi, nie stać nas na to.

– Będzie normalnie – uspokoiłam go. – Zwykłe, rodzinne spotkanie…

Radek z żoną przyszli spóźnieni.

Od progu grali takich z wielkiego świata. Aldona wyglądała jak modelka, natychmiast zauważyła, że mam kiepską fryzurę i zaproponowała swojego stylistę.

– Bierze straszną kasę, ale warto – świergoliła. – Popatrz na mnie. Co tydzień u niego jestem na pielęgnacji, tym twoim strączkom też by się przydała fachowa ręka.

Naprawdę się starałam, żeby było smacznie i elegancko. Ale ani moje sałatki, ani koreczki, ani domowy pasztet z borowikami im nie smakowały.

Tylko wódki szybko ubywało, bo kuzyn sam polewał, nie zwracając uwagi na Jacka. Bałam się, że zaraz będzie pijany i niczego nie załatwimy, więc nieśmiało zaczęłam:

– Wiesz, Radek, mielibyśmy prośbę. Dla ciebie to drobiazg, a dla nas sprawa życia i śmierci.

– Kasę chcecie pożyczyć? – zapytał. – Macie na oku nową chałupę?

– Oj przydałoby się – Aldona omiotła oczami pokój. – Ale co? Jakiś loft czy apartamentowiec? Mam namiary na dewelopera, dam ci telefon…

Był strasznym chamem

Jej mąż się uśmiechał, ale nie był to uśmiech życzliwy, ale paskudny, podstępny, złośliwy. Już poczuł, że ma nas w garści i postanowił sobie poużywać.

To był taki typ, który mógł komuś coś dać albo w czymś pomóc, ale wcześniej musiał obdarowanego sprowadzić do poziomu podłogi. Tylko wtedy miał przyjemność i nie żałował prezentu.

Radek nalał sobie następny kieliszek, potem jeszcze jeden – oba wypił nie czekając na towarzystwo.

– A wam po co te szamańskie duperele? – spytał niespodziewanie.
W pierwszej chwili nie zrozumieliśmy, o co mu chodzi.

– No, co się tak gapicie? O tym mówię – pokazywał palcem ścianę i wiszący na niej obraz. – Trzeba kupić jakąś abstrakcję, ostatecznie dobrą reprodukcję… Ten bohomaz tylko was ośmiesza. Mogę się tym zająć, macie tu jakieś wiadro na śmieci?

Ten obraz, o którym mówił, dostaliśmy od rodziców Jacka w dniu naszego ślubu. 

Kuzyn wstał, podszedł do ściany i już wyciągał łapę, żeby zdjąć któreś z naszych świętości, kiedy usłyszałam spokojny głos Jacka:

– Nie rusz! Jeśli tylko dotkniesz, złamię ci rękę!

Mówił cicho, ale tak zdecydowanie, że nie mieliśmy wątpliwości, że dotrzyma słowa.

– No, co wy? To tylko żarty! – Aldona próbowała ratować sytuację, ale było za późno.

– Zbierajcie się – Jacek stał przy otwartych na oścież drzwiach. – Koniec wizyty. Żegnam. Od dziś się nie znamy!

– Kretyn – mamrotał Radek, gramoląc się z fotela. – Właśnie zmarnowałeś swoją szansę. Mogłem cię ustawić, ale ty jesteś głupi! Zawsze będziesz żarł kartoflankę i pasztetową, nigdy się nie nauczysz rozumu.

Kiedy poszli, Jacek powiedział tylko:

– Co za żałosny pajac!

Dziś mój mąż pracuje fizycznie na śmieciowej umowie. Mocno oszczędzamy. Postanowiliśmy sprzedać auto, więc starczy na stomatologa. I tak nas nie stać na paliwo… Pewnie, że fajnie byłoby mieć pieniądze i niezłą robotę, ale nie za wszelka cenę. A już nie za pracę u takiego łajdaka. Nawet jeśli to rodzina.

Czytaj także: „Rozwaliłam związek mojego syna dla jego dobra. Teraz Michał jest wrakiem człowieka”
„Mąż był łóżkowym nudziarzem, a po 40-tce zamienił się w prawdziwego ogiera. Albo to kryzys, albo kochanka”
„Gdy owdowiałem, przyjaciele zaczęli szukać nowej mamusi dla Franka. Nie wzięli pod uwagę, że tęsknię za moją Kasią”

Redakcja poleca

REKLAMA