„Kalendarz adwentowy miał pomóc nam zawalczyć o małżeństwo. Zamiast do Wigilii, powoli przybliżał nas do rozwodu”

załamana kobieta fot. iStock, acob Wackerhausen
„Próbowałam zrozumieć, dlaczego każda próba zbliżenia kończy się oskarżeniami i pretensjami. Czy to ja jestem zbyt wymagająca? Czy może oboje utknęliśmy w miejscu, z którego nie potrafimy się wydostać?”.
/ 23.12.2024 14:30
załamana kobieta fot. iStock, acob Wackerhausen

Mój mąż, Tadeusz, i ja jesteśmy razem już od ponad dziesięciu lat. Kiedyś nasze życie było pełne bliskości, śmiechu i spontanicznych chwil, które przywoływały uśmiech na twarz. Jednak ostatnio coś się zmieniło.

Codzienność stała się monotonna, a subtelne napięcia zaczęły coraz bardziej wkraczać w nasze życie. Zdecydowaliśmy się na odliczanie do świąt z kalendarzem adwentowym, bo wierzyliśmy, że wspólne cele pomogą nam się zbliżyć i odnaleźć magię, którą kiedyś dzieliliśmy. Teraz, w miarę zbliżania się świąt, zastanawiam się, czy ta magia jeszcze istnieje i czy uda nam się odbudować to, co kiedyś było tak naturalne.

Siedzieliśmy przy stole w kuchni, patrząc na listę zadań na pierwszy tydzień adwentu. Cel był prosty: codziennie wspólne gotowanie.

– Może zaczniemy od lasagne? – zaproponowałam z nadzieją, że coś prostego będzie łatwe do wykonania.

Tadeusz wzruszył ramionami, zajrzał w notatnik, po czym odpowiedział:

– Lasagne? Przecież ostatnio narzekałaś, że za dużo makaronu jemy.

Tylko sugerowałam, że moglibyśmy czasem zjeść coś ciekawszego – starałam się zachować spokój, ale czułam, jak napięcie rośnie.

– A może po prostu powiesz, czego naprawdę chcesz, zamiast narzekać? – jego głos stał się ostrzejszy.

Westchnęłam ciężko, bo znowu mieliśmy utknąć w tych drobiazgach. Moje myśli zaczęły dryfować. Zastanawiałam się, kiedy przestaliśmy być dla siebie wyrozumiali. 

– To nie chodzi o lasagne – powiedziałam cicho, próbując powstrzymać łzy. – Chodzi o to, że chciałabym, żebyśmy znowu byli szczęśliwi.

Tadeusz milczał przez chwilę, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa. Ale zamiast tego wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z moimi myślami i pytaniami, które krążyły w głowie. Czy naprawdę jeszcze mamy szansę, by się zbliżyć, czy nasze wspólne gotowanie będzie tylko kolejnym źródłem konfliktów?

Czy to ja jestem zbyt wymagająca?

Wieczór zbliżał się ku końcowi, a my zasiedliśmy do naszego kolejnego wyzwania: spędzania czasu bez telefonów. Na początku cisza była krępująca, jakbyśmy zapomnieli, jak ze sobą rozmawiać.

– Wiesz, dzisiaj w pracy... – zaczął Tadeusz, próbując nawiązać rozmowę.

– Czekaj, nie zaczynaj od pracy – przerwałam mu z niecierpliwością. – Może porozmawiajmy o nas? O tym, co się dzieje?

Tadeusz spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby nie spodziewał się, że temat wróci do naszej relacji.

– Zawsze tylko o nas. Czasem mam wrażenie, że rozmowy o związku są jedynym, co nas jeszcze łączy – powiedział z nutą goryczy.

– A co innego mamy robić? Udawać, że wszystko jest w porządku? – odparłam, czując, jak moje serce bije szybciej z frustracji.

– Może po prostu cieszyć się sobą, nie analizując wszystkiego? – zasugerował, ale w jego głosie była rezygnacja.

Próbowałam zrozumieć, dlaczego każda próba zbliżenia kończy się oskarżeniami i pretensjami. Czy to ja jestem zbyt wymagająca? Czy może oboje utknęliśmy w miejscu, z którego nie potrafimy się wydostać?

– Tadeusz, ja naprawdę chciałabym, żeby było jak dawniej. Ale bez rozmów nic się nie zmieni – stwierdziłam z nadzieją, że tym razem dojdziemy do jakiegoś wniosku.

On jednak tylko skinął głową i milczał

Ta cisza mówiła więcej niż słowa – byliśmy w tym samym miejscu, ale każdy z nas samotny na swojej wyspie. Siedziałam w naszym salonie, próbując skupić się na książce, gdy nagle usłyszałam głos Tadeusza z sąsiedniego pokoju. Rozmawiał przez telefon z jednym ze swoich przyjaciół.

– Nie wiem, Marek. Czasem myślę, że nie ma już czego ratować – jego słowa były niczym cios w serce.

Zamarłam, niepewna, czy powinnam dalej podsłuchiwać. Ale moje nogi nie chciały się ruszyć.

– Tak, wiem, że kiedyś było inaczej, ale teraz... Teraz wszystko jest inne. Nie wiem, czy chcę tak dalej – kontynuował, a ja poczułam, jak mój świat zaczyna się walić.

Nie wiedziałam, czy mam się złościć, czy płakać. Postanowiłam jednak, że muszę skonfrontować się z prawdą, choćby była najtrudniejsza. Weszłam do pokoju, gdy tylko skończył rozmowę.

– Słyszałam, co mówiłeś – dodałam, a w jego oczach pojawiło się zrozumienie i smutek. – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego musiałam dowiedzieć się w ten sposób? – moja złość mieszała się z rozpaczą.

– Bo bałem się. Bałem się, że cię stracę, jeśli powiem to na głos – jego głos zadrżał, a ja poczułam, jak łzy zaczynają płynąć po mojej twarzy.

– Może już się pogubiliśmy, ale jeśli nie będziemy szczerzy, to na pewno nic z tego nie będzie – stwierdziłam, czując, jak ciężar moich słów osiada na naszych barkach.

To była trudna rozmowa, pełna najgłębszych lęków i wątpliwości, które do tej pory trzymaliśmy w sobie. Czy po tej konfrontacji uda nam się zbliżyć, czy to będzie nasz koniec?

W ciepłym blasku choinki przypomniały mi się święta sprzed kilku lat. Tamten czas był pełen radości, bez trosk, które teraz przysłaniały nasze dni. Tamtego roku śpiewaliśmy kolędy przy kominku, śmiejąc się, jakby nic nie mogło zakłócić naszego szczęścia. Co się zmieniło?

Kiedy zaczęliśmy oddalać się od siebie?

– Pamiętasz, jak świętowaliśmy w tamtym roku u twoich rodziców? – zapytałam Tadeusza, kiedy wspólnie oglądaliśmy stare zdjęcia.

– Tak. To były dobre czasy – odparł, uśmiechając się blado na widok naszych młodszych, beztroskich twarzy.

– Chciałabym, żebyśmy znowu potrafili tak się cieszyć – wyznałam, czując, jak nostalgia ściska mi serce.

– Ja też. Ale co się stało, że teraz jest inaczej? – Tadeusz spojrzał na mnie pytająco, jakby szukał odpowiedzi, której oboje potrzebowaliśmy.

– Myślę, że po prostu przestaliśmy się starać. Może za bardzo skupiliśmy się na problemach, zamiast cieszyć się małymi rzeczami – zastanawiałam się na głos, próbując zrozumieć, gdzie popełniliśmy błąd.

– Zawsze mówiłaś, że najważniejsze to cieszyć się chwilą. A ja zapomniałem, jak to robić – jego wyznanie było szczere, a ja poczułam, że coś w nim pękło.

– Może jeszcze możemy to naprawić. Jeśli oboje naprawdę tego chcemy – powiedziałam z nadzieją, sięgając po jego dłoń.

Czy jednak uda nam się odzyskać tę bliskość, czy to tylko chwilowa iluzja? Zbliżające się święta postawiły nas przed trudną decyzją: czy powinniśmy je spędzić razem, mimo że nasze małżeństwo zdaje się być na krawędzi?

Siedząc przy stole, z zapachem świeżo pieczonych pierników unoszącym się w powietrzu, spojrzałam na Tadeusza. Znałam tę twarz na pamięć, a jednak wydawała mi się teraz taka obca.

– Wiesz, jestem gotowa wybaczyć i spróbować od nowa, jeśli ty też tego chcesz – powiedziałam, łamiąc ciszę, która nas otaczała.

Tadeusz westchnął głęboko, jakby ważył każdą odpowiedź.

– Janina, ja... Naprawdę chcę, żebyśmy byli szczęśliwi. Ale boję się, że nie potrafimy już ze sobą rozmawiać – wyznał, a jego oczy wyrażały mieszaninę smutku i nadziei.

– Może nie musimy od razu rozwiązywać wszystkich problemów. Może wystarczy, że będziemy tu i teraz – zasugerowałam, próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia.

– Dobrze, spróbujmy. Może z czasem uda nam się odbudować to, co zgubiliśmy – odpowiedział, ściskając moją dłoń mocniej.

Rozmowa była pełna niepewności, ale czułam, że oboje jesteśmy gotowi dać sobie jeszcze jedną szansę. Złożyliśmy sobie obietnicę, że podczas tych świąt postaramy się skupić na drobnych radościach, które kiedyś tak nas łączyły.

Święta zbliżały się wielkimi krokami, a w naszym domu zapanowała niepewność zmieszana z cieniem nadziei. Choinka stała w kącie pokoju, a jej światła mrugały wesoło, jakby chciały przypomnieć nam o magii, którą niosą ze sobą te dni. Jednak w głębi serca wiedziałam, że prawdziwa magia musi pochodzić od nas samych.

Spoglądałam na Tadeusza, który przystrajał stół do wieczerzy. Mimo obaw i wątpliwości, czułam ulgę, że zdecydowaliśmy się spróbowaćUsiedliśmy razem do stołu, a ja czułam, jak coś się zmienia. Może to była ta magia, której tak bardzo potrzebowaliśmy. Mimo wszystkich przeszkód i problemów, wiedziałam, że miłość ma niezwykłą moc przezwyciężania trudności.

Być może nasza przyszłość była niepewna, ale w tym momencie postanowiłam być optymistką. Wierzyłam, że z czasem, jeśli oboje będziemy się starać, uda nam się odbudować zaufanie i bliskość, która kiedyś nas łączyła. A jeśli świąteczna magia miała nam w tym pomóc, to tym lepiej.

Janina, 42 lata

Czytaj także:
„Nie chciałam łamać się opłatkiem z teściami mojego syna. Święta to rodzinne tradycje, a nie czas dla przybłęd”
„Co roku w Święta słyszałam, kiedy przestanę być starą panną. W końcu zatkałam wszystkim gęby raz na zawsze”
„Śledziłam muskuły przystojniaka, jak górską topografię. Zrobiłam z siebie pośmiewisko, byle tylko zobaczyć go nago”

Redakcja poleca

REKLAMA